BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w70/7 ss. 20-24
  • Błogosławione życie w służbie Jehowy

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Błogosławione życie w służbie Jehowy
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1970
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • PIERWSZE BŁOGOSŁAWIEŃSTWA
  • OCZYWISTE KIEROWNICTWO BOŻE
  • KORZYSTANIE Z BŁOGOSŁAWIONYCH PRZYWILEJÓW
  • NOWOŻYTNY EBEDMELECH
  • BŁOGOSŁAWIEŃSTWA W CZASIE PRÓBY OGNIOWEJ
  • Jehowa wynagradza wszystkich, którzy Go poważnie szukają
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1963
  • Jehowa nigdy nas nie opuścił
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1996
  • Jehowa dodawał mi „mocy wykraczającej poza to, co normalne”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2002
  • Ponad 50 lat ‛przeprawiania się’
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1996
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1970
w70/7 ss. 20-24

Błogosławione życie w służbie Jehowy

Opowiada Athan Doulis

ŻYCIE moje — patrząc z ludzkiego punktu widzenia — rozpoczęło się w ubóstwie i w dodatku bez żadnych widoków na lepszą przyszłość. Przyszedłem na świat w małej wiosce górskiej w północnym Epirze (w Albanii). Ojca nie znałem, gdyż zmarł na trzy miesiące przed mym urodzeniem. Matka — jak sobie przypominam — była kobietą bogobojną i ściśle przestrzegała wszystkiego, czego się nauczyła. Zmarła, gdy miałem zaledwie osiem lat. Moja jedyna siostra wyszła za mąż, a tymczasem mnie z bratem wysiedlono; znaleźliśmy się w Stambule.

Przyjął mnie wuj, wyznawca prawosławia, który też wychowywał mnie w swej religii. Przesiadywał w patriarchacie i chadzał do wielu kościołów w Stambule. Wszędzie zabierał mnie ze sobą, prawdopodobnie w przekonaniu, że to mi zastąpi zdobycie ogólnego wykształcenia. Czułem się jednak pokrzywdzony, ponieważ nie mogłem się uczyć, jak inni chłopcy. Na szczęście znalazłem kilka starych podręczników szkolnych po kuzynie i w ten sposób rozpocząłem kształcenie się o własnych siłach.

W roku 1923 przybyłem jako uchodźca do Salonik. Dwa lata później pojechałem do Albanii, żeby odwiedzić brata. Po przyjeździe do dawnej ojczyzny nie zastałem brata w domu, gdyż pracował 200 kilometrów dalej. Znalazłem jednak u niego czasopismo Strażnica, Biblię, siedem tomów Wykładów Pisma świętego i różne broszury o tematyce biblijnej. Niektóre tytuły, jak „Piekło” oraz „Powrót naszego Pana”, przykuły moją uwagę i zacząłem je czytać. Szwagierka próbowała mnie od tego powstrzymać, mówiąc: „Zgłupiejesz tak samo, jak twój brat, który przestał chodzić do kościoła i nie obchodzi żadnych świąt”. Puściłem to jednak mimo uszu. Wiedziałem, że brat zdobył gruntowne wykształcenie. Kiedy się z nim wreszcie zobaczyłem, stwierdziłem, że stał się całkiem innym człowiekiem i ma zupełnie inny niż dotąd pogląd na życie.

PIERWSZE BŁOGOSŁAWIEŃSTWA

Z początku wszystko było dla mnie zupełnie nowe i dość trudne. Nigdy przedtem nie czytałem Biblii, a w gruncie rzeczy nawet nie wiedziałem, czym jest Biblia, chociaż tak długo się stykałem z Kościołem prawosławnym. Ale nawet w tej odległej okolicy górskiej mieszkało kilku badaczy Biblii, jak wówczas nazywano świadków Jehowy. Byli w Ameryce i tam poznali oraz pokochali Biblię. Zachwycała mnie ich pokora i cierpliwość.

Pamiętam dobrze, jak sobie wówczas myślałem, że nie jestem godzien być prawdziwym chrześcijaninem i że chyba nigdy nim nie będę. Uważałem, że pod względem charakteru znacznie ustępuję swemu bratu. On jednak starał się mnie przekonać, że nikt nie rodzi się ze szlachetnym charakterem, tylko każdy musi go sam wyrabiać i pielęgnować. Nie miałem wtedy jeszcze żadnego pojęcia o wielu przywilejach, których w przyszłości miałem dostąpić jako chrześcijanin i o których nigdy mi się nawet nie śniło.

W roku 1925 istniały w Albanii trzy zorganizowane zbory i liczni pojedynczy badacze Pisma świętego oraz zainteresowani rozproszeni po całym kraju. Miłość, jaką żywili do siebie wzajemnie, była jaskrawym przeciwieństwem sporów, egoizmu i rywalizacji wśród ich otoczenia! Ciągnęło mnie na ich zebrania i czułem się w ich gronie bardzo dobrze.

W roku 1926 wyjechałem z Albanii. Musiałem pokonać wiele trudności, gdyż jako uchodźca z Turcji nie miałem paszportu. Wydostałem się na grecką wyspę Korfu. Byłem niezmiernie szczęśliwy, gdy odnalazłem tam około trzydziestu badaczy Biblii. Tam też po raz pierwszy zakosztowałem radości, jakiej się doznaje w głoszeniu Królestwa Bożego, gdyż zabrano mnie wtedy do służby kaznodziejskiej od domu do domu. W owym okresie dzieło to polegało głównie na wręczaniu literatury ludziom okazującym zainteresowanie głoszoną im dobrą nowiną. Odwiedziny ponowne i studia biblijne nie stanowiły jeszcze istotnego składnika naszej działalności chrześcijańskiej. Mówiąc nawiasem, na wyspie Korfu znajdowały się relikwie jakiegoś „świętego”, wyzyskiwane przez duchowieństwo jako doskonałe źródło dochodu.

Pewnego dnia, gdy chodziłem od sklepu do sklepu i proponowałem pisma objaśniające Biblię, rzucił się na mnie jakiś fanatyk, który wymachiwał nożem rzeźnickim, wykrzykując przy tym stale imię miejscowego patrona. Jednakże Jehowa obronił mnie przed tym zdemonizowanym człowiekiem, gdyż pewien przechodzący obok mężczyzna stanął w mojej obronie. Innym razem znalazłszy się z drugim głosicielem w odległej wiosce, napotkaliśmy zaciekły sprzeciw. Na szczęście jednak wyłoniła się różnica zdań; wójt był po naszej stronie, a ksiądz przeciwko nam. Kapłan zgromadził wokół siebie tłum, który obrzucił nas kamieniami. Wyszliśmy cało z tej opresji, chociaż kilka kamieni trafiło mego towarzysza w plecy, a mnie w nogi.

Po trzech miesiącach udało się w końcu prawosławnemu metropolicie z Korfu spowodować deportowanie mnie do Albanii, gdzie miały mnie spotkać dalsze przykrości, a nawet aresztowanie. Uknuta przez niego zemsta spełzła jednak na niczym. Kiedy statek, którym płynąłem, zawinął do portu Saranda w Albanii, przywitał mnie pewien badacz Biblii, który był sekretarzem burmistrza tego miasta. Postarał się o to, żeby mnie nie aresztowano. Zatelefonował nawet do pewnego wyższego urzędnika rządowego w Gjirokastrze, który pomógł mi w uzyskaniu paszportu. Dzięki temu cztery dni później znowu znalazłem się na Korfu i ponownie głosiłem o Królestwie Bożym wśród tamtejszej ludności.

OCZYWISTE KIEROWNICTWO BOŻE

Wkrótce potem przeniosłem się do Aten i tam się osiedliłem. Wyobraź sobie moją radość, gdy się później dowiedziałem, że ów wyższy urzędnik, który ujął się za mną, dał się ochrzcić jako chrześcijański świadek Jehowy i że stało się to wielkim świadectwem dla mahometan w Albanii.

W Atenach był oczywiście o wiele większy zbór i w pełni rozkoszowałem się ciepłem społeczności braterskiej oraz zebraniami. Coraz lepiej poznawałem i doceniałem zamierzenie Boże, jak również dzieje ludu, którym On się posługiwał dla swego imienia. Tymczasem Jehowa objawił swemu ludowi, że nadszedł czas Jego sądu nad klasą świątynną i że z jego niebiańskiej świątyni wypadły „błyskawice, głosy, grzmoty”, co spowodowało oczyszczenie klasy świątynnej na ziemi (Obj. 11:16-19, BT). Klasa określona mianem „złego sługi” została wykluczona z szeregów wiernych świadków (Mat. 24:48-51). Lojalni bracia pomogli mi do wiernego wytrwania w społeczności ludu Bożego.

Jak kiedyś Rut, która nie chciała się rozstać z Noemi, tak i my młodsi szukaliśmy wówczas budującego towarzystwa starszych świadków (Rut 1:16, 17). W każdą niedzielę po zebraniu zostawaliśmy jeszcze razem z nimi, prosiliśmy ich o biblijne wyjaśnienie pewnych spraw i dowiadywaliśmy się wielu faktów o rozwoju społeczności sług Bożych na ziemi. Słuchaliśmy o pierwszych odwiedzinach C.T. Russella i J.F. Rutherforda w Grecji oraz o innych ważnych wydarzeniach.

W owych dniach słyszeliśmy również o wspomnianej serii międzynarodowych kongresów, z których pierwszym było zorganizowane w roku 1922 zgromadzenie w Cedar Point, w stanie Ohio. Sami również aż do roku 1931 odtwarzaliśmy wszystkie te kongresy w mniejszym zakresie. Na jednym z nich w roku 1926 osiągnąłem dalszy kamień milowy w mym życiu: usymbolizowałem przez chrzest swoje oddanie się Bogu. Głosiłem wówczas codziennie około dwóch godzin od domu do domu oraz uczestniczyłem w zebraniach.

Mimo prześladowań, konfiskaty literatury, rozpraw sądowych i aresztowań liczba świadków Jehowy stale wzrastała i rozwijały się zbory. Wielu przywilejom i radościom służby Królestwa towarzyszyły też próby i pokusy. Pamiętam jeszcze, jak w hotelu, w którym pracowałem, zostałem wystawiony na podobne pokuszenie, jak niegdyś Józef w domu swego pana Potyfara (1 Mojż. 39:7-12). Kiedy o tym pomyślę, cieszę się jeszcze dziś, że dzięki chrześcijańskim miernikom byłem już wówczas wystarczająco silny, żeby sprostać tej próbie.

KORZYSTANIE Z BŁOGOSŁAWIONYCH PRZYWILEJÓW

W roku 1930 zaproszono mnie do współpracy z Rodziną Betel w biurze oddziału Towarzystwa Strażnica w Atenach. Ówczesny dom, którego nie da się porównać z dzisiejszym pięknym Domem Betel, mieścił się w budynku u zbiegu ulic Kumanudi i Lombardou. Rodzina składała się z brata Athana Karanassiosa i jego żony, brata Karkanesa oraz brata Triantaphyllopulosa. Biuro w Atenach kierowało dziełem kaznodziejskim w Grecji, Albanii, na Cyprze i w Turcji.

W roku 1934 spotkała mnie dalsza błogosławiona niespodzianka. Z biura głównego w Brooklynie nadeszło polecenie dotyczące poparcia dzieła Królestwa na Cyprze i w Turcji. Dwaj inni bracia zostali skierowani na Cypr, mnie zaś posłano do Turcji. Wprawdzie czułem się wówczas jeszcze niezbyt zdolny do wykonania takiego zadania, ale pamiętałem słowa Jehowy: „Nie siła, nie moc, ale Duch mój — tak mówi Jahwe Zastępów”. — Zach. 4:6, BT.

Znowu więc znalazłem się w Stambule, gdzie żyłem i głosiłem wśród ludzi najróżniejszych narodowości, mówiących rozmaitymi językami i mających przeróżne obyczaje. Musieliśmy nosić ze sobą wielojęzyczną literaturę. Do niektórych kilkupiętrowych domów wcale nie mogliśmy wejść. Zamiast otworzyć nam drzwi, spuszczano z okna kosz, do którego wkładaliśmy nasze pisma wraz z kartką wyjaśniającą cel naszych odwiedzin. Musieliśmy się mieć na baczności przed muzułmanami, gdyż stale grozili nam aresztowaniem. Mimo tych trudności mogliśmy jednak z radością odnotować stały wzrost na naszych zebraniach poświęconych studiowaniu Biblii. Jehowa naprawdę zapewniał nam powodzenie.

NOWOŻYTNY EBEDMELECH

Po niespełna siedmiu miesiącach na skutek skargi gminy żydowskiej zostałem aresztowany i przez cztery dni przesłuchiwano mnie na policji. Odnoszono się do mnie co prawda dość uprzejmie, lecz w tym czasie cały zapas literatury został nam skonfiskowany, tak iż potem musieliśmy się zadowolić nikłymi resztkami schowanymi gdzie indziej. W roku 1935 aresztowano mnie ponownie, tym razem w chwili, kiedy spokojnie spożywałem obiad. Zamknięto mnie w tajnej celi, przeznaczonej wyłącznie dla więźniów, którzy mieli być deportowani bez formalności prawnych. Nawet tu miałem możność rozmawiać o Słowie Bożym z pięcioma innymi więźniami różnych narodowości.

Po dwóch dniach wyprowadzono nas na małe podwórze, gdzie usiadłem, żeby się pogrzać w słońcu. Wówczas podszedł do mnie strażnik więzienny i zapytał, za co mnie aresztowano. Odpowiedziałem, że za głoszenie o Królestwie Bożym. Zaskoczony oddalił się, lecz wkrótce powrócił i zapytał, czy czego nie potrzebuję. Wieczorem przyniósł mi z domu koc wełniany i coś do jedzenia. „Jedz”, powiedział, „bo jesteś mężem Bożym”. Wyświadczył mi jeszcze więcej przysług i zdradził mi, że za kilka dni mam być razem z innymi więźniami zesłany potajemnie do Persji.

Teraz wystąpiły na jaw dowody ochrony Jehowy. Wspomniany strażnik zapytał, czy może coś dla mnie zrobić. Poprosiłem go, żeby przekazał wiadomość mym przyjaciołom. Przystał na to, chociaż ryzykował swe stanowisko, a nawet wolność, gdyby go przyłapano. Kiedy moi przyjaciele dowiedzieli się, gdzie jestem, wstawili się za mną u miejscowego prefekta. W rezultacie zamiast zostać przewieziony bez środków do życia do Persji, wysłano mnie na lepszych warunkach do Grecji. Jehowa istotnie wzbudził nowożytnego Ebedmelecha, żeby mnie ratować w tamtej krytycznej sytuacji. — Jer. 38:7-13.

Po krótkim pobycie w Albanii znalazłem się znowu w biurze oddziału Towarzystwa w Atenach. Religijni wrogowie prawdy Bożej wyzyskiwali istnienie dyktatury, żeby nam pod każdym względem przeszkadzać w pełnieniu dzieła. W roku 1939 udało im się doprowadzić do zamknięcia biura oddziału i skonfiskowania maszyn drukarskich. Wielu świadków znalazło się w więzieniu. Aresztowania, przesłuchiwania, kary więzienia i wygnania nie zdołały jednak stłumić gorliwości naszych chrześcijańskich braci. Dzieło było prowadzone nadal.

BŁOGOSŁAWIEŃSTWA W CZASIE PRÓBY OGNIOWEJ

Potem wybuchła druga wojna światowa. Grecja była bombardowana, została zajęta przez obce wojska, po czym wybuchła wojna domowa. Społeczność świadków Jehowy nie została rozbita. Zbieraliśmy się małymi grupkami po całym kraju, żeby zachować zdrowie duchowe, i różnymi metodami przeprowadzaliśmy dzieło świadczenia. Na maszynie drukarskiej, która w normalnych warunkach była napędzana elektrycznie, a teraz obsługiwana ręcznie, drukowaliśmy małe pisma, którymi posługiwaliśmy się w służbie kaznodziejskiej. W tych mrocznych czasach szczególną radość sprawiał nam fakt, że dostrzegaliśmy coraz wyraźniej „wielką rzeszę” wspomnianą w Objawieniu 7:9 (NW). Jakże wdzięczni byliśmy Jehowie za tę cudowną zachętę! Było to prawdziwe błogosławieństwo!

Jako specjalny przedstawiciel Towarzystwa miałem możność również zakosztować doświadczeń, które przechodzili moi umiłowani bracia w całym kraju, znosząc z uwagi na Chrystusa wiele przykrości. Bandy, które pod przewodnictwem duchownych rzekomo poszukiwały wrogów państwa, napadały na spokojnych chrześcijańskich świadków, starszych mężczyzn i kobiety, aresztowały ich, biły i żądały wyrzeczenia się wiary. Niektórych po okrutnym skatowaniu wrzucano do dołów; innych wieszano głową w dół; jeszcze innych na oczach własnych dzieci rozstrzeliwano z karabinów maszynowych; burzono ich domy i niszczono im winnice. Wielu bez przeprowadzenia odpowiedniej rozprawy sądowej zesłano na pustynne wysepki. Odżyło znowu prześladowanie z czasów Nerona i „świętej inkwizycji”. A jednak wierni chwalcy Jehowy w Grecji zachowali niezłomność.

Od roku 1947 miałem przywilej być sługą obwodu. Reorganizacja sprawiła wielką radość tym, którzy wytrwali w wierności, i wielce ich pokrzepiła. Jeszcze dziś pamiętam, jak bardzo zachęciło mnie i wzmocniło spotkanie z braćmi, którzy przetrzymali żar prześladowań. Brakuje mi słów, żeby należycie podziękować Jehowie za to, że w tych ciężkich czasach miałem zaszczyt walczyć u boku takich wiernych ludzi.

Nieraz byłem zdany na doświadczonego przewodnika, który okrężnymi drogami prowadził mnie od jednej grupy wiernych świadków do drugiej, gdyż musieliśmy omijać główne drogi. Jeszcze dziś doskonale sobie przypominam niektóre z tych dzikich i odludnych okolic, przez które, wymacując drogę, przekradaliśmy się nocą, a także obraz, jaki przedstawiał się naszym oczom, gdy po dotarciu do jakiejś odległej miejscowości znajdowaliśmy tam czasopismo Strażnica oraz inne podręczniki do studiowania Biblii! Wszędzie przeciekała orzeźwiająca woda Boskiego Słowa prawdy.

W pewnym mieście na terenie północno-zachodniej Grecji były przestępca, morderca, zaczął czytać Strażnicę i Przebudźcie się! Już po krótkim czasie całkowicie zmienił tryb życia. Kiedy się później dowiedział, że pewna młoda przestępczyni, z którą żył na wrogiej stopie, przyjęła w więzieniu dobrą nowinę z Biblii, wykrzyknął: „Ja będę ją nazywał siostrą, a ona niech mnie nazywa bratem”. Bóg nasz rzeczywiście jest Bogiem miłości i pokoju.

W latach od 1947 do 1961, to jest w okresie, w którym troszczyłem się o obwód złożony z małych grup poddanych memu nadzorowi, przeżyłem — jeżeli sobie dobrze przypominam — czterdzieści trzy poważne incydenty. Aresztowania, uwięzienia, procesy sądowe i wyroki były dla mnie chlebem powszednim. Sprawę pogarszał jeszcze fakt, że moje nazwisko opublikowano w gazetach wraz z groźbami i nienawistnymi komentarzami duchownych oraz ich popleczników. Nigdy jednak nie czułem się beznadziejnie opuszczony. Jehowa zawsze błogosławił mi pociechą i zachętą, kiedy tego najbardziej potrzebowałem.

W roku 1956 znalazłem się znowu w Turcji, gdzie w roku 1934 pracowałem już jako pionier. Mogłem teraz powiązać błogosławieństwa doznane dawniej z nowymi. W Stambule napotkałem sporą grupę świadków Jehowy. Zachwycający był widok rozwoju dzieła Pańskiego w tym jeszcze prawie nietkniętym terenie.

Tymczasem w Grecji poprawiły się warunki naszej służby kaznodziejskiej. Od roku 1961 służę jako sługa obwodu w Pireusie i w Atenach. Mimo dwóch operacji (jedna w 1954, a druga w 1963) ciągle jeszcze czuję się dobrze i doznaję na sobie samym spełnienia obietnicy z księgi Izajasza 40:28-31. Nigdy nie zapomnę niektórych szczególnych błogosławieństw, na przykład obecności na wielkich kongresach międzynarodowych. W roku 1951 byłem w Londynie, w 1953 — w Nowym Jorku, w 1955 — w kilku różnych miastach europejskich, a w 1958 na olbrzymim zgromadzeniu w Nowym Jorku! Wielki to zaszczyt, że pokornym świadkom w Turcji i w Grecji mogłem dać wyobrażenie o tym, jakich błogosławieństw doznaliśmy na owych zgromadzeniach.

Obecnie dociągam do sześćdziesiątki i siwieją mi włosy. Młodzi często nazywają mnie starym człowiekiem. Ja jednak dziękuję Stwórcy za to, że stale udziela mi potrzebnych sił fizycznych, i chciałbym zachęcić młodzież, żeby nie marnowała życia na rzeczy bezwartościowe, lecz żeby studiowała Biblię i poznawała pełnego miłości Stwórcę (Kazn. 12:1). On tak samo pobłogosławi ich wierność, jak błogosławił mnie.

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij