-
Skąd się wzięło życie?Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy?
-
-
Rozdział trzeci
Skąd się wzięło życie?
NASZA Ziemia tętni życiem. Od zasypanej śniegiem Arktyki po amazoński las deszczowy, od pustynnej Sahary po mokradła Everglades, od mrocznego dna oceanu po skąpane w słońcu szczyty górskie — wszędzie roi się od żywych istot. I nieodmiennie wprawiają nas one w zdumienie.
Bogactwo ich form i rozmiarów oraz ich mnogość wprost oszałamia. Na naszej planecie bzyczy i mrowi się milion gatunków owadów. W wodach pływa 20 000 gatunków ryb — tak małych jak ziarnko ryżu i tak długich jak samochód ciężarowy. Ziemię przyozdabia co najmniej 350 000 gatunków roślin — niektóre są dość osobliwe, a większość jest po prostu wspaniała. A pod niebem fruwa ponad 9000 gatunków ptaków. Wszystkie te stworzenia, łącznie z człowiekiem, tworzą harmonijną całość, symfonię zwaną życiem.
Ale jeszcze bardziej niż ta cudowna różnorodność zadziwia głęboko sięgająca jedność świata istot żywych. Jak wyjaśniają biochemicy, którzy badają procesy życiowe od samych podstaw, życie wszystkich ziemskich stworzeń — czy to ameby, czy człowieka — zależy od fascynującego współdziałania kwasów nukleinowych (DNA i RNA) z białkami. Skomplikowane procesy z udziałem tych cząsteczek zachodzą dosłownie w każdej komórce naszego ciała, podobnie jak w komórkach kolibrów, lwów i wielorybów. Ten sam mechanizm współtworzy całą przepiękną mozaikę żywych istot. Ale w jaki sposób on powstał? I w ogóle skąd się wzięło życie?
Z pewnością zgodzisz się z tym, że kiedyś życie na Ziemi nie istniało. Uznaje to zarówno nauka, jak i większość religii. Niemniej jesteś zapewne świadom, iż te dwa źródła — nauka i religia — w odmienny sposób wyjaśniają, jak ono się tu pojawiło.
Miliony ludzi o najróżniejszym poziomie wykształcenia wierzy, że życie na Ziemi to dzieło inteligentnego Stwórcy, pierwszego Projektanta. Z drugiej strony wielu naukowców twierdzi, iż przez zwykły przypadek wyłoniło się z materii nieożywionej w wyniku stopniowych przemian chemicznych. Kto ma rację?
Nie powinniśmy sądzić, że sprawa ta ma niewielki związek z nami i z naszym pragnieniem nadania głębszego sensu swemu życiu. Jak już zauważyliśmy, jedno z podstawowych pytań, na które ludzie poszukują odpowiedzi, brzmi: Skąd się tu wzięliśmy?
Na ogół w wykładach naukowych mówi się głównie o przystosowywaniu się organizmów do środowiska, zwiększającym ich szanse przeżycia, a znacznie mniej o kluczowej kwestii, jaką jest samo pochodzenie życia. Być może spostrzegłeś, że próby jej wyjaśnienia zazwyczaj sprowadzają się do ogólnikowych zapewnień w rodzaju: ‛Przez miliony lat cząsteczki chemiczne reagowały ze sobą, aż jakimś sposobem pojawiło się życie’. Czy jednak naprawdę brzmi to przekonująco? Zgodnie z tym tokiem rozumowania pod wpływem energii pochodzącej ze Słońca, z piorunów lub wulkanów jakaś nieożywiona materia przemieszczała się, tworzyła coraz bardziej zorganizowane formy i w końcu zaczęła żyć, a wszystko to bez żadnej ukierunkowanej pomocy z zewnątrz. Jakiż ogromny skok — od materii nieożywionej do żywego organizmu! Czy coś takiego mogło się wydarzyć?
W średniowieczu koncepcja taka nie wywołałaby zapewne żadnych obiekcji, gdyż powszechnie wierzono w samorództwo, czyli w samoistne powstawanie istot żywych z materii nieożywionej. Jednakże w XVII wieku włoski lekarz Francesco Redi udowodnił, że larwy na zepsutym mięsie pojawiają się tylko wtedy, gdy muchy złożyły na nim jajka, nie rozwijają się zaś na takim, do którego muchy nie mają dostępu. A zatem zwierzęta wielkości muchy nie mogą się wyłonić samorzutnie, ale co z drobnoustrojami, które pojawiają się nawet na przykrytym mięsie? Chociaż późniejsze doświadczenia wskazywały, że owe drobnoustroje nie powstają w wyniku samorództwa, kwestia ta dalej budziła kontrowersje. I wówczas zajął się nią Ludwik Pasteur.
Wiele osób wie o badaniach Pasteura dotyczących fermentacji i chorób zakaźnych. Ale przeprowadził on także doświadczenia mające rozstrzygnąć, czy drobnoustroje mogą powstać samorzutnie. Wykazał — o czym być może czytałeś — że nawet mikroskopijne bakterie nie pojawiają się w wodzie, którą wyjałowiono i zabezpieczono przed skażeniem. W roku 1864 ogłosił: „Ten prosty eksperyment zadał teorii samorództwa śmiertelny cios, po którym już nigdy się nie odrodzi”. Twierdzenie to dalej jest zgodne z prawdą. Nigdy w żadnym doświadczeniu nie udało się stworzyć życia z materii nieożywionej.
Skąd się zatem wzięło życie na Ziemi? Za pierwsze współczesne próby udzielenia odpowiedzi na to pytanie można uznać prace rosyjskiego biochemika Aleksandra I. Oparina, pochodzące z lat dwudziestych naszego stulecia. On, a później jeszcze inni naukowcy zaproponowali coś w rodzaju scenariusza dramatu w trzech aktach, w którym ukazali, co ich zdaniem rozegrało się na planecie Ziemi. W pierwszym akcie widzimy pierwiastki obecne na Ziemi, czyli surowce, które przekształcają się w różne cząsteczki chemiczne. W kolejnym dochodzi do powstania większych cząsteczek. A w ostatnim następuje przeskok do pierwszej żywej komórki. Ale czy naprawdę tak się działo?
Punktem wyjścia w tym scenariuszu jest teza, iż pierwotna atmosfera ziemska znacznie różniła się od dzisiejszej. Według pewnej teorii była ona niemal całkowicie pozbawiona wolnego tlenu, natomiast miały w niej występować pierwiastki azot, wodór i węgiel w postaci związków: amoniaku i metanu. Jak się przyjmuje, atmosferę złożoną z tych gazów oraz pary wodnej smagały wyładowania elektryczne i promieniowanie ultrafioletowe, w wyniku czego powstawały cukry i aminokwasy. Pamiętajmy jednak, że jest to tylko teoria.
Zgodnie z tym teoretycznym scenariuszem cząsteczki owe dostawały się do oceanów i innych zbiorników wodnych. Stężenie cukrów, aminokwasów i innych składników stopniowo w nich rosło, aż powstał „prebiotyczny bulion”, w którym na przykład aminokwasy zaczęły się łączyć w białka. Według rozwiniętej wersji tego hipotetycznego scenariusza inne związki, zwane nukleotydami, tworząc łańcuchy, przekształcały się w kwasy nukleinowe, takie jak DNA. Wszystko to miało przygotować grunt do finałowego aktu w tym molekularnym dramacie.
Ten ostatni akt, nie potwierdzony żadnymi dowodami, można by nazwać historią miłosną. Cząsteczki białka i DNA przypadkiem spotkały się ze sobą, rozpoznały i wzięły w objęcia. Następnie, tuż przed opadnięciem kurtyny, narodziła się pierwsza żywa komórka. Po zapoznaniu się z tym dramatem być może nasunęły ci się pytania: Czy to prawda, czy fikcja? Czy życie na Ziemi mogło się rozwinąć w taki sposób?
Stworzenie życia w laboratorium?
Na początku lat pięćdziesiątych naukowcy postanowili zbadać teorię Aleksandra Oparina w sposób doświadczalny. Co prawda znali udowodniony fakt, iż życie może pochodzić jedynie z życia, niemniej snuli przypuszczenia, że jeśli w przeszłości warunki były inne niż obecnie, to mogło się ono powoli rozwinąć z materii nieożywionej. Czy potrafili to wykazać? Naukowiec Stanley L. Miller, pracujący w laboratorium Harolda Ureya, umieścił w szczelnej szklanej aparaturze wodór, amoniak, metan i parę wodną (sądząc, że właśnie z nich składała się pierwotna atmosfera) oraz wrzącą wodę (wyobrażającą ocean) i poddał tę mieszaninę gazów wyładowaniom elektrycznym (imitującym pioruny). W ciągu tygodnia w wodzie pojawiły się drobiny czerwonawej mazi, która jak stwierdził Miller po wykonaniu analiz, zawierała dużo aminokwasów — elementów składowych białek. Bardzo możliwe, iż słyszałeś o tym eksperymencie, gdyż przez lata powoływano się na niego w książkach naukowych i podręcznikach szkolnych, jak gdyby tłumaczył pochodzenie życia na Ziemi. Ale czy naprawdę tłumaczył?
W gruncie rzeczy wartość eksperymentu Millera jest obecnie podawana w wątpliwość (patrz ramka „Klasyczny, ale kwestionowany”, strony 36 i 37). Niemniej po tym iluzorycznym sukcesie przeprowadzono inne eksperymenty, w których otrzymano też związki wchodzące w skład kwasów nukleinowych (DNA i RNA). Naukowcy zajmujący się pochodzeniem życia (czyli tak zwaną biogenezą) byli pełni optymizmu, gdyż na pozór powtórzyli pierwszy akt molekularnego dramatu. I mogło się wydawać, że odtworzą w laboratorium również dwa pozostałe akty. Pewien profesor chemii oznajmił: „Wyjaśnienie pochodzenia najprostszych żywych organizmów za pomocą mechanizmów ewolucyjnych jest już w zasięgu ręki”. A jeden z popularyzatorów nauki zauważył: „Wielu oczekiwało, że naukowcy, tacy jak dr Frankenstein, stworzony przez Mary Shelley, wkrótce w swoich laboratoriach wyczarują żyjące istoty, demonstrując tym samym szczegółowo przebieg Powstania [życia]”. Powszechnie sądzono, że tajemnica samorzutnego pochodzenia życia została odkryta (patrz ramka „Prawoskrętne i lewoskrętne”, strona 38).
Optymizm zanika, problem pozostaje
Jednakże w następnych latach ów optymizm przygasł. Minęły dziesięciolecia, a tajemnica życia pozostała niezgłębiona. Około 40 lat po tamtym eksperymencie profesor Miller powiedział na łamach Świata Nauki (będącego tłumaczeniem czasopisma Scientific American): „Problem powstania życia okazał się znacznie trudniejszy niż ja oraz większość innych ludzi przewidywaliśmy”. U innych uczonych też nastąpiła taka zmiana w nastrojach. Na przykład profesor biologii Dean H. Kenyon był współautorem książki Biochemical Predestination (Biochemiczne przeznaczenie), wydanej w roku 1969. Później jednak doszedł do wniosku, że jest to „z gruntu nie do uwierzenia, by materia i energia bez żadnej pomocy zorganizowały się w żywe układy”.
Badania laboratoryjne potwierdzają ocenę wyrażoną przez profesora Kenyona, iż „wszystkie obecne teorie dotyczące chemicznego pochodzenia życia mają pewną zasadniczą wadę”. Kiedy Miller oraz inni otrzymali aminokwasy, naukowcy podjęli próby uzyskania białek i DNA, które są konieczne do życia na Ziemi. Wykonano tysiące eksperymentów w tak zwanych warunkach prebiotycznych i co się okazało? W książce The Mystery of Life’s Origin: Reassessing Current Theories zauważono: „Istnieje zdumiewający kontrast pomiędzy znacznym sukcesem odniesionym podczas syntezy aminokwasów a ciągle nieudanymi próbami zsyntetyzowania białek i DNA”. Próby te nazwano „całkowitą porażką”.
A przecież w celu rozwikłania owej tajemnicy nie wystarczy uporać się z pytaniem, jak powstały pierwsze białka i kwasy nukleinowe (DNA lub RNA). Należałoby też odpowiedzieć, jak te substancje zaczęły ze sobą współdziałać. „Dopiero współpraca tych dwóch rodzajów cząsteczek umożliwia istnienie życia na Ziemi” — oznajmiono w The New Encyclopædia Britannica. Tymczasem w dziele tym zaznaczono, że pytanie, jak ta współpraca została nawiązana, dalej jest „kluczowym i nierozwikłanym problemem biogenezy”. Bardzo trafne spostrzeżenie.
