Zachowanie silnej wiary w trudnych czasach
W WIELU miejscach na ziemi prawdziwi chrześcijanie są w dobie obecnej zaciekle zwalczani, podobnie zresztą jak się to działo w pierwszym stuleciu. Ówcześni słudzy Boży zachowywali mimo wszystko silną wiarę i tak też jest dzisiaj. Mniej więcej rok temu pewien nadzorca podróżujący napisał do biura oddziału, w którego terenie usługuje, i w liście swym donosił o okrutnym prześladowaniu Świadków Jehowy na określonym obszarze. Niezłomność ich jest kolejnym wspaniałym przykładem chrześcijańskiego przywiązania do prawości.
Według relacji tego nadzorcy podróżującego dręczyciele powiedzieli grupie Świadków Jehowy: „Nie chcemy już nigdy słyszeć was mówiących coś o Jezusie”. Ci jednak oświadczyli: „Nie widzimy niczego złego w tym, co czynił Jezus. Dlatego też nie ma nic złego w naszym głoszeniu o nim”.
Przeciwników ogarnęła wściekłość. Kazali tym Świadkom, trzem braciom i dwom siostrom, zanieść wszystkie posiadane przy sobie książki na miejsce odległe o jakieś 5 kilometrów. Tam je spalili. Następnie odprowadzili braci nieco dalej i zaczęli bić jedną z sióstr — całkiem jeszcze młodą dziewczynę — podczas gdy bracia musieli się temu z dala przyglądać. Po powrocie do nich oprawcy powiedzieli: „Dziewczyna przyznała się, że zmuszaliście ją do tego, aby była Świadkiem”. Jednakże młoda siostra, którą dopiero co pobili, dosłyszała to i krzyknęła: „To kłamstwo!”
Następnie jednemu z braci związano ręce do tyłu i bito go aż do utraty przytomności. Potem prześladowcy wśród okrzyków: „Precz z Jezusem”, zbili innego brata i prócz tego obcięli mu ucho. Trzeciego brata również dotkliwie pobito, skutkiem czego prawie całkiem zaniewidział na jedno oko. Ale pomimo tak brutalnego maltretowania żaden z braci nie zaparł się wiary.
W końcu zabrano tych braci nad rzekę, aby ich utopić. W drodze żarliwie się modlili. Siepacze nagle zmienili zamiar i odprowadzili ich z powrotem do domu. Zapowiedziano im tylko, że przez najbliższe trzy miesiące nie wolno im pojawiać się w miasteczku, gdzie znajduje się Sala Królestwa. Niemniej już następnej niedzieli jeden z braci udał się tam na zebranie.
Później tych samych pięciu Świadków zaczepiła inna grupa mężczyzn. Rzucono im pytanie: „Przez kogo modlicie się do Boga?” Jeden z braci odpowiedział: „W imię Jezusa”. Ale przerwano mu słowami: „Bo my zwracamy się do Boga przez duchy przodków”. Ktoś inny dodał: „Czy w takim razie nie oddajecie czci przodkom?” Świadkowie Jehowy na to się nie odezwali.
Z kolei któryś z tej bandy wziął gruby kij i zaczął nim okładać braci. Drudzy przyłączyli się do niego, waląc ich pięściami i kopiąc butami. Po chwili oddzielono jednego brata i zabrała go inna grupa na przesłuchanie. Kazano mu powtarzać okrzyk: „Niech żyje wojna!” Ponieważ odmówił, został ponownie pobity. Jeden z oprawców rzekł: „Podsuń nam drugi policzek, bo Jezus powiedział, że jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, powinieneś i drugi mu nadstawić”.
Brat zastosował się do tego z uśmiechem na twarzy, choć inni z niego drwili. Ten wszakże, który kazał mu nadstawić drugi policzek, już go nie uderzył, tylko odprawił go pogardliwie: „Zachowujesz się jak wariat. Zabieraj się stąd!” Drudzy wszakże zaczęli walić w niego kolbami karabinów i okładać go pięściami, podczas gdy jeszcze inni kopali go ciężkimi butami. Został wtedy dotkliwie poturbowany.
Kiedy nie udało się skłonić tego brata do pójścia na kompromis, oddano go pierwszej grupie dręczycieli. Ci w dalszym ciągu próbowali go zmusić do ustępstw i powtarzania hasła: „Niech żyje wojna!” Tłumaczyli mu: „Przecież to taka drobnostka”. Ale brat, mimo dalszego bicia, nie ugiął się w tej sprawie.
Mniej więcej w tym czasie zjawiła się żona tego brata. Kiedy oprawcy się dowiedzieli, kto to jest, próbowali ją przekonywać, aby namówiła męża do powtarzania ich hasła. Ale siostra milczała. Tak minęła północ, a brat mężnie przetrwał wszystkie cierpienia zadawane mu przez cały dzień. W końcu prześladowcy dali za wygraną i odeszli.
Następnego dnia bracia postanowili niespostrzeżenie się wynieść, dla niepoznaki zostawiając swoje mienie i dobytek. Odnaleźli kilku Świadków Jehowy i ci zaopiekowali się swymi tak umęczonymi współwyznawcami.
W jakim nastroju żyją teraz tamci prześladowani Świadkowie? Powiadają: „Jesteśmy zdecydowani w razie potrzeby nawet oddać życie dla imienia Jehowy”. Tak samo zresztą mówili prosto w oczy prześladowcom. Czy warto było w ten sposób trzymać się prawości? Dało się słyszeć, że później niektórzy postronni obserwatorzy ich maltretowania przyznawali: „Jehowa jest prawdziwym Bogiem”.