BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • Ropa w morzu — tutaj? Nigdy!
    Przebudźcie się! — 1990 | 8 lutego
    • Ropa w morzu — tutaj? Nigdy!

      „WYCIEK ROPY w cieśninie Księcia Williama? Niemożliwe. Tutaj nigdy do tego nie dojdzie. Tor wodny jest bardzo szeroki i głęboki. Nic nie zagraża bezpieczeństwu żeglugi”.

      Takimi to zapewnieniami karmiono opinię publiczną. Niestety, w piątek 24 marca 1989 roku, cztery minuty po północy, supertankowiec Exxon Valdez, wiozący 200 milionów litrów ropy naftowej, zboczył z kursu dwa kilometry, wpadł na postrzępione skały Bligh Reef i rozpruł kadłub. Do krystalicznych wód malowniczej cieśniny Księcia Williama na Alasce, tuż poniżej Valdez, dostało się ponad 40 milionów litrów ropy.

      W chwili katastrofy statkiem Exxon Valdez dowodził trzeci oficer, nie mający do tego uprawnień. Zawiodła również straż przybrzeżna, której zadaniem było kontrolowanie na radarze kursu tankowca. Co więcej, kiedy doszło do wycieku ropy, towarzystwo Alyeska Pipeline Service Company ani koncern naftowy Exxon nie zdołały zrealizować planu akcji ratunkowej, przygotowanego na taką okazję.

      Do zbadania uszkodzeń statku osiadłego na mieliźnie wezwano nurków. Jeden z nich opowiada:

      „Kiedy podpływaliśmy do tankowca, warstwa ropy miała już sporo centymetrów grubości. W śladzie pozostawionym przez naszą łódź nie było nawet widać wody. Po wejściu na pokład najpierw zajęliśmy się kwestią bezpieczeństwa. Czy statek jest stabilny? Czy się nie przewróci i nie pogrzebie nas pod sobą? Spoczywał na skałach Bligh Reef w pobliżu krawędzi opadającej na głębokość kilkuset metrów. Gdyby podczas przypływu się przesunął, poszedłby aż na samo dno i mógłby się rozbić, a wtedy wyciekłoby z niego pozostałe 160 milionów litrów ropy.

      „Zbadaliśmy prawie każdą piędź statku: kadłub, wnętrza zbiorników i szkielet. Ze środka nieustannie buchała ropa. Nie mieszała się z wodą, lecz rwącym strumieniem płynęła ku powierzchni. Kiedy byliśmy w zbiornikach, bańki powietrza przez nas wypuszczane porywały resztki ropy i otoczone nią wirowały wokół naszych masek. Nie mieliśmy tam niczego naprawiać, a tylko zbadać rozmiary uszkodzeń”.

      Towarzystwo Alyeska obiecywało, że w ciągu pięciu godzin dostarczy na miejsce wypadku zapory pływające i urządzenia do zbierania ropy. Ale przez pierwsze dziesięć godzin nie zrobiono nic, a przez następne trzy doby niewiele więcej. Zmarnowano trzy spokojne dni, podczas których przy użyciu tego sprzętu można było ograniczyć zasięg szkód. W poniedziałek nad cieśniną Księcia Williama przeciągnęły wiatry o prędkości przekraczającej 100 kilometrów na godzinę i ubiły ropę z wodą na pienistą mieszaninę.

      Wszyscy zaczęli się nawzajem obwiniać. Władze Alaski, mieszkańcy Valdez i pracownicy straży przybrzeżnej oskarżali towarzystwo Alyeska i koncern Exxon o opieszałość i zaprzepaszczenie pierwszych trzech dni ładnej pogody. Niektórzy krytykowali straż przybrzeżną, że ze względów oszczędnościowych „zastąpiła radar w Valdez gorszym urządzeniem, przez co nie można było ostrzec nieszczęsnego tankowca, iż zmierza prosto na rafę”. Koncern Exxon miał pretensje do rządu i do straży przybrzeżnej, iż nie zezwolono na użycie dyspergatorów do rozdrobnienia kożucha ropy.

      W ciągu dwóch miesięcy plama przewędrowała 800 kilometrów od Bligh Reef, skaziła jakieś 1600 kilometrów wybrzeża i pokryła 2600 kilometrów kwadratowych przepięknej cieśniny Księcia Williama. Zanim się zatrzymała, dotarła do Parku Narodowego Fiordów Kenai, okrążyła półwysep Kenai i wtargnęła do Zatoki Cooka. Zapłynęła też dalej na południe, zanieczyszczając Park Narodowy Katmai i wyspę Kodiak.

      Do oczyszczenia plaż wynajęto tysiące osób. Podczas wywiadu pewien człowiek tak opisał zastosowane metody i ich rezultaty:

      „Ludzie zaczynają pracować o 4.30 rano, a kończą o 22.00. Używają pomp wysokociśnieniowych, tłoczących do węży zimną wodę morską lub jej mieszankę z gorącą parą. Kiedy kierują te potężne strumienie na żwirowatą plażę, woda wciska się pod powierzchnię i wypycha na wierzch ropę z głębokości od pół metra do metra. Potem za pomocą węży ropa jest spychana do morza, gdzie zatrzymuje się na zaporach pływających, dopóki nie zostanie odessana przez specjalne urządzenia. Z 200 metrów plaży uzyskuje się dziennie 30 do 60 tysięcy litrów ropy.

      „Operacja ta powtarzana jest w kółko przez dwa tygodnie i za każdym razem otrzymuje się podobną ilość ropy. Oprócz tego zatrudniono ludzi, którzy siedzą na plaży i chłonnymi ściereczkami wycierają każdy kamyk z osobna. Plaża wygląda na czystą, ale wystarczy wsunąć rękę między kamienie i wetknąć ją do piasku na 10 centymetrów, a po wyjęciu będzie pokryta czarną mazią. I to po dwóch tygodniach czyszczenia! Przez następne trzy dni znów przesączy się na wierzch warstwa ropy o grubości 8 do 15 centymetrów. Najbliższy odpływ uniesie ją do morza”.

      Czy nie jest to syzyfowa praca? Być może, ale za to dobrze płatna. Robotnik zarabiający 250 dolarów dziennie mówi: „Sądzę, że łatwo wyciągnę z tego jakieś 10 000”. Inny w ciągu 7 dwunastogodzinnych dni pracy zarobił prawie 2000 dolarów. „Oczyściliśmy dziś dwie plaże” — powiedział — „ale jestem pewien, że po jutrzejszym przypływie będą wyglądać tak, jak przedtem”. Niektóre plaże cieśniny Księcia Williama są pokryte metrową warstwą oleistego błota.

      Jak można było zmniejszyć skutki katastrofy, gdy z rozprutego kadłuba Exxon Valdez wylało się już do cieśniny 40 milionów litrów ropy? Gdyby w ciągu pierwszych trzech dni, kiedy morze było jeszcze spokojne, natychmiast użyto zapór pływających i urządzeń do zgarniania ropy, mogłoby to zatrzymać ją w cieśninie i zapobiec zanieczyszczeniu zatoki Alaska.

      Czy dałoby coś zastosowanie dyspergatorów? Raczej nie. Na gładkim morzu środki te są nieskuteczne, bo działają dopiero wtedy, gdy fale je rozdrobnią i wymieszają z ropą. Przez pierwsze trzy dni pięknej pogody byłyby bezużyteczne, a kiedy na czwarty dzień morze się wzburzyło i mogłyby się na coś przydać, rozhukane wiatry uniemożliwiły start samolotów, które miały rozpylić te chemikalia. Zresztą stosowanie ich i tak budzi spore wątpliwości. W gazecie Anchorage Daily News czytamy:

      „Dyspergatory działają podobnie jak detergenty. Rozpylone na powierzchni wycieku i mieszane przez fale rozbijają ropę na coraz mniejsze drobiny, które potem rozpraszają się w wodzie. Ekolodzy nie lubią dyspergatorów, uważając, że powodują tylko rozprzestrzenienie się ropy na każdej głębokości i zagrażają wszystkiemu, co żyje między powierzchnią a dnem”. Ponadto w zimnej wodzie wykazują mniejszą skuteczność. „Wątpliwe, czy poradziłyby sobie z nierafinowaną ropą z zatoki Prudhoe”, skoro „po upływie doby od wycieku stają się niemal bezużyteczne”.

