-
Nadzorcy, bądźcie wzorem dla „trzody”Strażnica — 1981 | nr 18
-
-
Otóż wszyscy członkowie zboru będą pobudzeni do tego, by nadal śmiało opowiadać słowo Boże, zarazem zwracając uwagę na właściwe zachowanie! (Dzieje 4:29-31; 1 Piotra 2:12). Owoc ducha, jakim jest miłość, będzie świadczyć niezbicie o tym, że zbór złożony jest z prawdziwych uczniów Jezusa Chrystusa, co z kolei pociągnie innych ku społeczności ludu Bożego (Zach. 8:23; Jana 13:34, 35). Aktywna wiara uzewnętrzni się w takich godnych pochwały uczynkach, jak głoszenie „dobrej nowiny”, pozyskiwanie uczniów i podążanie drogą wytyczoną przez Boga (Mat. 24:14; 28:19, 20). Kiedy wszyscy pragnący podobać się Bogu będą prowadzić życie nacechowane czystością, cały zbór pozostanie moralnie czysty. Starajmy się więc wspólnie służyć Jehowie w wierności, wdzięczni za błogosławieństwa, których zażywamy jako lud Boży. I niechaj nasz miłościwy Ojciec niebiański dalej błogosławi naszym zespolonym wysiłkom we współpracy z chrześcijańskimi nadzorcami, będącymi pięknymi wzorami dla „trzody”.
-
-
Lollardowie — odważni głosiciele Słowa BożegoStrażnica — 1981 | nr 18
-
-
Lollardowie — odważni głosiciele Słowa Bożego
ŚMIERĆ Jana Wiklifaa wywołała ogromną radość w szeregach jego przeciwników. Spodziewali się, że przestaną ich dręczyć kłopoty, jakich przysparzały im jego nauki. Chcieli odzyskać utracony wpływ na lud, a pisma Wiklifa oraz jego przekład Biblii na język angielski zamierzali zepchnąć w cień. Stało się jednak inaczej. Zwolennicy Wiklifa, zwani lollardami, byli jeszcze bardziej zdecydowani kontynuować jego dzieło.
Przezwisko „lollard” znane było wtedy już od lat; powstało jeszcze w wieku XIV w Holandii. Rozpowszechniło się jednak dopiero po śmierci Wiklifa. Wywodzi się je z dawnego dolnoniemieckiego słowa lollen („śpiewać”, „nucić”), wobec czego oznacza „chwalcę Boga”. Średniowieczne angielskie słowo loller (w formie zlatynizowanej lollardus) też wprawdzie kojarzy się z wychwalaniem, ale przyjęto nim określać leniwego włóczęgę, czyli próżniaka. Lollardowie wszakże nie byli bezczynni, o czym świadczy ich gorliwe rozgłoszenie Słowa Bożego po całej Anglii.
DRUGIE WYDANIE BIBLII WIKLIFA
Tłumaczenie Pisma Świętego opracowane przez Wiklifa wzbudziło zainteresowanie tą Księgą i wymagało ono zaspokojenia. Równocześnie jednak posługiwanie się tym przekładem w praktyce, przy wygłaszaniu kazań, ujawniło, że w licznych miejscach trudno go było zrozumieć. Zachodziła potrzeba dokonania pewnych zmian, żeby treść Biblii wyrazić w języku pospolitego ludu. W pracy tej wzięła udział pewna liczba zwolenników Wiklifa, a przewodnictwo prawdopodobnie objął jego najbliższy przyjaciel, John Purvey.
We wstępie, czyli przedmowie do drugiego wydania Biblii Wiklifa przedstawiono niektóre założenia, jakimi się kierowano, dokonując przekładu. Nie zaakceptowano bezkrytycznie tekstu łacińskiego, gdyż tłumacze zdawali sobie sprawę z faktu, że w ciągu stuleci wkradły się do niego zniekształcenia i błędy. Zebrano jak najwięcej dawniejszych opracowań i porównano je ze sobą, „aby ustalić jeden możliwie poprawny tekst łaciński; następnie przebadano go na nowo — sam tekst, a także przypisy”. Posłużono się więc metodą pracy wprost niesłychaną jak na owe czasy. Przy zestawianiu tekstu łacińskiego bardziej zasługującego na zaufanie tłumacze starali się też ustalić możliwie najściślej dokładne znaczenie trudnych słów i wyrażeń oraz zapoznać się z pewnymi właściwościami gramatyki. Wreszcie tłumacz trzymał się „jak mógł najwierniej brzmienia zdań”, a następnie oddawał swoją pracę do sprawdzenia i poprawienia (The English Hexapla, strona 29).
Efektem tych działań był angielski przekład Biblii, w którym usiłowano zachować sens łaciński przy użyciu zwrotów angielskich. O popularności, jaką zdobyło to zrewidowane tłumaczenie, niech świadczy fakt, że do dnia dzisiejszego zachowało się go pięć razy więcej egzemplarzy niż wersji wcześniejszej. Wiele z użytych w nim słów i wyrażeń przeniesiono potem do przekładu Tyndala, a następnie do Biblii Króla Jakuba (Authorized Version).
Pierwsze Biblie angielskie były przeważnie duże i bogato zdobione, co świadczyło o tym, że je sporządzono dla klasy ludzi zamożnych i wykształconych. Zachowała się też jednak spora liczba późniejszych wydań Biblii Wiklifa w małym formacie, gęsto pokrytych pismem i przeznaczonych dla prostego ludu, a przy tym dających się ukryć w torbie lub pod płaszczem. Zwykły, mały format był tańszy i bardzo praktyczny w okresach, gdy za posiadanie Biblii w języku miejscowym groziło niebezpieczeństwo ze strony wpływowej władzy kościelnej.
KAZNODZIEJE PRZEMIERZAJĄCY KRAJ
Lollardowie wędrowali po kraju przeważnie pieszo, mając w ręce gruby kostur, którym się podpierali, a w potrzebie również bronili. Ze względów bezpieczeństwa trzymali się głównie okolic wiejskich. Kiedy któryś z nich przybył do wioski lub miasteczka, dziedzic albo wójt zwoływał ludzi do wysłuchania nowin. Odbywało się to zazwyczaj pod gołym niebem, a nieraz w stajni lub stodole, bądź też w sieni większego domu. Wędrowny kaznodzieja puszczał w obieg przyniesioną ze sobą krótką rozprawkę na interesujący temat i Biblię; niekiedy była to zaledwie jedna, ewentualnie dwie z jej ksiąg składowych. Po jego odejściu do następnej wioski pisma te przechodziły z rąk do rąk i w ten sposób ludzie zapoznawali się dokładnie z ich treścią oraz wymieniali poglądy. Na wspomnianych zebraniach nie ograniczano się tylko do czytania Biblii, ale także uczono samego czytania, dzięki czemu więcej ludzi otrzymywało bezpośredni dostęp do Pisma Świętego.
Dla potwierdzenia głoszonych nauk powoływano się na Biblię. Szkoląc kaznodziejów, jeszcze Wiklif podkreślał potrzebę stosowania się do prostych instrukcji, których udzielił Jezus, zanim rozesłał 70 uczniów (Łuk. 10:1-11). Lollardowie mieli sobie szukać sympatyków, którzy by im zapewnili wyżywienie i nocleg. Nosili proste odzienie, a często dla odróżnienia przywdziewali płaszcze z brunatnego samodziału. Wielu słuchaczy ochotnie przyjmowało Słowo Boże i tak działalność lollardów rozprzestrzeniała się od Oxfordu i Leicesteru poprzez tereny Midlands aż do pogranicza z Walią i północno-zachodnich krańców Anglii. Stali mieszkańcy mogli potem na miejscu dalej studiować Biblię z innymi ludźmi chętnymi do nauki.
Oto typowy przykład: „Nicolas Belward należy właśnie do tej sekty; posiada Nowy Testament, który kupił w Londynie za cztery marki i czterdzieści pensów. Nauczał rzeczonego Williama Wrighta oraz jego żonę Margery. Pracował u nich cały rok i przez ten czas pilnie studiowali ów Nowy Testament” (Foxe’s Acts and Monuments).
W ostatnich latach XIV wieku działalność lollardów nasilała się dalej, jednak po większej części pozostawali oni związani z Kościołem rzymskokatolickim. O utworzeniu jakiegoś odrębnego ugrupowania nie było wtedy mowy. Sam Wiklif dążył zawsze do wewnętrznych przeobrażeń w łonie Kościoła, a jego zwolennicy zmierzali przez pewien czas w tymże kierunku. Kiedy jednak wzrosły w kraju wpływy lollardów, wzbudziło to zarazem większe kontrowersje. Lollardowie w swojej działalności kaznodziejskiej nie ograniczali się do oględnych argumentów wyłożonych w pismach Wiklifa. Otwarcie potępiali pielgrzymki, różne przesądy, odpusty, a także kult świętych i relikwii oraz obrazów. Stopniowo niektórzy znaczniejsi lollardowie doszli do wniosku, że nie mogą dłużej pozostawać w ramach Kościoła. Potęga jego była jednak tak wielka, że wielu kaznodziejów po uwięzieniu wyrzekało się swoich nowych przekonań z obawy przed ekskomuniką. W wyniku prześladowań ze strony władz cały ten ruch znalazł się w podziemiu.
Aby doprowadzić do bardziej trwałej oraz prawnie usankcjonowanej reformy, postanowiono w roku 1395 przedstawić w parlamencie manifest, w którym zostały wyłuszczone główne wierzenia lollardów. Przybito go też na drzwiach katedry św. Pawła i innych znaczniejszych kościołów. Rozwścieczeni biskupi wezwali króla Ryszarda II do stanowczego przeciwdziałania. Królowi udało się zastraszyć przywódców, tak iż ugięli się przed nim, a parlament odrzucił ich petycję. Od tego czasu biskupi zabiegali o wydanie konkretnych rozporządzeń kładących kres ruchowi lollardów.
WZMOŻONE PRZEŚLADOWANIE BEZ SKUTKU
Na początku XV wieku lollardowie jednak w dalszym ciągu korzystali z poparcia wpływowych przyjaciół, z których pomocą odparli niejeden atak. Tymczasem władzę objął nowy król, Henryk IV, który zawdzięczał tron Kościołowi katolickiemu. Wprawdzie ojciec jego Jan z Gandawy, należał do najwierniejszych przyjaciół Wiklifa, ale sam Henryk, książę Lancaster, poszedł inną drogą. W roku 1401 przeforsowano w parlamencie ustawę, która w istocie upoważniła biskupów do palenia heretyków na stosie.
John Purvey, postawiony przed sądem zaraz w roku 1401, oficjalnie wyrzekł się swych poglądów. Jednakże inny wybitny przywódca lollardów, William Sawtry, nie wycofał się z przekonania, że chleb po poświęceniu przez kapłana w dalszym ciągu pozostaje literalnym chlebem i nie podlega przeistoczeniu. Po dwudniowej rozprawie spalono go na stosie, ustawionym na londyńskim targowisku bydlęcym Smithfield. Pomimo tego zwycięstwa arcybiskup Canterbury, niejaki Thomas Arundel, prowadził przedsięwzięte działania ostrożnie. W niektórych okręgach lollardowie wciąż jeszcze mieli duże poparcie, toteż biskupi nie ośmielali się na tych terenach wszczynać prześladowań. W roku 1410 stanął na stosie John Badby, krawiec z Eversham w hrabstwie Worcestershire. Przybył tam osobiście młody książę Henryk, następca tronu, żeby nakłonić go do zmiany zdania. W pewnym momencie odsunięto nawet wiązki chrustu, ale perswazje nie odniosły skutku. W końcu podłożono ogień. Kiedy książę objął władzę jako król Henryk V, postanowił kontynuować politykę ojca. Aresztował znamienitego lollarda, sira Johna Oldcastle’a, sądząc, że w ten sposób uda się skuteczniej zamknąć usta heretykom.
Oldcastle’owi powiodła się ucieczka z londyńskiego więzienia Tower, a wtedy jego zwolennicy, stając w jego obronie, chwycili za oręż. Był to jeden z ich największych błędów, gdyż uprzednio odżegnywali się od wojny jako sprzecznej z zasadami chrystianizmu. Po nieudanej próbie porwania króla, przebywającego akurat w Eltham koło Londynu, pomaszerowali na londyńskie błonia St. Giles Fields, aby połączyć się z innymi podobnymi grupami. Wszyscy oni jednak bądź to zostali pojmani, bądź zabici. Sam Oldcastle wprawdzie uciekł i ukrywał się przez trzy lata, ale w końcu go aresztowano i w roku 1417 spalono na stosie. Lollardowie nigdy już nie wystąpili z bronią w ręku ani nie wkroczyli na arenę polityczną. Chociaż prześladowania jeszcze się nasilały i wielu dalszych lollardów zginęło na stosie, nie stłumiło to jednak ich ruchu. Po śmierci okrutnego biskupa Spencera szerzył się on jak ogień nawet w Norfolk. Otwierano szkoły, w których uczono czytania i pisania, a nieoficjalne miejsca zgromadzeń pojawiały się jak grzyby po deszczu.
Główną podstawą prześladowań było posługiwanie się Biblią. Uchwała powzięta jeszcze w roku 1229 na soborze w Tuluzie zabraniała laikom posiadania Pisma Świętego w języku ojczystym; w Anglii wszakże nie przestrzegano ściśle tego zakazu. Mimo to również tutaj uważano, że nie można przystępować do tłumaczenia Biblii bez zezwolenia episkopatu. W roku 1408 synod zwołany do Canterbury ogłosił, że nie wolno tłumaczyć jakiejkolwiek części Biblii ani „pod karą klątwy czytać publicznie lub prywatnie książki, rozprawy bądź broszury wydanej w okresie działalności Jana Wiklifa albo później”. W roku 1414 sytuację dodatkowo zaostrzył dekret zapowiadający ukaranie każdego, kto by czytał Pismo Święte w języku angielskim. Osobom takim postanowiono odbierać ziemię, bydło, majątek oraz życie.
Niektórzy biskupi, zwłaszcza w Somerset i Lincolnshire, wydali w swych diecezjach własne rozporządzenia. W Lincolnshire „postawiono w stan oskarżenia Jamesa Brewstera, ponieważ posiadał jakąś małą księgę Pisma Świętego w języku angielskim”. Niejaka Agnes Ashford objaśniała pewnemu mężczyźnie „część Kazania na Górze”. Przyprowadzono ją przed sąd złożony z sześciu biskupów i ostrzeżono, by nie nauczała tych rzeczy nikogo, nawet własnych dzieci.
NAUKI WIKLIFA NA KONTYNENCIE
Pospolitemu ludowi nie było wolno otwarcie czytać Biblii, mogła to jednak czynić osoba z najwyższych warstw społecznych. Na przykład Anna, królowa Anglii i zarazem żona Ryszarda II, miała Biblię w języku łacińskim, jak również w ojczystym języku czeskim. Do zawarcia tego związku małżeńskiego doszło w roku 1382 za zgodą jej brata, króla Wacława, a z inicjatywy papieża, który chciał przy tym osiągnąć własne cele, lecz nie przewidział skutków swej intrygi. Anna dowiedziała się niebawem o pismach Wiklifa i nabyła niektóre z nich, między innymi cztery Ewangelie w języku angielskim. Pisma te przypadły jej do gustu, wobec czego poparła działalność Wiklifa. Członkowie dworu królewskiego w Pradze, którzy ją odwiedzili, zabrali ze sobą do Czech szereg prac Wiklifa. Ponadto uniwersytet w Pradze nawiązał kontakty z uczelnią Oxfordzką, w której kręgach Wiklif wciąż cieszył się dużym uznaniem.
W następstwie tych zdarzeń z pismami Wiklifa zapoznał się Jan Hus. Studiował on na Uniwersytecie Praskim, gdzie z czasem osiągnął godność rektora. W roku 1403 doszło do szeregu dyskusji na temat nauk Wiklifa. Spotkało się to z potępieniem ze strony władz, ale Hus kontynuował swoje wykłady. Wreszcie w roku 1409 papież Aleksander V wydał bullę nakazującą wdrożenie śledztwa. Husa i jego zwolenników wyklęto, a 200 tomów pism Wiklifa powędrowało do ognia. Nauki Wiklifa i Husa rozeszły się już jednak po całych Czechach, a w dodatku akcja papieża nie uzyskała poparcia króla. W roku 1410 papież ten zmarł, a w następnym roku zakończył życie arcybiskup Pragi; Hus wyzyskał tę chwilę wytchnienia na dalsze głoszenie.
Chcąc zażegnać zgubny w skutkach rozłam, cesarz Zygmunt Luksemburski zwołał w roku 1414 sobór do Konstancy. Jeszcze raz podniesiono tam sprawę niepokojących następstw nauk Wiklifa. Papiestwo widziało już, do czego doszło w dwóch znacznie od siebie oddalonych krajach, to jest w Anglii i w Czechach. W roku 1415 Hus został potępiony i spalony na stosie, mimo glejtu cesarskiego gwarantującego mu bezpieczeństwo. Wiklifa ogłoszono przywódcą wszystkich ówczesnych heretyków. Pisma jego miały być spalone, a jego szczątki wydobyte z grobu celem usunięcia z „poświęconej ziemi”. Dwom kolejnym biskupom Lincolnu czyn taki wydawał się zbyt odrażający, toteż akcję tę przeprowadzono dopiero w roku 1428. Ekshumowano wtedy i spalono zwłoki Wiklifa, a prochy rzucono na wody pobliskiej rzeki Swift. Niektórzy ludzie dostrzegli w tym niezamierzone, acz symboliczne znaczenie: Jak wody rzeki poniosły prochy Wiklifa na szeroki ocean, tak jego nauki rozprzestrzeniły się po całym świecie.
Pewna ilustracja z roku 1572 przedstawia Wiklifa krzeszącego iskrę, Husa dmuchającego w rozżarzone węgle i Lutra unoszącego w górę płonącą pochodnię. Wiklif poruszył wiele z tych myśli i zasad, które wypłynęły w XVI wieku, gdy w ramach Reformacji zniesiono szereg tradycji i fałszywych nauk wyrosłych w mrokach średniowiecza. Lollardowie dotrwali do tych czasów. Kiedy do Anglii dotarły pisma Lutra, zbory lollardów włączyły się do tego nowego ruchu, gdyż niemal w zupełności zgadzały się z jego poglądami.
Tak to stopniowo uwalniano Biblię z pęt, które sprawiały, że Księga ta była zamknięta dla ogółu, wyjąwszy garstkę osób bogatych i uprzywilejowanych. Czy cenimy sobie dziś odwagę, z jaką działali tamci ludzie żyjący przed nami? Biblia była dla nich Księgą, którą warto było czytać i studiować, choćby przyszło oddać za to majątek, wolność i życie. Czy znaczy coś dla nas możność studiowania Pisma Świętego, którą wywalczono z takim trudem? Na pytanie to odpowiemy pozytywnie, jeśli studiujemy Biblię i okazujemy żywą wiarę, dzieląc się zawartymi w niej prawdami z innymi ludźmi.
[Przypis]
a Zobacz artykuł pt: „Obrońca Biblii — Jan Wiklif”, zamieszczony w „Strażnicy” nr 11/CII.
[Ilustracja na stronie 22]
Rzeka Swift
-
-
Aktualne wydarzenia w świetle BibliiStrażnica — 1981 | nr 18
-
-
Aktualne wydarzenia w świetle Biblii
Czyżby małpy mówiły?
◆ Czy szympansy słynne z umiejętności porozumiewania się: Washoe, Lana i inne rzeczywiście opanowały język, jakim posługują się ludzie? W czasopiśmie „Psychology Today” z listopada 1979 roku trzech ekspertów odpowiedziało na to pytanie przecząco. Na przykład profesor H.S. Terrace z Uniwersytetu Columbia przyznał, że gdy rozpoczął swoje badania nad pewnym szympansem, miał „nadzieję udowodnić, iż małpy rzeczywiście potrafią budować zdania”, gdyż „najbardziej specyficzną cechą mowy ludzkiej jest właśnie wypowiadanie zdań”. Tymczasem stwierdził, że „potok słów, który zdawał się przypominać zdanie, był ledwo uchwytnym naśladownictwem szyku wyrazów używanych przez ich nauczycieli. Nie wykryłem niczego (...), czego by się nie dało sprowadzić do prostych zjawisk”.
Harmonizują z tym wyjaśnienia antropologów Thomasa A. Sebeoka i Jean Umiker-Sebeok, iż często badacze „mimowoli” przypuszczają „na podstawie własnych ludzkich zasad interpretacji, jakoby odruchy małp były bardziej zbliżone do ludzkich, niż na to wskazują wyraźne dowody. Prawdziwy przełom w zakresie porozumiewania się człowieka z małpą jest wciąż jeszcze w dziedzinie fantazji”.
Profesor Terrace podsumowuje: „Język pozostaje ważnym czynnikiem wyodrębniającym rodzaj ludzki”. Czasopismo „Psychology Today” w artykule czołowym zamieszcza interesującą opinię: „Bez względu na to, ile związków słownych nauczą się szympansy i ile będzie w tym oryginalnych kombinacji, żaden z nich nie dorównuje sprawnością językową i spontanicznością przeciętnemu trzyletniemu dziecku ludzkiemu”. I znów nauka stanęła wobec pytania, które dawno temu postawiono Mojżeszowi: „Kto daje człowiekowi mowę? (Wyjścia 4:11, „The New English Bible”).
-