BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • g94 8.3 ss. 11-14
  • Wiara w Boga zapewniła mi ochronę

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Wiara w Boga zapewniła mi ochronę
  • Przebudźcie się! — 1994
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • Próby wiary w dzieciństwie
  • Życie w Stutthofie
  • Największa próba wiary
  • Dalsze próby wiary
  • Marsze śmierci
    Fioletowe trójkąty — „zapomniane ofiary” reżimu nazistowskiego
  • Dzięki pomocy Jehowy przetrwaliśmy totalitarne reżimy
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
  • Wspierała mnie wiara w Boga
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1981
  • Wyczekiwanie Królestwa, które „nie jest częścią tego świata”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 2007
Zobacz więcej
Przebudźcie się! — 1994
g94 8.3 ss. 11-14

Wiara w Boga zapewniła mi ochronę

BYŁ maj 1945 roku, w Europie dobiegła końca druga wojna światowa. Dopiero od dwóch dni przebywałem u siebie w domu, w Chojnicach. Ponieważ wracałem pieszo i przy okazji wstępowałem do wielu osób, podróż zajęła mi prawie dwa miesiące. Ostatnie dwa lata spędziłem w obozie koncentracyjnym w Stutthofie niedaleko Gdańska.

Siedziałem w pokoju z mamą i dwiema siostrami, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Moja najstarsza siostra przeprosiła nas i poszła otworzyć. Nie zwróciliśmy na to większej uwagi, dopóki nie usłyszeliśmy jej okrzyku. Natychmiast zerwałem się z krzesła i pobiegłem do wejścia. Na progu stali Wilhelm Scheider i Alfons Licznerski, dwaj współwyznawcy, których od naszego ostatniego rozstania uważałem za zmarłych.

Otworzyłem szeroko oczy i usta i z niedowierzaniem wpatrywałem się w gości, więc po chwili brat Scheider spytał, czy wpuszczę ich do środka. Resztę dnia spędziliśmy na opowiadaniu, w jaki sposób Jehowa Bóg nas ochraniał, gdy byliśmy więzieni. Zanim się podzielę niektórymi przeżyciami, chciałbym wyjaśnić, jak trafiłem do obozu koncentracyjnego.

Próby wiary w dzieciństwie

Urodziłem się w roku 1923 i mniej więcej wtedy też moi rodzice zostali Badaczami Pisma Świętego (jak nazywano wówczas Świadków Jehowy). Lata poprzedzające wybuch drugiej wojny światowej były dla Świadków w Polsce dość trudne. W szkołach uczono religii, toteż ich dzieci spotykały się z szorstkim traktowaniem. Bez przerwy dokuczali mi inni uczniowie, mając zawsze poparcie nauczyciela. Niełatwo było również prowadzić działalność kaznodziejską. Kiedy pewnego razu głosiliśmy w pobliżu miasteczka Kamień, naszą 20-osobową grupkę otoczyło co najmniej 100 mieszkańców. W samą porę jednak zjawili się żołnierze, którzy ochronili nas przed tłumem.

Gdy we wrześniu 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, prześladowania przybrały na sile. Ostatecznie w roku 1943 zostałem aresztowany przez gestapo za odmowę pełnienia służby wojskowej w armii niemieckiej. W czasie przesłuchania agent tajnej policji próbował wydobyć ze mnie nazwiska innych miejscowych Świadków. Kiedy mu się to nie udało, oświadczył, że niechybnie zgniję w obozie koncentracyjnym.

Najpierw zostałem wysłany do zakładu karnego w Chojnicach, gdzie kilku strażników tłukło mnie gumową pałką, chcąc złamać moją lojalność wobec Jehowy. Trwało to jakieś 15-20 minut, lecz przez cały czas żarliwie się modliłem. Pod koniec jeden z oprawców narzekał, że już opada z sił, a ja wciąż się trzymam.

Rzecz zdumiewająca, ale po kilku pierwszych razach przestałem cokolwiek odczuwać. Słyszałem jedynie odgłos ciosów, przypominający dźwięk bębna znajdującego się gdzieś w oddali. Jehowa wyraźnie mnie ochronił i wysłuchał moich błagań. Wiadomość o pobiciu szybko obiegła więzienie, tak iż niektórzy zaczęli mnie nazywać „sługą Bożym”. Wkrótce potem znalazłem się w gdańskiej siedzibie gestapo, skąd miesiąc później trafiłem do obozu koncentracyjnego w Stutthofie.

Życie w Stutthofie

Po przybyciu na miejsce polecono nam stanąć w szeregu przed barakami. Kapo wskazał na trzy potężne kominy krematorium i powiedział, że za trzy dni będziemy w niebie u swego Boga. Ponieważ wiedziałem, iż do Stutthofu wysłano brata Bruskiego z naszego zboru w Chojnicach, próbowałem go odszukać. Ale gdy pewien więzień poinformował mnie, że miesiąc wcześniej zmarł, poczułem się tak zdruzgotany, iż padłem na ziemię. Pomyślałem, że skoro chrześcijanin tak silny fizycznie i duchowo, jak brat Bruski, poniósł śmierć, to i ja skończę podobnie.

Z pomocą innych więźniów wróciłem do baraku i wówczas po raz pierwszy spotkałem brata Scheidera. Jak się później dowiedziałem, przed wojną był on nadzorcą polskiego Biura Oddziału. W trakcie długiej rozmowy wyjaśnił mi, że jeśli stracę wiarę w Jehowę, na pewno umrę! Czułem, iż to Jehowa go przysłał, aby mnie wzmocnić. Jakże prawdziwe okazuje się przysłowie: ‛Jest brat narodzony na czas udręki’! (Przysłów [Przypowieści] 17:17, NW).

Ponieważ w tym czasie moja wiara osłabła, brat Scheider omówił ze mną słowa z Listu do Hebrajczyków 12:1. Chrześcijanom poradzono tam, by się strzegli grzechu, który łatwo usidla, a mianowicie braku wiary. Pomógł mi też przypomnieć sobie wzory wiernych mężów wymienionych w 11 rozdziale Listu do Hebrajczyków i na tej podstawie przeanalizować moją wiarę. Odtąd trzymałem się możliwie najbliżej brata Scheidera i chociaż był ode mnie 20 lat starszy, połączyła nas nić bardzo serdecznej przyjaźni.

Pewnego razu dobrze zbudowany więzień z zielonym trójkątem (co oznaczało, że jest kryminalistą) kazał mi wejść na stół i głosić o Jehowie. Gdy zacząłem mówić, pozostali więźniowie urządzali sobie ze mnie kpiny. Jednakże ów postawny mężczyzna, który w każdym wzbudzał strach, wszystkich uciszył. Z jego polecenia do końca tygodnia podczas wspólnych obiadów i kolacji stawałem na stole i głosiłem.

Kiedy w następnym tygodniu zostałem razem z kilkoma więźniami przeniesiony do drugiego baraku, podszedł do mnie inny mężczyzna z zielonym trójkątem i zapytał, dlaczego mój Bóg przysłał mnie do tego „piekła”. Odpowiedziałem, że dzięki temu mam okazję im głosić, a moja wiara może zostać wypróbowana. Przez całe dwa tygodnie, które spędziłem z tymi więźniami, co noc stawałem przed nimi, aby dać im świadectwo.

Któregoś dnia kapo rozkazał pewnemu więźniowi mnie pobić. Ten jednak odmówił, za co mogło go spotkać to samo. Kiedy zapytałem, dlaczego tak postąpił, wyznał, iż zamierzał popełnić samobójstwo, ale dzięki jednemu z mych kazań zmienił zdanie. Oświadczył, że zawdzięcza mi życie, w związku z czym nie może mnie skrzywdzić.

Największa próba wiary

Gdy zimą 1944 roku do Stutthofu zaczęli się zbliżać Rosjanie, załoga obozu postanowiła ewakuować więźniów. Niemcy wyprowadzili w kierunku Słupska około 1900 osób. Ale w połowie drogi było nas już tylko 800. W czasie marszu słyszeliśmy sporo strzałów, więc się domyśliliśmy, iż część więźniów została zabita albo uciekła.

Przed wyruszeniem w drogę każdy otrzymał niecałe pół kilograma chleba i 20 dekagramów margaryny. Wielu natychmiast zjadło cały przydział. Ja jednak starałem się jak najlepiej racjonować swoją porcję, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że możemy iść nawet dwa tygodnie. Wśród więźniów było jedynie około dziesięciu Świadków, a ja trzymałem się brata Scheidera.

Drugiego dnia podróży brat Scheider zachorował. Od tej pory w zasadzie bez przerwy go dźwigałem, gdybyśmy się bowiem zatrzymali, zastrzelono by nas. Brat Scheider uznał, że Jehowa wysłuchał jego próśb i dał mu mnie do pomocy. Piątego dnia byłem już tak zmęczony i głodny, iż nie mogłem utrzymać się na nogach, nie mówiąc o niesieniu brata Scheidera. On również stracił siły z braku jedzenia.

Wczesnym przedpołudniem brat Scheider powiedział, że musi załatwić swoją potrzebę, toteż zaniosłem go pod drzewo. Uważnie się rozglądałem, by sprawdzić, czy nie widzą nas strażnicy. Mniej więcej po minucie brat Scheider się odwrócił, trzymając w rękach bochenek chleba. „Skąd go wziąłeś?” — zapytałem. „Chyba nie wisiał gdzieś na drzewie?”

Brat Scheider odparł, że gdy stałem do niego tyłem, podszedł jakiś mężczyzna i dał mu chleb. Wydało mi się to niezwykłe, bo nikogo nie zauważyłem. Ale ponieważ byliśmy bardzo głodni, nie zastanawialiśmy się nad tym, skąd się wziął ten bochenek. Muszę jednak przyznać, iż proszenie o chleb na każdy dzień, jak nas nauczył Jezus, nabrało dla mnie po tym zdarzeniu o wiele głębszego znaczenia (Mateusza 6:11). Gdyby nie ów chleb, nie dożylibyśmy następnego rana. Ponadto przyszły mi na myśl słowa psalmisty: „Nie widziałem nikogo sprawiedliwego całkiem opuszczonego ani jego potomstwa rozglądającego się za chlebem” (Psalm 37:25, NW).

Po tygodniu mieliśmy za sobą blisko połowę drogi do Słupska i zatrzymaliśmy się w obozie należącym do Hitlerjugend, gdzie byli także więźniowie z innych miejsc odosobnienia. Brat Licznerski nabawił się tyfusu, więc razem z pozostałymi chorymi umieszczono go w oddzielnym baraku. Każdego wieczora wymykałem się ze swego baraku i szedłem do brata Licznerskiego. Gdybym został zauważony, przypłaciłbym to życiem, ale wówczas myślałem tylko o jednym — zrobić, co w mej mocy, by obniżyć mu gorączkę. Siadałem przy nim z wilgotną szmatą, przecierałem mu czoło, po czym przekradałem się do swego baraku. Także brat Scheider zapadł na tyfus, toteż znalazł się tam, gdzie brat Licznerski.

Dowiedzieliśmy się, że Niemcy zamierzają nas zabrać nad Bałtyk i przewieźć statkiem do Danii. Tymczasem zbliżali się Rosjanie. Żołnierzy niemieckich ogarniał coraz większy strach i zaczęli uciekać, a niektórzy więźniowie korzystali z okazji i szli w ich ślady. Niemcy kazali mi ruszać w drogę, ale bracia Scheider i Licznerski byli zbyt chorzy, żeby iść o własnych siłach, a ja nie dałbym rady ich dźwigać, toteż nie wiedziałem, co począć. Ostatecznie rozstałem się z nimi, błagając Jehowę, by miał w opiece tych drogich towarzyszy niedoli.

