BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g87/11 ss. 10-13
  • Znalazłem właściwą armię

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Znalazłem właściwą armię
  • Przebudźcie się! — 1987
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Dzieciństwo i młodość
  • Przedsmak życia w armii
  • Francuska legia cudzoziemska
  • Nowe życie w nowym kraju
  • Ostrożne postępy
  • Nareszcie właściwa armia!
  • Nauczyłem się polegać na Jehowie
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1998
  • Byłem bohaterem wojennym, jestem żołnierzem Chrystusa
    Przebudźcie się! — 1998
  • Zawsze można coś uczynić dla Jehowy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1989
  • Usilnie staram się być „pracownikiem nie mającym się czego wstydzić”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1999
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1987
g87/11 ss. 10-13

Znalazłem właściwą armię

BYŁO to w roku 1944 podczas drugiej wojny światowej. Siedziałem, jako Niemiec, w niewoli u aliantów. Chęć ucieczki narastała we mnie do granic obsesji. Nic innego się nie liczyło. Właśnie dlatego razem z 13 innymi jeńcami wyskoczyłem z pędzącego pociągu w pobliżu granicy Maroka Hiszpańskiego.

Bardzo się potłukliśmy, ale na szczęście nikt nie zginął. Nasza wolność była jednak krótkotrwała. Po czterech dniach ujęła nas arabska policja konna patrolująca pustynię. Pragnienie wolności dalej paliło mnie jak ogień. Nie zdołały go stłumić potłuczenia, upokorzenie z powodu ponownego ujęcia ani surowa kara.

Mijały miesiące, a nas więziono w Casablance. Powzięliśmy inny plan ucieczki. Tym razem mozolnie wykopaliśmy 20-metrowy tunel. Po trzech miesiącach niestrudzonej pracy wreszcie nadszedł wieczór, kiedy mogliśmy uciec. Znów się nam wszystkim powiodło!

Po nader krótkim okresie wolności, trwającym zaledwie kilka dni, ponownie nas schwytano. Za karę zamknięto nas w izolatce w specjalnym więzieniu i musieliśmy przez miesiąc wykonywać ciężką pracę. Potem przewieziono nas do zwykłego obozu jenieckiego.

Miałem wtedy 19 lat i te przeżycia wycisnęły na mnie niezatarte piętno. Byłem pewien, że służyłem we właściwej armii i dlatego wszystkie te trudy nie wydawały mi się daremne.

Dzieciństwo i młodość

Urodziłem się we wrześniu 1925 roku w pobliżu Bremy, w północnych Niemczech. Ojciec był świetnym piłkarzem, pływakiem i łyżwiarzem, więc i ja jako chłopiec entuzjazmowałem się sportem. Dużo też czytałem. Rodzice chodzili do kościoła tylko na Boże Narodzenie, w czasie pogrzebów lub przy innych szczególnych okazjach. Gdy szedłem z nimi, za każdym razem dziwiłem się, że tyle ludzi śpi przez większą część kazania, które wygłaszał pastor.

Później zacząłem czytać powieści przygodowe; fascynowało mnie wszystko, czego się dowiadywałem o innych krajach. Przypominam sobie, że kiedyś czytałem książkę o Cieśninie Torresa — dużym obszarze morskim między Papuą-Nową Gwineą a Australią. Ta daleka interesująca okolica urzekła mnie i zacząłem żywić mglistą nadzieję, że któregoś dnia tam się udam.

W domu mieliśmy encyklopedię, z której dowiedziałem się o wielu religiach świata i o ich rozmaitych bogach. Czasem się zastanawiałem, czy wśród wszystkich tych bóstw jest jakiś prawdziwy Bóg. Ojciec regularnie otrzymywał przesyłane pocztą czasopismo Der Stürmer. Zaintrygowało mnie nieznane mi imię Jehowa, które często znajdowałem w przytoczonych tam cytatach z Biblii. Ojciec wyjaśnił mi, że tak się nazywa Bóg Żydów. Czytałem dotąd o wielu starożytnych bogach, jak Wodan, Donar, Freja oraz o hinduskich bogach Siwa, Wisznu i Brahma, ale z imieniem Jehowa nigdy się przedtem nie zetknąłem.

Przedsmak życia w armii

Byłem wychowywany pod rządami nazistów, więc wstąpiłem do organizacji młodzieżowej zwanej Hitlerjugend. W roku 1939 rozpoczęła się druga wojna światowa i choć miałem dopiero 14 lat, już mnie uczono, jak walczyć. Z czasem naloty stały się rzeczą normalną. Pewnego razu nagle obudziłem się w nocy, ponieważ bomba zapalająca przebiła dach i wylądowała tuż obok mego łóżka. Ugasiłem pożar workami z piaskiem i w ten sposób uratowałem nasz dom.

W roku 1943 zaciągnąłem się do wojsk spadochronowych i zostałem wysłany do Francji na przeszkolenie, po którym skierowano mnie na front do Nettuno i Anzio we Włoszech. Ponieważ kula przeszyła mi nogę, poszedłem na sześć tygodni do szpitala w Bolonii. Wkrótce po powrocie do służby czynnej wzięto mnie do niewoli pod Sieną we Włoszech.

Jadąc pociągiem do Maroka Francuskiego podjąłem razem z 13 kolegami pierwszą próbę ucieczki. Po ujęciu nas dostaliśmy się do obozu jenieckiego w górach Atlasu Wysokiego w pobliżu Sahary. Tutaj nauczyłem się wyrabiać cegły z gliny wymieszanej z wodą i słomą. Potem zostaliśmy przeniesieni do więzienia w Casablance, skąd po wykopaniu tunelu uciekliśmy po raz drugi.

Francuska legia cudzoziemska

Chociaż wojna skończyła się w roku 1945, trzymano nas dalej jako jeńców w Maroku. W roku 1947 zostaliśmy wywiezieni do Francji, gdzie pozostałem w niewoli do roku 1948. Po wypuszczeniu na wolność zacząłem pracować przy ścinaniu drzew w Pirenejach. Następnie, w roku 1950, zgłosiłem się do francuskiej legii cudzoziemskiej. Najpierw posłano mnie jako spadochroniarza do Sidi Bel-Abbes w Algierii, a potem do Philippeville.

Następnie skierowano mnie na wojnę do Indochin. Tam zostałem postrzelony podczas niespodziewanego napadu z zasadzki; tylko dwóch z nas uszło wtedy z życiem. Leczono mnie przez sześć tygodni, tym razem w szpitalu wojskowym w Hanoi. Gdy wyzdrowiałem, znów wysłano mnie do walki w dżungli i na polach ryżowych. Jako spadochroniarz wykonałem w tym okresie ogółem 20 skoków.

W końcu tak poważnie zachorowałem na żółtaczkę, że lekarze wojskowi nie robili mi żadnych nadziei. Co prawda wyzdrowiałem, ale uznano mnie za niezdolnego do służby czynnej. Nie dano mi jednak honorowego zwolnienia. Na szczęście przysługiwał mi dłuższy urlop, więc poprosiłem o umożliwienie powrotu do Afryki Północnej.

Tam zaplanowałem kolejną próbę ucieczki, tym razem w pojedynkę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że na 100 uciekinierów 99 znów bywa ujętych, toteż obmyśliłem szczegółowy plan ucieczki. Udało mi się dostać do Port Layutey (dzisiaj Kenitra) i wejść na pokład niemieckiego statku pasażerskiego. Na pełnym morzu, płynąc w kierunku Niemiec, czułem się już bezpieczny.

Po powrocie do Niemiec byłem szczęśliwy, że mogę się spotkać z rodziną po dziesięciu latach nieobecności w domu! Dawny kolega szkolny pomógł mi wstąpić do niemieckiej jednostki armii brytyjskiej, trzeciej już armii, w której służyłem. Zarabiałem dobrze, ale służba żołnierska coraz bardziej mnie nużyła.

Nowe życie w nowym kraju

Pewnego dnia nadarzyła mi się okazja wyemigrowania do Kanady lub do Australii. Zdecydowałem się na Australię i w czerwcu 1955 roku przybyłem do Sydney, stolicy Nowej Południowej Walii. Dowiedziałem się tu, że mogę dostać pracę przy budowie wielkiego hydroelektrycznego systemu nawadniania w Snowy Mountains, jakieś 500 kilometrów na południowy zachód od Sydney. Wiedziałem, że to ciężka praca, ale była dobrze płatna i — jak mi powiedziano — pracuje tam wielu emigrantów z Europy, w tym również Niemców.

Od czasów wojny niewiele myślałem o religii. To, co widziałem na wojnach, rozczarowało mnie do niej. O Świadkach Jehowy jeszcze nigdy nie słyszałem, ale pewien kolega w pracy, który mówił, że do nich należy, często rozmawiał ze mną na temat rozwiązania problemów światowych. Te wyjaśnienia wydały mi się sensowne. Wkrótce jednak wrócił do Sydney i straciłem z nim kontakt.

Mniej więcej w tym czasie poznałem i poślubiłem dziewczynę imieniem Christa. Opowiedziałem jej wszystko, co mi mówił ten Świadek Jehowy, i jej również się to spodobało. Kiedy więc pewnego razu pojechałem do Sydney, nawiązałem z nim kontakt. Mimo że był Niemcem, umiał dobrze czytać i mówić po angielsku. Dał mi napisaną po angielsku książkę Od raju utraconego do raju odzyskanego. Ponieważ oboje z Christą jeszcze nie znaliśmy dobrze angielskiego, więc nie wszystko z niej rozumieliśmy, ale z ilustracji mogliśmy wiele wywnioskować.

Ów Świadek powiedział nam, że ta książka jest dostępna również w języku niemieckim, więc podczas pewnego deszczowego weekendu pojechaliśmy do australijskiego biura oddziału Towarzystwa Strażnica w Strathfield. Tam kupiliśmy tę książkę w języku niemieckim i przeczytałem ją przez jedną noc. Wkrótce znów pojechaliśmy do Strathfield, żeby wziąć udział w zebraniu, które odbywało się w miejscowej Sali Królestwa. Wszyscy Świadkowie Jehowy byli bardzo uprzejmi. Ich uprzejmość wydała się nam szczera, a nie pozorna. Opuściliśmy zebranie ze stosem czasopism Strażnica i Przebudźcie się! oraz kilkoma książkami w języku niemieckim.

Ostrożne postępy

Chociaż wszystko, co poznawaliśmy, wydawało nam się cudowne, długo się zastanawiałem, czy się w to angażować. Powodem tego były po części przykre przejścia, które matka miała ze zorganizowaną religią. W roku 1936 wystąpiła z Kościoła ewangelickiego, ponieważ rozczarowała się tym, co widziała i słyszała. Mimo to nie straciła wiary w Boga, a nawet od czasu do czasu rozmawiała ze mną na ten temat.

Kiedy w roku 1943 wstąpiłem do armii, wszyscy musieliśmy pójść do kościoła i wysłuchać kazania księdza. Zapewnił nas, że jeśli padniemy w boju, natychmiast pójdziemy do nieba i połączymy się z wszystkimi dawnymi bohaterami. Później w okopach zauważyłem, że wielu żołnierzy nosi dla ochrony krzyżyki. Również mój kolega go miał, gdy został śmiertelnie trafiony tuż obok mnie. Gdy tylko doszedłem do siebie po doznanym wstrząsie, pomyślałem sobie: „Co mu pomógł ten krzyżyk?”

Byłem zdumiony, gdy zobaczyłem, że angielscy jeńcy wojenni też nosili takie same krzyżyki. Wtedy pomyślałem sobie: „Jeżeli to ma być chrystianizm, to dla mnie religia chrześcijańska nie istnieje”. Po obu stronach mężczyźni uważający się za chrześcijan wzajemnie się zabijali!

Kiedy następnym razem spotkałem tego księdza, zapytałem go o to. Powiedział, że podczas wojny trzeba walczyć za swój kraj, ale po wojnie każdy powinien wrócić do swego kościoła. To mi wystarczyło! Wywnioskowałem z tego, że coś tu nie jest w porządku. Teraz pojąłem, dlaczego matka wystąpiła z Kościoła.

Nic więc dziwnego, że byłem ostrożny. Wkrótce jednak przekonałem się, że z biblijnym orędziem prawdy rzecz ma się inaczej. Obłuda zorganizowanej religii nie ma nic wspólnego z naukami Biblii. Zacząłem rozumieć, dlaczego na ziemi jest tyle zamieszania i niepokoju. Byłem też zadowolony, że w końcu się dowiedziałem, kim jest Jehowa. To prawdziwy Bóg wszystkich ludzi, a nie tylko Bóg Żydów, jak mówił ojciec.