      Prócz tego dyspergatory są toksyczne. Zastosowane w 1967 roku do usunięcia olbrzymiego wycieku ropy z supertankowca Torrey Canyon u wybrzeży Francji podobno bardziej zatruły środowisko niż sama ropa. „Zupełnie zniszczyły życie roślinne i zwierzęce”.

      Pete Wuerpel, szef systemu łączności awaryjnej na Alasce, potwierdza słowa wspomnianego wcześniej robotnika: „Ropa nie pozostanie na jednym miejscu ani nie zniknie. Fale oraz prądy pływowe przeniosą gdzie indziej także tę, która teraz pokrywa niektóre plaże. Długo będziemy odczuwać skutki tej katastrofy. Ropa przeniknęła tak głęboko, że oczyszczenie plaż stanowi gigantyczne przedsięwzięcie. Jest usuwana z powierzchni, ale fale i przypływy znowu wypchną ją spod spodu. W którym momencie ludzie uznają, że ich wysiłki są daremne?”

      Pete Wuerpel kończy wnioskiem, iż technika nie potrafi jeszcze radzić sobie z olbrzymimi rozlewiskami ropy. Jego zdaniem na razie trzeba to zostawić przyrodzie. Tak samo myślą inni. Karen Coburn, zajmująca się biologią morza, oświadczyła: „Właściwie nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach nie potrafimy odzyskać z dużego wycieku więcej niż 10 procent ropy”. W jednym doniesieniu powiedziano, że według znawców „usunięcie z wód prastarej cieśniny Księcia Williama ostatniego śladu po największym w Ameryce Północnej wycieku ropy zajmie naturze co najmniej 10 lat”.

      Dwa tygodnie po wypadku gazeta Anchorage Daily News opublikowała artykuł pod nagłówkiem: „Walka z wyciekiem ropy jest przegrana. Ekipy ratowników odnoszą niewielkie zwycięstwa, ale zdaniem ekspertów tylko przyroda może wyleczyć cieśninę”. Dalej czytamy: „Pracownicy Krajowego Urzędu Oceanicznego i Meteorologicznego od początku mówili, że ta batalia jest nie do wygrania”. W ciągu ostatnich dziesięciu lat uważnie śledzili każdy większy wyciek ropy, między innymi wypłynięcie 250 milionów litrów z supertankowca Amoco Cadiz u wybrzeży Francji w 1978 roku. I co stwierdzili? „Za każdym razem ludzie dalecy byli od zebrania całej ropy”.

      [Ramka na stronach 6, 7]

      Supertankowiec — superzanieczyszczenie

      Wyobraź sobie statek, którego długość równa się wysokości stupiętrowego budynku. Jego dziób pruje fale oceanu niemal 400 metrów od sternika. Jest tak ogromny, że niektórzy nawet się zastanawiają, czy nie oddziałuje na niego ruch obrotowy naszej planety. To właśnie supertankowiec, czyli niebywale wielki statek do przewozu ropy naftowej. Nie jest on wytworem wyobraźni, bo sporo takich i niewiele mniejszych jednostek kursuje po morzach. Po co? Nasz świat pochłania mnóstwo ropy, a dzięki kolosalnym rozmiarom tankowców przewożenie nimi paliwa jest oszczędne i przynosi duże zyski.

      Jednakże ostatnie wypadki boleśnie dowiodły, że olbrzymie zbiornikowce mają też swoje minusy. Duża wyporność stanowi nie tylko zaletę, ale i wadę. Imponująca wielkość i masa mogą przemawiać na niekorzyść, powszechnie bowiem wiadomo, iż utrudniają obsługę i manewrowanie. Jeżeli sternik chce zatrzymać statek lub szybko zmienić kurs, by uniknąć niebezpieczeństwa, to mocno dają mu się we znaki podstawowe prawa dynamiki (zwłaszcza zasada bezwładności).

      Na przykład wypełniony po brzegi tankowiec o długości 250 do 300 metrów płynący z normalną szybkością (300-metrowy Exxon Valdez wiózł 200 milionów litrów ropy z prędkością 19 kilometrów na godzinę) po wyłączeniu silników nie stanie natychmiast, ale dopiero po około 8 kilometrach. Nawet jeśli maszyny zaczną pracować w odwrotnym kierunku, to przepłynie 3 kilometry, nim się zatrzyma. Nic nie pomogą kotwice, bo wczepią się w dno, a siła rozpędu po prostu wyrwie je z pokładu. Sztuką nie lada jest też manewrowanie. Od pokręcenia kołem sterowym do wychylenia płetwy steru może upłynąć prawie pół minuty. A zanim tankowiec ociężale skręci, mogą minąć kolejne trzy długie minuty.

      Koło sterowe zbiornikowca znajduje się niekiedy w odległości 300 metrów od dzioba, 45 metrów od burty i 30 metrów nad wodą, nic więc dziwnego, że dochodzi do wypadków. Zarówno zderzenie, jak i utknięcie na mieliźnie może doprowadzić do rozległego wycieku ropy. Krystaliczne niegdyś wody u wybrzeży Afryki, Azji, Europy, Ameryki Północnej i Południowej oraz w pobliżu biegunów zostały już niestety straszliwie skażone.

      Jednakże tankowce zanieczyszczają oceany nie tylko wtedy, gdy ulegają katastrofom. Co roku trafia z nich do mórz jakieś dwa miliony ton ropy. Dotychczasowe badania wykazały, że najczęściej pochodzi ona z rutynowych prac, takich jak wypłukiwanie resztek paliw ze zbiorników, prowadzone bez skrupułów na pełnym morzu. W książce Supership (Superstatek) Noël Mostert pisze, że „z każdego tankowca, nawet najlepiej dowodzonego, w taki czy inny sposób wycieka do morza trochę ropy; natomiast statki źle dowodzone bezustannie zanieczyszczają wody i niczym ślimaki często pozostawiają za sobą opalizujący ślad”.

      Badacz mórz Jacques Cousteau bardzo dobitnie wyraził kiedyś swą opinię o bezwzględnych poczynaniach człowieka wobec środowiska: „Jesteśmy dla Ziemi wandalami. Niszczymy wszystko, co odziedziczyliśmy”.

      [Ilustracja na stronie 7]

      Nazajutrz po oczyszczeniu plaże znów były pokryte ropą

      [Prawa własności do ilustracji, strona 2]

      Mike Mathers/Fairbanks Daily News-miner

      [Prawa własności do ilustracji, strona 5]

      Zdjęcie na stronie tytułowej: The Picture Group, Inc./Al Grillo

  • Ropa w morzu a zwierzęta
    Przebudźcie się! — 1990 | 8 lutego
    • Ropa w morzu a zwierzęta

      WYCIEK ropy w ciągu pierwszych miesięcy ściągnął tragiczny haracz ze świata zwierząt. W korespondencji z Alaski dla gazety The New York Times napisano: „Zniszczenia widać wszędzie, począwszy od wysp w pobliżu Valdez, gdzie tysiące fok rodzi swe młode na zanieczyszczonych plażach, aż po odległe krańce Parku Narodowego Katmai na półwyspie Alaska, 500 kilometrów na południowy zachód, gdzie bieliki białogłowe, niedźwiedzie brunatne i lwy morskie walczą z zatrutym środowiskiem. Do tej pory przez wyciek zginęło ponad 20 000 ptaków z 30 gatunków, 700 wydr morskich i 20 bielików”. Biolodzy prowadzący te obliczenia sądzą jednak, iż rzeczywiste szkody mogą być pięciokrotnie większe. Przeważająca część ofiar nigdy nie zostanie znaleziona.

      W Parku Narodowym Katmai żyje najliczniejsza w świecie populacja niedźwiedzi brunatnych. Władze martwią się o te ogromne zwierzęta, osiągające niekiedy trzy metry wzrostu i 540 kilogramów wagi. Niedźwiedzie włóczą się po plażach i zjadają oblepione ropą ptaki i ryby. „Co się z nimi dzieje, gdy ropa trafia do ich łańcucha pokarmowego?” — zastanawiają się niektórzy. Bieliki żywiące się martwymi rybami i ptakami zdychają. Ten sam los może spotkać niedźwiedzie, „gdy toksyczna ropa będzie się gromadzić w ich organizmach”.

