BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • w84/7 ss. 12-19
  • Kroczenie naprzód z organizacją Bożą

Brak nagrań wideo wybranego fragmentu tekstu.

Niestety, nie udało się uruchomić tego pliku wideo.

  • Kroczenie naprzód z organizacją Bożą
  • Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
  • Śródtytuły
  • Podobne artykuły
  • POSTĘPY DUCHOWE
  • CHRZEST I CHRZEŚCIJAŃSKA SŁUŻBA KAZNODZIEJSKA
  • POSZERZANIE SIĘ ZAKRESU MOJEJ SŁUŻBY
  • POSTĘPY DOKONANE W LATACH TRZYDZIESTYCH
  • DRUGA WOJNA ŚWIATOWA OKRESEM PRÓB
  • BIEG WYDARZEŃ PO WOJNIE
  • SPECJALNE PRZYWILEJE SŁUŻBY
  • ORGANIZACJA POSTĘPUJĄCA NAPRZÓD
  • Moje życie w organizacji Jehowy kierowanej duchem świętym
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1988
  • Rozgłaszajcie wieść o Królu i Królestwie! (1919-1941)
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
  • Jehowa „obchodził się ze mną wspaniałomyślnie”
    Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1985
  • Nieustanne ogłaszanie dobrej nowiny (1942-1975)
    Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego
Zobacz więcej
Strażnica Zwiastująca Królestwo Jehowy — 1984
w84/7 ss. 12-19

Kroczenie naprzód z organizacją Bożą

Opowiada Grant Suiter

W ROKU 1922, gdy miałem 14 lat, ojciec postanowił z całą naszą rodziną przeprowadzić się z Chicago (stan Illinois) do Kalifornii. Po drodze zatrzymaliśmy się u dawnych przyjaciół w stanie Idaho. Opowiedzieli nam, że w Kalifornii są podobno ludzie, którzy twierdzą, iż według Biblii miliony osób teraz żyjących nigdy nie umrą.

Wkrótce po przybyciu do Kalifornii rzeczywiście zobaczyliśmy w jednej z gazet ogłoszenie: „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą”. Pod takim tytułem miało być wygłoszone przemówienie publiczne w San Jose. W ten sposób ojciec odnalazł Badaczy Pisma Świętego (jak wówczas nazywano Świadków Jehowy) i zaczął z nami chodzić na ich zebrania dostępne dla ogółu.

Matka chciała mnie posyłać do szkółki niedzielnej któregoś z kościołów. Ojciec miał złe zdanie o kaznodziejach wszystkich wyznań, niemniej jednak wyraził zgodę, uznawszy, że dla mnie może to być korzystne. Zacząłem więc regularnie uczęszczać do szkółki niedzielnej u metodystów. Z czasem zostałem tam nawet skarbnikiem; grałem też w drużynie koszykówki. W tym samym okresie cała nasza rodzina jeździła na wykłady publiczne wygłaszane przez Badaczy Pisma Świętego w San Jose, kilka mil od naszego domu w Santa Clara.

Ojcu zależało na poprawie stosunków i dlatego agitował za różnymi kandydatami politycznymi, a nawet wymalował nazwisko jednego z nich na przedniej szybie naszego forda (model T). Badacze Pisma Świętego życzliwie tłumaczyli mu na zebraniach, że prawdziwa nadzieja dla ludzkości nie opiera się na wysiłkach polityków, ale na Królestwie Bożym z władzą w ręku Jezusa Chrystusa. Ojciec poniekąd zgadzał się z tym, lecz odpowiadał, że tamto jest raczej sprawą przyszłości, a na razie wolałby zdziałać jak najwięcej dobrego posunięciami politycznymi. Z czasem wszakże cała nasza rodzina — matka, ojciec, siostra i ja — lepiej zrozumiała prawdę biblijną i zaczęła bardziej cenić wymagania Słowa Bożego.

POSTĘPY DUCHOWE

W końcu sumienie nie pozwalało mi uczęszczać do metodystycznej szkółki niedzielnej, toteż z niej zrezygnowałem. W roku 1923 przenieśliśmy się parę mil dalej do Oakland. Ojciec prowadził tam mały sklep spożywczy, a ja chodziłem do szkoły średniej. Kiedy się dowiedziałem, że Badacze Pisma Świętego nie palą, próbowałem przekonać ojca, aby w swoim sklepie nie sprzedawał papierosów. Nie zgodził się ze mną, ale omówił tę sprawę z Robertem Craigiem, jednym z Badaczy.

Po tej dyskusji ojciec postanowił zlikwidować cały sklep i wyjechać z Oakland. Na jego decyzję wpłynęły też wysiłki pewnej grupy ludzi, usiłujących wciągnąć go w nielegalny handel alkoholem. Był już na tyle świadomy, że nie da się tego pogodzić z zasadami poznanymi w eklezji (zborze) Badaczy Pisma Świętego w Oakland. Mniej więcej w tym czasie za zgodą rodziców wypisałem się z gimnazjum zaledwie po półtorarocznej nauce; chodziło o niemoralne tendencje szerzące się wśród uczniów.

Zamieszkaliśmy w niezbyt odległym Mountain View, blisko San Jose, żeby znowu korzystać z zebrań w tamtejszej eklezji. Ojciec ponownie otworzył sklep, a ja pracowałem z nim w pełnym wymiarze godzin. Nie otrzymywałem żadnego wynagrodzenia; po prostu mu pomagałem. Tato zaprenumerował Strażnicę i Złoty Wiek (obecnie Przebudźcie się!). Jakże lubiłem czytać zwłaszcza Złoty Wiek! Czułem, że dzięki temu zdobywam więcej wiadomości, niż bym ich wyniósł ze szkoły.

Zebrania zborowe stawały się dla mnie coraz bardziej interesujące. Szczególne wrażenie wywarł na mnie artykuł pod tytułem „Narodziny narodu”, jaki się ukazał w Strażnicy angielskiej z 1 marca 1925 roku. Informacje zawarte w nim stanowiły dla Badaczy Pisma Świętego wielki krok naprzód w pojmowaniu sprawy Królestwa Jehowy podlegającego władzy Chrystusa Jezusa. Zrozumiano bowiem, że w roku 1914 zostało ono ustanowione w niebiosach. W tym okresie bliżej się zaprzyjaźniliśmy z Badaczami Pisma Świętego w Mountain View i spędzaliśmy dużo czasu w ich domach.

Przy okazji zauważyliśmy, że modlitwa nie tylko wchodziła w skład zebrań, ale że nasi przyjaciele modlą się również prywatnie w domu, na przykład pamiętając o dziękowaniu Bogu przy posiłkach. Muszę przyznać, że ojciec starał się wyrobić sobie właściwy pogląd na tę sprawę. Dotychczas uważał to wszystko za obłudę. Przypominam sobie, że kiedyś w mojej obecności dyskutował na temat modlitwy z jednym Badaczem Pisma Świętego, który odwiedził go w sklepie. Gość tłumaczył, jak powinniśmy składać Jehowie podziękowania za Jego błogosławieństwa. Ale ojciec zapytał go, dlaczego mielibyśmy dziękować Bogu za wszystkie dobrodziejstwa, skoro przecież nie obarczamy Go winą za wszelkie nasze kłopoty. W końcu jednak każdy w naszej rodzinie jasno uświadomił sobie znaczenie modlitwy i zaczęliśmy w pełni korzystać z tego miłościwego postanowienia.

Bardzo pożyteczny okazał się dla mnie udział w Szkole Proroków, prowadzonej w poszczególnych eklezjach. Chodziło tam o zebranie starszych i innych mężczyzn, mające na celu ćwiczenie się w publicznym przemawianiu. Uczestnik wygłaszał referat, który przygotował na zadany temat, a drudzy służyli mu pożytecznymi radami. Jednakże budująca krytyka, z którą się spotykałem w Szkole, była niczym w porównaniu ze wskazówkami udzielonymi mi osobiście przez ojca po jednym z takich spotkań, gdy przybył, żeby posłuchać, jak próbuję coś powiedzieć.

Ogromną pomocą dla mnie i rodziny byli pielgrzymi, ówcześni specjalni przedstawiciele Towarzystwa Strażnica. Eklezje zwracały się co roku do Towarzystwa z prośbą o takie odwiedziny. Wielkie wrażenie wywarł na mnie zwłaszcza brat J. A. Bohnet, który mi skutecznie dodał bodźca. Człowiek ten odznaczał się cechami charakteru, którymi zjednywał sobie serca wielu osób, chociaż u innych wywoływały zupełnie odwrotny skutek. Miłował Jehowę i oczywiście był skromny, ale tę zaletę poniekąd ukrywał pod surową miną.

CHRZEST I CHRZEŚCIJAŃSKA SŁUŻBA KAZNODZIEJSKA

Właśnie brat Bohnet wygłosił w mieszkaniu pewnego Badacza Pisma Świętego w Mountain View przemówienie, które decydująco wpłynęło na bieg mojego życia. Słuchając jego wypowiedzi o przywileju i obowiązku służenia Jehowie zrozumiałem, co powinienem zrobić; takie też zresztą było moje pragnienie. Niezwłocznie więc oddałem siebie Jehowie i podobnie uczyniła wtedy reszta członków mojej rodziny, a 10 października 1926 roku usymbolizowaliśmy wszyscy swoje oddanie dla Jehowy, gdy w San Jose zostaliśmy zanurzeni w wodzie.

Chrzest odbywał się wówczas nieco inaczej niż obecnie. Starszy, który zanurzał, powiedział do mnie: „Bracie Grant, w imię Ojca i Syna, i ducha świętego, chrzczę cię teraz w Chrystusie”. Każdy z nas przystępował do chrztu w szacie z krótkimi rękawami, czarnej i długiej od szyi do kostek. Dla pewności, żeby się nie podnosiła i porządnie okrywała kandydata, miała u dołu poprzyszywane ołowiane ciężarki.

Kiedy po wszystkim się znowu ubraliśmy, ojciec powiedział do starszego, który nadzorował chrzest: „Podobno chodzicie do ludzi z literaturą, prawda? Chętnie też teraz włączymy się do tej pracy”. I tak zaczęliśmy uczestniczyć w służbie polowej.

Po raz pierwszy wziąłem w niej udział, gdy umówił się ze mną jeden ze starszych, H. O. Lawrence. Dał mi kilka broszur i pojechaliśmy w teren do San Jose. Sądziłem, że ma zamiar pracować ze mną od domu do domu, ale on kazał mi wysiąść z samochodu i powiedział: „Teraz pójdziesz tą stroną ulicy”, po czym odjechał. Postąpiłem zgodnie z poleceniem i rozpowszechniłem trzy broszury po 25 centów. Byłem ogromnie uradowany. Podjąwszy w ten sposób chrześcijańską służbę kaznodziejską, naprawdę poczułem swą przynależność do organizacji Bożej.

Gdzieś w tym okresie wśród wskazówek do służby publikowanych na łamach miesięcznika Biuletyn (obecnie: Nasza Służba Królestwa) otrzymaliśmy zachętę, żeby domownikom wspomnieć coś o organizacji Diabła. Kiedy więc ludzie dawali mi do zrozumienia, że ich to nie interesuje, wytrwale mówiłem im, iż Diabeł ma organizację, która zostanie wkrótce zniszczona. Różniło się to od dotychczasowego sposobu przedstawiania prawdy, bo zwykle mówiliśmy o perspektywie życia wiecznego na rajskiej ziemi, gdy już nie trzeba będzie umierać.

Zbór w San Jose, zwany wówczas eklezją, przedsiębrał dalekie podróże, żeby dotrzeć do ludzi z orędziem Królestwa. Tak zwane „grupy werbunkowe” wyjeżdżały regularnie do doliny Santa Clara i między pobliskie wzgórza. Przypominam sobie widok tamtych okolic, jak okiem sięgnąć pokrytych kwitnącymi sadami. Zwykle braliśmy z sobą coś do zjedzenia i cały dzień spędzaliśmy w terenie, gdzie dawaliśmy świadectwo. Niekiedy jechaliśmy w jedną stronę 120 kilometrów, a nawet więcej.

Przez szereg lat korzystaliśmy z radiostacji KFWM w Oakland, aby szerzyć na falach eteru orędzie Królestwa, a poszczególne okoliczne eklezje na zmianę dostarczały tej stacji programy nadawane przy końcu tygodnia. Miałem przywilej odczytywania przemówień biblijnych przed mikrofonami rozgłośni KFWM, między innymi w dniu 24 lipca 1927 roku. Znak wywoławczy tego nadajnika można było odczytywać jako angielskie zdanie: „Kingdom For World of Mankind” (Królestwo dla świata ludzkiego).

POSZERZANIE SIĘ ZAKRESU MOJEJ SŁUŻBY

Pewnego dnia, gdy z zebrania jechaliśmy do domu, brat Lawrence, który zawiózł mnie po raz pierwszy do służby polowej, dał mi formularz zgłoszenia do pracy w głównym biurze Towarzystwa w Brooklynie (dzielnicy Nowego Jorku). Nieco wcześniej, wkrótce po chrzcie, usłyszałem przypadkowo, jak ojciec powiedział do matki, że gdyby był na moim miejscu, służbę dla Jehowy uczyniłby treścią swego życia. Mnie też się to podobało i czułem, że otrzymane zgłoszenie do Betel dawało mi sposobność realizacji tego pragnienia.

W Strażnicy (angielskiej) z 15 maja 1928 roku zapowiedziano na okres od 30 lipca do 6 sierpnia międzynarodowe zgromadzenie Badaczy Pisma Świętego w Detroit (stan Michigan). Bardzo mi zależało na tym, żeby tam pojechać, toteż rodzina i przyjaciele do tego mi dopomogli. Na tym zjeździe Donald Haslett, sekretarz prezesa Towarzystwa J. F. Rutherforda, ogłosił z mównicy, że potrzebni są chętni do służby w Betel. Dodał, że kandydaci będą mogli się spotkać z bratem Rutherfordem. Skorzystałem z tego, wypełniłem następny formularz zgłoszenia, a brat Rutherford kazał mi stawić się na miejscu 13 sierpnia 1928 roku.

W oznaczonym dniu, zaledwie tydzień po zjeździe w Detroit, zjawiło się nas razem 13 osób. W owym czasie 95 członków rodziny Betel zajmowało się produkcją i wysyłką literatury biblijnej w niedawno urządzonej drukarni przy Adams Street 117, a nieco mniejsza liczba pracowała w domu Betel i poszczególnych biurach Towarzystwa. Moim pierwszym zadaniem było odbieranie broszur spod maszyny, która metalowymi zszywkami spinała je z okładkami, a następnie składała. W drukarni byłem zatrudniony niecałe dwa tygodnie, po czym zostałem przeniesiony do biura i to do działu służby. Dzięki tej pracy naprawdę odczuwałem, że kroczę naprzód z organizacją Bożą.

Ponieważ nie miałem gdzie pojechać na pierwszy urlop w roku 1929, więc spędziłem go w Betel. Toteż byłem na miejscu, gdy w bruklińskim Masonic Temple brat Rutherford wystąpił z przemówieniem na temat obrony imienia Jehowy, w którym też wytłumaczył, dlaczego Stwórca dopuszcza zło. Przedtem nie rozumieliśmy tej sprawy, tak więc jego argumentacja stanowiła zachwycające wyjaśnienie ważnej, podstawowej prawdy.

POSTĘPY DOKONANE W LATACH TRZYDZIESTYCH

Najważniejszym wydarzeniem roku 1931 było przyjęcie nazwy Świadkowie Jehowy, co przyczyniło się do jedności wszystkich sług Bożych. W następnym roku słowo „eklezja”, określające zbór ludu Bożego, zastąpiono wyrazem „kompania” (po polsku: „grupa”); zmiany tej dokonano po rozważeniu wersetu z Psalmu 68:11 (Authorized Version). Tak więc na całym świecie działały odtąd „kompanie” („grupy”) Świadków Jehowy, a nie „klasy biblijne” ani „eklezje”.

W roku 1932 ojciec mój sprzedał sklep w Kalifornii i razem z matką oraz siostrą wstąpił do służby pionierskiej. Zbudowali sobie mieszkalną przyczepę samochodową, która przez 20 lat stanowiła dla rodziców pionierski dom. Moja siostra Grace pełniła z nimi służbę do roku 1939, gdy ją zaproszono, aby została członkiem bruklińskiej rodziny Betel. Pracuje tutaj w dalszym ciągu, z tym tylko, że od roku 1959 jako żona Simona Krakera.

Kierownik drukarni, Robert J. Martin, zmarł 23 września 1932 roku i na jego miejsce brat Rutherford wyznaczył Nathana H. Knorra. Brat Knorr pracował poprzednio w biurze ekspedycji.

Potem nadszedł rok, w którym dla ludu Bożego zaczęły się prawdziwe trudności. Dnia 30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler został kanclerzem Niemiec, a już 28 czerwca zostało zajęte i zaplombowane niemieckie biuro oddziału Towarzystwa Strażnica w Magdeburgu. Papież Pius XI ogłosił rok 1933 „rokiem świętym”. Nieco później brat Rutherford przemawiał przez 55 połączonych stacji radiowych na temat: „Wpływ roku świętego na pokój i dobrobyt”. Miałem przywilej zapowiadania go w tym programie.

W pierwszej połowie lat trzydziestych również u nas działalność zaczęła napotykać silny sprzeciw i doszło w wielu miejscach do prześladowań. Świadkowie Jehowy zorganizowali się w „dywizję”, aby skoncentrowanymi siłami jednak dać świadectwo na niespokojnych terenach. W Niemczech nagonka wzmogła się do tego stopnia, że 7 października 1934 roku grupy ludu Bożego z wielu krajów wysłały do Hitlera telegramy, wzywające go do zaprzestania takich prześladowań.

W tym też okresie toczyło się wiele dyskusji na temat tego, czym jest „lud wielki” z Objawienia 7:9 (Biblia gdańska). Na ogół uważano go wtedy za drugorzędną, mniej wierną klasę niebiańską. Podczas jednego ze studiów w Betel, które prowadził brat T. J. Sulliwan, zapytałem: „Czy ci, którzy należą do ludu wielkiego, nie muszą dochowywać niezłomnej prawości, skoro przecież mają dostąpić życia wiecznego?” Komentowano to na różne sposoby, ale nie było zdecydowanej odpowiedzi. Kiedy wreszcie zapytano mnie o zdanie, wyjaśniłem, że właściwie chciałem się po prostu dowiedzieć, czy tak, czy nie.

I oto w dniu 31 maja 1935 roku na zjeździe w Waszyngtonie brat Rutherford przemawiał akurat na ten temat. Siedziałem na balkonie, patrząc w dół na tłum słuchaczy. Jakież poruszenie wywołał jego wywód! Wielki lud został na podstawie Pisma Świętego wyraźnie utożsamiony z tymi, którzy przeżyją Armagedon z perspektywą życia wiecznego na ziemi. Tak, otrzymaliśmy wtedy bliższe informacje o ‛milionach obecnie żyjących, którzy nigdy nie umrą’.

Był dzień 12 lipca 1937 roku, gdy brat Rutherford wyznaczył mnie na sługę Betel. Przez ostatnie cztery i pół roku życia tego brata miałem więc przywilej blisko z nim współpracować. Pod koniec roku 1937 tytuł czasopisma Złoty Wiek zmieniono na Pociechę. Okoliczność ta przypomina mi żartobliwą uwagę, jaka padła z ust brata Rutherforda w mojej obecności, gdy kiedyś jechałem z nim przez Scranton (w stanie Pensylwania), koło którego leży miasteczko, skąd pochodził redaktor odpowiedzialny tego pisma, brat C. J. Woodworth. Otóż w tamtych czasach trudno było przedostać się samochodem przez Scranton, i brat Rutherford, nazywając Woodwortha po prostu „Woody”, powiedział: „Jeżeli nasz Woody mieszka w takim mieście, to nic dziwnego, że potrzebuje pociechy”.

DRUGA WOJNA ŚWIATOWA OKRESEM PRÓB

We wrześniu 1939 roku wybuchła druga wojna światowa. W październiku zostało zamknięte nasze biuro oddziału w Paryżu, a dzieło we Francji zdelegalizowano. W następnym roku wydano podobny zakaz w Kanadzie. Latem roku 1940 brat Rutherford zachorował i nie było wiadomo, czy będzie w stanie pojechać na zgromadzenie organizowane w Detroit (stan Michigan). Udał się tam, ale w trakcie wygłaszania wykładu publicznego przesłał mi wiadomość, że chce natychmiast wracać do Betel i mam poczynić w tym celu odpowiednie przygotowania.

Za rok odbył się latem wielki kongres w St. Louis (stan Missouri), największy z urządzonych do owego czasu przez Świadków Jehowy. Powierzono mi zadanie przyjmowania żywności przywożonej do stołówki zjazdowej. Dlatego udało mi się znaleźć wśród słuchaczy na stadionie dopiero w ostatnim dniu, akurat na tej sesji, na której opublikowano książkę Dzieci. Z okazji tego zgromadzenia wydano też broszurę W obronie sług Jehowy, zawierającą informacje pomocne braciom w stawieniu czoła inspirowanym przez koła religijne akcjom policji, wymierzonym przeciw naszej pracy głoszenia od domu do domu.

Wspomniana publikacja ukazała się naprawdę w odpowiedniej chwili. Nawet mojego ojca aresztowano jeszcze w tym samym roku i osadzono w więzieniu za udział w służbie kaznodziejskiej. Matka skutkiem tego była w naszej przyczepie mieszkalnej zdana tylko na siebie i tam ją dopadł wzburzony motłoch. Chociaż nie odniosła żadnych obrażeń cielesnych, to jednak przyczepa została zdemolowana i dlatego musiała poszukać schronienia u okolicznych Świadków Jehowy.

W dniu 1 października 1941 roku pod nieobecność brata Rutherforda przypadł mi w udziale przywilej przewodniczenia dorocznemu zebraniu statutowemu Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania. Wówczas też zostałem wybrany do zarządu pensylwańskiej korporacji Towarzystwa.

Dwa miesiące później, akurat w niedzielę, 7 grudnia 1941 roku, wracałem z braćmi N. H. Knorrem i G. E. Hannanem samochodem ze służby polowej, w której uczestniczyliśmy na niezbyt odległym terenie Long Island. Mieliśmy włączony odbiornik radiowy i wtedy usłyszeliśmy wstrząsającą wiadomość, że Japończycy zbombardowali Pearl Harbor. Dla ludu Jehowy zapowiadały się ciężkie chwile — Stany Zjednoczone zostały uwikłane w wojnę, prezes Towarzystwa był ciężko chory, a ponadto wrogowie napierali ze wszystkich stron, usiłując zdławić naszą działalność głoszenia.

Brat Rutherford zmarł zaledwie miesiąc i jeden dzień później, ale dzieło Królestwa robiło nieustanne postępy. Prezesem został wybrany brat Knorr, który w rok później, to jest 1 lutego 1943 roku, ogłosił otwarcie Biblijnej Szkoły Strażnicy — Gilead, gdzie mieli się kształcić misjonarze.

Dnia 8 maja 1945 roku prezydent Stanów Zjednoczonych, Harry S. Truman, podał do publicznej wiadomości, że Niemcy skapitulowały. W sierpniu Stany Zjednoczone zrzuciły bomby atomowe na japońskie miasta Hirosimę i Nagasaki; i tak rozpoczął się dla nas okres powojenny.

BIEG WYDARZEŃ PO WOJNIE

Nowojorski zarząd miejski powiadomił nas, że w związku z planem budowy promenady i drogi szybkiego ruchu zabiera się nam tylną część działki przy ulicy Columbia Heights, która ciągnęła się aż do Furman Street; oznaczało to również utratę części domu Betel. Towarzystwu udało się jednak zakupić sąsiednie parcele przy Columbia Heights celem dostawienia pomieszczeń od tej strony i 11 października 1946 roku uzyskano zgodę władz na rozbudowę. Tak więc 27 stycznia 1947 roku rozpoczęto wyburzanie tyłów, zaliczonych do Furman Street, a w latach 1948 i 1949 wzniesiono przybudówkę, ściślej mówiąc nowy dom Betel, który oddano do użytku w roku 1950. Prawie w tym samym czasie zakończono budowę dodatkowej wielkiej dziewięciokondygnacyjnej drukarni przy Adams Street 117.

Sekretarz i skarbnik Towarzystwa, W. E. Van Amburgh, wskutek podeszłego wieku i choroby z coraz większym trudem pełnił swoje obowiązki, aż w końcu zrezygnował z tej funkcji. Mnie wybrano na jego miejsce 6 lutego 1947 roku, a brat Van Amburgh zmarł następnego dnia.

Niewiele później, bo wiosną 1947 roku, Towarzystwo wysłało mnie, abym odwiedził szereg krajów europejskich, zniszczonych podczas drugiej wojny światowej. Spotkania z wiernymi sługami Jehowy, którzy dopiero niedawno wyszli na wolność po długich latach pobytu w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, uważałem za prawdziwy przywilej. Przeżywałem dużo radości, mogąc udzielać im duchowych zachęt w charakterze mówcy wygłaszającego kluczowe przemówienie na kongresach, które się wtedy odbywały.

Od przybycia do Betel w roku 1928 nie jeździłem już na zachodnie wybrzeże. Rodzice pełnili służbę pionierską przeważnie na Wschodzie, toteż widywałem się z nimi od czasu do czasu, zwłaszcza na dużych zgromadzeniach. Ale latem roku 1947 nadarzyła mi się sposobność odwiedzenia jeszcze raz Kalifornii. Na czas od 13 do 17 sierpnia zaplanowano zjazd w Los Angeles, a Towarzystwo pokrywało koszty członkom rodziny Betel pracującym co najmniej od 15 lat. Jaka to była radosna podróż i jaki wspaniały kongres!

SPECJALNE PRZYWILEJE SŁUŻBY

W następnych latach stawały się nieraz moim udziałem niepowtarzalne przywileje związane z rozwojem widzialnej organizacji Bożej. Do najnowszych nabytków Towarzystwa Strażnica, przy których pomagałem załatwić formalności na wiosnę tego roku (1983), należą parcele wraz z budynkami przy Pearl Street 175 oraz Furman Street 360 w Brooklynie. Serce moje wypełnia nadzieja, że te nowe obszerne pomieszczenia przyczynią się do dalszego, jeszcze szybszego rozwoju działalności głoszenia o Królestwie po całej ziemi.

Przejeździłem setki tysięcy kilometrów nie tylko po całych Stanach Zjednoczonych, lecz także w wielu innych krajach, wygłaszając na wielkich kongresach przemówienia do ogromnej liczby członków ludu Bożego, aby ich zachęcać do dalszej służby chrześcijańskiej. Na przykład podczas serii zgromadzeń pod hasłem „Wiecznotrwała dobra nowina”, które w roku 1963 okrążyły świat dookoła, występowałem w roli jednego z oficjalnych przedstawicieli Towarzystwa. Więcej było takich przywilejów, za które jestem wdzięczny Jehowie. Usługiwałem też jako mówca podczas historycznych kongresów Świadków Jehowy na stadionie „Yankee”, między innymi w roku 1958, gdy zebrało się ponad ćwierć miliona słuchaczy, co poczytuję sobie za zupełnie niezwykły przywilej.

ORGANIZACJA POSTĘPUJĄCA NAPRZÓD

W naszym ziemskim życiu z biegiem lat zachodzą zmiany. Niestety zdarza się, że i śmierć zbiera swoje żniwo, jak to było w wypadku mego ojca, który zmarł 31 grudnia 1954 roku w Illinois, gdzie przebywał zgodnie ze swoim ostatnim przydziałem terenu pionierskiego. W następnym roku razem z moją siostrą Grace przenieśliśmy matkę z Illinois do Nowego Jorku; tutaj pozostała już do śmierci, która nastąpiła 6 maja 1962 roku. Natomiast bardzo radosną zmianą dla mnie było poślubienie 12 maja 1956 roku gorliwej pionierki Edith Rettos. Odtąd wiernie służy ona wraz ze mną w Betel.

Przybywa mi lat służby tu w głównej siedzibie widzialnej organizacji Jehowy, a co szczególnie raduje moje serce, to stałe dowody błogosławieństwa Bożego spoczywającego na dziele, którego wykonanie poruczył On swemu ludowi, mianowicie na pracy głoszenia dobrej nowiny o Królestwie po całej ziemi, zanim nadejdzie koniec (Mat. 24:14). Byłem świadkiem powiększenia Ciała Kierowniczego w roku 1971 i następnie w 1974 roku, i od tego czasu uczestniczyłem w podejmowaniu wielu odpowiedzialnych decyzji, które dotyczyły czy to oddziałów, czy też dzieła ogólnoświatowego. Oglądałem również wzrost liczby głosicieli Królestwa na całym świecie z 44 080 w roku 1928, gdy przybyłem do Betel, do około 2 500 000 biorących obecnie udział w tej działalności. Organizacja Boża istotnie kroczy naprzód i jestem wdzięczny za wiele zaszczytnych zadań służbowych, które mi powierzono w związku z dawaniem wielkiego, końcowego świadectwa.

Jeszcze mocniej niż dawniej wierzę w biblijne obietnice co do sprawiedliwego rządu Bożego i błogosławieństw, które on sprowadzi na ziemię. Gdybym miał na nowo rozpocząć swoje życie, nie obrałbym innej drogi. Pełnienie przez te minione 55 lat służby tutaj w Betel z największą i najcudowniejszą rodziną chrześcijańską na ziemi było doprawdy radością i przywilejem!

W dniu 30 maja 1983 roku, gdy powyższy materiał przygotowywano wstępnie do druku, brat Suiter uległ nieszczęśliwemu wypadkowi i doznał uszkodzenia kręgosłupa. Był niemal całkowicie sparaliżowany, ale walczył ze śmiercią prawie przez sześć miesięcy. Mimo tak poważnego obezwładnienia, pozbawiony nawet mowy, w dalszym ciągu żywo interesował się postępami ziemskiej organizacji Jehowy, w której przez 36 lat pełnił funkcję sekretarza-skarbnika. Jednakże 22 listopada rano zakończył swój ziemski bieg, o czym rodzina Betel w Brooklynie i na farmach Towarzystwa została powiadomiona w następnym dniu rano, po rozpatrzeniu tekstu dziennego i po śniadaniu.

W środę wieczorem, 23 listopada, odbyła się uroczystość pogrzebowa w Sali Królestwa bruklińskiego domu Betel, transmitowana przez telewizję wewnętrzną do poszczególnych jadalni oraz łączami telefonicznymi na farmy Strażnicy. Dzięki temu większość spośród 3123 członków rodziny Betel wraz ze studentami Szkoły Gilead, a także pewną liczbą gości, wysłuchała wspólnie okolicznościowych wystąpień całego szeregu przedstawicieli tej rodziny. Nie były to mowy pochwalne. Słuchacze zostali raczej zachęceni do wyciągnięcia praktycznych wniosków z wiernego biegu życia brata Suitera, który naprawdę okazał się ‛wielkim drzewem sprawiedliwości’ i zwycięzcą w boju o sprawy Królestwa (Izaj. 61:3; Obj. 14:13). Nie zabrakło też wyrazów doceniania lojalnego poparcia, którego udzielała mu żona Edith w końcowych dniach jego pełnej oddania służby na ziemi.

[Ilustracja na stronie 13]

J. A. Bohnet, który wywarł ogromny wpływ na moje życie

[Ilustracja na stronie 15]

Z siostrą i rodzicami

[Ilustracja na stronie 16]

Przez 20 lat służby pionierskiej ta przyczepa samochodowa służyła moim rodzicom za mieszkanie

[Ilustracja na stronie 17]

W. E. Van Amburgh, po którym w roku 1947 zostałem sekretarzem-skarbnikiem Towarzystwa Strażnica

[Ilustracja na stronie 18]

Wielokrotnie przemawiałem na dużych kongresach, jak tutaj na stadionie „Yankee” w roku 1958

[Ilustracja na stronie 19]

Edith jest od roku 1956 moją wierną towarzyszką życia

    Publikacje w języku polskim (1960-2026)
    Wyloguj
    Zaloguj
    • polski
    • Udostępnij
    • Ustawienia
    • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
    • Warunki użytkowania
    • Polityka prywatności
    • Ustawienia prywatności
    • JW.ORG
    • Zaloguj
    Udostępnij