Dowiedziałem się też, jakie miejsce zajmuje Jezus Chrystus. Jest umiłowanym synem Jehowy, Bóg zaś posłał go na ziemię, żeby nam pokazać, jak mamy postępować, i aby dostarczyć okupu, dzięki któremu możemy sobie zaskarbić życie wieczne. Dowiedziałem się również, że Królestwo Boże przekształci ziemię w raj, a co ważniejsze, że ten raj pozostanie już na zawsze.

Nareszcie właściwa armia!

Wkrótce zdaliśmy sobie sprawę, że chcąc regularnie uczęszczać na zebrania chrześcijańskie musimy zrezygnować z wyjazdów na wycieczki podczas weekendów lub przynajmniej je ograniczyć. Dręczył mnie jeszcze jeden problem — byłem namiętnym palaczem. Od szesnastu lat paliłem dziennie od 40 do 60 papierosów, a od czasu do czasu również cygaro i fajkę. Kiedy jednak zwrócono mi uwagę, że takie zanieczyszczenie ciała nie podoba się Bogu, zerwałem z tym złym zwyczajem jednego dnia.

W lutym 1963 roku oboje z Christą usymbolizowaliśmy swoje oddanie się Jehowie chrztem wodnym. Wkrótce potem rozpoczęliśmy służbę pełnoczasową jako pionierzy, a w styczniu 1965 roku otrzymaliśmy nominację na pionierów specjalnych. Teraz byłem żołnierzem w chrześcijańskiej „armii” Jehowy!

W roku 1967 udaliśmy się do Papui-Nowej Gwinei. Służyliśmy tam najpierw w Port Moresby, później w Popondetta. Na krótko wróciliśmy do Australii, a potem w roku 1970 znów udaliśmy się do Papui-Nowej Gwinei, gdzie pozostaliśmy do września 1981 roku. Na jednym z przydzielonych nam terenów pracowaliśmy przy budowie dwóch Sal Królestwa, pomogliśmy też wielu ludziom w poznaniu prawdy biblijnej. Zazwyczaj docieraliśmy do różnych miejscowości łodzią motorową. Przez trzy i pół roku 29 osób, którym pomagaliśmy, zostało ochrzczonych.

Mniej więcej w tym czasie nabawiliśmy się zimnicy złośliwej. Przez 48 godzin leżałem nieprzytomny i nie było widoków na to, że przeżyję. W końcu w roku 1981 postanowiliśmy powrócić do Australii, gdzie w Brisbane, a później w Cairns (na północy stanu Queensland) kontynuowaliśmy służbę jako pionierzy specjalni. Obecnie pracujemy na Thursday Island, wyspie leżącej w Cieśninie Torresa, tuż przed najbardziej wysuniętą na północ częścią Australii. Właśnie o tym odległym miejscu marzyłem, gdy w dzieciństwie czytałem książki. Wtedy wydawało mi się wprost nieprawdopodobne, żebym tam mógł pojechać.

Gdy spoglądamy wstecz na 23 lata naszej służby pionierskiej, wcale nie żałujemy, że zaciągnęliśmy się do tej „armii”. Nasze serca przepełnione są radością, iż mogliśmy ponad 60 osobom pomóc oddać się Jehowie Bogu. W służbie pełnoczasowej zaznajemy wiele radości i stale zachęcamy innych, żeby również podjęli to błogosławione dzieło.

Wciąż dziękujemy Jehowie za to, że po okresie, w którym służyłem w trzech świeckich armiach i przeżyłem wiele rozczarowań, a kilkakrotnie byłem bliski śmierci, mogę służyć w Jego zwycięskiej armii jako żołnierz Jezusa Chrystusa (2 Tym. 2:3). Wreszcie znalazłem właściwą armię i modlę się o to, żebym mógł jako wierny bojownik służyć w niej na zawsze. (Opowiedział Siegmar Soostmeyer).

[Napis na stronie 11]

Pewnego razu nagle obudziłem się w nocy, ponieważ bomba zapalająca przebiła dach

[Napis na stronie 13]

Po obu stronach mężczyźni uważający się za chrześcijan wzajemnie się zabijali!

[Ilustracja na stronie 10]

We francuskiej legii cudzoziemskiej

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij