BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w82/15 ss. 19-24
  • ‛Serdecznie przyjmujcie jedni drugich’

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • ‛Serdecznie przyjmujcie jedni drugich’
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1982
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • PRZYGARNIANIE WZOROWANE NA CHRYSTUSIE
  • Z CIEŚLI „SŁUGA” BOŻY
  • ‛Mile przyjmujcie jedni drugich’
    Wysławiajcie Jehowę w pieśniach
  • „Weselcie się, narody, z Jego ludem”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1982
  • Powody do szczęścia tego narodu
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1970
  • Wyjawienie dalszych tajemnic dotyczących Mesjasza
    „Wieczyste zamierzenie” Boże odnosi teraz triumf dla dobra człowieka
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1982
w82/15 ss. 19-24

‛Serdecznie przyjmujcie jedni drugich’

„Serdecznie przyjmujcie do siebie jedni drugich, jak i Chrystus przyjął nas — dla chwały Bożej” (Rzym. 15:7, Biblia poznańska).

MIŁE przyjęcie do Organizacji Narodów Zjednoczonych zgotowano dotychczas przeszło 150 państwom. Nie wszystkie jej narody członkowskie popierają tę samą ideologię polityczną. Utrzymują się między nimi nawet nieprzyjazne nastroje, lecz — jak dotąd — usiłują one utrzymać postawę „honorowej wrogości”. Zdają się rozumieć sens tego, co powiedział pewien dziennikarz, a zarazem poeta amerykański: „Zjednoczeni — stoimy. Rozdzieleni — upadamy”. ONZ uchodzi za organizację gwarantującą pokój i bezpieczeństwo na świecie. Ale chociaż od zakończenia drugiej wojny światowej w roku 1945 upłynęło tyle lat, wciąż jeszcze nie doprowadziła do tego, co amerykański polityk Wendell Wilkie określił słowami: „Jeden świat, jeden rząd”. Toteż ludzie coraz bardziej obawiają się wybuchu trzeciej wojny światowej z użyciem broni nuklearnej.

Nawet w obrębie poszczególnych narodów należących do ONZ nie wszyscy mile przyjmują innych współobywateli do swojej grupy społecznej lub towarzyskiej. Często górę biorą uprzedzenia. Bogaty nie wita serdecznie biednego. Członkowie jednej religii boczą się na przedstawicieli innej. Stronnicy jakiejś partii politycznej patrzą spode łba na zwolenników przeciwnej partii. Ludzie wysoko kształceni mają za nic tych, którzy im pod tym względem nie dorównują. Sam kolor skóry człowieka może sprawić, że będzie miał przeciw sobie ludzi odmiennego koloru. Niejeden spór powstał na tle różnic w pochodzeniu rasowym. Nie dochodzi do ogólnego, powszechnego akceptowania danej jednostki na zasadzie jej przynależności do wspólnej, wielkiej rodziny ludzkiej. Przeciwnie, osobista niechęć i wzgarda potrafi decydować o tym, gdzie ktoś zdoła uzyskać wstęp.

Nominalne chrześcijaństwo nie stanowi w tym wszystkim żadnego wyjątku, mimo założenia, iż w tych krajach społeczeństwo ma wychowanie chrześcijańskie. Ponieważ jest ono chrześcijańskie tylko z nazwy, wielokrotnie już doszło do pogwałcenia proroczych słów z Księgi Izajasza 2:4: „I przekują swoje miecze na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Żaden naród nie podniesie miecza przeciwko drugiemu narodowi i nie będą się już uczyć sztuki wojennej” (Nowy Przekład). Ludzie będący jedynie tytularnymi chrześcijanami gotowi są w imię patriotyzmu walczyć za swoje powiązania narodowe aż do śmierci własnej lub przeciwników. Nie znajdują rozsądnego powodu, by radować się z istnienia Organizacji Narodów Zjednoczonych, mimo że w grudniu 1918 roku Federalna Rada Kościołów Chrystusowych w Ameryce obwołała proponowaną wtedy Ligę Narodów „politycznym wyrazem królestwa Bożego na ziemi”. ONZ bez wątpienia nie okazała się wyrazem Królestwa Bożego pod zarządem Chrystusa.

Jednakże cytowane wyżej słowa o narodach nie podnoszących miecza przeciwko drugim i nie zaprawiających się już do wojny spełniają się na prawdziwych naśladowcach Jezusa Chrystusa. Ten pokojowo usposobiony Syn Boży wiele razy powoływał się na proroctwa Izajasza, spisane parę stuleci przed nim. Czerpał z nich pouczenia dla swoich zwolenników. Jeden z nich, apostoł Paweł, napisał w pierwszym stuleciu list do uczniów Chrystusa w Rzymie i przypomniał im: „Wszystko bowiem, co niegdyś napisano, to spisano dla naszego pouczenia, abyśmy przez wytrwałość i przez pociechę z Pism zachowali nadzieję” (Rzym. 15:4).

W ramach spełnienia wszystkiego dawniej utrwalonego w Piśmie Świętym znosił Jezus Chrystus obelgi i prześladowania, aż do haniebnej śmierci na palu z oskarżenia o przestępstwo polityczne. Przez swoją wytrwałość w tych krańcowych warunkach dał on naśladowcom doskonały przykład, z którego mieli czerpać siły, żeby także trwać w wierności do końca.

Niezachwiana postawa Jezusa, utrzymana do ostatniej chwili jego ziemskiego biegu, pozwoliła mu zachować nadzieję otrzymaną od Boga. Dlatego mógł oświadczyć współczującemu złoczyńcy przybitemu do pala obok niego: „Zaprawdę, powiadam ci dzisiaj, będziesz ze mną w raju” (Łuk. 23:43). Podczas tych ciężkich godzin na palu męki Jezus doznawał wielkiego pokrzepienia, przypominając sobie sprawy „niegdyś napisane”, a odnoszące się do niego; czerpał stąd potrzebne mu siły. Jego oddani naśladowcy, cierpiąc pod zniewagami adresowanymi do Jehowy Boga i Jezusa Chrystusa, z niemniejszą gorliwością starają się trzymać swej nadziei na przyszłość, opartej na Piśmie Świętym. Również oni czerpią wiele otuchy z tego, „co niegdyś napisano”. Nadzieja ich, wypływająca z obietnic bezwzględnie wiarogodnych Pism, „nie prowadzi do rozczarowania” (Rzym. 5:5).

Powinniśmy dążyć do tego, żeby w sobie utrwalić taki nastrój psychiczny, jaki podczas wszystkich swoich cierpień we wrogim świecie miał Jezus Chrystus. Myśl tę wyraził apostoł Paweł w następującej błagalnej prośbie: „Oby teraz Bóg, który udziela wytrwałości i pociechy, obdarzył was posiadaniem między sobą takiego samego usposobienia, jakie miał Chrystus Jezus, abyście jednomyślnie, jednymi ustami wysławiali Boga i Ojca naszego Pana Jezusa Chrystusa” (Rzym. 15:5, 6). Przyswoiwszy sobie usposobienie wzorowane na naszym Mistrzu, Jezusie Chrystusie, będziemy trwać w jedności jako zbór jego uczniów. Jeżeli w jakiejś grupie panuje jednakowy nastrój, prowadzi to do podobnie brzmiących wypowiedzi. Wydaje się wtedy, jak gdyby za cały zbór mówiły „jedne usta”, tyle że z większą siłą i wyrazistością. Rezultat jest więc bardzo pożądany. Nigdy się nie da nazbyt mocno podkreślić, jakie znaczenie ma wspólne wysławianie Boga i Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Z szacunku dla Tego, komu się należy chwała, głosy nasze powinny się stopić w jedno brzmienie. Inaczej głoszone przez nas orędzie wywoływałoby u słuchaczy zamieszanie.

PRZYGARNIANIE WZOROWANE NA CHRYSTUSIE

W licznych organizacjach i społeczeństwach tego systemu rzeczy utrzymuje się wśród ludzi skłonność, żeby z racji uprzedzeń narodowych bądź rasowych nie witać serdecznie nowo przybyłych. Pewną rolę odgrywają też różnice w poziomie wykształcenia, ewentualnie rozbieżności na tle religijnym. Dawniej, na przykład w starożytnym Rzymie z pierwszego stulecia n.e., również istniały naturalne powody do takich rozdźwięków.

Apostoł wówczas nie dotarł jeszcze do tej kosmopolitycznej stolicy imperium, ale napisał do tamtejszego zboru swój natchniony list w nadziei rychłego osobistego przybycia. Zwróciwszy uwagę na przystępność Jezusa Chrystusa, naszego doskonałego Wzorodawcy, Paweł dodał: „Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus was przygarnął — ku chwale Boga” (Rzym. 15:7, Biblia Tysiąclecia). Wiadomą jest rzeczą, że do „wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy mieszkają w Rzymie”, zaliczali się rodowici obrzezani Żydzi i nieobrzezani poganie, czyli nie-Żydzi, zarówno wolni, jak też niewolnicy (Rzym. 1:7; 3:1-6, BT; Filip. 4:22). Toteż pośród tamtych rzymskich chrześcijan panowały różnice na tle wychowania religijnego oraz pozycji społecznej; wynikała stąd rozmaitość punktów widzenia, a nawet wrażliwości sumienia. Łatwo mogło to prowadzić także do wyróżnień w kontaktach towarzyskich.

Odsunąwszy to wszystko na bok, Paweł nawołuje każdego z nich: „Przygarniajcie siebie nawzajem”, oczywiście serdecznie, miło, szczerze, z prawdziwym docenianiem faktu, że ktoś jest współwyznawcą, współchrześcijaninem. Istniał w tym względzie wspaniały wzór do naśladowania, gdyż Paweł powiada: „bo i Chrystus was przygarnął”. Kiedy Jezus żył na ziemi, czyż nie rzekł: „Tego, który do mnie przychodzi, nie wyrzucę precz”? (Jana 6:37, NP). Tak, a jako doskonały człowiek mógł przecież z powodu naszych wad i grzechów trzymać nas na dystans! Nie posuwał się jednak do tego. A dlaczego? Paweł tłumaczy nam to, dodając słowa: „Ku chwale Boga”. Przyjmując do siebie z radością wszystkich wierzących w niego, Chrystus przysparzał chwały Bogu, ponieważ uwypuklał w ten sposób wielkoduszność Boga i Jego pragnienie zbawienia całej ludzkości na podstawie ofiary okupu Jego Syna. Trafnie ujął to sam Jezus, oświadczając: „Bóg bowiem tak bardzo umiłował świat, że dał swego Syna jednorodzonego, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne” (Jana 3:16).

Skoro jako naśladowcy Jezusa Chrystusa chętnie witamy w zborze wszystkich poszukiwaczy prawdy bez względu na pochodzenie, rasę, dawną przynależność religijną, pozycję społeczną lub wykształcenie świeckie, podobnie przyczynia się to do chwały Bożej. Każdy w ten sposób przygarnięty uzyskuje właściwy pogląd na Jehowę Boga. Zmartwychpowstały Jezus, potwierdzając swoją gotowość dopuszczania wszystkich szczerze wierzących do zboru, którego sam jest duchową Głową, pozostawił swoim uczniom zebranym w „Galilei narodów” następujące zadanie: „Idźcie więc i pozyskujcie uczniów wśród ludzi ze wszystkich narodów, chrzcząc ich w imię Ojca i Syna, i ducha świętego, ucząc ich przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Izaj. 9:1; Mat. 28:16-20).

Kiedy bez wyróżnień witamy z zadowoleniem wszystkich przybyszy, jest to dla nas samych zachętą do pamiętania, że prowadzimy swą działalność „ku chwale Boga”. A powitanych skłania to do głębszego doceniania serdecznej szczodrobliwości Boga i wysławiania Go z osobistym zaangażowaniem. Wyszedłszy poza mury naszych miejsc zebrań i chodząc od drzwi do drzwi celem podzielenia się z każdym napotkanym dobrą nowiną o Królestwie Bożym, dowodzimy właśnie, że serdecznie ‛przygarniamy drugich, bo i Chrystus nas przygarnął — ku chwale Boga’. Postępowanie takie przynosi w rezultacie chwałę Bogu, o którym świadczymy, nawet bez względu na to, czy ci, do których wstępujemy, przyjmą lub odrzucą orędzie Królestwa. Przyjmujący je życzliwie przyłączą się w końcu do wysławiania Boga, który do nich wysłał zwiastunów swego Królestwa. Ci zaś, co inaczej reagują na udostępniane im przez Boga zbawienne orędzie, niezadługo zdadzą sobie sprawę z faktu, iż Jehowa Bóg nie pominął ich, lecz posyłał do nich swoich wiernych świadków, nie pozostawiając im podstawy do czynienia Mu jakichkolwiek zarzutów (Ezech. 33:33). Dzięki temu będzie wolny od winy za ich krew.

Z CIEŚLI „SŁUGA” BOŻY

Kto jednak pierwszy otrzymał sposobność skorzystania z miłościwego postanowienia Bożego? Otóż lud, za którego pośrednictwem dostaliśmy Biblię. Chodzi po prostu o Żydów. Czy w takim razie Bóg nie przejawił stronniczości, zwłaszcza jeśli uwzględnić, że już 1900 lat temu narody nieżydowskie daleko przewyższały liczebnie rodowitych Żydów? Na pozór mogłoby się tak wydawać. Ale Bóg musiał gdzieś rozpocząć, toteż zaczął od tych ludzi, co do których dał specjalne obietnice nawet ich przodkom, a więc właśnie od obrzezanych Żydów. Niemniej ostateczne dobrodziejstwa wynikające z trzymania się przez Boga takiej metody postępowania nie miały się ograniczać wyłącznie do Żydów, inaczej mówiąc Hebrajczyków. Czy zatem istnieje uzasadniona podstawa, żeby się na to uskarżać? Bynajmniej!

Nie zapominajmy, że pewnym zasługującym na to mężom wiary dał Bóg niezłomne obietnice odnośnie do ich cielesnych potomków, mianowicie Żydów. Nawet Syn Boży musiał zejść z nieba, aby spełniły się owe przyrzeczenia jego niebiańskiego Ojca. Musiał narodzić się jako członek ludu znienawidzonego przez wszystkie inne, z którym jednak Bóg pozostawał w przymierzu narodowym. Ale choć był Żydem, Syn Boży nie został mile przyjęty przez większość rodaków, a jeden z pisarzy relacjonujących jego ziemskie dzieje ujął to w takie słowa: „Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli” (Jana 1:11, NP).

W związku z tym do zboru chrześcijańskiego w Rzymie, w którym nie wszyscy byli rodowitymi Żydami, apostoł Paweł, sam będący Żydem z pochodzenia, napisał: „Powiadam bowiem, że Chrystus w gruncie rzeczy został sługą obrzezanych ze względu na prawdomówność Boga, żeby potwierdzić obietnice, jakie dał ich praojcom, i żeby narody wysławiały Boga za Jego miłosierdzie” (Rzym. 15:8, 9a). W Nazarecie na terenie Galilei, w domu swego przybranego ojca, obrzezanego Żyda Józefa, dorastający Jezus uczył się zawodu cieśli. Ponieważ urodził się on w pokoleniu Judy, więc nie należał do rodu kapłańskiego ani do szczepu Lewitów usługujących w świątyni. Z natury rzeczy nie mógł więc przyłączyć się do szeregów sług świątynnych w Jeruzalem. Ale czy Jezus, Syn Boży, przyszedł na ziemię tylko po to, aby świadczyć usługi i umrzeć jako cieśla? Nie! Dlatego wzmianka, że „został sługą obrzezanych”, kryje w sobie znacznie głębszy sens niż aluzję do pracy cieśli, jak jego opiekun Józef.

Gdyby Jezus poprzestał w życiu na pracy cieśli w Nazarecie, z pewnością nie wykonałby przepowiedzianej dla niego służby. Toteż jego niebiański Ojciec, Jehowa Bóg, zatrudnił go przy czymś innym; i wtedy stał się on „sługą obrzezanych” nie tylko w kręgu mieszkańców osady Nazaret, lecz w skali całego owego narodu. Tak więc w wieku lat 30 porzucił na dobre zawód cieśli.

Jaki rodzaj pracy podjął Jezus po ochrzczeniu go przez Jana Chrzciciela, który był Lewitą, gdy zarazem został ochrzczony świętym duchem Bożym? Czy ta służba ustępowała funkcji kapłanów świątynnych i Lewitów, którzy istotnie byli „sługami” Boga w Jeruzalem? Oczywiście każdy zapoznany z faktami przyzna, że pełnił naprawdę służbę publiczną, a nie tylko chwycił się wykonywania zawodu związanego z religią. Nowy Przekład Pisma Świętego (wydany przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne) tak oddaje odpowiedni fragment tekstu: „Chrystus stał się sługą obrzezanych ze względu na prawdę Bożą, aby potwierdzić obietnice dane ojcom” (Rzym. 15:8; zobacz także Biblię gdańską). Bezsprzecznie służył całemu narodowi, a urzędu swego nie zawdzięczał zamianowaniu przez człowieka, ale przez Boga, Władcę ogromnego wszechświata. Wszystko to, czego dokonał Jezus po zmianie zajęcia na ziemi, było kolosalnie ważniejsze niż usługiwanie arcykapłana żydowskiego w Jeruzalem.

Ale jak Jezus Chrystus nie mógł wykonywać jakiejkolwiek posługi religijnej w świątyni jeruzalemskiej i tym sposobem współzawodniczyć z tamtejszymi kapłanami i Lewitami, tak też nie mógł i oczywiście nie chciał odprawiać nabożeństw w żadnej świątyni narodów nie-żydowskich, czy to w Rzymie, w Atenach, czy gdzie indziej. A jednak miał stać się „sługą obrzezanych” z uwagi na prawdomówność Boga. Jak to rozumieć? Otóż musiał „potwierdzić obietnice, jakie [Bóg] dał ich praojcom” — Hebrajczykom, a nie poganom. Jeden z tych „praojców”, Abraham, miał na przykład wielu synów od trzech niewiast, lecz Bóg wybrał do przekazania obietnicy Abrahamowej tylko jego syna z pierwszej żony Sary, mianowicie Izaaka. Z kolei Izaakowi urodzili się bliźniacy, ale na dziedzica wspomnianej obietnicy dotyczącej „nasienia”, za którego pośrednictwem miały być błogosławione wszystkie narody na ziemi, Bóg wybrał młodszego Jakuba, nazwanego później Izraelem. W określonym czasie z 12 synów Jakuba zrodziło się 12 szczepów Izraela, z którymi jako narodem Bóg przez proroka Mojżesza zawarł potem przymierze.

Później, gdy naród izraelski wolał mieć widzialnego przedstawiciela Jehowy w osobie człowieczego króla, Ten dał swoją wspaniałą obietnicę królowi Dawidowi z pokolenia Judy. Dlatego obiecany Mesjasz, czyli Chrystus, musiał pojawić się w rodzie Dawida. Z tej też przyczyny Jezus narodził się w rodzinnym mieście Dawida, w Betlejem; a wydany na świat przez judejską dziewicę Marię, stał się dziedzicem Dawida. Aniołowie niebiańscy radośnie powitali go na ziemi. Tak więc Syn Boży z nieba siłą rzeczy urodził się Żydem. Niewzruszone obietnice Boga, jego Ojca, musiały się potwierdzić, musiały się sprawdzić. Bóg nie dopuścił do tego, żeby się okazał kłamcą.

Jezus bardzo chętnie współpracował ze swym niebiańskim ojcem. Dlatego też naprawdę „został sługą obrzezanych”. Sam zresztą również do takich należał. Jeszcze przez trzy i pół roku po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa była tym Żydom okazywana specjalna łaska. Ale możliwość przyjęcia do teokratycznej organizacji Jehowy miała być rozszerzona na nieobrzezanych pogan, to jest nie-Żydów. Miało to także być potwierdzeniem nienaruszalnych przyrzeczeń, jakie dał ludziom Jehowa.

    Publikacje w języku polskim (1960-2025)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij