-
Twój pogląd na pieniądze może się odbić na twym życiuStrażnica — 1980 | nr 13
-
-
postawimy sprawy Królestwa (Mat. 6:33, NP).
JAKĄ POMOCĄ JEST PRAWDZIWE WIELBIENIE
Powyższe wyjaśnia, dlaczego orędzie głoszone przez prawdziwych chrześcijan jest ludziom biednym tak potrzebne. Stanowi ono niezawodne wsparcie w pokonywaniu problemów, jakie się przed nimi wyłaniają. Niewątpliwym pocieszeniem jest dla nich świadomość, że jeśli będą trwać w służbie dla Stwórcy, On ułatwi im zapewnienie bytu rodzinie.
Nie należy przez to rozumieć, jakoby obowiązek troszczenia się o jej utrzymanie wolno im było przerzucić na innych. W dalszym ciągu sami dźwigają tę odpowiedzialność (1 Tym. 5:8). Nie oznacza to również, że staną się bogatymi. Prawdopodobnie nadal będą musieli ciężko pracować, żeby zarobić na życie. Mogą za to spokojnie kłaść się wieczorem do łóżka, ufni, że w następnym dniu Jehowa znów umożliwi im nakarmienie rodziny (Ps. 4:9).
Sprawa przedstawia się tak, jak w wypadku Dawida. Zanim został królem, często bywał w biedzie. Mimo to pod koniec życia wyznał: „Byłem dzieckiem i jestem już starcem, a nie widziałem sprawiedliwego w opuszczeniu ani potomstwa jego, by o chleb żebrało” (Ps. 37:25). Wielu chrześcijan może potwierdzić fakt, że Jehowa troszczy się dzisiaj o swych sług w taki sam cudowny sposób. Weźmy na przykład pod uwagę słowa pewnej ubogiej chrześcijanki, która opisała siebie jako „niezamożną, choć bogatą w dzieci”. Przez jakiś czas żyła na wygnaniu, ponieważ w jej kraju grasowali terroryści. Na przekór trudnościom trzymała się wraz z dziećmi prawdziwego wielbienia. Powiedziała: „Zadowalamy się warunkami, jakie mamy. Zawdzięczamy to bogactwu naszego życia duchowego. Tak, pobożność połączona z poprzestawaniem na swoim jest wielkim zyskiem” (Zobacz List 1 do Tymoteusza 6:6-8).
Naprawdę wszystkim, włącznie z biednymi, dostępne są wielkie błogosławieństwa, ale muszą w pierwszej kolejności starać się o sprawy Królestwa Bożego. Mogą wprowadzać w czyn rady biblijne i przez to ulepszyć swe życie rodzinne, porzucić kosztowne nawyki — gry hazardowe, palenie tytoniu, pijaństwo — oraz nauczyć się, jak robić najlepszy użytek z posiadanych zasobów. Mogą zdobyć mądrość potrzebną do skutecznego pokonywania przeszkód. A co najważniejsze, mogą ufnie wyglądać czasu, kiedy ubóstwo oraz wszystkie inne ludzkie bolączki znikną raz na zawsze (Izaj. 25:6-8).
Zatem niezależnie od tego, czy jesteśmy biedni, czy bogaci w sensie materialnym, właściwy pogląd na pieniądze może nam przyczynić radości w życiu. Bez względu na sytuację, w jakiej byśmy się znaleźli, podstawowe znaczenie ma stawianie na pierwszym miejscu Królestwa Bożego i czynienie tego, co jest słuszne w oczach Jehowy. Będzie to wymagać od nas wytrwałości, ale przyniesie nam wspaniałe błogosławieństwa zarówno teraz, jak i w przyszłości. Stosownie do tego apostoł Paweł zachęcał Galatów: „W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy” (Gal. 6:9).
-
-
„To nie moja wina”!Strażnica — 1980 | nr 13
-
-
„To nie moja wina”!
CZY zawsze możesz śmiało tak twierdzić? Nasze słowa i czyny odbijają się w jakiś sposób na innych ludziach. Niekiedy z powodu posunięć lub uwag swoich znajomych ktoś może słusznie się pogniewać albo też popaść w wielkie przygnębienie.
Nie wykluczone, czytelniku, że masz za sobą własne doświadczenia w tym zakresie. Czy jednak możesz być całkiem pewny tego, iż ze swej strony nie przyczyniłeś się do niczyjego oburzenia, zmartwienia ani cierpienia? Czy uczciwie możesz zawsze powiedzieć: „To nie moja wina”?
ODSTRĘCZENIE PRZEZ BEZWZGLĘDNOŚĆ LUB WYSTĘPEK
Każdy normalny człowiek pragnie zazwyczaj mieć chociaż trochę przyjaznych stosunków z bliźnimi. Niejednego wręcz ogarnia rozpacz, gdy widzi, że drudzy go omijają. Gotów wtedy pomyśleć, że unikający go są nieczuli, po prostu bez serca.
Tymczasem wina może leżeć nie tylko po stronie tych drugich. Natchnione przysłowie głosi: „Człowiek serdecznie życzliwy własną duszę nagradza, ale okrutnik zraża nawet do swego organizmu” (Prz. 11:17, NW). Tak, gdy jesteśmy nieżyczliwi i bezwzględni wobec innych, może się to źle odbić na nas samych. W końcu ci, do których szorstko się odnosimy, zechcą unikać naszego towarzystwa, choćby dlatego, żeby sobie oszczędzić bólu, jaki im zadajemy swoim apodyktycznym zachowaniem.
Możliwe jest także zrażenie kogoś do siebie popełnionymi występkami. W starożytnym Izraelu głowa rodziny nie przestrzegająca przykazań Bożych ściągała pogardę na cały dom. Na przykład Akan skradł rzeczy należące do Boga, bezprawnie przywłaszczając sobie strój pochodzący z Szinearu, dwieście sykli srebra i sztabkę złota. Ale gdy jego złodziejstwo się ujawniło, ‛Jehowa zraził się do niego’; został więc razem z rodziną ukamienowany (Księga Jozuego, rozdział 7, NW). W dobie obecnej głowa domu chrześcijańskiego albo członek rodziny może ewentualnie dopuścić się złych czynów, za które grozi wykluczenie ze zboru. Taki człowiek, który narusza zasady Słowa Bożego lub toleruje poważne wykroczenia w rodzinie, nawet dzisiaj „zraża do własnego domu” (Prz. 11:29, NW). Wierni chrześcijanie stronią od niego, a może i od reszty jego rodziny; złoczyńcy nie okazujący skruchy słusznie zostają wykluczeni z ich społeczności (1 Kor. 5:11-13). Natknąwszy się na tego rodzaju następstwa własnej niegodziwości, człowiek ów chyba nie może powiedzieć: „To nie moja wina!”
W RAZIE NIEUDZIELENIA ODPOWIEDNIEJ POMOCY
Starsi w zborze chrześcijańskim powinni oczywiście dokładać starań, żeby pomóc współwyznawcom, którzy nieopatrznie postawili gdzieś ryzykowny krok. Apostoł Paweł wskazał na ten obowiązek następującymi słowami: „Bracia, gdy przydarzył się komuś jakiś upadek, to wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha Świętego, w duchu łagodności zechciejcie sprowadzić takiego na właściwą drogę. Niech każdy jednak uważa, żeby i sam nie uległ pokusie” (Gal. 6:1, Romaniuk). Jeżeli natomiast zamianowani starsi zborowi ociągają się z udzieleniem duchowej pomocy, chociaż zaistniała taka potrzeba, to czy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, gdy błądzący w końcu zejdzie na manowce?
Dużo też zależy od sposobu pospieszenia z pomocą. Paweł zaznaczył, że osoby mające odpowiednie kwalifikacje duchowe powinny ratować zagrożonego „w duchu łagodności”. Załóżmy jednak, że starszy posłuży radą, ale nie w „duchu łagodności”, i skutkiem tego dany człowiek popadnie w przygnębienie, złość lub w innym sensie będzie wytrącony z równowagi. W wyniku szorstkiego potraktowania błądzący być może nie zostanie ‛sprowadzony na właściwą drogę’; może nawet uprzeć się przy swoim złym postępowaniu. Czy w takich okolicznościach nieuprzejmy starszy ma podstawy, by twierdzić: „To nie moja wina”? (Porównaj z tym Ewangelię według Łukasza 17:1, 2 oraz List 2 do Koryntian 6:3).
W WARUNKACH UCISKU
Co się dzieje, gdy ktoś przełożony nad drugimi sprawuje swoją władzę w sposób odczuwany jako ucisk? Surowe traktowanie doprowadza niektórych do tego, że zachowanie spokoju wewnętrznego uznają wprost za niemożliwe, a panowanie nad sobą istotnie kosztuje ich bardzo dużo wysiłku. Nic w tym dziwnego, gdyż w Piśmie Świętym już dawno temu powiedziano: „Ucisk przywodzi mądrego do szaleństwa” (Kohel. [Kazn.] 7:7, Biblia gdańska).
Faktycznie, długotrwałe dokuczanie potrafi skłonić do nierozważnych czynów nawet roztropną osobę. Może ona na przykład stracić opanowanie i zrobić coś złego. Czy w takim wypadku gnębicielowi wolno zrzucać z siebie wszelką odpowiedzialność i po prostu orzec: „To nie moja wina”?
Z drugiej strony tekst z Księgi Koheleta 7:7 można odnieść też do ucisku, do którego mądry przykłada rękę, postępując wbrew ludzkiej przyzwoitości i nie patrząc na przykre położenie udręczonych. Posunie się do szaleństwa, jeśli pozwoli, by zawładnął nim duch ciemiężycielski, przy czym gotów będzie wmawiać sobie, że jest wielkim dobroczyńcą mającym prawo zgnieść każdego, kto by się odważył skrytykować jego metody działania. (Porównaj z tym Księgę 2 Kronik 16:10). Ale takie błędne wyobrażenia na pewno go nie uwalniają od winy.
POTRZEBA MIŁOŚCI I ZAUFANIA
Kwestia poczuwania się do winy odgrywa naturalnie rolę w wielu dziedzinach życia. Weźmy na przykład pod uwagę małżeństwo. Miłość, czułość i wzajemne zainteresowanie dobrem drugiego są istotnym warunkiem szczęścia w tym związku. Ale do czego może dojść, gdy jeden z partnerów nie przejawia wymienionych właściwości? A co wtedy, gdy mąż lub żona rozmyślnie i uporczywie uchyla się od spełniania powinności małżeńskich?
Tak potraktowany współmałżonek, pozbawiony ponadto miłości, serdeczności oraz szczerej troski, może ulec pokusie i dopuścić się cudzołóstwa. Jeżeli sprawy zaszły tak daleko, to czy nieczuły partner może wyłgać się od jakiejkolwiek odpowiedzialności słowami: „To nie moja wina”? Chyba nie!
Dla zapobieżenia takiemu rozwojowi sytuacji apostoł Paweł napisał: „Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba za wspólną zgodą do pewnego czasu, aby oddać się modlitwie, a potem znowu podejmujcie współżycie, aby was szatan nie kusił z powodu niepowściągliwości waszej” (1 Kor. 7:1-5, NP).
W kontaktach z członkami własnej rodziny, jak również z osobami spoza kręgu domowników, chrześcijanin powinien swoim postępowaniem wzbudzać zaufanie. Kto zdecydowany jest przeprowadzić swe plany bez oglądania się na kogokolwiek, tego może kusić posłużenie się zwodniczymi metodami w przekonaniu, że upragniony cel uświęca wszelkie środki. Ale co dzieje się często, gdy ludzie zauważą, że ktoś ma „oszukańczy język w swoich ustach”? (Mich. 6:12, NP). Należy się spodziewać, że w przyszłości nie będą przewrotnego darzyć zaufaniem, a nawet zechcą trzymać się od niego z dala. Być może poczuje się wtedy dotknięty. Ale skoro sam do tego doprowadził, czy może z czystym sumieniem powiedzieć: „To nie moja wina”?
SPRAWA JEST POWAŻNA
Nie zawsze ten, kto padł ofiarą czyjegoś zdradliwego języka, potrafi sobie uświadomić, co się właściwie stało. Ale istnieje Ktoś, kto wszystko dostrzega i pociągnie do odpowiedzialności, kogo należy. Tekst biblijny daje nam zapewnienie: „Jahwe się brzydzi przewrotnym, a z wiernymi obcuje przyjaźnie” (Prz. 3:32). Prawdą jest, że człowiek nieuczciwy w mowie i zachowaniu niekiedy sam siebie łudzi, wyobrażając sobie na przykład, iż ma uzasadnione podstawy do sprytnego posługiwania się sprawnością swego języka lub uciekania się do wątpliwych metod postępowania. A drudzy być może nie dysponują dowodami wystarczającymi do tego, by ‛go strofować’ (Łuk. 17:3, NP). Ale jeśli dana osoba się nie zmieni, nigdy nie zaskarbi sobie uznania Bożego. W oczach Jehowy jest wstrętna, gdyż On tylko „z wiernymi obcuje przyjaźnie”.
Zatem w końcowym rozrachunku każdy będzie musiał zdać sprawę przed Najwyższym (Rzym. 14:10-12). Okoliczność ta uwydatnia, jak ważne jest poddanie się kierownictwu Bożego ducha i natchnionego Słowa, przy czym ustawicznie powinniśmy się modlić o pomoc w wystrzeganiu się bezwzględności, występków, braku obowiązkowości, gnębienia kogokolwiek, a także posunięć świadczących o braku miłości albo prowadzących do utraty zaufania. Doprawdy wiele jest sytuacji, w których na nic się nie zda zrzucanie z siebie odpowiedzialności zwykłym wypowiedzeniem słów: „To nie moja wina!”
-
-
Aktualne wydarzenia w świetle BibliiStrażnica — 1980 | nr 13
-
-
Aktualne wydarzenia w świetle Biblii
„Niemoralni” pallottyni
◆ Katolicki arcybiskup z Baltimore, William Borders, przyznał ostatnio, iż tamtejsi księża pallottyni dopuszczali się „niemoralnych praktyk” w gospodarowaniu funduszami. Prasa depcze im po piętach już od lat, lecz ostatnio rewizja ksiąg wykazała jasno, że z zebranych w ciągu osiemnastu miesięcy 20 milionów dolarów jedynie 2,5% przekazano misjom zagranicznym. Z gazety „New York Times” można było się dowiedzieć, że resztę pochłonęły spekulacje nieruchomościami oraz podejrzane „pożyczki dla przyjaciół w interesach i polityce” z terenu stanu Maryland.
Felietonista Garry Wills, pisujący dla prasy katolickiej, ubolewał również nad twierdzeniem, które pallottyni zamieszczali w rozsyłanych listach z prośbą o pieniądze: „Nie zatrudniamy nikogo, kto zawodowo zajmowałby się kwestowaniem”. Zdaniem Willsa trudno sobie wyobrazić, by zakon mógł „w tak prostym oświadczeniu zawrzeć bardziej pomysłowe, wyrafinowane i wprost bezgraniczne kłamstwo”. Jak zamierza postąpić Kościół z osobami, co do których sam przyznał, że uprawiały „niemoralne praktyki”? Zakłopotani przełożeni pallottynów oznajmili, iż główny kwestor będzie po prostu dyscyplinarnie usunięty ze stanowiska. Władze stanu Maryland wyjaśniły jednak, że przeciwko temu księdzu może zostać wszczęte „postępowanie sądowe”.
Najważniejsza jest miłość
◆ Co daje człowiekowi szczęście? Wiele osób odpowie: pieniądze, materialne wygody, dobra praca, sława albo władza. Niemniej jednak dr Robert Gordon, psycholog z Pensylwanii, doszedł do wniosku, iż „miłość jest bez porównania najważniejszym bogactwem w życiu człowieka”. Twierdzi on, że właśnie miłość w największym stopniu decyduje o tym, czy człowiek czuje się szczęśliwy. Kiedy brakuje miłości, ludzie zwykle starają się zastąpić ją pieniędzmi lub dobrami materialnymi. Dr Gordon dowodzi tymczasem, że „jeśli takie materialistyczne podejście ma skompensować brak miłości, nie należy się spodziewać sukcesu”.
Od dawna natchnione Słowo Boże wskazywało, że miłość gra podstawową rolę w stosunkach między ludźmi (List 1 do Koryntian, rozdział 13). Na niej też będzie się opierać nowy pokojowy i sprawiedliwy porządek, jaki utworzy Bóg. Dlatego już obecnie ci wszyscy, którzy wielbią Jehowę, pielęgnują między sobą miłość, dzięki czemu tworzą pokojowo usposobioną, międzynarodową społeczność braterską. Miłość pomogła im przezwyciężyć wojny i nacjonalizm; to jej zawdzięczają rzucający się w oczy fakt, że ich szeregi wolne są od przestępczości, nieuczciwości, przekupstwa, niemoralności oraz rozpadu rodziny. Skoro „Bóg jest miłością”, nie należy się dziwić temu, iż od niej najbardziej zależy szczęście. Miłość jest „doskonałą więzią jedności” (1 Jana 4:8; Kol. 3:14, NW).
„Nam się tu nic nie może przytrafić”
◆ W samym środku lata nagła powódź potwornie spustoszyła Big Thomson Canyon w stanie Kolorado. Ocenia się, że
-