Przedstawianie dobrej nowiny — tym, którzy mówią: „Po co przychodzicie?”
1 Większość z nas spotkała się już z takim pytaniem przy takiej czy innej okazji. Chcąc dać trafną odpowiedź lub logiczne wyjaśnienie, musimy najpierw sami dobrze wiedzieć, po co zachodzimy do ludzi, u których przed miesiącem lub dwoma już ktoś był i którzy obojętnie zareagowali na dobrą nowinę. Po co więc nadal zachodzimy do ludzi?
2 Zasadniczym powodem podejmowania z naszej strony inicjatywy w odwiedzaniu ludzi od domu do domu jest chęć zaznajomienia ich z dobrą nowiną, a czynimy to w posłuszeństwie wobec nakazu otrzymanego od Jezusa (Mat 28:19, 20; Marka 13:10). Wolą Jehowy jest, żeby ogłaszanie dobrej nowiny trwało dopóty, dopóki On będzie to uważał za konieczne (2 Kron. 36:15; Dzieje 5:42). Następnym powodem jest miłość do ludzi, zdajemy sobie bowiem sprawę, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, a na podstawie sposobu reagowania na dobrą nowinę są osądzani (Prz. 24:11, 12). Nie sposób też pominąć niewysłowionej radości, jaką dobra nowina przyniosła nam, ani szczęścia, jakie może przynieść drugim (Prz. 3:27, NP; Dzieje 20:35). Oto główne powody, dla których wciąż jeszcze zachodzimy do ludzi!
3 Dlaczego jednak zachodzimy ponownie nawet do tych, którzy dali nam już wyraźnie do zrozumienia, że się nie interesują? Otóż trzeba tu rozważyć następujące czynniki: (a) Zdarza się, że podczas następnej wizyty zastajemy ludzi w lepszym nastroju; (b) mogli sobie przemyśleć poprzednią rozmowę i zmienić nastawienie; (c) przy każdym opracowywaniu terenu zmieniamy temat, a na różne tematy ludzie różnie reagują; (d) kto inny może wzbudzić zainteresowanie prawdą tam, gdzie nam się to nie udało; (e) przy każdej następnej wizycie możemy trafić na innych członków rodziny; (f) może tam już mieszkać kto inny; (g) ilu z nas zareagowało na dobrą nowinę podczas pierwszej wizyty Świadków Jehowy? Czy niejeden nie odprawił najpierw kilkakrotnie głosicieli, zanim się zainteresował dobrą nowiną?
4 No tak, ale co moglibyśmy powiedzieć ludziom, gdy nas pytają, po co ciągle do nich zachodzimy? Pewien starszy, który ma duże doświadczenie, odpowiada tak: „Cieszę się, że postawił pan takie pytanie, bo swego czasu ja też je zadawałem. Proszę pana, czy pytał pan kiedy listonosza albo mleczarza, po co przychodzą? Każdy z nich ma coś interesującego lub pożytecznego dla całej rodziny. Podobnie przedstawia się sprawa ze Świadkami Jehowy. My naprawdę jesteśmy przekonani, że dla każdego mamy coś bardzo ważnego i pożytecznego. Gdy pora, w jakiej przychodzimy, jest nieodpowiednia do dyskusji, chętnie odwiedzamy taką osobę o innej porze”. Albo inna odpowiedź: ‛W żadnym wypadku nie chcemy nikogo niepokoić ani denerwować. Pragniemy jedynie przekazać każdemu coś, co naprawdę wzbogaciło nasze życie i co może w taki sam sposób wpłynąć na życie drugich’.
5 Jak jeszcze można by powiedzieć? Na przykład tak: ‛Ponieważ ze wszystkich stron słyszy się tyle złych wieści, więc uważamy, że od czasu do czasu dobrze jest odwiedzić ludzi i porozmawiać z nimi o czymś pokrzepiającym; oczywiście nie mamy zamiaru niczego narzucać’. Pewien pionier odpowiada w taki sposób: „Za każdym razem mamy coś interesującego do powiedzenia ludziom. Dzisiaj na przykład rozmawiamy z ludźmi na temat.... /podaje, jaki/. Co Pan o tym sądzi?”
6 Oczywiście jeżeli domownik jest zdenerwowany lub odrywamy go od jakiegoś zajęcia, lepiej taktownie się wycofać i zaznaczyć, że może innym razem nasza wizyta wypadnie w dogodniejszej porze. Często przyczyną nieprzychylnej reakcji ludzi na nasze wizyty są różne problemy rodzinne; nie musi to zaraz świadczyć o uprzedzeniu do dobrej nowiny. W takim wypadku dobrze jest przypomnieć sobie radę apostoła Pawła z Kolosan 4:5, 6.
7 Czasem jednak ktoś wyraźnie żąda, żeby go więcej nie odwiedzać. Niektórzy ludzie tak się denerwują przy każdej próbie nawiązania z nimi rozmowy, że może się to okazać nie tyle trudne, co wręcz niemożliwe. W takim wypadku lepiej jest spokojnie i uprzejmie spełnić życzenie domownika i odejść. Apostoł Paweł radzi: „Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność”. — Filip. 4:5.