      Podobne obawy budzi sytuacja w Parku Narodowym Fiordów Kenai, gdzie od ropy ucierpiało 90 procent wschodniego wybrzeża, długiego na jakieś 400 kilometrów. Biolog pracujący tam z ramienia rządu powiedział: „Do tej pory znajduję na plaży nieżywe wydry morskie. A ponieważ karmią się nimi bieliki, więc także na nie natrafiam. Mam stopień doktora, ale gdy patrzę, jak te zaolejone ptaki usiłują poderwać się do lotu, zaczynam płakać”.

      Tak samo reagują chyba setki innych osób, a tysiącom zbiera się na płacz, gdy pieczołowicie czyszczą z ropy ptaki i wydry, które często i tak umierają. Ludziom zajmującym się ochroną dzikich zwierząt aż się serce kraje przy tej pracy.

      Według szacunkowych danych w cieśninie Księcia Williama żyło 10 do 15 tysięcy wydr morskich. Pewien biolog wyraził obawę, że grozi im całkowita zagłada. Inny jest zdania, iż „zostaną zupełnie wytępione”. Przewidywania te są może zbyt pesymistyczne, ale niektórzy uważają, że nawet gdyby wyginęła jedna trzecia, byłaby to aż nadto dotkliwa strata. Tam, gdzie ropa nie dotarła, jest pełno wydr, natomiast na obszarach skażonych prawie się ich nie spotyka. Właściwie nikt nie wie, ile tysięcy zginęło, ponieważ zwierzęta zatrute ropą idą na dno. Nie da się ich policzyć, toteż straty ocenia się jedynie na podstawie malejącej liczby oglądanych wydr.

      Większość ludzi bardzo się przejmuje uśmierceniem przez ropę tysięcy ptaków i zwierząt, ale rzadko kto myśli o małych i mikroskopijnych ofiarach, a jest ich miliony, a nawet biliony. Są one nie mniej ważne, a ich Stwórca o nich nie zapomniał. „Jak liczne są Twoje dzieła, Jehowo! Wszystkie je uczyniłeś mądrze: Ziemia jest pełna Twych wytworów. A w morzu tak wielkim i rozległym — bez liku w nim tego, co się rusza, żywych stworzeń małych, jak również wielkich” (Psalm 104:24, 25).

      Oleista maź rozproszona w wodzie osiada ostatecznie na dnie. Zatruwa zooplankton, czyli mikroorganizmy stanowiące początek łańcucha pokarmowego rozmaitych zwierząt. Potem trujące chemikalia przekazywane są coraz dalej, aż w końcu docierają do człowieka.

      Ludzie nie są nietykalni. Stanowią cząstkę środowiska i spoczywa na nich poważna odpowiedzialność. Złożył ją na nich Bóg, ich Stwórca. „Powierzam wam opiekę nad rybami, ptakami i wszystkimi dzikimi zwierzętami” — powiedział Jehowa pierwszej parze ludzkiej. Człowiek został stworzony na obraz Boga, posiada Jego przymioty — mądrość, moc, sprawiedliwość i miłość. Dzięki nim został odpowiednio wyposażony do nacechowanego miłością panowania nad ziemią oraz roślinami i zwierzętami. Wszystko to powierzono mu nie po to, by wykorzystywał i rujnował ziemię, ale by się nią opiekował i jej strzegł (Rodzaju 1:26-28; 2:15, Today’s English Version). Jehowa Bóg troszczy się o swoje stworzenia. A czy my również się nimi interesujemy? Powinniśmy, gdyż Bóg zapowiedział „wytracenie tych, którzy niszczą ziemię” (Objawienie 11:18, Biblia warszawska).

      [Ramka i ilustracja na stronie 10]

      Bóg troszczy się o zwierzęta

      Interesuje się nimi:

      „Żaden z nich [wróbli] nie spadnie na ziemię bez wiedzy waszego Ojca” (Mateusza 10:29).

      Chce, żeby zwracano na nie uwagę:

      „Przez sześć dni masz wykonywać swoją pracę, ale w dniu siódmym masz jej zaprzestać, żeby odpoczął twój byk i twój osioł” (Wyjścia 23:12).

      „Nie będziesz wiązał pyska bykowi na czas, gdy młóci” (Powtórzonego Prawa 25:4).

      „Nie będziesz orać bykiem razem z osłem” (Powtórzonego Prawa 22:10).

      „Gdybyś zobaczył, że osioł kogoś, kto cię nienawidzi, leży pod swoim ładunkiem, (...) bezwarunkowo masz go uwolnić” (Wyjścia 23:5).

      „Kto z was, jeśli mu (...) byk wpadnie do studni, nie wyciągnie go natychmiast w dniu sabatu?” (Łukasza 14:5).

      Stara się o przetrwanie gatunku:

      „Jeżeli w drodze napotkasz (...) ptasie gniazdo (...), nie będziesz brać matki razem z potomstwem” (Powtórzonego Prawa 22:6).

      Dba o ich pożywienie:

      „To, co ziemia wyda w czasie swego odpoczynku, będzie dla was pożywieniem (...) i dla zwierząt, które są na twojej ziemi” (3 Mojżeszowa [Kapłańska] 25:6, 7, Bw).

      „Gdy otwierasz rękę swoją, nasycają się dobrem” (Psalm 104:28, Bw).

      „Przypatrzcie się uważnie ptakom niebieskim, (...) karmi je wasz Ojciec niebiański” (Mateusza 6:26).

      Daje im mądrość potrzebną do przeżycia:

      ‛Wykazują instynktowną mądrość: (...) latem przygotowują swój pokarm’ (Przysłów 30:24, 25).

      Wymaga stosownego poszanowania:

      „Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki” (Wyjścia 23:19).

      [Prawa własności]

      Zdjęcie: Anchorage Times/Al Grillo

      [Ilustracje na stronach 8, 9]

      Na sąsiedniej stronie: Trzydniowa foczka

      Obok: Nur żółtodzioby

      [Prawa własności]

      Zdjęcie: Anchorage Times/Al Grillo

      Poniżej: Lwy morskie

      Cieśnina Księcia Williama

  • Ropa w morzu a ludzie
    Przebudźcie się! — 1990 | 8 lutego
    • Ropa w morzu a ludzie

      PO WYCIEKU ropy, który nastąpił 24 marca 1989 roku, Valdez przeżywało istną eksplozję demograficzną. Miasto rozrosło się z 2800 do ponad 10 000 mieszkańców. Koncern Exxon zwerbował tysiące pracowników i dobrze im płacił za usuwanie szkód wyrządzonych przez ropę w środowisku naturalnym. Lawina przybyszów stworzyła trudności społeczne i gospodarcze, z którymi niełatwo się było pogodzić długoletnim obywatelom tego cichego dawniej miasteczka.

      Pete Wuerpel, odpowiedzialny za łączność awaryjną na Alasce, unaocznił w jednym z wywiadów, jakie zmiany wywołał przyjazd tylu osób szukających grubych zarobków:

      „Na dłuższą metę może to być dla Valdez groźniejsze niż się teraz wydaje. Miasto nie było przygotowane na napływ tak olbrzymiej fali ludzi. W ciągu siedmiu tygodni po wypadku przedsiębiorstwo telekomunikacyjne zwiększyło liczbę łączy międzymiastowych z 60 do 170. Kanalizacja, sieć elektryczna, przystań, miejskie wysypisko śmieci ani drogi nie były dostosowane do obecnych potrzeb. W kwietniu liczba pojazdów podskoczyła z 3000 do 9600. Lotnisko, które normalnie mogło przyjąć 20 samolotów dziennie, teraz obsługiwało czasem nawet przeszło 680. Wszystko to w niewiarogodny sposób przerosło możliwości miasteczka.

      „Wyciek ropy, zanieczyszczone plaże, martwe ptaki i wydry morskie, zagrożone miejsca wylęgu i wytrute skorupiaki wywołały wielkie poruszenie, które zepchnęło na drugi plan kłopoty spowodowane raptownym przeludnieniem. Gospodarka się rozchwiała, wzrosła rozpiętość płac, a przedsiębiorstwa rozpaczliwie poszukują solidnych pracowników. Rosnące ceny opróżniają portfele ludzi o stałych dochodach.

      „Nie chodzi mi bynajmniej o bagatelizowanie katastrofalnych skutków wycieku ropy, a jedynie o ukazanie w innym świetle całej tej tragedii i jej wpływu na ludzi. Wydaje mi się, że ogromny rozgłos nadany śmierci tysięcy ptaków i innych zwierząt usunął w cień dezorganizację życia stałych mieszkańców Valdez”.

      Niektóre z tych osób zapytano podczas wywiadów, jak znoszą ten najazd gości.

      Pracownik przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego tak to ocenia:

      „Od katastrofy minęły już dwa miesiące, a w Valdez panuje zupełny chaos. Ciągle jeszcze ściągają tu tysiące poszukiwaczy popłatnego zajęcia. Są to ludzie wszelkiego autoramentu. Niektórych ściga policja i tutaj ich dopada. Przyjeżdżają prostytutki, by uprawiać swój proceder. Dzieci nie mogą już swobodnie biegać po mieście. Rodzice dobrze ich pilnują, i mają rację. Niejeden maluch jest zaniedbywany, bo ojciec i matka cały dzień pracują dla Exxonu. Wielu dostało bzika na punkcie robienia pieniędzy.

      „Ceny szaleją. W ciągu nocy się podwoiły, a po tygodniu znów były dwukrotnie większe. Masz dom do wynajęcia? Dostaniesz choćby i 500 dolarów za noc. Prawie tyle samo płaci się za niektóre pokoje. Możesz nawet odnająć miejsce na tapczan. Domy wynajmuje się za 5000 do 6000 dolarów miesięcznie — jeden kosztował podobno 13 000. Za wypożyczenie samochodu brano po 250 dolarów dziennie.

      „Płace w Exxonie wzrosły w zawrotnym tempie. Inne przedsiębiorstwa nie wytrzymują konkurencji. Robotnicy odchodzą i zatrudniają się w koncernie. Nowi też nie zagrzewają miejsca i idą pracować przy ropie. Nastały ciężkie czasy dla restauracji. Są otwarte przez całą dobę, obsługują tysiące osób, ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy niektóre musiały cztery lub pięć razy zmieniać personel, bo wyśrubowane zarobki w Exxonie odciągają ludzi. W szpitalu została połowa pracowników”.

      Pieniądze stanowią silną pokusę — zwłaszcza dla tych, którzy mają mało gotówki, a duże długi. Łatwo można rozumować: ‛Popracuję w niedzielę pół doby za 30 do 50 dolarów na godzinę, a zarobię podwójnie, bo to święto. W ten sposób spłacę samochód i wszystkie rachunki’. Zaniedbasz jednak rodzinę i możesz wyjałowić się duchowo. Przekonujesz więc sam siebie: ‛Ale przecież to nie potrwa długo, byle tylko stanąć na nogi!’ Może tak, może nie.

      Jeszcze groźniejsze bywają emocje wywołane rozgoryczeniem. Ktoś powiedział:

      „Wielu skupia swoją złość na Exxonie, toteż dochodzą do głosu skrajne reakcje. Nastąpiło przeobrażenie, wręcz wypaczenie hierarchii wartości. Zdarza się, że rozżaleni i zdenerwowani ludzie gotowi są dopuścić się czynów, które normalnie budziłyby ich odrazę. Gniewa ich to, co ropa zrobiła z piękną cieśniną Księcia Williama i z tysiącami ptaków, wyder, fok oraz innych dzikich zwierząt, z których byli tacy dumni.

      „Niektórzy w przystępie gniewu spychali z szosy pojazdy firmy Alyeska. Zapowiadano zamachy bombowe. W Valdez nawet grożono śmiercią prezesowi Exxonu. Trzeba było dodatkowo wynająć setki strażników”.

      Pewien nauczyciel mówi:

      „Dzieci często same siebie wyprawiają do szkoły. Słyszałem o pięcioletniej dziewczynce, która rano wstaje sama, bo mama i tato już kilka godzin wcześniej wychodzą do pracy przy wycieku ropy. Mała bierze sobie śniadanie, idzie do przedszkola, wraca do domu, je kolację i jest sama, dopóki rodzice nie wrócą o dziewiątej lub dziesiątej w nocy. Jak to na nią wpływa? Co jej to mówi? Pieniądze zaślepiły wielu rodziców, a dzieci cierpią. W szkole są zbyt zestresowane, by móc się uczyć. Nauczyciele ich nie ponaglają, tylko czytają im opowiadania i pozwalają się bawić”.

      Gospodyni domowa skarży się na panującą wokół złość i grubiaństwo:

      „Przepełnienie jeszcze potęguje napięcia i uczucie rozgoryczenia, a stąd już tylko krok do gniewu i gwałtownych wybuchów. Kiedy były kłopoty z zaopatrzeniem, zdarzało się, że kobietom odbierano w czasie robienia zakupów chleb i mleko. W restauracjach spóźnialscy przeciskali się i zajmowali stoliki, na które drudzy czekali od godziny”.

      Inny mężczyzna martwi się tym, co się dzieje z ludźmi:

      „Liczba mieszkańców wzrosła prawie trzykrotnie, co pociągnęło za sobą opłakane skutki. Przedtem żyło tu jakieś 2800 osób, a teraz jest przeszło 9000. Trudno cokolwiek dostać, a nawet poruszać się po ulicach. W tej małej miejscowości panuje taki tłok, że już sama jazda może zdenerwować i wywołać stres.

      „Drastycznie zmieniła się sytuacja na rynku pracy. Kiedy można znaleźć zajęcie za 20 do 50 dolarów na godzinę, trudno jest zachować właściwy pogląd na hierarchię wartości. Niedopuszczenie do tego, by materializm wziął górę nad obowiązkami rodzinnymi i sprawami duchowymi, wymaga niemałego wysiłku. Mieliśmy z żoną mnóstwo telefonów od przyjaciół z tak odległych stanów, jak Floryda, Nowy Jork, Teksas i Oregon. Pytali o możliwości znalezienia tutaj pracy.

      „Zdajemy sobie sprawę, że w tych czasach wszędzie jest ciężko zarobić na życie, ale odradzaliśmy im przyjazd. Tak jak my są Świadkami Jehowy, a my staramy się stawiać na pierwszym miejscu sprawy duchowe przez uczestniczenie w zebraniach i rozmawianie z ludźmi o Królestwie Bożym. Uważamy, że jest to najlepsze także dla naszych przyjaciół, a w uciążliwych warunkach panujących obecnie w Valdez, niełatwo tak postępować. Szerzy się tu materializm, zagłuszający usposobienie duchowe.

      „Ileż prawdy jest słowach Biblii z Listu 1 do Tymoteusza 6:10: ‛Umiłowanie pieniędzy jest bowiem korzeniem wszelkiego rodzaju zła, a niektórzy sięgnąwszy po to umiłowanie dali się sprowadzić z wiary na manowce i poprzebijali się wszędzie wieloma boleściami’”.

      Powyższe wywiady przeprowadzono dwa miesiące po wycieku ropy. A kiedy oczyszczanie środowiska po wycieku ropy zostanie zakończone, kiedy tysiące miejsc pracy przestaną istnieć i kiedy strumień dolarów wyschnie, stali mieszkańcy Valdez, którzy w tym zamęcie zachowują docenianie dla wartości duchowych, dokonają niezbędnych zmian w swym życiu codziennym.

      Mogą jednak upłynąć całe lata, zanim Valdez znowu stanie się jak dawniej cichym miasteczkiem.

      [Napis na stronie 12]

      „W Valdez panuje zupełny chaos”

      [Napis na stronie 12]

      Groźby użycia siły

      [Napis na stronie 13]

      ‛Umiłowanie pieniędzy jest korzeniem zła’

Publikacje w języku polskim (1960-2026)
Wyloguj
Zaloguj
  • polski
  • Udostępnij
  • Ustawienia
  • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
  • Warunki użytkowania
  • Polityka prywatności
  • Ustawienia prywatności
  • JW.ORG
  • Zaloguj
Udostępnij