W dodatku A „Życiodajna współpraca” (strony 45-47) podano najważniejsze informacje dotyczące fascynującego współdziałania w naszych komórkach białek i kwasów nukleinowych. Już taki pobieżny wgląd w wewnętrzny świat komórek naszego ciała wzbudza podziw dla pracy badających je naukowców. Odsłaniają oni tajniki niesamowicie złożonych procesów, o których raczej się nie myśli, a które odgrywają kluczową rolę w każdej chwili naszego życia. Ale jednocześnie ta oszałamiająca złożoność i nieodzowna precyzja znów nasuwa pytanie: Skąd się to wszystko wzięło?
Może ci wiadomo, że naukowcy zajmujący się biogenezą nieprzerwanie próbują stworzyć możliwy do przyjęcia scenariusz, który by opisywał pojawienie się życia. Jednakże ich nowe propozycje nie okazały się przekonujące (patrz dodatek B „Ze ‚świata RNA’ lub z innego świata?”, strona 48). Na przykład Klaus Dose z Instytutu Biochemii w Moguncji zauważył: „Obecnie wszelkie dyskusje o głównych teoriach i eksperymentach w tej dziedzinie albo utykają w martwym punkcie, albo kończą się przyznaniem do niewiedzy”.
Żadnego rozwiązania nie znaleziono nawet na Międzynarodowej Konferencji w sprawie Pochodzenia Życia. Jak podano w czasopiśmie Science, prawie 300 zgromadzonych tam naukowców „borykało się z łamigłówką, jak po raz pierwszy pojawiły się (...) cząsteczki [DNA i RNA] i jak przebiegała ich ewolucja aż do samoreplikujących się komórek”.
Aby zgłębić lub tylko zacząć badać to, co się dzieje w naszych komórkach na poziomie molekularnym, potrzeba inteligencji i gruntownego wykształcenia. Czy zatem rozsądny jest pogląd, że te skomplikowane procesy zaszły po raz pierwszy w „prebiotycznym bulionie” samorzutnie, spontanicznie, przez przypadek? A może wchodził tu w grę jakiś inny czynnik?
W czym tkwi problem?
Obecnie uczeni mają już za sobą niemal pół wieku stawiania najróżniejszych hipotez i tysiące prób udowodnienia, że życie pojawiło się samoistnie. Kiedy się temu wszystkiemu przyjrzeć, trudno nie przyznać racji laureatowi Nagrody Nobla Francisowi Crickowi. Mówiąc o teoriach dotyczących pochodzenia życia, zauważył on, iż „za dużo spekulacji opiera się na za małej liczbie faktów”. Nic więc dziwnego, że po zbadaniu faktów niektórzy uczeni doszli do wniosku, iż żywy organizm jest zdecydowanie zbyt skomplikowany, by mógł się wyłonić nawet w dobrze zorganizowanym laboratorium, a cóż dopiero w nieuporządkowanym środowisku.
Skoro mimo rozwoju nauki nie udało się udowodnić, że życie może powstać samoistnie, to dlaczego niektórzy naukowcy w dalszym ciągu popierają takie teorie? Kilkadziesiąt lat temu profesor J. D. Bernal rzucił na tę sprawę sporo światła w książce The Origin of Life (Pochodzenie życia): „Gdyby do tego zagadnienia [samoistnego powstania życia] ściśle zastosować reguły metody naukowej, w kilku miejscach tej historii można byłoby w gruncie rzeczy wykazać, jak życie powstać nie mogło — nieprawdopodobieństwo było zbyt wielkie, szanse pojawienia się życia zbyt nikłe”. Następnie dodał: „To niestety prawda, ale przecież życie na Ziemi istnieje w całym swym bogactwie form i przejawów aktywności, toteż trzeba nagiąć argumentację, by poprzeć jego istnienie”. Dzisiaj sytuacja wcale nie wygląda lepiej.
Zauważmy, jaka myśl kryje się w tych słowach. Równie dobrze można by ją wyrazić tak: ‛Z naukowego punktu widzenia poprawna jest teza, że życie nie mogło się pojawić samo z siebie. Ale samoistne powstanie życia jest jedyną możliwością, którą bierzemy pod uwagę. Musimy więc tak nagiąć argumentację, by poprzeć tę hipotezę’. Czy takie rozumowanie cię zadowala? Czy nie wymaga zbyt częstego ‛naginania’ faktów?
Jednakże są też światli, szanowani uczeni, którzy nie widzą potrzeby naginania faktów, by pasowały do obowiązujących poglądów na pochodzenie życia. Pozwalają raczej, by fakty doprowadziły ich do rozsądnego wniosku. Jakie fakty i do jakiego wniosku prowadzą?
Informacja i inteligencja
W wywiadzie utrwalonym w pewnym filmie dokumentalnym profesor Maciej Giertych, znany genetyk z Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk, udzielił takiej odpowiedzi:
„Zrozumieliśmy, jaki ogrom informacji mieści się w genach. Nauka nie zna sposobu powstawania tej informacji samorzutnie. To wymaga inteligencji. Taka informacja nie mogła powstać przypadkowo. Przez wymieszanie liter nie otrzyma się poezji”. Następnie dodał: „Na przykład bardzo skomplikowany system syntezy DNA, RNA i białek w komórce musiał być idealny od samego początku. Inaczej żywy układ nie mógłby istnieć. Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że ten ogrom informacji stanowi dzieło rozumu”.
Im więcej dowiadujemy się o cudowności życia, tym silniej nasuwa się wniosek: Życie musi pochodzić ze źródła obdarzonego inteligencją. Z jakiego źródła?
Jak już wspomnieliśmy, miliony wykształconych osób uważa, że życie na Ziemi zostało zaprojektowane i stworzone przez jakąś wyższą inteligencję. Po uczciwym zbadaniu sprawy uznali, iż nawet w obecnym wieku nauki rozsądek nakazuje przyznać rację biblijnemu poecie, który niegdyś powiedział o Bogu: „U ciebie jest źródło życia” (Psalm 36:9).
Bez względu na to, czy ty również doszedłeś już do takiego stanowczego wniosku, zechciej się teraz przyjrzeć razem z nami czemuś niezwykłemu, co dotyczy ciebie osobiście. Są to bardzo ciekawe informacje, które mogą rzucić sporo światła na omawianą kwestię, mającą dla nas żywotne znaczenie.
[Ramka na stronie 30]
Ile przypadku jest w tym przypadku?
„Wszystko to — od bulionu pierwotnego do człowieka — sprawił przypadek i tylko przypadek” — oświadczył laureat Nagrody Nobla Christian de Duve, wypowiadając się na temat pochodzenia życia. Czy jednak przypadek może służyć jako racjonalne wyjaśnienie przyczyny pojawienia się życia?
Co to jest przypadek? Niektórzy, mówiąc o nim, mają na myśli zdarzenie losowe, do którego można zastosować rachunek prawdopodobieństwa, jak to się dzieje przy rzucie monetą. Jednakże w dyskusji o pochodzeniu życia wielu naukowców posługuje się tym słowem w innym znaczeniu. Używają oni nieprecyzyjnego wyrazu „przypadek”, by nie określać dokładnie przyczyny, zwłaszcza gdy jej nie znają.
„Jeżeli personifikuje się ‚przypadek’, mówiąc o nim jak o sile sprawczej, (...) to w sposób nieusprawiedliwiony zamienia się pogląd naukowy w koncepcję na poły religijną, mitologiczną” — zauważył biofizyk Donald M. MacKay. W podobnym duchu wypowiedział się Robert C. Sproul: „Ponieważ nieznaną przyczynę już od dawna nazywa się ‚przypadkiem’, ludzie zaczynają zapominać, że właśnie taki sens nadano temu słowu. (...) Dla wielu osób założenie: ‚przypadek to nieznana przyczyna’, zamieniło się w przeświadczenie, że ‚przypadek jest przyczyną’”.
Takim rozumowaniem utożsamiającym przypadek z przyczyną posłużył się między innymi laureat Nagrody Nobla Jacques L. Monod. Napisał on: „Czysty przypadek, jedynie przypadek, całkowita, lecz ślepa wolność [znajduje się] u samego korzenia wspaniałej budowli ewolucji. (...) Człowiek nareszcie wie, że jest sam w obojętnym ogromie Wszechświata, z którego wyłonił się na skutek przypadku” (tłumaczył Jędrzej Bukowski). Zauważmy: „NA SKUTEK przypadku”. Monod czyni to samo, co wielu innych — przypisuje przypadkowi rolę czynnika stwórczego. Twierdzi, że to przypadek doprowadził do pojawienia się życia na Ziemi.
Według słowników „przypadek” to „zdarzenie, zjawisko, których się nie da przewidzieć na podstawie znanych praw naukowych i doświadczenia”. Jeżeli więc ktoś oznajmia, że życie powstało przez przypadek, to jego zdaniem istnieje ono dzięki jakiemuś nieznanemu czynnikowi sprawczemu. Czy wobec tego niektórzy nie mają w istocie na myśli „Przypadku” pisanego dużą literą — inaczej mówiąc Stwórcy?
[Ramka na stronie 35]
„[Najmniejsza bakteria] o wiele bardziej przypomina ludzi niż mieszaninę związków chemicznych otrzymaną przez Stanleya Millera, gdyż ma już owe właściwości [biochemicznego] systemu. Toteż mniejsza odległość dzieli bakterię od człowieka niż ową mieszaninę aminokwasów od bakterii” (profesor biologii Lynn Margulis).
[Ramka i ilustracja na stronach 36, 37]
Klasyczny, ale kwestionowany
Na dowód, że w przeszłości życie mogło powstać samorzutnie, często przytaczany jest eksperyment, który Stanley Miller przeprowadził w roku 1953. Jednakże ma on jakąś wartość wyłącznie przy założeniu, że pierwotna atmosfera Ziemi miała właściwości redukujące, co w szczególności oznacza, iż zawierała tylko śladowe ilości wolnego tlenu (nie związanego z innymi pierwiastkami). Dlaczego jest to istotne?
W książce The Mystery of Life’s Origin: Reassessing Current Theories (Tajemnica pochodzenia życia — rewizja współczesnych teorii) wyjaśniono, że gdyby w atmosferze znajdowało się dużo wolnego tlenu, ‛żaden aminokwas nie mógłby nawet powstać, a gdyby w jakiś sposób się pojawił, szybko uległby rozkładowi’.a Jak dalece uzasadnione były założenia Millera dotyczące pierwotnej atmosfery?
W znanej pracy, opublikowanej dwa lata po owym eksperymencie, Miller napisał: „Są to rzecz jasna przypuszczenia, gdyż nie wiemy, czy po uformowaniu się Ziemi istniała na niej atmosfera redukująca. (...) Żadnych bezpośrednich dowodów na razie nie znaleziono” (Journal of the American Chemical Society, 12 maja 1955 roku).
Czy kiedykolwiek je znaleziono? Około 25 lat później popularyzator nauki Robert C. Cowen zauważył: „Naukowcy są zmuszeni na nowo przemyśleć niektóre ze swych założeń. (...) Prawie żadne dowody nie przemawiają za atmosferą bogatą w wodór, silnie redukującą, są natomiast pewne dowody świadczące przeciwko takiej hipotezie” (Technology Review, kwiecień 1981 roku).
A może coś znaleziono jeszcze później? W artykule opublikowanym w Świecie Nauki w roku 1991 John Horgan napisał: „W ostatnim dziesięcioleciu narosły wątpliwości co do założeń Ureya i Millera dotyczących składu atmosfery. Eksperymenty laboratoryjne oraz rekonstrukcje komputerowe atmosfery (...) sugerują, że promieniowanie ultrafioletowe ze Słońca, obecnie zablokowane przez ozon w atmosferze, zniszczyłoby cząsteczki związków bogatych w wodór (...) Atmosfera tego typu [złożona z dwutlenku węgla i azotu] nie sprzyjałaby więc syntezie aminokwasów i innych prekursorów życia”.
Dlaczego w takim razie wielu dalej utrzymuje, że dawna atmosfera Ziemi miała własności redukujące, że nie było w niej większych ilości tlenu? W książce Molecular Evolution and the Origin of Life (Ewolucja molekularna i podstawy życia) Sidney W. Fox i Klaus Dose udzielają takiej odpowiedzi: Atmosfera musiała być pozbawiona tlenu między innymi dlatego, że „eksperymenty laboratoryjne wskazują, iż ewolucja chemiczna (...) zostałaby niemal całkowicie zablokowana przez tlen”, oraz dlatego, że takie związki, jak aminokwasy, „w obecności tlenu nie zdołałyby przetrwać okresów geologicznych”.
Czyż nie jest to bardzo pokrętne rozumowanie? Twierdzi się, że pierwotna atmosfera posiadała właściwości redukujące, gdyż w przeciwnym razie nie doszłoby do samoistnego powstania życia. Ale w istocie nie ma żadnej pewności, iż miała właśnie taki skład.
Warto zwrócić uwagę na coś jeszcze: Jeżeli mieszanina gazów wyobrażała atmosferę, iskra elektryczna zastępowała pioruny, a gotująca się woda była odpowiednikiem morza, to kogo lub co zastępował naukowiec, który ten eksperyment przygotował i przeprowadził?
[Przypis]
a Tlen jest bardzo aktywny chemicznie. Na przykład łączy się z żelazem, tworząc rdzę, i z wodorem, dając w efekcie wodę. Gdyby podczas powstawania aminokwasów w atmosferze była znaczna ilość wolnego tlenu, szybko wchodziłby z nimi w reakcje i niszczył powstające cząsteczki organiczne.
[Ramka na stronie 38]
Prawoskrętne i lewoskrętne
Jak wiadomo, rękawiczka może być prawa albo lewa. Podobnie rzecz się ma z aminokwasami. Spośród około 100 znanych aminokwasów tylko 20 wchodzi w skład cząsteczek białka i wszystkie są „lewe”, a mówiąc ściśle: lewoskrętne. Kiedy naukowcy wytwarzają imitację domniemanego prebiotycznego bulionu w laboratoriach, wśród powstałych aminokwasów znajduje się tyle samo prawoskrętnych, co lewoskrętnych. „Taki rozkład 50 na 50 (...) nie przypomina tego, co spotykamy w organizmach żywych, w których mamy tylko aminokwasy lewoskrętne” — donosi gazeta The New York Times. Pytanie, dlaczego żywe organizmy są zbudowane tylko z aminokwasów lewoskrętnych, stanowi „wielką zagadkę”. Nawet wśród aminokwasów znajdowanych w meteorytach „widać nadwyżkę form lewoskrętnych”. Doktor Jeffrey L. Bada, zajmujący się problemami związanymi z pochodzeniem życia, jest zdania, iż „do tego, że biologiczne aminokwasy są lewoskrętne, mógł się w pewnym stopniu przyczynić jakiś czynnik pozaziemski”.
[Ramka na stronie 40]
„W eksperymentach tych (...) abiotyczną syntezą nazywa się to, co w rzeczywistości zostało wytworzone i zaprojektowane przez bardzo inteligentnego i zdecydowanie biotycznego człowieka, usiłującego poprzeć poglądy, do których jest ogromnie przywiązany” (Origin and Development of Living Systems).
[Ramka i ilustracja na stronie 41]
„Celowe, rozumne działanie”
Brytyjski astronom sir Fred Hoyle poświęcił dziesiątki lat na badanie wszechświata i znajdującego się w nim życia, a nawet bronił poglądu, że życie dotarło na Ziemię z przestrzeni kosmicznej. W trakcie wykładu wygłoszonego w Kalifornijskim Instytucie Techniki poruszył sprawę porządku aminokwasów w białkach.
„Wielkim problemem biologii”, powiedział Hoyle, „nie jest sam oczywisty fakt, że białko to łańcuch aminokwasów połączonych ze sobą w określony sposób, lecz raczej okoliczność, że ich kolejność nadaje temu łańcuchowi szczególne właściwości (...) Gdyby aminokwasy zostały połączone przypadkowo, rezultatem byłaby ogromna liczba kombinacji nieprzydatnych żywej komórce. Kiedy się rozważy, że typowy enzym jest łańcuchem złożonym z jakichś 200 ogniw i że dla każdego ogniwa istnieje 20 możliwości, to łatwo zauważyć, iż liczba bezużytecznych kombinacji jest kolosalna, większa od liczby atomów we wszystkich galaktykach dostrzegalnych przez największe teleskopy. Tak wygląda sytuacja w wypadku jednego enzymu, a przecież jest ich przeszło 2000 i służą na ogół bardzo różnym celom. Jakim więc sposobem wszystkie one zaistniały?”
Hoyle dodał też: „Zamiast akceptować znikomo małe prawdopodobieństwo pojawienia się życia za sprawą ślepych sił natury, lepiej jest chyba założyć, że powstało ono w wyniku celowego, rozumnego działania”.
[Ramka na stronie 44]
Profesor Michael J. Behe oświadczył: „Kto nie uważa za konieczne szukać wyjaśnienia jedynie wśród nierozumnych czynników sprawczych, łatwo dojdzie do wniosku, że wiele systemów biochemicznych zostało zaprojektowanych. Zaprojektowanych nie przez prawa natury, nie przez przypadek i konieczność, lecz zaplanowanych. (...) Życie na ziemi na swym najbardziej podstawowym poziomie, wszystkie jego najważniejsze elementy, to wynik rozumnej działalności”.
[Ilustracja na stronie 42]
[Patrz publikacja]
Nawet pobieżny wgląd w złożony świat i zawiłe funkcje każdej komórki naszego ciała nasuwa pytanie: Jak to wszystko powstało?
• Błona komórkowa
Kontroluje, co wnika do komórki lub ją opuszcza
• Jądro
Steruje procesami komórkowymi
• Chromosomy
Zawierają DNA, czyli plan genetyczny
• Rybosomy
Zajmują się produkcją białek
• Jąderko
Miejsce tworzenia rybosomów
• Mitochondrium
Centrum produkcyjne cząsteczek, które dostarczają komórce energii
[Ilustracja na stronie 33]
Wielu uczonych przyznaje obecnie, że skomplikowane cząsteczki niezbędne dla życia nie mogły powstać samorzutnie w prebiotycznym bulionie
-
-
Jesteś niepowtarzalny!Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy?
-
-
Rozdział czwarty
Jesteś niepowtarzalny!
CZY rano przed rozpoczęciem codziennych zajęć masz zwyczaj przeglądać się w lustrze? Zapewne brakuje ci wtedy czasu na snucie refleksji. Ale teraz możesz sobie pozwolić na chwilę zadumy nad cudownością tego, co się wiąże z takim zwykłym spojrzeniem na własne odbicie.
Dzięki oczom widzisz siebie w kolorze, choć postrzeganie barw wcale nie jest konieczne do życia. Uszy masz tak rozmieszczone, że słyszysz stereofonicznie, toteż potrafisz zlokalizować źródło dźwięku, na przykład głos ukochanej osoby. Może skłonni jesteśmy traktować słuch jak coś oczywistego, lecz w pewnej książce przeznaczonej dla akustyków podano: „Jeżeli się dokładnie przyjrzeć ludzkiemu narządowi słuchu, to jego działanie i skomplikowana budowa nasuwają nieodparty wniosek, że został zaprojektowany przez kogoś wyjątkowo życzliwego”.
O cudownym zaprojektowaniu świadczy również twój nos. Właśnie nim wciągasz powietrze, które utrzymuje cię przy życiu. Poza tym w nosie mieści się miliony receptorów węchowych, pozwalających ci rozróżnić około 10 000 zapachów. A gdy się posilasz, zaczyna działać jeszcze jeden zmysł — tysiące kubków smakowych informuje cię o smaku spożywanej potrawy. Inne receptory na języku pomagają ci ustalić, czy masz czyste zęby.
Zostałeś wyposażony w pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Wszystkie one doskonale się uzupełniają, więc choć niektóre zwierzęta wyraźniej widzą w nocy, mają czulszy węch bądź lepiej słyszą, człowiek pod wieloma względami nad nimi góruje.
Zastanówmy się jednak, dzięki czemu możemy korzystać z wymienionych zdolności. Otóż wszystko zawdzięczamy ważącemu niecałe półtora kilograma narządowi we wnętrzu głowy — naszemu mózgowi. Mają go także zwierzęta. Nasz mózg to jednak organ jedyny w swoim rodzaju i właśnie on decyduje o tym, że jesteśmy niepowtarzalni. Na czym polega ta wyjątkowość? I w jaki sposób wiąże się z pragnieniem, by nasze życie miało głębszy sens i nie było tak ulotne?
Twój cudowny mózg
Przez wiele lat mózg ludzki przyrównywano do komputera, ale ostatnie odkrycia wskazują, że takie porównanie jest bardzo nieadekwatne. „Jak uzmysłowić sobie działanie narządu składającego się z około 50 miliardów neuronów i biliarda synaps (połączeń między neuronami), przez które przepływa ogółem 10 biliardów impulsów na sekundę?” — zapytał dr Richard M. Restak. A co odpowiedział? „Możliwości nawet najnowocześniejszej komputerowej sieci neuronowej (...) stanowią mniej więcej jedną dziesięciotysięczną zdolności umysłowych muchy domowej”. Jak więc widzisz, komputer nie wytrzymuje porównania ze znacznie przewyższającym go mózgiem ludzkim.
Czy komputer zbudowany przez człowieka może sam sobie tworzyć nowe programy, sam się naprawiać albo z upływem czasu ulepszać? Jeżeli coś trzeba zmienić w jego oprogramowaniu, programista musi napisać, a następnie wprowadzić do niego nowe zakodowane instrukcje. Mózg wykonuje takie czynności automatycznie, zarówno we wczesnym okresie naszego życia, jak i w starości. Nie będzie w tym przesady, gdy powiemy, że w zestawieniu z mózgiem komputery najnowszej generacji są bardzo prymitywne. Uczeni nazywają go „najbardziej skomplikowaną ze znanych konstrukcji” oraz „najbardziej złożonym obiektem we wszechświecie”. Zapoznaj się z pewnymi odkryciami, które skłoniły wielu do wniosku, iż mózg ludzki jest tworem życzliwego Stwórcy.
Nie używany „rdzewieje”
Możliwości pożytecznych wynalazków, takich jak samochody czy samoloty odrzutowe, są zasadniczo ograniczone przez stałe mechanizmy czy instalacje elektryczne, zaprojektowane i wmontowane przez człowieka. Tymczasem nasz mózg jest bez wątpienia niezwykle plastyczną strukturą biologiczną. Ulega ciągłym przekształceniom zależnie od użytku, jaki z niego robimy — dobrego lub złego. O jego rozwoju w ciągu naszego życia wydają się decydować głównie dwa czynniki: to, co wprowadzamy do niego przez zmysły, oraz to, o czym myślimy.
Chociaż na sprawność umysłową mogą wpływać czynniki dziedziczne, to według współczesnych badań działanie naszego mózgu nie zostaje ustalone przez geny w momencie zapłodnienia. „Nikt nie przypuszczał, że mózg zmienia się tak bardzo, jak to już obecnie nauce wiadomo” — pisze Ronald Kotulak, laureat nagrody Pulitzera. Po przeprowadzeniu rozmów z przeszło 300 uczonymi stwierdził: „Mózg nie jest narządem statycznym; jest to ciągle zmieniający się układ mnóstwa połączeń między komórkami, na który ogromny wpływ wywiera doświadczenie” (Inside the Brain).
Jednakże o rozwoju mózgu decydują nie tylko nasze przeżycia. Ważne jest również myślenie. Zdaniem naukowców mózg ludzi aktywnych umysłowo ma aż do 40 procent więcej połączeń (synaps) między komórkami nerwowymi (neuronami) niż mózg osób leniwych intelektualnie. Neurolodzy doszli do następującego wniosku: Z umysłu trzeba korzystać, bo w przeciwnym razie „rdzewieje” — jego sprawność słabnie. Co wobec tego powiedzieć o osobach w podeszłym wieku? Wydaje się, że w miarę upływu lat w jakimś stopniu następuje u nich zanik komórek nerwowych i pogarsza się ich pamięć. Nie jest to jednak aż tak wielka zmiana, jak niegdyś sądzono. W artykule na temat mózgu ludzkiego opublikowanym na łamach czasopisma National Geographic powiedziano: „U ludzi starszych dzięki aktywności umysłowej w dalszym ciągu mogą się tworzyć nowe połączenia i utrwalać już istniejące”.
Niedawne odkrycia dotyczące plastyczności mózgu harmonizują z radami biblijnymi. Ta mądra księga zachęca czytelników, by ‛się przemieniali przez przeobrażanie swego umysłu’ oraz ‛odnawiali dzięki dokładnemu poznaniu’ — dokładnej wiedzy przyjmowanej do umysłu (Rzymian 12:2; Kolosan 3:10). Świadkowie Jehowy obserwują takie zmiany u osób studiujących Biblię i wprowadzających w czyn jej rady. Dokonują tego tysiące ludzi ze wszystkich warstw społecznych i o najróżniejszym wykształceniu. Zachowują właściwe sobie cechy charakteru, ale stają się szczęśliwsi, bardziej zrównoważeni i przejawiają coś, co pewien pisarz żyjący w I wieku nazwał „trzeźwością umysłu” (Dzieje 26:24, 25). Takie pozytywne przeobrażenia są w dużej mierze rezultatem robienia dobrego użytku z kory mózgowej, umiejscowionej w przedniej części głowy.
Płat czołowy
Większość neuronów w zewnętrznej warstwie mózgu, czyli korze mózgowej, nie ma bezpośrednich połączeń z mięśniami i narządami zmysłów. Przykładem mogą być miliardy neuronów tworzących płat czołowy (patrz rysunek na stronie 56). Zdjęcia tomograficzne mózgu dowodzą, że obszar ten uaktywnia się wtedy, gdy myślisz o jakimś słowie lub przywołujesz wspomnienia. Właśnie ta część mózgu w znacznej mierze decyduje o tym, jaki jesteś.
„Kora przedczołowa (...) w dużym stopniu wiąże się z powstawaniem myśli, inteligencją, pobudkami i osobowością. Kojarzy ze sobą doświadczenia niezbędne do tworzenia pojęć abstrakcyjnych, formułowania sądów, okazywania wytrwałości, planowania, troszczenia się o innych i kierowania się sumieniem. (...) Rozwój właśnie tego rejonu mózgu stawia człowieka ponad zwierzętami” (E. N. Marieb, Human Anatomy and Physiology). Niezbitych dowodów tej wyższości dostarczają osiągnięcia ludzi w dziedzinie matematyki, filozofii i prawa, za które odpowiada głównie kora przedczołowa.
Dlaczego kora przedczołowa, związana z wyższymi czynnościami psychicznymi, jest u człowieka duża i plastyczna, a u zwierząt słabo rozwinięta albo wcale nie występuje? Owa różnica tak bardzo rzuca się w oczy, że biolodzy opowiadający się za ewolucją mówią o „tajemniczym gwałtownym wzroście wielkości mózgu”. Profesor biologii Richard F. Thompson, analizując niezwykłe powiększenie się naszej kory mózgowej, przyznał: „Wciąż nie rozumiemy, dlaczego do tego doszło”. Czy nie dlatego właśnie, że człowiek został stworzony z tą niezrównaną pojemnością mózgu?
Niespotykane umiejętności porozumiewania się
O naszej niepowtarzalności decydują też inne części mózgu. Za korą przedczołową ciągnie się przez głowę pas kory ruchowej. Tworzą ją miliardy neuronów mających połączenia z mięśniami. Również ona przyczynia się do tego, że bardzo się różnimy od małp i innych zwierząt. Przede wszystkim zawdzięczamy jej „1) szczególną umiejętność wykonywania najbardziej precyzyjnych czynności manualnych za pomocą dłoni, kciuka i pozostałych palców oraz 2) możliwość wykorzystywania jamy ustnej, warg, języka i mięśni twarzy do mówienia” (A. Guyton, Textbook of Medical Physiology).
Zastanówmy się krótko nad związkiem kory ruchowej z mówieniem. Przeszło połowa tej kory zawiaduje narządami mowy. Pomaga to zrozumieć, dlaczego ludzka zdolność porozumiewania się nie ma sobie równej. Chociaż pewną rolę odgrywają w tym ręce (pisanie, naturalne gesty, język migowy), zwykle najważniejsze zadanie spełniają narządy w obrębie jamy ustnej. Mowa ludzka — od pierwszego słowa dziecka po wypowiedź staruszka — jest autentycznym cudem. Przy wydawaniu niezliczonych dźwięków współpracuje jakieś 100 mięśni języka, warg, żuchwy, gardła i klatki piersiowej. Zwróćmy uwagę na pewną różnicę: Jeden neuron wystarcza do sterowania 2000 włókien mięśnia brzuchatego łydki sportowca, ale poszczególne neurony odpowiedzialne za pracę krtani często łączą się jedynie z dwoma lub trzema włóknami mięśniowymi. Czyż nie sugeruje to, że nasz mózg został specjalnie tak przygotowany, byśmy mogli posługiwać się mową?
Każde wypowiadane słowo ma własny schemat ruchów mięśni. Jego znaczenie może się zmieniać w zależności od tego, z jaką siłą i w którym ułamku sekundy poruszą się poszczególne mięśnie. „Bez pośpiechu wypowiadamy około 14 dźwięków na sekundę” — wyjaśnia dr William H. Perkins. „Ruchy są wówczas dwa razy szybsze niż wtedy, gdy świadomie poruszamy oddzielnie językiem, ustami, żuchwą i innymi narządami mowy. Ale kiedy współpracują one w trakcie mówienia, przypominają palce sprawnej maszynistki lub koncertującego pianisty. Poruszają się wszystkie naraz, niczym znakomicie zgrana orkiestra symfoniczna”.
Informacje potrzebne do wyartykułowania prostego pytania w rodzaju: „Jak się miewasz?” zmagazynowane są w płacie czołowym w tak zwanym ośrodku Broca, uznawanym za ośrodek mowy. Neurolog i laureat Nagrody Nobla sir John Eccles napisał: „U małp nie rozpoznano żadnego obszaru, który odpowiadałby ośrodkowi Broca”. Nawet jeśli taki obszar się kiedyś znajdzie, nie zmieni to faktu, że naukowcy nie potrafią nauczyć małp niczego więcej prócz kilku najprostszych słów. Ty jednak możesz się posługiwać skomplikowaną mową. W tym celu składasz słowa zgodnie z zasadami gramatyki swego języka. Pomaga ci w tym właśnie ośrodek Broca, i to zarówno podczas mówienia, jak i pisania.
Rzecz jasna nie mógłbyś korzystać z cudownego daru mowy, gdybyś nie znał przynajmniej jednego języka i nie rozumiał znaczenia używanych w nim słów. Niezbędna jest do tego inna część mózgu, zwana ośrodkiem Wernickego. Miliardy neuronów w tym rejonie rozpoznają znaczenie słów mówionych lub zapisanych. Dzięki temu ośrodkowi rozumiesz sens słyszanych i czytanych wypowiedzi, toteż możesz przyswajać sobie informacje i rozsądnie na nie reagować.
Niemniej płynne mówienie wiąże się z czymś jeszcze. Wypowiadając zwykłe „dzień dobry”, możesz przekazać mnóstwo różnych informacji. Ton twego głosu zdradza, czy (i jak bardzo) jesteś szczęśliwy, podekscytowany, znudzony, smutny, przerażony albo czy się denerwujesz bądź śpieszysz. Za odzwierciedlenie stanu emocjonalnego w mowie odpowiada kolejny obszar mózgu. A zatem gdy rozmawiasz, uaktywnia się wiele różnych jego części.
Szympansy próbowano nauczyć uproszczonego języka migowego, ale posługiwały się nim tylko do wyrażenia nieskomplikowanych próśb, na przykład o jedzenie. Doktor David Premack, który uczył szympansy porozumiewania się za pomocą prostych znaków, wyciągnął następujący wniosek: „Ludzka mowa stanowi nie lada wyzwanie dla teorii ewolucji, ponieważ ma znacznie większe możliwości, niż da się to uzasadnić”.
Moglibyśmy się zastanawiać: „Dlaczego właśnie ludzie posiedli cudowną zdolność wyrażania słowami myśli i uczuć, zadawania pytań i udzielania odpowiedzi?” Jak podaje dzieło The Encyclopedia of Language and Linguistics, „mowa [ludzka] to coś szczególnego”, a „poszukiwanie jej źródeł w porozumiewaniu się zwierząt niezbyt pomogło w stworzeniu pomostu nad ogromną przepaścią dzielącą język i mowę od zachowań zwierząt”. Profesor Ludwig Koehler tak się wypowiedział na temat tej różnicy: „Mowa ludzka jest tajemnicą; jest darem Bożym, cudem”.
Między znakami migowymi małpy a złożonym językiem dziecka rzeczywiście istnieje bezdenna przepaść. Sir John Eccles zwrócił uwagę na coś, co pewnie zaobserwowała większość z nas, a mianowicie na zdolność „widoczną nawet u trzylatków, które zasypują wszystkich pytaniami wyrażającymi ich pragnienie poznania świata”. Następnie dodał: „Tymczasem małpy nie pytają”. Istotnie, tylko ludzie formułują pytania, między innymi o sens życia.
Pamięć i nie tylko!
Patrząc na siebie w lustrze, możesz się zastanawiać, jak wyglądałeś, gdy byłeś młodszy, jak się zmienisz za parę lat albo jak się będziesz prezentować po zrobieniu makijażu. Takie myśli pojawiają się niemal bez udziału woli, ale właśnie wtedy w grę wchodzi coś szczególnego, czego nie doświadcza żadne zwierzę.
W przeciwieństwie do zwierząt, których życie obraca się głównie wokół bieżących potrzeb, ludzie mogą wspominać przeszłość i snuć plany na przyszłość. Dzieje się tak, ponieważ mózg ma prawie nieograniczone możliwości zapamiętywania. Zwierzęta też w pewnym stopniu korzystają z pamięci i dlatego potrafią odszukać drogę do domu albo przypomnieć sobie miejsce, gdzie znalazły coś do jedzenia. Jednakże pamięć ludzka jest nieporównywalnie lepsza. Pewien naukowiec ocenił, iż mózg może pomieścić informacje, które „wypełniłyby jakieś 20 milionów tomów, a więc tyle, ile się znajduje w największych bibliotekach świata”. Zdaniem niektórych neurologów człowiek w ciągu średnio długiego życia wykorzystuje zaledwie jedną setną procenta (0,0001) możliwości swego mózgu. Mógłbyś więc zapytać: Po co nam mózg z takimi możliwościami, skoro w normalnym życiu robimy użytek zaledwie z ich ułamka?
Ponadto nasz mózg nie jest po prostu ogromnym magazynem informacji, przypominającym jakiś superkomputer. Profesorowie biologii Robert Ornstein i Richard F. Thompson napisali: „Zdolność ludzkiego umysłu do uczenia się — magazynowania i odczytu informacji — jest w świecie biologii zjawiskiem zupełnie niezwykłym. Z tej nadzwyczajnej zdolności wynika wszystko, co czyni nas ludźmi — język, myślenie, wiedza i kultura”.
Co więcej, w twoim umyśle istnieje sfera świadomości. Może uznasz powyższe stwierdzenie za oczywiste, ale właśnie ono wyjawia, dlaczego jesteś niepowtarzalny. Umysł opisuje się jako „coś nieuchwytnego, w czym skupia się inteligencja, zdolność podejmowania decyzji, percepcja, świadomość i poczucie własnego ja”. Jak strumienie i rzeki wpadają do morza, tak do naszego umysłu nieustannie docierają obrazy i dźwięki, rodząc wspomnienia, myśli i uczucia. Według pewnej definicji świadomość to „postrzeganie tego, co dzieje się we własnym umyśle”.
Dzisiejsi uczeni znacznie pogłębili wiedzę o anatomii mózgu oraz niektórych zachodzących w nim procesach elektrochemicznych. Potrafią również wyjaśnić budowę i działanie nowoczesnego komputera. Jednakże między nim a mózgiem istnieje kolosalna różnica. Dzięki mózgowi masz świadomość własnej tożsamości, czego z pewnością nie da się powiedzieć o komputerze. Jak to wytłumaczyć?
Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiadomo, jak i dlaczego w wyniku procesów fizycznych zachodzących w naszym mózgu powstaje świadomość. „Nie przypuszczam, żeby mogła to wyjaśnić jakakolwiek dziedzina nauki” — oświadczył pewien neurobiolog. Potwierdził to także profesor James Trefil: „Co to właściwie znaczy, że człowiek ma świadomość (...) oto jedyne ważkie pytanie w nauce, które tak naprawdę nie wiadomo nawet, jak postawić”. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy można wymienić fakt, że uczeni usiłują poznać mózg za pomocą własnych mózgów. A przestudiowanie fizjologii tego narządu może nie być wystarczające. Jak zauważył dr David Chalmers, świadomość jest „jedną z najbardziej przepastnych tajemnic bytu” i do jej zgłębienia „sama wiedza o funkcjonowaniu mózgu może (...) [naukowcom] nie wystarczyć”.
Tak czy inaczej, każdy z nas ma świadomość. Na przykład żywe wspomnienia przeszłych wydarzeń to nie tylko zebrane fakty, niczym informacje zmagazynowane w komputerze. Możemy przecież rozmyślać o naszych przeżyciach, wyciągać z nich naukę i wykorzystywać je w przyszłości. Potrafimy wyobrazić sobie kilka wersji wypadków i ocenić ich ewentualne skutki. Umiemy analizować, tworzyć, podziwiać i kochać. Znajdujemy przyjemność w rozmowach o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mamy zasady etyczne i uwzględniamy je przy podejmowaniu decyzji, nawet jeśli nie mielibyśmy odnieść z tego bezpośrednich korzyści. Pociąga nas piękno wyrażone w sztuce, jak również piękno moralne. Tworzymy i modyfikujemy różne pomysły, a także przewidujemy reakcję otoczenia na ich realizację.
Wszystko to są przejawy świadomości, która odróżnia ludzi od innych form życia na Ziemi. Pies, kot czy ptak spogląda w lustro i zachowuje się tak, jakby zobaczył innego przedstawiciela swego gatunku. Ale gdy ty przyglądasz się swemu odbiciu, masz świadomość, że widzisz siebie — istotę ze zdolnościami omówionymi powyżej. Możesz się zastanawiać na przykład nad takimi sprawami: Dlaczego niektóre żółwie żyją 150 lat, drzewa przeszło 1000, a gdy obdarzony inteligencją człowiek dożyje 100 lat, pisze się o nim w gazetach? Doktor Richard Restak twierdzi: „Mózg ludzki, i tylko on jeden, ma zdolność przypominania sobie i analizowania własnych działań, dzięki czemu osiąga pewien stopień transcendencji. Nasza zdolność rewidowania swych zamierzeń oraz swego stosunku do świata wyraźnie odróżnia nas od wszystkich innych stworzeń”.
Świadomość człowieka wprawia niektórych w zakłopotanie. Autorzy pewnego dzieła, opowiadający się za zwykłym biologicznym wyjaśnieniem jej istnienia, przyznali: „Ogarnia nas konsternacja, gdy pada pytanie, jak w wyniku procesu [ewolucji] przypominającego grę hazardową, w której przegrywający są skazani na śmierć, mogły pojawić się takie cechy, jak współczucie, umiłowanie piękna, prawdy i wolności, a przede wszystkim oszałamiające bogactwo ludzkiego ducha. Im dłużej rozmyślamy nad naszymi właściwościami duchowymi, tym bardziej wzrasta w nas zdumienie” (Life Ascending). To prawda. Uzupełnijmy więc nasze rozważania dotyczące niepowtarzalności człowieka, analizując kilka przejawów naszej świadomości, które skłoniły wielu ludzi do uznania, że istnieje inteligentny Projektant, troskliwy Stwórca.
Sztuka i piękno
„Dlaczego ludzie tak pasjonują się sztuką?” — zapytał profesor Michael Leyton w książce Symmetry, Causality, Mind (Symetria, przyczynowość, umysł). Jak wskazał, zdaniem niektórych działalność umysłowa, na przykład w dziedzinie matematyki, przynosi człowiekowi namacalne korzyści. Ale cóż mu daje sztuka? Profesor Leyton przypomniał, że ludzie pokonują wielkie odległości, by przybyć na wystawę lub jakiś koncert. Co się może za tym kryć? Poza tym ściany swych mieszkań i biur na całym świecie zdobią pięknymi obrazami. Pomyślmy też o muzyce. Mnóstwo osób z upodobaniem słucha jej w domu lub samochodzie. Dlaczego? Z pewnością nie dlatego, iż kiedyś muzyka przyczyniła się do przeżycia osobników najlepiej przystosowanych. „Sztuka jest chyba najtrudniejszym do wyjaśnienia fenomenem rodzaju ludzkiego” — mówi profesor Leyton.
Niemniej wszyscy wiemy, że podziw dla sztuki i piękna należy do tych naszych cech, dzięki którym czujemy się ludźmi. Zwierzę może ze szczytu wzgórza spoglądać na kolory nieba, ale czy pociąga je piękno samo w sobie? Tymczasem gdy my przyglądamy się górskiemu potokowi lśniącemu w blasku słońca, imponującej różnorodności roślin i zwierząt w dżungli, plaży porośniętej palmami albo aksamitnemu sklepieniu roziskrzonemu gwiazdami, czyż często nie budzi to w nas podziwu i zachwytu? Piękno tego rodzaju ujmuje nas za serce i poprawia nam nastrój. Dlaczego tak się dzieje?
Czemu jakaś wewnętrzna siła pcha nas ku rzeczom, które nie wywierają żadnego istotnego wpływu na nasze przetrwanie? Skąd się biorą nasze doznania estetyczne? Jeżeli odrzucimy istnienie Stwórcy, który powołując nas do życia, wszczepił nam zdolność do takich odczuć, nie znajdziemy satysfakcjonującej odpowiedzi na te pytania. Odnosi się to również do piękna zasad moralnych.
Zasady moralne
Zdaniem wielu osób najwyższą formą piękna są dobre czyny. Poczucie moralności podpowiada myślącym ludziom na całym świecie, że właściwe jest na przykład obstawanie przy zasadach w obliczu prześladowań, niesamolubne niesienie drugim ulgi w cierpieniu czy przebaczenie komuś, kto nas zranił. O takim pięknie mówią starożytne przysłowia biblijne: „Wnikliwość człowieka powściąga jego gniew i jest rzeczą piękną, gdy przechodzi on do porządku nad występkiem” oraz „Rzeczą pożądaną u ziemskiego człowieka jest jego lojalna życzliwość” (Przysłów 19:11, 22).
Wszyscy wiemy, że jednostki, a nawet całe grupy, lekceważą lub depczą wysokie zasady moralne, większość jednak tego nie czyni. Skąd pochodzą owe zasady, uznawane właściwie wszędzie i zawsze? Gdyby nie było Źródła moralności, Stwórcy, czy społeczeństwo ludzkie samo potrafiłoby wyrobić w sobie poczucie dobra i zła? Zastanówmy się nad pewnym przykładem. Otóż mnóstwo osób oraz społeczności uważa morderstwo za złe. Ale można by zapytać: Złe według jakiego kryterium? Najwyraźniej ogół ludzi przejawia pewną zdolność oceny moralnej swych czynów, co znajduje odzwierciedlenie w kodeksach prawnych wielu krajów. Skąd się wzięły te normy etyczne? Czy nie pochodzą od inteligentnego Stwórcy, który sam się ich trzyma, a ludziom wszczepił sumienie, czyli poczucie moralności? (Porównaj Rzymian 2:14, 15).
Możesz rozmyślać o przyszłości i snuć plany
Innym aspektem ludzkiej świadomości jest zdolność myślenia o przyszłych wydarzeniach. Profesor Richard Dawkins przyznał, że ludzie istotnie mają niepowtarzalne cechy odróżniające ich od zwierząt. Wspomniał o „umiejętności planowania i wykorzystywaniu do tego wyobraźni oraz świadomego przewidywania”, po czym dodał: „W toku ewolucji liczył się tylko natychmiastowy pożytek; przyszłe korzyści nigdy nie miały znaczenia. Nie zdarzyło się, by w wyniku ewolucji wykształciła się cecha, która bezpośrednio zagrażałaby pomyślności danego osobnika. Dopiero ludzie, a przynajmniej niektórzy z nich, umieją powiedzieć: ‚Zapomnijmy, że wycięcie tego lasu może nam przynieść natychmiastowe zyski, a zastanówmy się, czy da to jakieś korzyści w przyszłości’. Według mnie jest to coś zupełnie nowego i niepowtarzalnego”.
Inni naukowcy przyznają, że ludzka zdolność snucia celowych, dalekosiężnych planów nie ma nigdzie swego odpowiednika. Neurofizjolog William H. Calvin zauważył: „Zachowanie zwierząt nie dostarcza zbyt wielu dowodów na to, że potrafią one planować na czas dłuższy niż kilka najbliższych minut, jeśli nie liczyć hormonalnie uruchamianych przygotowań do zimy czy rozmnażania”. Wprawdzie gromadzą żywność na okres chłodów, ale nie analizują tego ani nie planują. Natomiast ludzie biorą pod uwagę przyszłość, nawet odległą. Przedmiotem rozważań niektórych uczonych jest los wszechświata za miliardy lat. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego człowiek — w przeciwieństwie do zwierząt — jest w stanie myśleć o przyszłości i snuć plany?
Biblia mówi o ludziach: „[Stwórca] nawet czas niezmierzony włożył w ich serce”. W innym przekładzie werset ten oddano tak: „Wieczność włożył w umysł człowieka” (Kaznodziei 3:11, Revised Standard Version). Ta właściwa tylko nam cecha ujawnia się codziennie, na przykład podczas zwykłego przeglądania się w lustrze, gdy zastanawiamy się, jak będziemy wyglądać za 10 czy 20 lat. A kiedy choćby przelotnie pomyślimy o nieskończoności czasu i przestrzeni, potwierdzamy prawdziwość słów zanotowanych w Księdze Kaznodziei 3:11. Okoliczność, iż potrafimy rozmyślać o tych sprawach, harmonizuje z wypowiedzią, że Stwórca ‛włożył w umysł człowieka wieczność’.
Lgniemy do Stwórcy
Jednakże wiele ludzi nie zadowala się podziwianiem piękna, wyświadczaniem drugim dobra i rozmyślaniem nad przyszłością. „Co dziwne”, zauważa profesor C. Stephen Evans, „nawet w najszczęśliwszych, najcenniejszych dla nas chwilach, kiedy czujemy się kochani, często odczuwamy niedosyt. Okazuje się, że chcemy czegoś więcej, ale nie wiemy czego”. Ludzie obdarzeni świadomością — w przeciwieństwie do zwierząt, z którymi zamieszkują tę samą planetę — istotnie mają jeszcze jedną potrzebę.
„W naturze wszystkich ludzi, bez względu na ich status finansowy czy wykształcenie, głęboko tkwi religia”. W ten sposób profesor Alister Hardy podsumował wyniki swych badań, opisanych w książce The Spiritual Nature of Man (Duchowa natura człowieka). Stanowi to potwierdzenie wyników licznych innych badań — człowiek ma wrodzoną świadomość istnienia Boga. Wprawdzie zdarzają się ateiści, lecz nie są nimi całe narody. W książce Is God the Only Reality? (Czy Bóg jest jedyną Rzeczywistością?) zauważono: „Od zarania dziejów w każdej epoce i kulturze ludzie w poszukiwaniu sensu życia (...) sięgali do religii”.
Skąd pochodzi ta — jak się wydaje — wrodzona świadomość istnienia Boga? Jeżeli człowiek jest jedynie przypadkowym zlepkiem kwasu nukleinowego i cząsteczek białka, to dlaczego rozwinął w sobie umiłowanie sztuki i piękna, stał się religijny i rozmyśla o wieczności?
Sir John Eccles doszedł do wniosku, że jeśli chodzi o wyjaśnienie pochodzenia człowieka, ewolucja „zawodzi pod bardzo istotnym względem. Nie można nią wytłumaczyć pojawienia się każdego z nas jako niepowtarzalnej jednostki, świadomej własnego istnienia”. Im więcej wiemy o działaniu naszego mózgu i umysłu, tym łatwiej nam zrozumieć miliony osób przekonanych, że nasz świadomy byt jest dowodem istnienia troskliwego Stwórcy.
Z następnego rozdziału dowiemy się, dlaczego ludzie pochodzący ze wszystkich warstw społecznych uznali ten rozsądny wniosek za klucz do znalezienia zadowalających odpowiedzi na istotne pytania w rodzaju: Po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy?
[Ramka na stronie 51]
Mistrz szachowy kontra komputer
Kiedy nowoczesny komputer Deep Blue pokonał najlepszego szachistę na świecie, powstało pytanie: „Czyżby należało wnioskować, że Deep Blue myśli?”
„Nie” — rozstrzygnął profesor David Gelernter z Uniwersytetu Yale’a. „Deep Blue to po prostu maszyna. Nie ma więcej rozumu niż doniczka. (...) Zasadniczy wniosek jest taki: ludzie są genialnymi konstruktorami maszyn”.
Profesor Gelernter zwrócił uwagę na istotną różnicę: „Mózg to organ, który umie stworzyć własne ja. Umysł powołuje do istnienia całe światy, a komputer tego nie potrafi”.
Na koniec profesor oświadczył: „Przepaść między człowiekiem a (...) [komputerem] jest czymś stałym, co nigdy nie zniknie. Maszyny dalej będą nam ułatwiać życie, czynić je zdrowszym, bogatszym i bardziej interesującym. Ludzie zaś będą troszczyć się o to, co zawsze: o siebie samych i o drugich, a wielu będzie obchodził również Bóg. W tych sprawach maszyny nic do tej pory nie zmieniły. I nigdy nie zmienią”.
[Ramka na stronie 53]
Superkomputer jak ślimak
„Pod względem zdolności widzenia, mówienia, poruszania się czy kierowania się zdrowym rozsądkiem dzisiejsze komputery nie mogą dorównać nawet czteroletniemu dziecku. Jedną z przyczyn jest oczywiście sama moc obliczeniowa. Ocenia się, że najnowocześniejszy superkomputer ma takie możliwości przetwarzania informacji jak układ nerwowy ślimaka, co stanowi maleńką cząstkę mocy, którą dysponuje superkomputer ukryty w [naszej] czaszce” (Steven Pinker, dyrektor Centrum Neurologicznego w Instytucie Techniki Stanu Massachusetts).
[Ramka na stronie 54]
„Mózg ludzki składa się niemal wyłącznie z kory [mózgowej]. Wprawdzie mózg szympansa również pokrywa kora, ale ma ona znacznie mniejszą powierzchnię. Kora pozwala nam myśleć, pamiętać i uruchamiać wyobraźnię. Głównie dzięki korze jesteśmy ludźmi” (Edoardo Boncinelli, prowadzący badania w dziedzinie biologii molekularnej w Mediolanie we Włoszech).
[Ramka na stronie 55]
Od fizyki cząstek elementarnych do mózgu
Profesor Paul Davies tak się wypowiedział o zdolności mózgu do uprawiania abstrakcyjnej matematyki: „Matematyka nie jest czymś, czego można dotknąć. Jest wytworem ludzkiego umysłu. Niemniej okazuje się, że najlepsze zastosowanie znajduje na przykład w fizyce cząstek elementarnych i astrofizyce — dziedzinach jakże odległych od codziennego życia”. Co to oznacza? „Według mnie stanowi to dowód, iż nasza świadomość i zdolność zajmowania się matematyką nie są zwykłym przypadkiem, trywialnym szczegółem, nieistotnym skutkiem ubocznym ewolucji” (Are We Alone?).
[Ramka i ilustracje na stronach 56, 57]
[Patrz publikacja]
Płat czołowy
Kora przedczołowa
Ośrodek Broca
Ośrodek Wernickego
Kora ruchowa
● Kora mózgowa pokrywa powierzchnię mózgu i ma najsilniejszy związek z inteligencją. Gdyby rozprostować korę człowieka, zajęłaby powierzchnię czterech kartek papieru maszynowego; kora szympansa pokryłaby tylko jedną stronę, a szczura zmieściłaby się na znaczku pocztowym (Świat Nauki).
[Ramka na stronie 58]
Każdy ma jakiś język
Od zarania dziejów ilekroć jakiś lud zetknął się z drugim, oba się przekonywały, że każdy z nich mówi jakimś językiem. W książce The Language Instinct (Instynkt językowy) tak to skomentowano: „Nigdy nie znaleziono żadnego niemego plemienia ani też regionu, który mógłby być ‚kolebką’ mowy i z którego rozprzestrzeniłaby się ona wśród ludów wcześniej nie posługujących się żadnym językiem. (...) Powszechne występowanie złożonych języków napełnia lingwistów zdumieniem, a jednocześnie stanowi najważniejszą przesłankę świadczącą o tym, że (...) są one wytworem typowo ludzkiego instynktu”.
[Ramka na stronie 59]
Język a inteligencja
Dlaczego ludzie tak znacznie przewyższają inteligencją zwierzęta, na przykład małpy? Kluczową rolę odgrywa tutaj łączenie dźwięków w słowa i tworzenie z nich zdań zgodnie z regułami składni. Neurofizjolog teoretyk dr William H. Calvin wyjaśnia:
„Dzikie szympansy używają ponad 30 różnych wokalizacji, przekazując dzięki nim mniej więcej tyle samo różnych znaczeń. Zdarza im się powtórzyć dźwięk dla podkreślenia jego znaczenia, lecz nie łączą trzech dźwięków, by wzbogacić swój słownik nowym wyrazem.
„My, ludzie, także używamy ponad 30 wokalizacji, zwanych fonemami. Wszelako tylko ich połączenia mają wartość semantyczną: wiążemy dźwięki bez znaczenia w obdarzone znaczeniem słowa” (tłumaczył Andrzej Bidziński). Doktor Calvin zauważył, że „nikt jeszcze nie wyjaśnił”, w jaki sposób nastąpił przeskok od stosowanej przez zwierzęta zasady „jeden dźwięk — jedno znaczenie” do wyrazów i zdań, którymi posługują się wyłącznie ludzie.
[Ramka na stronie 60]
Potrafisz nie tylko bezmyślnie bazgrać
„Czy tylko człowiek, Homo sapiens, jest zdolny do porozumiewania się za pomocą języka? Rzecz jasna odpowiedź zależy od tego, co rozumiemy przez ‚język’, gdyż wszystkie wyżej rozwinięte zwierzęta bez wątpienia komunikują się ze sobą w najróżniejszy sposób, na przykład gestami, zapachem, głosem, krzykiem, śpiewem, a pszczoły nawet tańcem. Niemniej zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, wydają się nie mieć języka opartego na związkach składniowych. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nie wyrażają niczego za pomocą rysunków. W najlepszym razie potrafią tylko bezmyślnie bazgrać” (profesorowie D. H. i R. S. Foutsowie).
[Ramka na stronie 61]
„W umyśle ludzkim znajdujemy struktury o zadziwiającej wręcz złożoności” — mówi profesor A. Noam Chomsky. „Przykładem jest język, ale nie tylko on. Wystarczy wziąć pod uwagę zdolność do myślenia o abstrakcyjnych właściwościach liczb, (...) [którą zdają się] przejawiać jedynie ludzie”.
[Ramka na stronie 62]
„Obdarzeni” zdolnością zadawania pytań
Rozważając przyszłe losy wszechświata, fizyk Lawrence Krauss napisał: „Mamy śmiałość pytać o coś, czego nigdy bezpośrednio nie widzieliśmy, ponieważ potrafimy zadawać pytania. Kiedyś odpowiedzą na nie nasze dzieci bądź wnuki. Jesteśmy obdarzeni wyobraźnią”.
[Ramka na stronie 69]
Jeżeli wszechświat i nasze istnienie są dziełem przypadku, życie nie ma prawdziwego sensu. Jeśli jednak i nasze istnienie, i wszechświat zaprojektowano, życie musi mieć głębszy sens.
[Ramka na stronie 72]
Po przodkach uciekających przed tygrysami szablozębnymi?
John Polkinghorne z uniwersytetu w Cambridge w Anglii zauważył:
„Fizyk teoretyk Paul Dirac rozwinął kwantową teorię pola, która w istotny sposób przyczynia się do naszego pojmowania świata fizycznego. Nie wierzę, żeby zdolności Diraca czy Einsteina, twórcy ogólnej teorii względności, miały swe źródło w doświadczeniach naszych przodków, którzy musieli uciekać przed tygrysami szablozębnymi. W grę wchodzi coś znacznie głębszego, znacznie bardziej zagadkowego. (...)
„Kiedy przyjrzymy się uporządkowaniu i pięknu świata fizycznego, odkrytemu dzięki fizyce, dostrzegamy kryjące się w nim wyraźne oznaki inteligencji. Dla człowieka religijnego będzie to inteligencja Stwórcy, który właśnie w ten sposób daje się poznać” (Commonweal).
[Ilustracja na stronie 63]
Tylko ludzie formułują pytania. Niektóre z nich dotyczą sensu życia
[Ilustracja na stronie 64]
W przeciwieństwie do zwierząt ludzie są świadomi własnego istnienia oraz myślą o przyszłości
[Ilustracja na stronie 70]
Tylko ludzie podziwiają piękno, myślą o przyszłości i lgną do Stwórcy
-
-
Czyje to dzieło?Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy?
-
-
Rozdział piąty
Czyje to dzieło?
JAK wykazano w poprzednich rozdziałach, współczesne odkrycia naukowe dostarczają mnóstwa przekonujących dowodów na to, że wszechświat oraz życie na Ziemi miały początek. Ale komu lub czemu przypisać ich powstanie?
Po wnikliwej analizie dostępnych informacji sporo ludzi dochodzi do wniosku, iż musi istnieć jakaś Praprzyczyna. Mimo to wzdragają się przed przypisaniem jej cech osobowych. Taką niechęć do mówienia o Stwórcy widać u części naukowców.
Na przykład Albert Einstein był przekonany, iż wszechświat miał początek, pragnął też ‛wiedzieć, jak Bóg stworzył świat’. Nie wyznawał jednak wiary w osobowego Boga; mówił raczej o kosmicznym „uczuciu religijnym, które nie zna dogmatów ani Boga wymyślonego na obraz człowieka”. Chemik Kenichi Fukui, laureat Nagrody Nobla, wierzy w istnienie fundamentalnego czynnika spajającego poszczególne elementy wszechświata. Jego zdaniem „to wielkie ogniwo, ów porządkujący czynnik, można określić mianem ‚Absolutu’ lub ‚Boga’”. Sam jednak woli mówić o „osobliwej właściwości natury”.
Czy wiesz, że taka wiara w bezosobową przyczynę ma sporo wspólnego z pojęciami religii Wschodu? Według wielu mieszkańców Azji przyroda powstała samorzutnie. Pogląd ten znalazł odzwierciedlenie nawet w piśmie chińskim — symbole graficzne przedstawiające naturę znaczą dosłownie „powstaje sam z siebie” lub „samoistny”. Einstein był przekonany, iż jego „kosmiczną religijność” trafnie wyraża buddyzm. Zdaniem Buddy nie jest ważne, czy do powstania wszechświata i ludzi przyczynił się jakiś Stwórca. Również sintoizm nie wyjaśnia, jak powstała natura, a jego wyznawcy wierzą, że bogowie to duchy zmarłych, mogące się z nią zespalać.
Co ciekawe, myśl ta nie różni się zbytnio od poglądów popularnych w starożytnej Grecji. Filozof Epikur (341-270 p.n.e.) miał twierdzić, iż ‛bogowie są zbyt daleko, by ci uczynić cokolwiek złego lub dobrego’. Człowieka uważał za dzieło natury, będące prawdopodobnie wynikiem samorództwa i naturalnej selekcji osobników najlepiej przystosowanych. Jak widać, głoszone dziś analogiczne koncepcje bynajmniej nie są nowe.
Współcześnie z epikurejczykami żyli stoicy, nadający przyrodzie rangę boską. Snuli przypuszczenia, że w chwili śmierci uwalnia się z ludzi bezosobowa energia, która wraca do energetycznego oceanu utożsamianego z Bogiem. Głosili, iż najwyższe dobro polega na życiu zgodnym z naturą. Czy w naszych czasach nie zetknąłeś się z podobnymi poglądami?
Spór o osobowego Boga
Nie wszystko jednak, co powiedziano w starożytnej Grecji, zasługuje na miano zwykłej ciekawostki historycznej. W I wieku n.e. pewien znany nauczyciel wygłosił do ludzi wyznających takie poglądy jedno z najdonioślejszych przemówień w historii. Lekarz i historyk Łukasz zapisał je w 17 rozdziale Księgi Dziejów Apostolskich. Pomoże nam ono bliżej poznać wspomnianą Praprzyczynę i zastanowić się nad pozycją, jaką wobec niej zajmujemy. Ale jakie znaczenie dla szczerych ludzi poszukujących sensu życia może mieć dziś mowa wygłoszona 1900 lat temu?
Ów słynny nauczyciel, Paweł, miał okazję przemówić do ateńskiego sądu najwyższego. Spotkał się wtedy z epikurejczykami i stoikami, odrzucającymi wiarę w osobowego Boga. Na wstępie wspomniał, że widział w ich mieście ołtarz poświęcony „Nieznanemu Bogu” (po grecku: Agnòstoi Theoí). Co ciekawe, podobno właśnie do tego nawiązał biolog Thomas H. Huxley (1825-1895), twórca terminu „agnostyk”. Określał nim ludzi, według których „praprzyczyna (Bóg) oraz sama istota wszechrzeczy są nieznane i niepoznawalne”. Ale czy osoby głoszące, iż Stwórca jest ‛niepoznawalny’, naprawdę mają rację?
Szczerze mówiąc, takie zastosowanie wypowiedzi Pawła jest błędne i niezgodne z jego intencją. Apostoł bynajmniej nie twierdził, jakoby Stwórca był niepoznawalny; oświadczył jedynie, że nie jest On znany Ateńczykom. Nie dysponował tyloma co my dzisiaj naukowymi dowodami istnienia Stwórcy. Nie wątpił jednak w istnienie osobowego, rozumnego Projektanta, którego przymioty powinny nas pociągać. Zwróćmy uwagę na dalsze słowa Pawła:
„Co więc — nie znając — traktujecie ze zbożnym oddaniem, to wam ogłaszam. Bóg, który uczynił świat i wszystko, co na nim, ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych ani nie jest obsługiwany rękami ludzkimi, jak gdyby czegoś potrzebował, ponieważ on sam daje wszystkim życie i dech, i wszystko. On też z jednego człowieka uczynił wszystkie narody ludzkie, żeby zamieszkiwały na całej powierzchni ziemi” (Dzieje 17:23-26). Ciekawe rozumowanie, prawda?
A zatem Paweł wcale nie sugerował, że Bóg jest niepoznawalny; podkreślił raczej, iż zarówno twórcy owego ołtarza w Atenach, jak i liczni słuchacze obecni na Areopagu jeszcze Go nie znali. Następnie zachęcił ich — a także wszystkich, którzy później mieli czytać jego przemówienie — by starali się poznać Stwórcę, gdyż „nie jest on daleko od nikogo z nas” (Dzieje 17:27). Jak widać, Paweł taktownie zwrócił uwagę na to, iż dowodów istnienia Stwórcy wszechrzeczy dostarcza obserwowanie Jego dzieł. Pozwala ono zarazem dostrzec wiele Jego przymiotów.
Przeanalizowaliśmy już niektóre dowody świadczące o istnieniu Stwórcy. Pierwszy z nich stanowi gigantyczny, rozumnie urządzony wszechświat, który najwyraźniej miał początek. Drugim jest życie na Ziemi, a zwłaszcza dowody zaprojektowania widoczne w komórkach naszego ciała. Trzeci zaś to nasz mózg, któremu zawdzięczamy świadomość istnienia i możliwość interesowania się przyszłością. Przyjrzyjmy się jeszcze dwom dziełom Stwórcy, oddziałującym codziennie na nasze życie. Zechciej przy tym zadać sobie pytanie: Czego się z nich dowiaduję o osobowości Tego, który je obmyślił i stworzył?
Uczenie się z Jego dzieł
Już samo obserwowanie dzieł Stwórcy wiele o Nim mówi. Przy pewnej okazji Paweł powołał się na to, oznajmiając rzeszy słuchaczy w Azji Mniejszej: „Za minionych pokoleń pozwalał on [Stwórca] wszystkim narodom, by chodziły własnymi drogami, choć przecież nie pozostał bez świadectwa, gdyż czynił dobro, dając wam deszcze z nieba oraz pory urodzajne, napełniając wasze serca pokarmem i weselem” (Dzieje 14:16, 17). Zauważmy, iż według Pawła Stwórca przez dostarczanie ludziom pokarmu dawał świadectwo o swej osobowości.
W niektórych krajach obfitość żywności może dziś uchodzić za coś oczywistego. Gdzie indziej wiele ludzi z trudem zdobywa pożywienie. Wszędzie jednak już sama możliwość zapewnienia sobie pokarmu, niezbędnego do życia, jest wyrazem mądrości i dobroci naszego Stwórcy.
Żywność dla ludzi i zwierząt powstaje dzięki współdziałaniu skomplikowanych obiegów — między innymi wody, węgla, fosforu i azotu. Wiadomo, że w niezwykle ważnym procesie fotosyntezy rośliny, czerpiąc energię ze światła słonecznego, wykorzystują dwutlenek węgla i wodę jako surowce do produkcji cukrów. Rzecz ciekawa, przy okazji wydzielają tlen. Czy możemy go nazwać zbędnym odpadem? W żadnym wypadku. Wdychany przez nas tlen jest nam absolutnie niezbędny do przetwarzania spożytego pokarmu. Wydychamy powstający przy tym dwutlenek węgla, który potem rośliny ponownie wykorzystują podczas fotosyntezy. Być może uczyliśmy się o niej w szkole, lecz nie zmienia to faktu, że ów życiodajny proces jest wręcz cudowny. A przecież to dopiero jeden przykład.
W komórkach ludzi i zwierząt ważną rolę w przenoszeniu energii odgrywa fosfor. Skąd pobieramy ten pierwiastek? Też z roślin. Wchłaniają one z gleby nieorganiczne fosforany i przekształcają je w organiczne związki fosforu. Kiedy zjadamy rośliny zawierające te związki, występujący w nich fosfor jest wykorzystywany do ważnych dla życia procesów. Następnie wraz z odchodami wraca do ziemi, z której może być znowu wchłaniany przez rośliny.
Potrzebujemy również azotu, będącego składnikiem wszystkich białek i cząsteczek DNA w naszym ciele. Skąd bierzemy ten nieodzowny dla życia pierwiastek? Wprawdzie stanowi on jakieś 78 procent otaczającego nas powietrza, lecz rośliny i zwierzęta nie mogą asymilować azotu bezpośrednio z atmosfery. Musi on więc przejść w inną postać i dopiero wtedy jest pobierany przez rośliny, a potem wykorzystywany przez ludzi i zwierzęta. Jak odbywa się takie wiązanie azotu? Różnie. Umożliwiają je na przykład wyładowania atmosferyczne.a Wiązać azot potrafią też bakterie żyjące w brodawkach korzeniowych roślin motylkowatych, na przykład grochu, soi czy lucerny. Bakterie te wiążą azot atmosferyczny i przekształcają go w postać przyswajalną przez rośliny. Dzięki temu gdy jesz warzywa, przyjmujesz azot potrzebny twemu organizmowi do wytwarzania białek. Rzecz zdumiewająca, różne gatunki roślin motylkowatych występują w wilgotnych lasach równikowych, na pustyniach i nawet w tundrach. A na terenach zniszczonych przez pożary z reguły pierwsze pojawiają się właśnie motylkowate.
Cóż to za cudowne obiegi substancji! W każdym zostają wykorzystane produkty uboczne innych procesów. Niezbędna energia pochodzi głównie ze Słońca — czystego, niewyczerpanego i niezawodnego źródła. Jakże kontrastuje to z ludzkimi próbami wielokrotnego wykorzystywania posiadanych zasobów! Opracowane przez ludzi systemy utylizacji odpadów są tak złożone, że nawet wyroby rzekomo nieszkodliwe dla środowiska nie zawsze sprzyjają ochronie czystości naszej planety. Jak wykazano w czasopiśmie U.S.News & World Report, należałoby je projektować tak, by ich cenne składniki dało się łatwo odzyskać. Czyż nie widać tego we wspomnianych wyżej naturalnych procesach? Czego więc dowiadujemy się z nich o dalekowzroczności i mądrości Stwórcy?
Bezstronny i sprawiedliwy
Aby lepiej dostrzec niektóre przymioty Stwórcy, poznajmy bliżej jeszcze jedno Jego dzieło — układ odpornościowy, funkcjonujący w naszych ciałach. On też ma związek z bakteriami.
„Chociaż człowiek często interesuje się bakteriami głównie ze względu na wyrządzane przez nie szkody”, zauważa The New Encyclopædia Britannica, „większość tych mikroorganizmów nie stwarza zagrożenia dla ludzi, a wiele jest wręcz pożytecznych”. W gruncie rzeczy są niezbędne do życia. Odgrywają kluczową rolę w obiegu azotu, węgla i innych pierwiastków. Ponadto potrzebujemy bakterii żyjących w naszym przewodzie pokarmowym. W samym jelicie grubym jest ich około 400 gatunków; uczestniczą one w syntezie witaminy K i przetwarzaniu wydalanych substancji. Dzięki innym pożytecznym bakteriom krowy mogą niejako przerabiać trawę na mleko. A jeszcze inne umożliwiają proces fermentacji, wykorzystywany na przykład przy produkcji sera i jogurtu oraz kiszeniu ogórków lub kapusty. Ale co wtedy, gdy bakterie dostają się tam, gdzie nie powinny?
Wówczas krwinki białe, których liczba w naszym ciele może sięgać dwóch bilionów, przystępują do walki z groźnymi drobnoustrojami. Daniel E. Koshland junior, redaktor czasopisma Science, wyjaśnia: „Układ immunologiczny jest tak zaprojektowany, że potrafi rozpoznać intruzów. W tym celu wytwarza około 1011 [100 000 000 000] różnych receptorów, toteż bez względu na kształt lub postać intruza zawsze znajdzie się odpowiadający mu receptor, który go rozpozna i umożliwi jego unicestwienie”.
Niebezpieczne drobnoustroje są zwalczane między innymi przez makrofagi. Nazwa „makrofag” znaczy „wielki żarłok” i jest całkiem stosowna, gdyż komórki te pożerają obce ciała trafiające do naszej krwi. Na przykład po wchłonięciu wirusa makrofag go rozkłada, po czym prezentuje charakterystyczne fragmenty jego białka. Stanowią one dla naszego układu odpornościowego sygnał alarmowy, informujący o obecności obcych organizmów. Jeżeli inna komórka układu odpornościowego, zwana pomocniczą komórką T, rozpozna białko wirusa, następuje wymiana sygnałów chemicznych między nią a makrofagiem. Nośnikami tych sygnałów są niezwykłe białka, które spełniają mnóstwo funkcji, polegających na regulowaniu i wspomaganiu odpowiedzi immunologicznej na inwazję intruzów. W rezultacie dochodzi do zmasowanego ataku na dany typ wirusa. Dzięki temu zazwyczaj potrafimy przezwyciężyć infekcję.
W rzeczywistości sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, ale nawet ten krótki opis ukazuje złożoność naszego układu odpornościowego. Skąd mamy tak precyzyjny mechanizm? Otrzymujemy go za darmo, niezależnie od finansowej lub społecznej pozycji naszej rodziny. Dla porównania rozważmy, jak niesprawiedliwie rozłożone są możliwości korzystania z opieki zdrowotnej przez większość ludzi. Doktor Hiroshi Nakajima, dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), oświadczył: „Dla WHO ta narastająca niesprawiedliwość jest dosłownie kwestią życia i śmierci, gdyż ubodzy płacą za nierówność społeczną własnym zdrowiem”. Nietrudno zrozumieć skargę pewnej mieszkanki slumsów w São Paulo: „Dobra opieka zdrowotna jest dla nas jak rzecz na wystawie w luksusowym centrum handlowym. Możemy ją sobie pooglądać, ale nas na nią nie stać”. Podobnego zdania są miliony ludzi na całym globie.
Widząc te nierówności, Albert Schweitzer postanowił udać się do Afryki, by zapewnić biednym opiekę medyczną, i za swe wysiłki został uhonorowany Nagrodą Nobla. Jakie zalety przypisałbyś mężczyznom i kobietom wyświadczającym takie dobre uczynki? Zapewne dostrzegłbyś, że kierują się miłością do ludzi oraz poczuciem sprawiedliwości, są bowiem przekonani, iż mieszkańcy krajów rozwijających się też mają prawo do opieki medycznej. Cóż więc powiedzieć o Tym, który nie zważając na naszą pozycję finansową lub społeczną, wyposażył nas w cudowny układ odpornościowy? Czyż nie jest to o wiele wymowniejszy dowód miłości, bezstronności i sprawiedliwości Stwórcy?
Poznawanie Stwórcy
Omówiliśmy zaledwie kilka dzieł Stwórcy, czy jednak nie wynika z nich, iż jest On rzeczywistą, rozumną osobą, pociągającą nas swymi przymiotami i metodami postępowania? Moglibyśmy rozważyć mnóstwo innych przykładów. Niemniej z życia codziennego wiemy, że samo obserwowanie czyichś dzieł może nie wystarczyć do lepszego poznania ich twórcy. Co gorsza, gdybyśmy nie uzyskali pełnego obrazu jego osoby, moglibyśmy nawet źle go zrozumieć! A jeśli został oczerniony lub przedstawiony w fałszywym świetle, czy nie byłoby dobrze spotkać się z nim i wysłuchać jego racji? Rozmowa taka pozwoliłaby nam się przekonać, jak on reaguje w różnych sytuacjach i jakie przejawia przymioty.
Rzecz jasna nie możemy porozmawiać twarzą w twarz z potężnym Stwórcą wszechświata. Na szczęście podał On wiele szczegółów o sobie jako realnej istocie, a uczynił to w księdze, która w całości lub częściowo jest dostępna w przeszło 2000 języków, również w twoim. Księga ta — Biblia — zachęca nas do bliższego poznania Stwórcy i nawiązania z Nim ścisłej więzi. Nawołuje: „Zbliżcie się do Boga, a on zbliży się do was”. Wyjaśnia też, jak można zostać Jego przyjacielem (Jakuba 2:23; 4:8). Czy nie chciałbyś zadzierzgnąć z Nim takiej więzi?
Jeśli tak, to zapraszamy cię do rozważenia podanej przez Stwórcę wiarogodnej, fascynującej relacji o Jego działalności stwórczej.
[Przypis]
a W wyniku wyładowań atmosferycznych azot tworzy przyswajalne związki, które spadają z deszczem na ziemię. Rośliny wykorzystują je jako naturalne nawozy. Ludzie i zwierzęta zjadają rośliny i spożytkowują zawarty w nich azot, który następnie trafia do gleby w postaci związków amonowych, a część w końcu uwalnia się jako gaz.
[Diagram i ilustracja na stronie 78]
[Patrz publikacja]
Do jakiego wniosku doszedłeś?
Wszechświat
↓ ↓
nie miał miał
początku początek
↓ ↓
nie było była
Praprzyczyny Praprzyczyna
↓ ↓
jest dziełem jest dziełem
CZEGOŚ wiecznego KOGOŚ wiecznego
[Ramka na stronie 79]
Rozsądny wniosek
Ogół uczonych zgadza się co do tego, iż wszechświat miał początek. Większość przyznaje też, że przed owym początkiem musiało istnieć coś realnego. Niektórzy naukowcy mówią o wiecznie istniejącej energii. Inni formułują tezę o poprzedzającym wszystko pierwotnym chaosie. Niezależnie od używanych określeń większość zakłada, iż od bezkresnej przeszłości istnieje coś, co nie miało początku.
A zatem problem sprowadza się do tego, czy zakładamy wieczne istnienie czegoś, czy kogoś. Która z tych dwóch możliwości wydaje ci się bardziej rozsądna w świetle tego, co o pochodzeniu i naturze wszechświata oraz życia ma do powiedzenia nauka?
[Ramka na stronie 80]
„Każdy niezbędny dla życia pierwiastek — węgiel, azot, siarka — jest przez bakterie przekształcany z postaci nieorganicznej, gazowej, w formę dającą się przyswoić przez rośliny i zwierzęta” (The New Encyclopædia Britannica).
[Ilustracja na stronie 75]
Wielu mieszkańców Wschodu wierzy, że natura powstała sama z siebie
[Ilustracja na stronie 76]
Na tym wzgórzu w pobliżu Akropolu Paweł wygłosił pobudzające do myślenia przemówienie o Bogu
[Ilustracja na stronie 83]
Bóg wyposażył każdego z nas w układ odpornościowy, przewyższający wszystko, co może zaoferować nowoczesna medycyna
-
-
Życiodajna współpracaCzy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy?
-
-
Dodatek A
Życiodajna współpraca
Życie na Ziemi nie mogłoby istnieć, gdyby wewnątrz komórek nie współdziałały ze sobą białka i kwasy nukleinowe (DNA i RNA). Przeanalizujmy niektóre szczegóły tej fascynującej molekularnej współpracy, gdyż właśnie z ich powodu wielu osobom trudno jest uwierzyć, że żywe komórki pojawiły się przez przypadek.
Zaglądając w głąb ludzkiego ciała aż do wnętrza mikroskopijnych komórek, stwierdzamy, iż jesteśmy zbudowani przede wszystkim z cząsteczek białka. Większość z nich ma postać jakby wstążek złożonych z aminokwasów i poskręcanych w najróżniejsze struktury przestrzenne. Mogą na przykład mieć kształt kulisty lub przypominać harmonijkę.
Niektóre białka razem ze związkami tłuszczopodobnymi tworzą błony komórkowe. Inne pomagają rozprowadzać tlen z płuc po całym organizmie. Jeszcze inne to enzymy (katalizatory), które trawią nasze pożywienie, rozkładając zawarte w nim białka na aminokwasy. Wymieniliśmy zaledwie kilka spośród tysięcy zadań wykonywanych przez białka. Można o nich powiedzieć, że są wykwalifikowanymi pracownikami w służbie życia — bez nich w ogóle nie byłoby żywych organizmów. Z kolei białka nie istniałyby bez pomocy DNA. Co to jest DNA i jak wygląda? Jaka współzależność zachodzi między nim a białkami? Znakomici uczeni, którzy znaleźli odpowiedzi na te pytania, zostali uhonorowani Nagrodą Nobla. Niemniej podstawowe fakty można zrozumieć bez gruntownej znajomości biologii.
Wzorzec życia
Ponieważ komórki w dużej mierze zbudowane są z białek, więc ciągle potrzebują nowych cząsteczek białka, by zastępować nimi zużyte, katalizować reakcje chemiczne i tworzyć nowe komórki. Produkcja tych cząsteczek przebiega według instrukcji zawartych w DNA (kwasie deoksyrybonukleinowym). Przyjrzyjmy się mu bliżej, by lepiej zrozumieć, jak powstają białka.
Cząsteczki DNA znajdują się w jądrach komórkowych. Ich zadaniem jest nie tylko udostępnianie instrukcji niezbędnych do produkcji białek, ale też przechowywanie informacji genetycznych, przekazywanych następnym pokoleniom komórek. Swym kształtem przypominają skręconą drabinę sznurową (jest to tak zwana podwójna helisa). Każdy z dwóch „sznurów” składa się z ogromnej liczby elementów zwanych nukleotydami, których są cztery rodzaje: adenina (A), guanina (G), cytozyna (C) i tymina (T). Litery tego „alfabetu DNA” łączą się parami — A z T, G z C — tworząc „szczeble” owej helikalnie skręconej drabiny. W sumie mieści ona tysiące genów, czyli jednostek dziedziczności.
Pojedynczy gen zawiera informacje potrzebne do syntezy białka. O tym, jakie ono ma być, decyduje sekwencja liter (nukleotydów) w genie, stanowiąca zakodowaną instrukcję, swego rodzaju plan budowy. A zatem DNA, dzięki wszystkim swym podjednostkom, kryje w sobie wzorzec życia. Bez tych zakodowanych informacji nie istniałyby rozmaite białka, a co za tym idzie nie byłoby żywych organizmów.
Współpraca
Ponieważ jednak plan budowy białek jest przechowywany w jądrze komórkowym, a powstają one na zewnątrz jądra, potrzebna jest dodatkowa pomoc, by te zakodowane instrukcje dostarczyć na „plac budowy”. Pomoc taką zapewnia RNA (kwas rybonukleinowy), mający podobną budowę chemiczną jak DNA, a w realizacji całego zadania bierze udział kilka rodzajów tej substancji. Przyjrzyjmy się bliżej tym niezwykle skomplikowanym procesom, podczas których przy współudziale RNA powstają nieodzowne dla nas białka.
Operacja rozpoczyna się w jądrze komórkowym, gdzie fragment DNA ulega rozpleceniu — dwa sznury owej drabiny zostają od siebie odsunięte. Dzięki temu odpowiednie litery RNA mogą się przyłączać do odsłoniętych liter DNA, znajdujących się w jednym z tych sznurów, a pewien enzym dołącza je do tworzącego się łańcucha RNA. W ten sposób informacja zawarta w DNA zostaje przepisana na RNA w swoistym dialekcie języka DNA. Tak zbudowany łańcuch oddziela się od cząsteczki DNA, a ona sama ponownie się splata.
Po dalszych modyfikacjach powstaje aktywna cząsteczka RNA zawierająca zakodowaną informację. Następnie opuszcza jądro i dociera do miejsca produkcji białek, gdzie owa informacja zostaje odkodowana. Każda trójka liter RNA tworzy „słowo”, któremu odpowiada ściśle określony aminokwas. Inny typ RNA szuka właściwego aminokwasu, chwyta go, korzystając z pomocy enzymu, i transportuje na „plac budowy”. Informacja zakodowana w RNA jest stopniowo odczytywana i „tłumaczona”, dzięki czemu tworzy się coraz dłuższy łańcuch aminokwasów. Łańcuch ten zwija się w niepowtarzalną strukturę i w efekcie powstaje jakiś rodzaj białka. A liczba różnych jego rodzajów w naszym ciele prawdopodobnie przekracza 50 000.
Sam proces zwijania się białka także ma wielkie znaczenie. W roku 1996 uczeni z całego świata „wyposażeni w najlepsze programy komputerowe usiłowali rozwiązać jeden z najbardziej złożonych problemów w biologii: jak pojedyncze białko, będące początkowo długim łańcuchem aminokwasów, zwija się w skomplikowaną strukturę, która decyduje o jego funkcji w procesach życiowych. (...) Mówiąc krótko, wynik był taki: komputery przegrały, białka wygrały. (...) Naukowcy oszacowali, że w wypadku średniej wielkości łańcucha, zbudowanego ze 100 aminokwasów, rozwiązanie problemu zwijania się białka przez sprawdzenie każdej możliwości zajęłoby 1027 (miliard miliardów miliardów) lat” (The New York Times).
Powyższy opis powstawania cząsteczki białka, choć bardzo pobieżny, daje pewne wyobrażenie, jak niezwykle skomplikowany jest ten proces. A czy się domyślasz, ile czasu zabiera utworzenie łańcucha 20 aminokwasów? Około jednej sekundy! Procesy te nieustannie przebiegają w komórkach całego naszego ciała, od stóp do głów.
Jaki stąd wniosek? Współpraca ta, która umożliwia powstawanie i dalsze istnienie organizmów żywych, a obejmuje jeszcze wiele innych czynników — zbyt wiele, by wszystkie je tu wymienić — budzi nabożne zdumienie. Przy tym termin „współpraca” dość słabo oddaje to precyzyjne współdziałanie, jakie jest nieodzowne, by na podstawie informacji zawartych w DNA i przy użyciu różnych form wyspecjalizowanych cząsteczek RNA mogło powstać białko. Nie można też nie wspomnieć o rozmaitych enzymach, z których każdy odgrywa swoistą i bardzo ważną rolę. Kiedy w naszym ciele powstają nowe komórki — a dzieje się to bez udziału naszej świadomości miliardy razy na dzień — potrzebne są im kopie wszystkich trzech rodzajów składników: DNA, RNA i białek. Zrozumiałe więc, dlaczego w czasopiśmie New Scientist napisano: „Jeżeli usunie się dowolną z tych trzech substancji, życie powoli zgaśnie”. Pójdźmy jednak o krok dalej: Bez tych trzech elementów i bez współdziałania między nimi życie nie mogłoby powstać.
Czy rozsądne byłoby przypuszczenie, że każdy z tych trzech molekularnych współpracowników pojawił się samoistnie w tym samym czasie i miejscu oraz był tak precyzyjnie dopasowany do pozostałych, iż zaczęły wspólnie tworzyć opisane tu cuda?
Jednakże istnieje też inne wyjaśnienie kwestii, jak powstało życie na Ziemi. Wielu doszło do przekonania, że życie to efekt starannej działalności Projektanta dysponującego inteligencją wyższego rzędu.
-
-
Ze „świata RNA” lub z innego świata?Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy?
-
-
Dodatek B
Ze „świata RNA” lub z innego świata?
Ponieważ wyjaśnienie pochodzenia zgranego zespołu DNA-RNA-białka nastręcza trudności, niektórzy naukowcy stworzyli teorię „świata RNA”. Co to takiego? Twierdzą oni, że to nie DNA, RNA i białka dały wspólnie początek życiu, lecz że pierwszą jego iskierkę stanowił sam RNA. Czy taka teoria jest rozsądna?
W latach osiemdziesiątych badacze odkryli w swych laboratoriach, iż cząsteczki RNA mogą pełnić funkcję swoich własnych enzymów, przecinając siebie na dwie części i łącząc się z powrotem. Wysunięto więc przypuszczenie, że RNA mógł być pierwszą samopowielającą się cząsteczką. Z czasem, jak głosi hipoteza, cząsteczki RNA nauczyły się budować błonę komórkową i w końcu ten organizm oparty na RNA wytworzył DNA. „Apostołowie świata RNA uważają, że ich teoria powinna być przyjmowana jeśli jeszcze nie jak ewangelia, to przynajmniej jako najbliższa prawdy” — napisał Phil Cohen w czasopiśmie New Scientist.
Ale nie wszyscy naukowcy akceptują taki scenariusz. Jak zauważył Cohen, sceptycy „argumentowali, że od wykazania, iż dwie cząsteczki RNA umieszczone w probówce biorą udział w swego rodzaju samookaleczaniu, do udowodnienia, iż mogą one samodzielnie tworzyć komórkę i dać początek życiu na Ziemi, droga jest bardzo daleka”.
Nie brak też innych trudności. Biolog Carl Woese twierdzi, że „teoria świata RNA (...) ma bardzo poważną wadę, nie wyjaśnia bowiem, skąd pochodziła energia potrzebna do produkcji pierwszych cząsteczek RNA”. A co więcej, badacze nie znaleźli dotąd cząsteczki RNA, która potrafiłaby stworzyć od zera kopię samej siebie. Nie wiadomo także, gdzie RNA miałby się pojawić po raz pierwszy. Chociaż teoria „świata RNA” trafiła już do wielu podręczników, to jak wyjaśnia naukowiec Gary Olsen, zasadnicza jej część „ma charakter pobożnych życzeń”.
Według innej teorii, popieranej przez niektórych uczonych, zarodki życia dostały się na naszą planetę z przestrzeni kosmicznej. Ale teoria ta w gruncie rzeczy nie daje odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób ono powstało. Jak zauważa popularyzator nauki Boyce Rensberger, hipoteza, iż życie przybyło z kosmosu, „po prostu umieszcza tajemnicę gdzie indziej”. Teoria owa nie wyjaśnia genezy życia. Umiejscawiając jego powstanie w innym układzie planetarnym czy wręcz innej galaktyce, odsuwa jedynie problem na bok, ale go nie rozwiązuje.
-