BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g94 8.11 ss. 8-15
  • My nie udzieliliśmy poparcia wojnie Hitlera

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • My nie udzieliliśmy poparcia wojnie Hitlera
  • Przebudźcie się! — 1994
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Odpowiedzi na pytania ojca
  • Gorliwa służba
  • Hitler dochodzi do władzy
  • Próby skłonienia do kompromisu
  • Przykładna prawość ojca
  • Rozpoczynają się moje próby
  • Rozprawa sądowa i uwięzienie
  • Twarde życie obozowe
  • Zachowywanie zdrowia duchowego
  • Sposobności do dawania świadectwa
  • Moja sytuacja się poprawia
  • Ostatnie dni wojny
  • Z powrotem w domu
  • Odwaga potrzebna do trwania
  • Dzięki pomocy Jehowy przetrwaliśmy totalitarne reżimy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
  • Czym zdołam odpłacić Jehowie?
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2009
  • Moja nienawiść zamieniła się w miłość
    Przebudźcie się! — 1997
  • Próby wiary w Europie rządzonej przez faszystów
    Przebudźcie się! — 2003
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1994
g94 8.11 ss. 8-15

My nie udzieliliśmy poparcia wojnie Hitlera

OPOWIADA FRANZ WOHLFAHRT

MÓJ ojciec, Gregor Wohlfahrt, służył w armii austriackiej walczącej z Włochami podczas pierwszej wojny światowej (1914-1918), na której zginęło setki tysięcy Austriaków i Włochów. Pod wpływem tych wstrząsających przeżyć zupełnie zmienił swój pogląd na religię i wojnę.

Ojciec widział, jak księża austriaccy błogosławili wojska, słyszał też, że po drugiej stronie frontu to samo czynili duchowni włoscy. Pytał więc: „Dlaczego zagrzewa się katolickich żołnierzy do zabijania innych katolików? Czy chrześcijanie powinni toczyć między sobą wojny?” Księża nie udzielili mu zadowalających odpowiedzi.

Odpowiedzi na pytania ojca

Po wojnie ojciec się ożenił i osiadł w górach austriackich w pobliżu granicy z Włochami i Jugosławią. Urodziłem się tam w 1920 roku jako pierwsze z sześciorga dzieci. Kiedy miałem sześć lat, przeprowadziliśmy się kilka kilometrów na wschód do miasteczka St. Martin, leżącego niedaleko kurortu Pörtschach.

Właśnie tam odwiedzili moich rodziców Świadkowie Jehowy (nazywani wtedy Badaczami Pisma Świętego). W 1929 roku zostawili broszurę Dobrobyt pewny, w której ojciec znalazł odpowiedzi na wiele swoich pytań. Na podstawie Biblii wykazano w niej, że światem rządzi niewidzialny władca zwany Diabłem i Szatanem (Jana 12:31; 2 Koryntian 4:4; Objawienie 12:9). To jego wpływ na religię, politykę oraz system handlowy był przyczyną okropności, które ojciec widział podczas pierwszej wojny światowej. Nareszcie znalazł odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Gorliwa służba

Tato zamówił w Towarzystwie Strażnica różne publikacje i zaczął je rozpowszechniać wśród krewnych, a następnie od domu do domu. Szybko dołączył do niego w tej działalności Hans Stossier, nasz zaledwie 20-letni sąsiad. Wkrótce Świadkami zostało także pięcioro naszych krewnych — brat ojca Franz z żoną Anną, a później ich syn Anton oraz siostra ojca Maria i jej mąż Hermann.

Wywołało to niemałe poruszenie w St. Martin. Pewna uczennica zapytała kiedyś w szkole nauczyciela religii katolickiej: „Ojcze Loigge, kim jest ten nowy bóg Jehowa, którego czci Wohlfahrt?”

„Nie, dzieci, to nie tak” — odpowiedział ksiądz. „To nie jest jakiś nowy bóg. Jehowa to Ojciec Jezusa Chrystusa. Jeśli oni głoszą z miłości do Boga, robią bardzo dobrze”.

Pamiętam, jak tato nieraz o pierwszej w nocy wyruszał z domu, zabierając ze sobą literaturę biblijną i kanapkę. Potrzebował sześciu lub siedmiu godzin, by dotrzeć w pobliże granicy włoskiej, do najdalszego punktu terenu, na którym głosił. Czasami towarzyszyłem mu w krótszych wyprawach.

Pełniąc służbę publiczną, ojciec nie zaniedbywał potrzeb duchowych swej rodziny. Gdy miałem mniej więcej 10 lat, rozpoczął z całą naszą szóstką regularne, cotygodniowe studium biblijne na podstawie książki Harfa Boża. Przy innych okazjach nasz dom zapełniał się zainteresowanymi Biblią sąsiadami i krewnymi. Wkrótce w naszym miasteczku działał zbór złożony z 26 głosicieli Królestwa.

Hitler dochodzi do władzy

W 1933 roku w Niemczech objął władzę Hitler i zaraz wszczęto tam prześladowania Świadków Jehowy. W 1937 roku tato pojechał do Czechosłowacji na zgromadzenie w Pradze. Uczestników ostrzeżono przed nadchodzącymi próbami, toteż po powrocie usilnie nas wszystkich zachęcał, byśmy się przygotowali na prześladowania.

Tymczasem w wieku 16 lat zacząłem się uczyć zawodu malarza. Mieszkałem z majstrem i chodziłem do szkoły zawodowej. Lekcje religii prowadził tam starszy wiekiem ksiądz, który uciekł z Niemiec przed reżimem nazistowskim. Kiedy uczniowie przywitali go słowami: „Heil Hitler!”, okazał niezadowolenie i zapytał: „Co się stało z naszą wiarą?”

Skorzystałem z okazji i zadałem mu pytanie, dlaczego katolicy używają takich tytułów, jak „Jego Eminencja” lub „Ojciec Święty”, skoro Jezus powiedział, iż wszyscy jego naśladowcy są braćmi (Mateusza 23:8-10). Przyznał, że nie jest to właściwe i że on sam miewa kłopoty, gdyż nie klęka przed biskupem ani nie całuje go w rękę. Zapytałem wtedy: „A dlaczego Kościół błogosławi żołnierzy, którzy zabijają swych braci katolików?”

„To jest największa hańba!” — zawołał ksiądz. „Nie powinno się to już nigdy powtórzyć. Jesteśmy chrześcijanami, a Kościołowi nie wolno się angażować w wojnę”.

Dnia 12 marca 1938 roku Hitler, nie napotykając oporu, wkroczył do Austrii i wkrótce przyłączył ją do Niemiec. Kościoły szybko go poparły. W niespełna tydzień później wszystkich sześciu biskupów austriackich, wśród nich kardynał Theodor Innitzer, podpisało płomienną „uroczystą deklarację”, w której w związku z nadchodzącymi wyborami oświadczyli: „Jako biskupi uważamy za swą oczywistą powinność obywatelską, by jako Niemcy opowiedzieć się za Rzeszą Niemiecką” (patrz strona 9). W trakcie wielkiego przyjęcia w Wiedniu kardynał Innitzer należał do pierwszych, którzy powitali Hitlera pozdrowieniem nazistowskim. Nakazał także zawiesić we wszystkich kościołach austriackich flagi ze swastyką, bić w dzwony i modlić się za nazistowskiego dyktatora.

Nastroje polityczne w Austrii zmieniły się niemal z dnia na dzień. Jak grzyby po deszczu pojawiły się oddziały szturmowe w brunatnych mundurach ze swastyką na ramieniu. Ksiądz, który wcześniej oznajmił, iż Kościół nie powinien się angażować w wojnę, jako jeden z nielicznych duchownych nie zgodził się używać pozdrowienia „Heil Hitler!” Po tygodniu zastąpił go nowy ksiądz, który zaraz po wejściu do klasy trzasnął obcasami, zasalutował i wykrzyknął: „Heil Hitler!”

