-
Czy człowiek niszczy własne zasoby żywności?Przebudźcie się! — 2001 | 22 września
-
-
Czy człowiek niszczy własne zasoby żywności?
„Prawdziwym wyzwaniem nie są dziś długi, deficyt czy globalna rywalizacja, lecz potrzeba znalezienia sposobu na prowadzenie bogatego i satysfakcjonującego życia bez niszczenia podtrzymującej wszelki byt biosfery naszej planety. Nigdy wcześniej ludzkość nie stała w obliczu takiego zagrożenia: wyniszczenia właśnie tych elementów środowiska, które warunkują nasze istnienie” (David Suzuki, genetyk).
NIETRUDNO uznać jabłka za pospolite owoce. Jeżeli w twoim kraju jest ich pod dostatkiem, możesz dojść do wniosku, że dla wszystkich są łatwo dostępne i, co więcej, że masz do wyboru szeroką gamę odmian. Czy jednak wiesz, iż w ciągu ostatnich 100 lat ta różnorodność została znacznie zubożona?
W latach 1804-1905 było w USA 7098 odmian jabłek. Dzisiaj aż 6121 z nich, czyli 86 procent, już nie istnieje. Podobny los spotkał grusze. Wyginęło jakieś 88 procent z 2683 dawnych odmian. A jeśli chodzi o warzywa, sprawa przedstawia się jeszcze gorzej. Zanika tak istotna różnorodność biologiczna — nie tylko bogactwo gatunkowe, lecz także mnogość odmian w obrębie gatunku. W ciągu niecałych 80 lat w USA ubyło 97 procent odmian warzyw! Ale czy różnorodność naprawdę ma takie znaczenie?
Wielu naukowców utrzymuje, że tak. Chociaż nadal dyskutuje się nad rolą różnorodności biologicznej, sporo ekologów uważa, iż jest ona niezbędna do podtrzymania życia na ziemi — przy czym dotyczy to nie tylko roślin uprawnych, ale także dzikiej roślinności lasów, dżungli i stepów całego świata. Ważna jest też rozmaitość w obrębie gatunku. Na przykład istnienie licznych odmian ryżu zwiększa prawdopodobieństwo, że niektóre z nich będą odporne na zarazy. W opracowaniu opublikowanym niedawno przez Worldwatch Institute zauważono, że redukcja bioróżnorodności ziemi ma negatywny wpływ na zasoby żywności. I przede wszystkim dlatego problem ten jest tak poważny.
Wymieranie roślin może wpływać na zbiory co najmniej z dwóch względów. Po pierwsze, zanikają spokrewnione z roślinami uprawnymi gatunki dzikie, które mogłyby stanowić potencjalne źródło materiału genetycznego dla przyszłych hodowli. A po drugie, obniża się różnorodność w obrębie uprawianego gatunku. Na przykład w Azji na początku XX wieku sadzono prawdopodobnie około 100 000 lokalnych odmian ryżu, z czego jakieś 30 000 w samych tylko Indiach. Obecnie 75 procent zbiorów w tym kraju to plon zaledwie 10 odmian. W Sri Lance, gdzie ryż występował w 2000 odmian, obecnie wyraźnie dominuje 5. A w Meksyku, który jest kolebką plantacji kukurydzy, liczba jej odmian od lat trzydziestych ubiegłego stulecia zmalała do 20 procent.
Ale zagrożone są nie tylko zasoby żywności. Około 25 procent lekarstw produkowanych w celach komercyjnych uzyskuje się z roślin. Nadal odkrywa się też nowe rośliny lecznicze. Mimo to spychamy świat flory na krawędź zagłady. Czy takim postępowaniem nie podcinamy gałęzi, na której siedzimy?
Według Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody spośród 18 000 przebadanych dotychczas gatunków roślin i zwierząt przeszło 11 000 grozi wytępienie. Naukowcy mogą się tylko domyślać, ile gatunków już wyginęło bądź wkrótce wyginie w Indonezji, Malezji czy Ameryce Łacińskiej, gdzie pod uprawy wycina się ogromne połacie lasów. Jak podaje czasopismo The UNESCO Courier, niektórzy ostrzegają, że takie wyniszczanie następuje w „katastrofalnym tempie”.
Oczywiście ziemia nadal wytwarza ogromne ilości pożywienia. Na jak długo jednak wystarczy go dla rozrastającej się ludności świata, skoro bioróżnorodność planety ulega redukcji? Aby zapobiec utracie roślin mających duże znaczenie, w różnych krajach założono banki genów. Niektóre ogrody botaniczne podjęły się zadania ochrony określonych gatunków. Pojawiły się też nowe potężne narzędzia w postaci inżynierii genetycznej. Czy jednak banki genów i nauka naprawdę zdołają uporać się z tym problemem? Na to pytanie odpowie następny artykuł.
-
-
Różnorodność — niezbędna do życiaPrzebudźcie się! — 2001 | 22 września
-
-
Różnorodność — niezbędna do życia
W LATACH czterdziestych XIX wieku Irlandia liczyła ponad osiem milionów mieszkańców, co czyniło z niej najgęściej zaludniony kraj w Europie. Podstawę wyżywienia stanowiły ziemniaki, a najbardziej rozpowszechniona była odmiana Lumpers.
W roku 1845 rolnicy jak zwykle zasadzili tę właśnie odmianę, jednak zaczęła się szerzyć zaraza ziemniaczana, która zniszczyła prawie całe zbiory. „Większa część Irlandii przetrwała ten trudny rok” — napisał Paul Raeburn w książce The Last Harvest — The Genetic Gamble That Threatens to Destroy American Agriculture (Ostatnie zbiory — genetyczny hazard zagrażający istnieniu amerykańskiego rolnictwa). „Spustoszenie nadeszło w kolejnym sezonie. Ponieważ rolnicy nie mieli innych odmian, zmuszeni byli ponownie zasadzić te same ziemniaki. Zaraza zaatakowała powtórnie, tym razem z druzgocącą siłą. Wprost nie da się opisać cierpień, jakie wywołała”. Według ocen historyków z głodu zmarło około miliona ludzi, a 1,5 miliona wyemigrowało, głównie do USA. Pozostali żyli w skrajnej nędzy.
W Andach w Ameryce Południowej rolnicy uprawiali wiele odmian ziemniaków i tylko niektóre z nich dotknęła zaraza. Dlatego tam straty nie były tak katastrofalne. Najwyraźniej więc różnorodność gatunków i odmian stanowi ochronę. Przeciwieństwem takiej strategii jest uprawa monokulturowa. Rośliny narażone są wtedy na choroby bądź inwazję szkodników, a te mogą wyniszczyć zbiory w całym regionie. Aby temu zapobiec, wielu rolników stosuje pestycydy, herbicydy i fungicydy, chociaż substancje takie często zagrażają środowisku.
Dlaczego więc rolnicy, zamiast uprawiać rozmaite odmiany lokalne, przechodzą na gospodarkę monokulturową? Zazwyczaj z powodów ekonomicznych. Wydaje się, że sadzenie jednej rośliny ułatwia zbiory, przyczynia się do podnoszenia wydajności, atrakcyjności produktu i zwiększenia jego odporności na zepsucie. Takie tendencje zaczęły się upowszechniać w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a zapoczątkowała je zielona rewolucja.
Zielona rewolucja
W zakrojonych na szeroką skalę kampaniach rządowych i pozarządowych przekonywano rolników w krajach narażonych na klęski głodu, by zamiast różnych odmian uprawiali jedną, dającą wysokie plony — najlepiej ryż lub pszenicę. Takie „cudowne” zboża okrzyknięto rozwiązaniem problemu głodu na świecie. Jednak ich ziarno nie było tanie — kosztowało trzykrotnie więcej niż odmian tradycyjnych. Ponadto zbiory zależały od użytych środków chemicznych i nawozów, nie wspominając już o tak drogim sprzęcie jak traktory. Mimo to dzięki dotacjom rządowym zielona rewolucja nabrała rozmachu. „Chociaż ocaliła miliony ludzi od głodu”, powiedział Paul Reaburn, „obecnie zagraża bezpieczeństwu światowych zasobów żywności”.
Zielona rewolucja przyniosła krótkotrwałe korzyści kosztem długotrwałego ryzyka. Na różnych kontynentach upowszechniły się jednorodne uprawy, ale intensywne nawożenie sprzyjało rozrostowi chwastów, a pestycydy niszczyły nie tylko szkodniki, lecz także pożyteczne owady. Na polach ryżowych toksyczne substancje spowodowały wyginięcie ryb, krewetek, krabów, żab oraz roślin, zarówno jadalnych, jak i dziko rosnących — z których większość stanowiła cenne uzupełnienie pożywienia. Kontakt z chemikaliami spowodował też zatrucia wśród rolników.
Doktor Mae-Wan Ho, wykładowca na Wydziale Biologii Uniwersytetu Otwartego w Wielkiej Brytanii, napisał: „Nie ulega wątpliwości, że uprawy monokulturowe upowszechnione w czasie zielonej rewolucji wpłynęły niekorzystnie na bioróżnorodność i bezpieczeństwo zasobów żywności na całej ziemi”. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w ciągu stu lat różnorodność genetyczna roślin uprawnych została uszczuplona o 75 procent, głównie z powodu wprowadzenia przemysłowych technologii w rolnictwie.
W publikacji wydawanej przez Worldwatch Institute ostrzeżono przed „ogromnymi zagrożeniami ekologicznymi, które pociąga za sobą jednolitość genetyczna”. Jak można im zapobiec? Potrzebne są dotacje dla rolników, pomoc specjalistów w zakresie rolnictwa oraz stosowanie silnych substancji chemicznych. A mimo to nie ma żadnej gwarancji sukcesu. Jednorodność genetyczna w dużej mierze przyczyniła się do rozwoju niszczycielskiej zarazy, jaka dotknęła kukurydzę w USA, oraz utraty ryżu z przeszło 200 000 hektarów pól w Indonezji. Jednakże w ostatnich latach w rolnictwie zapoczątkowano nową rewolucję, która obejmuje manipulacje życiem na bardziej podstawowym poziomie — na poziomie genów.
Rewolucja genetyczna
Postęp w genetyce spowodował pojawienie się nowej lukratywnej dziedziny przemysłu zwanej biotechnologią. Jak wskazuje sama nazwa, łączy ona biologię z nowoczesną techniką, wykorzystując między innymi metody inżynierii genetycznej. Niektóre nowo powstałe firmy biotechnologiczne specjalizują się w rolnictwie i gorączkowo dążą do opatentowania ziarna, które zapewniałoby wysokie plony, było odporne na zarazy, suszę i mróz oraz nie wymagało dużej ilości niebezpiecznych substancji chemicznych. Realizacja tych celów przyniosłaby ogromne korzyści. Jednak niektórzy wyrażają obawy w związku z roślinami modyfikowanymi genetycznie.
„W przyrodzie różnorodność genetyczna ma określone granice” — podano w książce Genetic Engineering, Food, and Our Environment (Inżynieria genetyczna i żywność a nasze środowisko). „Różę można skrzyżować z inną różą, ale nigdy z ziemniakiem. (...) Tymczasem inżynieria genetyczna zazwyczaj obejmuje pobieranie genów jednego gatunku i umieszczanie ich w innym w celu uzyskania pożądanej cechy. Może to oznaczać na przykład, że w ziemniaki lub truskawki wszczepia się gen wyselekcjonowany z arktycznej ryby (takiej jak flądra), odpowiedzialny za wytwarzanie związku chemicznego uodporniającego na mróz. Rośliny można już modyfikować przy użyciu genów pobranych z bakterii, wirusów, owadów i innych zwierząt, a nawet ludzi”.a Biotechnologia pozwala więc przełamywać genetyczne bariery dzielące gatunki.
Rewolucja genetyczna, podobnie jak zielona rewolucja, prowadzi do jednolitości — według niektórych problem ten jest jeszcze poważniejszy, gdyż genetycy mogą wykorzystywać techniki takie jak klonowanie i hodowla tkanek, w wyniku których powstają identyczne kopie bądź klony. Nadal więc istnieje obawa, że różnorodność gatunkowa ulegnie zubożeniu. Jednak pojawienie się roślin transgenicznych wywołało też pytania co do ich wpływu na ludzi i środowisko naturalne. „Biegniemy na oślep w nową erę biotechnologii rolnictwa. Mamy ogromne nadzieje, niewiele ograniczeń i prawie żadnego wyobrażenia o możliwych rezultatach” — powiedział autor publikacji popularnonaukowych Jeremy Rifkin.b
Z drugiej strony zdolność manipulowania życiem na poziomie genów może stanowić istną żyłę złota; zaczął się więc gorączkowy wyścig w celu opatentowania nowych nasion i innych organizmów zmodyfikowanych genetycznie. Tymczasem tempo wymierania gatunków roślin nie słabnie. Jak już wspomniano, aby zapobiec katastrofie, niektóre rządy i instytucje pozarządowe zakładają banki genów. Czy dzięki nim przyszłe pokolenia będą mogły uprawiać całą gamę roślin?
Banki genów — zabezpieczenie przed wyginięciem gatunków?
Królewskie Ogrody Botaniczne w Kew w Anglii podjęły się przedsięwzięcia obwołanego „jednym z największych międzynarodowych programów ochronnych” — postanowiły założyć Milenijny Bank Nasion. Podstawowe cele tego programu to: 1) do roku 2010 zgromadzić i zabezpieczyć 10 procent roślin nasiennych występujących na świecie, czyli przeszło 24 000 gatunków, oraz 2) na długo przed tym terminem zebrać i zabezpieczyć nasiona roślin typowych dla Wielkiej Brytanii. Inne kraje również założyły banki genów, nazywane też bankami nasion.
Biolog John Tuxill ocenia, że co najmniej 90 procent z milionów nasion przechowywanych w bankach genów pochodzi z roślin użytkowych i stanowiących cenne źródło pożywienia, takich jak pszenica, ryż, kukurydza, sorgo, ziemniaki, cebula, czosnek, trzcina cukrowa, bawełna, soja i inne rośliny strączkowe — żeby wymienić tylko niektóre. Jednak ziarna to żywe twory, zdolne do wykiełkowania, dopóki nie wyczerpią się ich wewnętrzne zasoby energii. Jak dalece można więc polegać na bankach genów?
Kłopoty banków
Zdaniem Johna Tuxilla utrzymanie banków genów jest drogie — roczny koszt wynosi ogółem jakieś 300 milionów dolarów. Zresztą nawet taka kwota chyba nie wystarczy, gdyż „zaledwie 13 procent nasion w bankach przechowuje się w odpowiednich warunkach i może pozostać tam dłużej”. Ponieważ niewłaściwie magazynowane ziarna mogłyby ulec zniszczeniu, wkrótce trzeba je sadzić, aby uzyskać kolejne pokolenie. W przeciwnym razie owe banki przeobraziłyby się w cmentarzyska nasion. Wszystko to wymaga oczywiście sporych nakładów, co jeszcze pogarsza sytuację instytucji, którym i tak brakuje funduszy.
W książce Seeds of Change — The Living Treasure (Ziarna zmian — żywe skarby) zauważono, że Państwowe Laboratorium Przechowywania Nasion w Kolorado „napotyka rozmaite trudności, łącznie z przerwami w dopływie prądu, awariami urządzeń chłodniczych oraz brakiem kadry, wskutek czego ogromne, chaotycznie porozrzucane sterty nasion nie zostały skatalogowane”. Na los banków genów mają również wpływ zamieszki na tle politycznym, klęski żywiołowe i kryzysy ekonomiczne.
Długotrwałe magazynowanie stwarza też inne problemy. W środowisku naturalnym nasiona mają niezbędną, choć ograniczoną zdolność adaptacji, która umożliwia im na przykład przetrwanie chorób. Jednakże w warunkach szklarniowych panujących w banku genów mogą one po kilku pokoleniach stać się mniej odporne. Na szczęście odpowiednio przechowywane ziarna wielu roślin nie muszą być sadzone przez całe stulecia. Pomimo tak niepewnej sytuacji i dużych ograniczeń już samo istnienie banków genów wskazuje na rosnącą troskę o przyszłość gatunków służących człowiekowi za pokarm.
Bez wątpienia najskuteczniejszą metodą przeciwdziałania wyniszczaniu gatunków jest ochrona ich naturalnego środowiska i przywracanie różnorodności upraw. Aby jednak tego dokonać, ocenia John Tuxill, musimy „ukształtować nową równowagę pomiędzy potrzebami człowieka a potrzebami przyrody”. Czy byłoby rozsądne oczekiwać, że ludzie „ukształtują nową równowagę”, skoro z fanatyczną niemal gorliwością dążą do rozwoju przemysłowego i ekonomicznego? Jak zauważyliśmy, nawet rolnictwo jest wchłaniane przez supernowoczesny, skomercjalizowany świat wielkiego biznesu. Musi więc istnieć jakieś inne rozwiązanie.
[Przypisy]
a Teorie dotyczące ewentualnego wpływu żywności modyfikowanej genetycznie na zdrowie ludzi i zwierząt oraz na środowisko nadal wzbudzają kontrowersje. Wprowadzanie genów jednego organizmu do zupełnie obcego skłania niektórych do podnoszenia kwestii natury etycznej (zobacz Przebudźcie się! z 22 kwietnia 2000 roku, strony 25-27).
b W czasopiśmie New Scientist powiedziano, że w uprawianych w Europie burakach cukrowych, „zmodyfikowanych genetycznie w celu uodpornienia ich na pewien herbicyd, niespodziewanie pojawił się gen uodporniający na inny środek chwastobójczy”. Nieodpowiedni gen przedostał się do tych buraków w wyniku przypadkowego zapylenia pyłkami zmodyfikowanej odmiany odpornej na ten drugi środek. Niektórzy naukowcy obawiają się, że upowszechnianie upraw odpornych na herbicydy może doprowadzić do pojawienia się niewrażliwych na nie „superchwastów”.
[Ramka i ilustracja na stronie 7]
Rolnik — „gatunek zagrożony”?
„Od roku 1950 we wszystkich krajach uprzemysłowionych gwałtownie spada liczba osób utrzymujących się z rolnictwa; w niektórych rejonach obniżyła się nawet o przeszło 80 procent” — informuje czasopismo World Watch. Na przykład w USA jest już więcej więźniów niż farmerów. Co powoduje taką masową migrację ze wsi?
Do głównych przyczyn zaliczyć można malejące dochody, rosnące ubóstwo i zadłużenie rolnictwa oraz rozwój mechanizacji. W 1910 roku z każdego dolara, którego konsumenci przeznaczali na żywność, farmer otrzymywał około 40 centów, natomiast w roku 1997 — już tylko 7 centów. Jak podaje World Watch, farmer uprawiający pszenicę „otrzymuje zaledwie 6 centów z dolara wydanego na bochenek chleba”. Oznacza to, że dostaje za swoje zboże mniej więcej tyle, ile klienci płacą za samo opakowanie. W krajach rozwijających się sytuacja mieszkańców wsi jest jeszcze gorsza. Podczas gdy rolnik w Australii czy Europie ma możliwość wzięcia kredytu, by pokryć straty po nieudanym roku, w Afryce Zachodniej często nie jest on w stanie zaczynać wszystkiego od początku. Może nawet nie przeżyć.
[Ilustracje na stronie 7]
„Uprawy monokulturowe upowszechnione w czasie zielonej rewolucji wpłynęły niekorzystnie na bioróżnorodność i bezpieczeństwo zasobów żywności na całej ziemi” (dr Mae-Wan Ho).
[Prawa własności]
Zdjęcie w tle: U.S. Department of Agriculture
Centro Internacional de Mejoramiento de Maíz y Trigo (CIMMYT)
[Ilustracje na stronie 8]
W Milenijnym Banku Nasion w Wielkiej Brytanii przechowuje się cenne ziarna
[Prawa własności]
© Trustees of Royal Botanic Gardens, Kew
-
-
Kto wykarmi ludzkość?Przebudźcie się! — 2001 | 22 września
-
-
Kto wykarmi ludzkość?
CZY zamiast niszczyć bogactwo form życia, człowiek zacznie je kiedyś chronić? Jak twierdzi biolog John Tuxill, wymagałoby to „gruntownej zmiany sposobów działania”. Dodaje jednak, że „nie nastąpi to, dopóki ludzie nie uświadomią sobie w pełni korzyści wynikających z bioróżnorodności w świecie roślin oraz sami nie zapragną zmienić istniejących metod i wypróbować nowych”.
Niejednemu trudno uwierzyć, że kiedykolwiek do tego dojdzie. A inni w ogóle nie zgadzają się z opinią Johna Tuxilla. Według niektórych ekologów nadal niewiele wiemy o znaczeniu bioróżnorodności i być może trochę je wyolbrzymiamy. Chociaż spory na ten temat wciąż trwają, specjaliści biją na alarm. Ich zaniepokojenie budzi nie tylko zubażanie bioróżnorodności, lecz także kryjąca się za tym chciwość i krótkowzroczność. Zwróćmy uwagę na poniższe wypowiedzi.
„Jeszcze sto lat temu setki milionów rolników na całym świecie dowolnie dysponowało swoimi zasobami ziarna. (...) Obecnie rezerwy są modyfikowane genetycznie, patentowane przez międzynarodowe korporacje i strzeżone jako forma własności intelektualnej. (...) Przemysł biotechnologiczny, skupiający się na doraźnych korzyściach, zagraża istnieniu dziedzictwa genetycznego, które w przyszłości mogłoby okazać się cennym narzędziem w walce z nowymi zarazami i szkodnikami odpornymi na wszelkie środki” (Jeremy Rifkin, pisarz popularnonaukowy).
„W mediach bez przerwy powtarzane są slogany, że liczy się tylko świat handlu, wolny rynek i gospodarka globalna. A kiedy środki masowego przekazu dbają o interesy ogromnych, bogatych korporacji, takie przekonania ekonomiczne przypominają dogmaty religijne i rzadko podaje się je w wątpliwość” (David Suzuki, genetyk).
W cytowanej już książce Seeds of Change — The Living Treasure Kenny Ausubel zwraca uwagę na hipokryzję krajów wysoko rozwiniętych, w których „rządy i poszczególne korporacje ubolewają nad nieuchronną groźbą wyniszczenia genetycznego dziedzictwa ludzkości”. A przecież, jak dodaje, promując nowoczesne metody w rolnictwie i uprawy monokulturowe, one również przyczyniają się do zubażania bioróżnorodności.
Bez względu na to, jak dalece uzasadnione są najgorsze obawy ekologów, niewykluczone, że i tak martwi cię przyszłość naszego globu. Jak długo jeszcze będzie on istnieć, skoro ludzkość kieruje się chęcią zysku? W rozpaczliwym poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie wielu z nadzieją zwraca się ku nauce.
Czy uratuje nas nauka i technika?
Towarzystwo Królewskie w Edynburgu wyraziło niedawno obawy, że postęp naukowy jest tak gwałtowny i tak daleko posunięty, iż badacze nie potrafią w pełni przewidzieć jego następstw. „Nauka zapewnia nieznaczny, fragmentaryczny wgląd w środowisko naturalne” — napisał David Suzuki. „Naprawdę niewiele wiemy na temat biologicznej struktury form życia na Ziemi, nie wspominając już o ich wzajemnych powiązaniach i zależnościach”.
Jak wyjaśniono w czasopiśmie Science, „ani zagrożenia, ani korzyści wynikające z hodowli organizmów modyfikowanych genetycznie nie są pewne czy uniwersalne. (...) Nie potrafimy precyzyjnie przewidzieć, jaki wpływ mają na środowisko naturalne nowe gatunki, w tym również organizmy transgeniczne”.
Na ogół „postęp” ma dwie strony medalu. Może przynosić pewne korzyści, ale ujawnia też, jak ograniczona jest mądrość człowieka, a nader często demaskuje jego chciwość (Jeremiasza 10:23). Na przykład choć dzięki zielonej rewolucji wytworzono mnóstwo żywności i nakarmiono rzesze ludzi, przyczyniła się ona do zmniejszenia zróżnicowania biologicznego. Propagowanie stosowania pestycydów i drogich metod rolniczych, przyniosło zyski „hodowcom posiadającym ogromne gospodarstwa i elicie krajów Trzeciego Świata, ale doszło do tego kosztem przeciętnej ludności” — napisał dr Mae-Wan Ho. Takie tendencje się utrzymują, ponieważ rolnictwo oparte na inżynierii genetycznej staje się coraz potężniejszym przedsięwzięciem i prowadzi do sytuacji, w której bezpieczeństwo zasobów żywności będzie coraz bardziej zależne od nauki.
Niemniej problemy te nie muszą nastrajać nas pesymistycznie. W rzeczywistości ujawniają ważną prawdę. Biblia pomaga nam dostrzec, że od niedoskonałych ludzi, którzy obecnie zarządzają naszą planetą i jej zasobami, nie należy oczekiwać zbyt wiele. Popełnianie błędów i złe gospodarowanie leży po prostu w ich naturze. Dlatego w Psalmie 146:3 udzielono następującej rady: „Nie pokładajcie ufności w dostojnikach ani w synu ziemskiego człowieka, do którego nie należy wybawienie”. Możemy jednak w pełni zaufać Bogu (Przysłów 3:5, 6). On nie tylko pragnie nam pomóc, lecz także ma moc tego dokonać (Izajasza 40:25, 26).
Ziemia tętniąca życiem — już wkrótce
Przed odremontowaniem zdewastowanego domu trzeba najpierw uprzątnąć śmieci. Podobnie Jehowa Bóg wkrótce usunie z ziemi ludzi niegodziwych, łącznie z tymi, którzy we własnym interesie bądź w interesie jakiejś korporacji traktują naszą planetę, jej zasoby, a nawet swych bliźnich, jak zwykłe przedmioty eksploatacji (Psalm 37:10, 11; Objawienie 11:18). Ocali jednak wszystkich, którzy Go miłują i starają się wypełniać Jego wolę (1 Jana 2:15-17).
Ziemia i żyjące na niej niezliczone stworzenia, łącznie z posłusznymi ludźmi, zaczną wtedy podlegać rządowi utworzonemu przez Boga — mesjańskiemu Królestwu (Daniela 7:13, 14; Mateusza 6:10). A jakże urodzajna stanie się nasza planeta pod mądrym panowaniem tego rządu! Księga Psalmów 72:16 zapowiada: „Mnóstwo zboża będzie na ziemi; nadmiar będzie na wierzchu gór”. Żywność przestanie być przedmiotem sporów i niepokoju. Zdrowego pożywienia wystarczy dla wszystkich.
Chociaż więc obecny system coraz bardziej pogrąża się w otchłani niepewności i rozpaczy, ci, którzy ufają Jehowie, mogą wyczekiwać na ziemi wspaniałej przyszłości. Stanowi ona treść „dobrej nowiny o królestwie”, którą Świadkowie Jehowy z radością oznajmiają każdemu, kto pragnie lepszego, sprawiedliwszego świata (Mateusza 24:14). Dzięki tej niezawodnej nadziei i Bożej ojcowskiej trosce o ludzi już dziś możemy ‛mieszkać bezpiecznie i nie trapi nas strach przed nieszczęściem’ (Przysłów 1:33).
[Ilustracja na stronie 10]
Pod panowaniem Królestwa Bożego nikomu nie zabraknie zdrowej żywności
[Prawa własności do ilustracji, strona 8]
FAO Photo/K. Dunn
[Prawa własności do ilustracji, strona 9]
Tourism Authority of Thailand
-