W godzinę po moim odejściu do obozu wkroczyli Rosjanie. Jeden z żołnierzy odnalazł braci Scheidera i Licznerskiego i kazał Niemce mieszkającej w pobliskim gospodarstwie codziennie podawać im rosół z kurczaka, dopóki nie wyzdrowieją. Kiedy owa kobieta odparła, iż żołnierze niemieccy zabrali cały drób, zagroził jej, że jeśli nie będzie ich karmić, to ją zabije. Nie trzeba dodawać, iż natychmiast znalazła kilka kurczaków, dzięki czemu moi kochani bracia wracali do zdrowia!

Dalsze próby wiary

Te oraz inne doświadczenia opowiadaliśmy w pokoju mamy do wczesnych godzin rannych. Po paru dniach bracia udali się do swych domów. Brat Scheider wrócił do wielu dawnych obowiązków, a Jehowa w zadziwiający sposób posłużył się nim do ponownego zorganizowania dzieła głoszenia w Polsce. Jednakże przejęcie władzy przez komunistów sprawiło, iż prowadzenie działalności kaznodziejskiej stało się bardzo trudne.

Wielu Świadków raz po raz aresztowano za głoszenie dobrej nowiny o Królestwie Bożym. Mnie również wielokrotnie to spotkało i byłem przesłuchiwany przez tych samych ludzi, którzy mnie uwolnili z rąk hitlerowców. Po jakimś czasie uświadomiliśmy sobie, dlaczego władze tak świetnie orientują się w naszych poczynaniach. Otóż do organizacji wprowadzono szpiegów, którzy działali tak skutecznie, że pewnej nocy 1950 roku aresztowano tysiące Świadków.

W końcu razem z żoną Heleną i rozrastającą się rodziną postanowiliśmy wyjechać do USA. Przybyliśmy tam w roku 1966. Podczas wizyty w bruklińskim Biurze Głównym Świadków Jehowy podałem braciom odpowiedzialnym informacje, dzięki którym zdołano ustalić, kto w organizacji był agentem władz (porównaj Dzieje 20:29).

Obecnie mam 70 lat i mieszkam w stanie Kolorado, gdzie w jednym ze zborów usługuję jako starszy. Z powodu słabego zdrowia nie mogę już zdziałać tyle, co kiedyś. Jednakże mówienie ludziom o Królestwie Jehowy w dalszym ciągu sprawia mi wiele radości. Ponadto współpracując w służbie z młodymi, pomagam im sobie uświadomić, że bez względu na napotkane przeciwności Jehowa zawsze wspiera swą mocą tych, którzy pokładają w Nim bezgraniczną wiarę.

Kiedy patrzę na przeżyte lata, w mym sercu wzbiera wdzięczność dla Jehowy, że mnie i mych przyjaciół wybawiał z beznadziejnych sytuacji. Wydarzenia te wyraźnie umocniły moją wiarę w Jego opiekę. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że obecny system rzeczy wkrótce dobiegnie końca w szybko zbliżającym się „wielkim ucisku” i że ci, którzy ocaleją, dostąpią wspaniałego przywileju przekształcania całej ziemi w raj (Objawienie 7:14; 21:3, 4; Jana 3:16; 2 Piotra 3:13).

Wyczekuję czasu, gdy będę uczestniczył w niezwykłym dziele przywracania na ziemi rajskich warunków, w którym i ty możesz wziąć udział, jeżeli będziesz według najlepszych możliwości spełniał wolę Jehowy i ufał Jego obietnicy, że zapewni ochronę ludziom pokładającym w Nim wiarę. (Opowiedział Feliks Borys).

[Ilustracja na stronie 11]

W rok po wyjściu z obozu koncentracyjnego

[Ilustracja na stronie 14]

Z żoną, Heleną

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij