Co o tym sądzić?
WILKOŁACTWO NIE JEST MITEM
W piśmie pt. „Family Health” z października 1976 roku czytamy: „Dwa przypadki z Appalachów opisane ostatnio przez lekarzy z Uniwersytetu Stanu Kentucky dowodzą, że likantropii (urojenia, że jest się wilkiem) nie należy grzebać wśród dawnych wierzeń o wilkołakach, lecz trzeba je uznać za wciąż jeszcze występujące zaburzenie psychiczne”. Pierwszy ze wspomnianych pacjentów, mężczyzna w średnim wieku, „często spędzał noce na cmentarzach i wył przy świetle księżyca”. Drugi, młodszy, „odczuwał nieprzepartą potrzebę ścigania zajęcy i pożerania ich na surowo”.
Wprawdzie niektórzy czytelnicy potraktują takie doniesienia jako zwykłe ciekawostki, ale inni dostrzegą w nich kolejne potwierdzenie sprawozdania biblijnego o obłędzie króla Nabuchodonozora. Zgodnie ze snem, który wyłożył mu prorok Daniel, ów babiloński władca na 7 lat postradał zmysły i ‛żywił się trawą jak woły’. W dziele pt. „The Westminster Dictionary of the Bible” tak opisano jego upośledzenie umysłowe: „Obłędem, w który popadł, gdy pycha zaćmiła mu umysł, była tak zwana likantropia. Pacjent będący w tym stanie wyobraża sobie, że jest zwierzęciem, i stosownie do tego się zachowuje” (s. 422). Po upływie 7 lat Bóg przywrócił Nabuchodonozorowi zdolność normalnego myślenia.
MILCZENIE KOŚCIOŁA W ARGENTYNIE
„Kościół w Argentynie splamił się krwią”, głosił nagłówek w piśmie „National Catholic Reporter” z 12 kwietnia 1985 roku. Wprost trudno w to uwierzyć, ale w okresie niedawnych rządów wojskowych w tym kraju uprowadzono i zabito bez sądu szacunkowo od 10 do 30 tysięcy obywateli. Tymczasem zdaniem obserwatorów tysiące tych niewinnych ofiar mogłyby ocaleć, gdyby kościół katolicki zdobył się na słowa protestu. W doniesieniu czytamy jednak, iż „przedstawiciele kościoła w Argentynie — jeśli nie liczyć paru heroicznych wyjątków — pomijali tę kwestię milczeniem przez pełne 7 lat terroru”, który ustał dopiero w 1983 roku, gdy doszedł do władzy rząd cywilny. Co gorsza, niektórzy reprezentanci hierarchii wręcz współpracowali z juntą wojskową.
Czym wytłumaczyć to milczenie kościoła? Po części obawą przed represjami. Niemniej wspomniane pismo przytacza jeszcze jeden powód: „Episkopat widział też w armii czynnik zabezpieczający jego pozycję”. Kler korzystał z licznych przywilejów. Na zakończenie czytamy: „Pod wpływem wydarzeń w Argentynie nieodparcie nasuwa się wspomnienie o postawie kościoła katolickiego w hitlerowskich Niemczech. Znów rodzi się pytanie, czy duchowieństwo przywiązuje większą wagę do swej pozycji, czy do nakazu z Ewangelii, by dawać świadectwo prawdzie”.
Widać z tego, jak niemądrze postępuje religia, chcąc się przypodobać władzom politycznym. Często prowadzi to do naruszenia zasad. Warto przypomnieć, że w biblijnej Księdze Objawienia potępiono wiązanie się kościoła z państwem. Ogólnoświatowe imperium religii fałszywej opisano tam jako nierządnicę, „z którą królowie ziemi uprawiali rozpustę” (Obj. 17:2). Nic dziwnego, że Jezus zabronił swym naśladowcom ‛należeć do świata’ (Jana 15:19).
WYPADLI ZE SWOJEJ ROLI
„U naszych bardzo rozpolitykowanych biskupów, którzy wyraźnie popadli w jałowy werbalizm, rzuca się w oczy osobliwa rzecz: całkiem chyba zatracili poczucie tego, co najważniejsze dla chrześcijan” — pisze felietonista Paul Johnson na łamach londyńskiej gazety „The Daily Telegraph”. Jego zdaniem ci dostojnicy kościelni zbyt dużo czasu poświęcają kwestiom politycznym i tracą z oczu pewien daleko istotniejszy problem. Johnson wyjaśnia: „Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Wielkiej Brytanii, podstawową przyczyną ubóstwa rodzin jest brak jednego z rodziców”, co nierzadko bywa następstwem niemoralności wśród kilkunastolatków. „Dziwne to, a jednak dawno nie słyszałem księdza, nie mówiąc już o biskupie, który by w swoim kazaniu potępiał rozpustę”. Gdyby biskupi „nie wypadli ze swojej uświęconej tradycją podstawowej roli stróżów moralności”, dodaje na zakończenie, „mogliby znacznie przyczynić się do złagodzenia trudności ekonomicznych”.
Uwagi Johnsona przywodzą na myśl sytuację, jaka się wytworzyła w starożytnym Izraelu. W owym czasie przywódcy religijni także nie głosili Słowa Bożego, dzięki któremu każdy mógłby się ‛odwrócić od swojej złej drogi’. O takich ludziach Bóg rzekł: „Wystąpię przeciwko tym prorokom (...), którzy sobie nawzajem wykradają moje słowa” (Jer. 23:22, 30, Biblia warszawska). Dzisiejsi duchowni, którzy się uchylają od nauczania chrześcijańskich mierników moralnych i jeszcze może z politycznych lub innych względów błędnie stosują wersety biblijne, także ściągają na siebie niełaskę Bożą (por. Łuk. 11:52).
PRZEMOC W SPORCIE
„Europejskie stadiony piłki nożnej coraz bardziej upodabniają się do aren, na których walczyli gladiatorzy”. Opinię tę wyrażono na łamach czasopisma „Time” w opisie tragicznych wydarzeń, do jakich doszło w Brukseli podczas finałowego meczu o Puchar Europy w maju 1985 roku. W wyniku gwałtownych starć między kibicami angielskimi a włoskimi poniosło wtedy śmierć 38 osób. Przemoc, jakiej się dopuszczają fanatycy sportu, coraz bardziej daje się we znaki również w innych częściach świata. W tym samym miesiącu maju kibice chińscy wywołali zamieszki w Pekinie, gdy reprezentanci Hongkongu wyeliminowali ich drużynę piłkarską z rozgrywek o Puchar Świata; rozbijano autobusy, przewracano samochody i obsypywano pogróżkami obcokrajowców.
Dlaczego miłośnicy sportu tracą panowanie nad sobą? Władze utrzymują, że wielu takich entuzjastów to ludzie ubodzy, znudzeni i nie umiejący się pogodzić z porażką bądź upokorzeniem. „Jednakże ani pochodzenie społeczne, ani względy ekonomiczne nie są najważniejszą przyczyną”, twierdzi dr Jeffrey H. Goldstein, zajmujący się problematyką przemocy w sporcie. „To najzwyklejszy nacjonalizm. W dobie szybkiego przekazywania informacji międzypaństwowe zawody sportowe coraz częściej stają się dla wielu ludzi sprawą honoru narodowego, do czego zresztą popychają ich politycy, dziennikarze, działacze sportowi, a nawet sami zawodnicy”. Goldstein dodaje, że w oczach kibiców „międzynarodowe rozgrywki sportowe stały się swoistymi sprawdzianami słuszności ich ideologii”.
Chociaż nacjonalizm skłania wielu sympatyków sportu do stosowania przemocy, to jednak prawdziwi chrześcijanie pozostają neutralnymi, pokojowo usposobionymi rzecznikami Królestwa Bożego. Dbają też o to, żeby się nie zarazić panującym w świecie duchem rywalizacji (Jana 17:16; Rzym. 12:18; Gal. 5:26).