Próby skłonienia do kompromisu

Wszyscy byli wystawieni na presję faszystów. Ludzie się denerwowali, gdy mówiłem na powitanie „Guten Tag” (dzień dobry) zamiast „Heil Hitler”. Jakieś 12 razy złożono na mnie donos na gestapo. Pewnego razu bojówka zagroziła malarzowi, u którego mieszkałem, że jeśli nie będę salutować ani nie wstąpię do Hitlerjugend, zostanę zabrany do obozu koncentracyjnego. Majster był sympatykiem faszyzmu, ale poprosił, żeby cierpliwie poczekali, a z czasem na pewno się zmienię. Wyjaśnił, że nie chce mnie stracić, ponieważ jestem dobrym pracownikiem.

Po przejęciu władzy przez nazistów zorganizowano ogromne nocne manifestacje, podczas których ludzie fanatycznie wykrzykiwali różne hasła. Każdego dnia przez radio rozbrzmiewały przemówienia Hitlera, Goebbelsa i innych. Kościół katolicki coraz bardziej ulegał Hitlerowi, a księża rutynowo błogosławili mu i odprawiali za niego modły.

Ojciec przypomniał mi o potrzebie zajęcia zdecydowanego stanowiska, oddania życia Jehowie i zgłoszenia się do chrztu. Pomówił ze mną także o Marii Stossier, młodszej siostrze naszego sąsiada Hansa, która również stanęła po stronie prawdy biblijnej. Postanowiliśmy się pobrać i ojciec usilnie mnie zachęcał, bym pokrzepiał Marię duchowo. W sierpniu 1939 roku oboje zostaliśmy ochrzczeni przez brata Marii, Hansa.

Przykładna prawość ojca

Następnego dnia tato dostał wezwanie do służby wojskowej. Chociaż z powodu słabego zdrowia, zrujnowanego w czasie pierwszej wojny światowej, i tak nie zostałby wcielony do armii, oznajmił urzędnikom, że jako chrześcijanin, już nigdy by nie wyruszył na wojnę tak jak wtedy, gdy był katolikiem. Z powodu tej uwagi zatrzymano go na dalsze przesłuchanie.

Tydzień później, gdy po napaści Niemiec na Polskę wybuchła druga wojna światowa, tatę przewieziono do Wiednia. Kiedy go tam przetrzymywano, naczelnik naszego okręgu napisał, iż przez ojca inni Świadkowie nie chcą poprzeć Hitlera, i dlatego powinien być stracony. W rezultacie odesłano go do Berlina i wkrótce skazano na śmierć przez ścięcie. Został osadzony w więzieniu w dzielnicy Moabit, gdzie dniem i nocą trzymano go w kajdanach.

W tym czasie napisałem tacie w imieniu całej rodziny, iż za jego przykładem jesteśmy zdecydowani trwać w wierze. Ojciec nie był z natury wylewny, ale pojęliśmy, co przeżywał, gdy otrzymaliśmy jego ostatni list, zroszony łzami. Był taki szczęśliwy, że rozumiemy jego stanowisko. Przesyłał słowa pokrzepienia, wymieniając każdego z nas imiennie i nawołując do trwania w prawości. Dawał też wyraz swej głębokiej nadziei na zmartwychwstanie.

Oprócz taty w więzieniu na Moabicie przebywało jeszcze ponad 20 innych Świadków. Wysocy urzędnicy hitlerowscy bezskutecznie próbowali ich nakłonić do wyparcia się wiary. W grudniu 1939 roku około 25 Świadków stracono. Kiedy nadeszła wiadomość o egzekucji, mama podziękowała Jehowie, że dodał ojcu sił do zachowania wierności aż do śmierci.

Rozpoczynają się moje próby

Kilka tygodni później dostałem wezwanie do robót publicznych, lecz wkrótce się dowiedziałem, że chodzi głównie o szkolenie wojskowe. Wyjaśniłem, iż wykonam każdą pracę, ale nie będę służył w wojsku. Kiedy jednak odmówiłem śpiewania nazistowskich pieśni bojowych, oficerowie wpadli we wściekłość.

Następnego dnia przyszedłem w ubraniu cywilnym zamiast w przydzielonym nam mundurze wojskowym. Oficer dyżurny powiedział, że nie pozostaje mu nic innego, jak zamknąć mnie w bunkrze. Siedziałem tam o chlebie i wodzie. Później zostałem powiadomiony, że zbliża się ceremonia pozdrawiania sztandaru i że jeśli nie wezmę w niej udziału, będę rozstrzelany.

Na plac musztry przybyło 300 rekrutów oraz kadra oficerska. Polecono mi przejść przed oficerami oraz flagą ze swastyką i oddać honory hitlerowskie. Zaczerpnąwszy sił duchowych z biblijnej relacji o przeżyciach trzech Hebrajczyków, przeszedłem i powiedziałem tylko „Guten Tag” (Daniela 3:1-30). Rozkazano mi ponownie przemaszerować. Tym razem nic nie mówiłem, tylko się uśmiechnąłem.

Czterej oficerowie odprowadzający mnie do aresztu nadmienili, iż drżeli na myśl, że zostanę rozstrzelany. „Jak to możliwe”, zapytali, „że ty się uśmiechałeś, a myśmy się denerwowali?” Przyznali, iż chcieliby mieć taką odwagę, jak ja.

Kilka dni później do obozu przyjechał dr Almendinger, wysoki rangą oficer z kwatery głównej Hitlera w Berlinie. Kazano mi się przed nim stawić. Wyjaśnił, że przepisy zostały bardzo zaostrzone. „W ogóle nie pojmujesz, co cię czeka” — oświadczył.

„Ależ pojmuję” — odparłem. „Zaledwie przed paroma tygodniami z tego samego powodu ścięto mojego ojca”. Znieruchomiał, zaskoczony, i już nic nie powiedział.

Próby nakłonienia mnie do zmiany stanowiska ponowiono po przyjeździe z Berlina innego wysokiego urzędnika. Kiedy usłyszał, dlaczego nie chcę złamać praw Bożych, uścisnął mi rękę i ze łzami w oczach rzekł: „Chcę ci uratować życie!” Wszyscy przyglądający się temu oficerowie byli wzruszeni. Potem zostałem odprowadzony do bunkra, gdzie spędziłem w sumie 33 dni.

Rozprawa sądowa i uwięzienie

W kwietniu 1940 roku przeniesiono mnie do więzienia w mieście Fürstenfeld. Po kilku dniach odwiedziła mnie narzeczona, Maria, i mój brat Gregor. Był on tylko półtora roku młodszy ode mnie i w szkole zajął już zdecydowane stanowisko po stronie prawdy biblijnej. Pamiętam, jak gorąco zachęcał naszych młodszych braci, by przygotowali się na prześladowanie, mówiąc, że jest tylko jedna droga — służba dla Jehowy. Przez cenną godzinę wzajemnie dodawaliśmy sobie otuchy! Widziałem go wtedy po raz ostatni. Później w Grazu skazano mnie na pięć lat ciężkich robót.

Jesienią 1940 roku umieszczono mnie w pociągu jadącym do obozu pracy w Czechosłowacji, ale zostałem zatrzymany w Wiedniu i osadzony w miejscowym więzieniu. Panowały tam straszliwe warunki. Doskwierał mi głód, a ponadto w nocy gryzły mnie wielkie insekty, pozostawiając krwawiące, rozognione rany. Z przyczyn wówczas mi nie znanych wróciłem do więzienia w Grazu.

Moja sprawa wzbudziła zainteresowanie, ponieważ gestapo przedstawiało Świadków Jehowy jako fanatycznych męczenników, którzy chcą być skazani na śmierć, żeby otrzymać nagrodę niebiańską. Dzięki temu miałem doskonałą sposobność rozmawiać przez dwa dni z profesorem i ośmioma studentami uniwersytetu w Grazu i wyjaśniać im, że do nieba pójdzie tylko 144 000 osób, które będą rządziły z Chrystusem (Objawienie 14:1-3). Powiedziałem, iż osobiście mam nadzieję dostąpić życia wiecznego w rajskich warunkach na ziemi (Psalm 37:29; Objawienie 21:3, 4).

Po dwudniowym przesłuchaniu profesor oświadczył: „Dochodzę do wniosku, że mocno stąpasz po ziemi. Wcale nie chcesz umrzeć i pójść do nieba”. Wyraził ubolewanie z powodu prześladowania Świadków Jehowy i życzył mi powodzenia.

Na początku 1941 roku znalazłem się w pociągu zmierzającym do ciężkiego obozu pracy w Rollwaldzie w Niemczech.

Twarde życie obozowe

Rollwald jest położony między Frankfurtem i Darmstadtem, a w tamtejszym obozie trzymano około 5000 więźniów. Każdy dzień rozpoczynał się o piątej rano apelem, który trwał jakieś dwie godziny, bo oficerowie nie śpieszyli się ze sprawdzaniem listy obecności. Przez ten czas kazano nam stać bez ruchu — wielu więźniom się to nie udawało i wtedy dotkliwie ich bito.

Na śniadanie dostawaliśmy chleb z mąki, trocin i ziemniaków, które często były zgniłe. Następnie szliśmy do pracy na bagnach — kopaliśmy rowy osuszające teren na potrzeby rolnictwa. Po całym dniu pracy bez odpowiedniego obuwia nasze nogi puchły jak banie. Kiedyś w stopie rozwinęło mi się coś, co wyglądało na gangrenę, i obawiałem się, że nie obejdzie się bez amputacji.

W południe na miejscu pracy dostawaliśmy przedziwny wywar, który nazywano zupą. Do smaku dodawano rzepę i kapustę, a czasami mieloną padlinę. Paliło nas w ustach i gardle, ponadto u wielu pojawiły się duże czyraki. Wieczorem znowu była „zupa”. Niejednemu więźniowi wypadły zęby, ale mnie zawczasu poradzono stale zmuszać je do pracy. Żułem więc kawałki drewna sosnowego lub gałązki leszczyny i nie straciłem ani jednego zęba.

Zachowywanie zdrowia duchowego

Próbując złamać moją wiarę, strażnicy izolowali mnie od innych Świadków. Ponieważ nie miałem literatury biblijnej, przypominałem sobie zapamiętane wcześniej wersety, między innymi Przypowieści 3:5, 6, gdzie zachęcono do ‛zaufania Jehowie z całego serca’, oraz 1 Koryntian 10:13, obiecujący, iż Jehowa ‛nie pozwoli, żebyśmy byli kuszeni ponad to, co możemy znieść’. Powtarzanie takich tekstów i zdawanie się na Jehowę w modlitwach krzepiło moje siły.

Niekiedy udawało mi się zobaczyć jakiegoś Świadka, gdy przywożono go z innego obozu. Jeżeli nie mogliśmy porozmawiać, zachęcaliśmy się do niewzruszonego trwania skinieniem głowy lub podniesieniem zaciśniętej dłoni. Czasem otrzymywałem listy od Marii i mamy. W jednym z nich przeczytałem o śmierci mojego kochanego brata Gregora, a w innym, nadesłanym pod koniec wojny — o straceniu Hansa Stossiera, brata Marii.

Później do naszego obozu przeniesiono więźnia, który znał Gregora, gdyż przebywali razem w więzieniu w berlińskiej dzielnicy Moabit. Od niego dowiedziałem się paru szczegółów. Gregora skazano na zgilotynowanie, ale by złamać jego prawość, czas oczekiwania na egzekucję wydłużono do czterech miesięcy. W tym okresie różnie próbowano zmusić go do kompromisu — ręce i nogi zakuto mu w ciężkie kajdany i często morzono go głodem. A jednak nigdy się nie zachwiał. Był wierny aż do końca — do 14 marca 1942 roku. Chociaż wiadomość ta mnie zasmuciła, jednocześnie poczułem się zachęcony do zachowania lojalności wobec Jehowy bez względu na to, co się jeszcze stanie.

Po pewnym czasie dowiedziałem się też, że moje młodsze rodzeństwo: siostry, Idę i Anni, oraz braci, Kristiana i Willibalda, wywieziono do Landau w Niemczech i umieszczono w klasztorze zamienionym w dom poprawczy. Chłopców dotkliwie bito, ponieważ odmawiali pozdrawiania Hitlera.

Sposobności do dawania świadectwa

W barakach, w których mieszkałem, większość stanowili więźniowie polityczni oraz kryminaliści. Wieczorami często im głosiłem. Jeden z nich nazywał się Johann List i był księdzem katolickim z Kapfenbergu. Uwięziono go za przekazywanie wiernym informacji podawanych przez brytyjską rozgłośnię radiową BBC.

Johannowi było szczególnie trudno, bo nie był przyzwyczajony do ciężkiej pracy fizycznej. Okazał się miłym człowiekiem i nieraz pomagałem mu wykonać jego przydział pracy, aby nie miał kłopotów. Powiedział, że wstydzi się, iż został uwięziony z powodów politycznych, a nie za obstawanie przy zasadach chrześcijańskich. „Ty faktycznie cierpisz jako chrześcijanin” — przyznał. Kiedy jakiś rok później wychodził na wolność, obiecał odwiedzić moją mamę i narzeczoną i rzeczywiście dotrzymał słowa.

Moja sytuacja się poprawia

W drugiej połowie 1943 roku przybył do nas nowy komendant — Karl Stumpf. Ten wysoki, siwowłosy mężczyzna zaczął polepszać warunki w obozie. Jego willę trzeba było wymalować, toteż gdy się dowiedział, że z zawodu jestem malarzem, właśnie mnie powierzył to zadanie. Po raz pierwszy zostałem wtedy zwolniony z pracy na bagnach.

Żona komendanta nie mogła zrozumieć, za co mnie uwięziono, chociaż mąż jej tłumaczył, że znalazłem się tu z powodu przekonań religijnych, gdyż jestem Świadkiem Jehowy. Moje wychudzone ciało budziło w niej litość, więc mnie karmiła. Wyszukiwała mi kolejne zajęcia, żebym mógł zregenerować siły.

Dobre stosunki z komendantem Stumpfem uratowały mnie przy końcu 1943 roku, gdy więźniów z obozu zaczęto wysyłać na front. Wyjaśniłem mu, że wolałbym raczej umrzeć, niż ściągnąć na siebie winę krwi przez branie udziału w wojnie. Chociaż moja neutralność postawiła go w kłopotliwej sytuacji, zdołał zapobiec umieszczeniu mojego nazwiska na liście poborowych.

Ostatnie dni wojny

W styczniu i lutym 1945 roku samoloty amerykańskie zrzucały z niewielkiej wysokości ulotki zapowiadające bliski koniec wojny, dzięki czemu nabieraliśmy otuchy. Komendant Stumpf, który wcześniej uratował mi życie, zaopatrzył mnie w ubranie cywilne i zaproponował schronienie w jego willi. Wyszedłszy z obozu, zobaczyłem przerażający chaos. Widziałem między innymi zapłakane dzieci w rynsztunku bojowym, które uciekały przed Amerykanami. Obawiając się spotkania z esesmanami, którzy mogliby się dziwić, dlaczego nie noszę broni, postanowiłem wrócić do obozu.

Wkrótce wojska amerykańskie otoczyły obóz. Dnia 24 marca 1945 roku wywieszono białe flagi i nastąpiła kapitulacja. Byłem ogromnie zaskoczony, gdy się dowiedziałem, że w filiach obozu są jeszcze inni Świadkowie, których komendant Stumpf ocalił od egzekucji. Jakaż radość towarzyszyła naszemu spotkaniu! Kiedy komendant został uwięziony, wielu z nas zwróciło się do oficerów amerykańskich, wstawiając się za nim osobiście i listownie. W rezultacie po trzech dniach go zwolniono.

Ku memu zdziwieniu spośród mniej więcej 5000 więźniów mnie pierwszego wypuszczono. Po pięciu latach pozbawienia wolności miałem wrażenie, że śnię. Płacząc z radości, w modlitwie podziękowałem Jehowie za ocalenie. Było to jakieś sześć tygodni przed kapitulacją Niemiec, która nastąpiła dopiero 7 maja 1945 roku.

Po uwolnieniu od razu nawiązałem kontakt z miejscowymi Świadkami. Zorganizowaliśmy grupę studium Biblii i w następnych tygodniach wiele godzin spędziłem na głoszeniu ludziom w okolicy obozu. W tym czasie znalazłem też pracę jako malarz.

Z powrotem w domu

W lipcu udało mi się kupić motocykl i wyruszyłem w długą wędrówkę do domu. Podróż zajęła mi kilka dni, ponieważ wiele mostów było wysadzonych. Kiedy nareszcie dotarłem do rodzinnego St. Martin, dostrzegłem z drogi Marię zbierającą pszenicę. W końcu mnie poznała i zaczęła biec. Możecie sobie wyobrazić, jak uszczęśliwiło nas to spotkanie! Mama rzuciła kosę i też przybiegła. Obecnie, po 49 latach, mimo swych 96 lat i utraty wzroku wciąż ma jasny umysł i pozostaje wiernym Świadkiem Jehowy.

W październiku 1945 roku pobraliśmy się z Marią i od tego czasu z radością wspólnie pełnimy służbę dla Jehowy. Zostaliśmy pobłogosławieni trzema córkami, synem i sześciorgiem wnucząt, a wszyscy oni gorliwie wielbią Jehowę. Przez te lata miałem przywilej dopomóc dziesiątkom osób stanąć po stronie prawdy biblijnej.

Odwaga potrzebna do trwania

Wielokrotnie pytano mnie, jak pomimo młodego wieku udawało mi się bez lęku patrzeć śmierci w oczy. Z całą pewnością Jehowa umacnia tych, którzy są zdecydowani trwać w lojalności. Dzięki modlitwie można bardzo szybko się nauczyć całkowitego polegania na Nim. A w zachowaniu niezłomnej postawy pomogła mi także świadomość, że również mój ojciec i brat oraz inni współwyznawcy okazali się wierni aż do śmierci.

Lud Jehowy nie tylko w Europie nie udzielił poparcia wojnie. Pamiętam, jak w 1946 roku na procesie norymberskim przesłuchiwano pewnego wysokiego urzędnika hitlerowskiego w związku z prześladowaniem Świadków Jehowy w obozach koncentracyjnych. Wyciągnął z kieszeni wycinek prasowy z informacją o tysiącach Świadków Jehowy więzionych w USA ze względu na ich neutralność podczas drugiej wojny światowej.

Prawdziwi chrześcijanie rzeczywiście odważnie wzorują się na Jezusie Chrystusie, który zachował prawość aż do ostatniego tchnienia. Po dziś dzień często wspominam 14 członków naszego małego zboru w St. Martin, którzy w latach trzydziestych i czterdziestych z miłości do Boga i bliźnich odmówili popierania wojny Hitlera i z tego powodu ponieśli śmierć. Jakże wspaniale będzie znowu się z nimi spotkać, gdy zostaną wskrzeszeni, by cieszyć się życiem wiecznym w Bożym nowym świecie!

[Ilustracja na stronie 8]

Mój ojciec

[Ilustracje na stronach 8, 9]

U dołu po lewej: Kardynał Innitzer oddaje głos na Rzeszę Niemiecką

Po prawej: „Uroczysta deklaracja”, w której sześciu biskupów oświadcza, że ich ‛obywatelskim obowiązkiem jest głosować na Rzeszę Niemiecką’

[Prawa własności]

UPI/Bettmann

[Ilustracja na stronie 10]

Zaręczyliśmy się z Marią w 1939 roku

[Ilustracja na stronie 13]

Nasza rodzina. Od lewej: Gregor (ścięty), Anni, Franz, Willibald, Ida, Gregor (ojciec, ścięty), Barbara (matka) i Kristian

[Ilustracja na stronie 15]

Maria i ja obecnie

    Publikacje w języku polskim (1960-2025)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij