-
Spis treściPrzebudźcie się! — 1992 | 8 września
-
-
Spis treści
8 września 1992
Podbój kosmosu — jakie przynosi korzyści? Jakie ma perspektywy?
Czego ludzkość już dokonała w kosmosie? Jakie to dało praktyczne korzyści? Czy obecnie, po zakończeniu zimnej wojny, Stany Zjednoczone i Federacja Rosyjska podejmą współpracę w kosmosie? Czy człowiek kiedyś wyląduje na Marsie? Co o tym wszystkim mówi Biblia? Na pytania te odpowiada wstępna seria artykułów.
5 Podbój kosmosu — jak daleko dotarliśmy?
11 Podbój kosmosu — co przyniesie przyszłość?
16 Tragedia Jeziora Aralskiego
Poszukiwałam lepszego świata 20
Eugenia María Monzón była gorliwą zakonnicą katolicką. Sądziła, że sprawiedliwość można zaprowadzić przez rewolucję. Przeczytaj jej elektryzujące opowiadanie o tym, jak znalazła prawdziwą sprawiedliwość.
Czy „rózga karności” nie jest staromodna? 26
Co obejmuje karcenie dziecka? Jak rozumieć biblijne wypowiedzi na temat „rózgi karności”?
[Prawa własności do ilustracji, strona 2]
Zdjęcie: NASA
The Bettmann Archive
Strona tytułowa: Udany start wahadłowca Challenger dnia 5 października 1984 roku (zdjęcie: NASA)
-
-
Nowa era odkryćPrzebudźcie się! — 1992 | 8 września
-
-
Nowa era odkryć
Od stałego współpracownika Przebudźcie się!
CZY oglądałeś kiedyś w telewizji start promu kosmicznego? Czy zastanawiałeś się nad tym, jak duże są rakiety nośne i ile miejsca mają astronauci w samym wahadłowcu? Miałem okazję sprawdzić to na własne oczy, gdy niedawno zwiedziłem na Florydzie kosmodrom na przylądku Canaveral, znany także pod nazwą Ośrodka Lotów Kosmicznych imienia Kennedy’ego.
Ponieważ oglądałem w telewizji starty najróżniejszych rakiet, a w roku 1969 z zapartym tchem śledziłem pierwszy lot statku Apollo na Księżyc, więc pobyt w miejscu, z którego wyruszały te wyprawy, leżącym zaledwie o godzinę drogi samochodem na wschód od Orlando, był dla mnie niezwykłym przeżyciem. Kiedy wjechaliśmy na parking, w oddali ujrzałem wystawę rakiet, których w przeszłości używano do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną ludzi i sprzętu. A obok nich na płycie asfaltowej stał naturalnej wielkości model członu orbitalnego wahadłowców używanych w operacjach Ziemia-orbita. Nazywa się Ambasador i chociaż jest to tylko kopia, możliwość oglądania go, zwiedzania i fotografowania robi imponujące wrażenie. Jego długość wynosi 37 metrów, rozpiętość skrzydeł 24 metry, a ogon wznosi się na wysokość 17 metrów.
Był piątek 22 listopada ubiegłego roku. Bardzo chciałem dotrzeć w pobliże stanowiska startowego, zwłaszcza tego, na którym stał wahadłowiec Atlantis, czekając na wystrzelenie w niedzielę 24 listopada. Stanowisk takich jest kilka, ale znajdują się w pewnej odległości od terenu wystawy. Wziąłem więc udział w oficjalnej wycieczce autobusowej po głównych obiektach związanych z budową i wystrzeliwaniem rakiet.
Najpierw udaliśmy się do budynku treningowego dla astronautów, gdzie ujrzeliśmy dokładne kopie członu napędowego i lądownika księżycowego z historycznej wyprawy na Księżyc w roku 1969. Lądownik jest dość nieforemny — nie ma opływowych linii oraz kształtów, typowych dla statków kosmicznych. Na pierwszy rzut oka wygląda raczej jak zlepek sześcianów i piramid, do którego przymocowano pająkowate nogi. Jednakże jego bliźniak umożliwił dwom ludziom wylądowanie na Księżycu.
W lipcu 1971 roku wylądował tam Apollo 15, a astronauci Scott i Irwin wyprowadzili z niego pojazd księżycowy. Kosztował 15 milionów dolarów i był to chyba najdroższy jeep, jaki kiedykolwiek wyprodukowano. A jeśli miałbyś ochotę się nim przejechać, wystarczy polecieć na Księżyc, gdyż pozostał tam wraz z członem lądowniczym lądownika księżycowego. Tylko nie zapomnij zabrać ze sobą nowych akumulatorów. Stare już dawno się wyczerpały.
Następnym przystankiem na trasie wycieczki był VAB (Hala Montażu Pojazdów). W ośrodku lotów kosmicznych trzeba się przyzwyczaić do skrótowców — są one stosowane do wszystkiego. Trochę później poznałem Chrisa, który pracował niegdyś jako inżynier przy realizacji programu Apollo; podzielił się taką uwagą: „Kiedy zostałem przeniesiony do innego działu, przez szereg miesięcy nie potrafiłem zrozumieć wielu rzeczy, o których była mowa, bo współpracownicy posługiwali się innymi skrótowcami niż ja”. Czym się wyróżnia VAB? Ma 160 metrów wysokości (tyle, co 52-piętrowy wieżowiec), 158 szerokości oraz 218 długości i chyba największą na świecie kubaturę. Zajmuje obszar 3 hektarów. Musi być tak wielki, gdyż właśnie w nim są montowane rakiety nośne, zanim zostaną wytoczone i podejmą swą ślamazarną, mozolną podróż na stanowisko startowe. Ale nieco szerzej opowiem o tym później.
Jak się dowiedzieliśmy, VAB jest tak wielki, że można było w nim montować jednocześnie cztery rakiety Saturn 5. Miały one 111 metrów wysokości i były przeznaczone do wystrzeliwania statków kosmicznych Apollo. Książka The Illustrated History of NASA (Ilustrowana historia NASA) wyjaśnia: „Masa startowa była imponująca — 2900 ton. Ale silniki Saturna 5 o sile ciągu niemal 3500 ton z łatwością potrafiły unieść ten gigantyczny ciężar”.
Kiedy spojrzałem w górę na szczyt tego ogromnego budynku, dostrzegłem krążące nad dachem ptaki urubu, które wykorzystywały powstające tam prądy wstępujące. Przypomniałem sobie wtedy, że kosmodrom jest położony w środku rozległego rezerwatu przyrody, dającego schronienie dziesiątkom gatunków ptaków, ssaków i gadów. W czasie jazdy autokarem mijaliśmy olbrzymie orle gniazdo dwumetrowej głębokości, zawieszone wysoko na drzewie. Obecność orłów tutaj, gdzie człowiek dokonał wielu największych wyczynów w lotach kosmicznych, wydała się najzupełniej stosowna.
Następnie zatrzymaliśmy się w punkcie obserwacyjnym, z którego można zobaczyć z daleka dwa stanowiska startowe. Ciągle jednak nurtowało mnie zasadnicze pytanie: Jak transportuje się te ogromne rakiety na stanowiska odległe o pięć i pół kilometra? Otóż używa się do tego największych ciągników, jakie widziałem! Te gąsienicowe pojazdy transportowe mają nośność 6600 ton. Każdy z nich jest wielkości połowy boiska do piłki nożnej i waży 2700 ton. Ale nie spodziewaj się, że te monstra będą biły rekordy prędkości. Załadowane rozwijają maksymalną prędkość 1,6 kilometra na godzinę, puste — 3,2 kilometra na godzinę! Rogi platformy spoczywają na czterech ogromnych traktorach o dwóch gąsienicach, a każda ma 57 ogniw ważących po jednej tonie.
Teraz spróbuj sobie wyobrazić specjalną drogę, którą trzeba było doprowadzić do każdego stanowiska startowego i która musi wytrzymać kolosalny ciężar ruchomej platformy, rakiety oraz statku kosmicznego.
A jak wahadłowiec wraca na Ziemię? Musi gdzieś wylądować. Tutaj, na przylądku Canaveral, owo „gdzieś” to nie jest zwykły pas do lądowania — jest on bowiem dwa razy dłuższy i szerszy od drogi startowej na przeciętnym lotnisku. Ma 4600 metrów długości oraz 300 metrów zapasu na każdym końcu. Jeśli warunki nie pozwalają na lądowanie, wahadłowiec jest kierowany na zachód, na pustynię kalifornijską, do Bazy Lotniczej imienia Edwardsa, odległej o ponad 3200 kilometrów.
Ogrom całego przedsięwzięcia przyprawiał mnie o zawrót głowy. Nasunął też pytania: Czego ludzkość już dokonała w podboju kosmosu? Jakie to przyniosło korzyści? Jakie są widoki na loty międzyplanetarne? Czy człowiek wyląduje kiedyś na Marsie?
-
-
Podbój kosmosu — jak daleko dotarliśmy?Przebudźcie się! — 1992 | 8 września
-
-
Podbój kosmosu — jak daleko dotarliśmy?
W DNIU 12 kwietnia 1961 roku na karty historii wkroczył nowy Kolumb. Kosmonauta rosyjski Jurij Aleksiejewicz Gagarin odbył w statku Wostok 1 pierwszą w dziejach ludzkości podróż kosmiczną. W ciągu 108 minut jednokrotnie okrążył Ziemię, pokonując 40 900 kilometrów. Był zwycięzcą pierwszego etapu wielkiego wyścigu w kosmosie między dawnym Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi.
Czasopismo U.S.News & World Report donosiło: „Prawda jest taka, iż (...) tym, co pchnęło Amerykę w kosmos, było nieodparte pragnienie pokonania Rosjan”. Prezydent John F. Kennedy był zdecydowany zniwelować różnice między radzieckimi i amerykańskimi osiągnięciami w dziedzinie astronautyki. John Logsdon, dyrektor pewnego ośrodka badającego kierunki rozwoju nauki i techniki, napisał w książce Blueprint for Space: „Jak powiedział Sorenson [specjalny doradca Kennedy’ego], na postawę Kennedy’ego wpłynął fakt, iż ‚lotem Gagarina Rosjanie zdobyli na całym świecie ogromny prestiż w tym samym czasie, gdy my go utraciliśmy po Zatoce Świń.a Jak stąd widać, prestiż nie był jedynie czynnikiem propagandowym, lecz wywierał rzeczywisty wpływ na sprawy światowe’”.
Prezydent Kennedy postanowił, że USA bez względu na koszty muszą się zdobyć na jakiś efektowny wyczyn, by prześcignąć ZSRR. Zapytał: „Czy mamy szansę pobicia Rosjan przez umieszczenie w kosmosie laboratorium lub dokonanie lotu dookoła Księżyca, albo wysłanie rakiety, która by wylądowała na Księżycu, czy też rakiety, która by poleciała z człowiekiem na Księżyc i z powrotem? A może jest jakiś inny program badań kosmicznych, który by obiecywał spektakularne wyniki i dzięki któremu moglibyśmy zwyciężyć?” Naukowcy amerykańscy mieli wreszcie polityka popierającego ich ambicje. Ale na tryumf musieli jeszcze poczekać.
Rosjanie kontynuowali swą serię sukcesów: w 1963 roku Walentina Władimirowna Tierieszkowa została pierwszą kobietą, która okrążyła Ziemię na statku kosmicznym, i to nie raz, lecz 48 razy! NASA (Państwowy Urząd Lotnictwa i Astronautyki) miała przed sobą zadanie odrobienia zaległości w tym wyścigu o międzynarodowy prestiż w dziedzinie podboju kosmosu. Czego więc w końcu dokonała?
Apollo i Księżyc
Naukowcy z NASA już od roku 1959 analizowali możliwość lądowania na Księżycu. Prosili o zezwolenie na budowę statku kosmicznego, który miał się nazywać Apollo. Jednakże „prezydent Eisenhower nie wyraził na to zgody”. Z czego wynikała jego negatywna postawa? Wydatki w granicach od 34 do 46 miliardów dolarów „nie zaowocowałyby na tyle dużym poszerzeniem wiedzy, by usprawiedliwić taką inwestycję. (...) Eisenhower oświadczył NASA, że nie zaakceptuje żadnego projektu mającego na celu lądowanie na Księżycu” (Blueprint for Space). Jedyną nadzieją uczonych był nowy prezydent, John F. Kennedy.
Wytknął on naukowcom USA cel: lądowanie człowieka na Księżycu przed końcem dekady — i przed Rosjanami! Wendell Marley, inżynier elektryk, który pracował nad systemami sterowania i nawigacji statku Apollo, powiedział przedstawicielowi Przebudźcie się!: „Z całą pewnością panowała atmosfera rywalizacji z ZSRR, ona też stanowiła silny bodziec dla wielu inżynierów, z którymi współpracowałem. Byliśmy dumni, że mamy swój wkład w lądowanie człowieka na Księżycu, zanim dokona tego Rosja. Niejeden z nas pracował w nadgodzinach bez dodatkowej zapłaty, byle tylko zmieścić się w terminach”.
Końcowy rezultat wszystkich tych wysiłków przeszedł już do historii: w lipcu 1969 roku Neil Armstrong i Edwin „Buzz” Aldrin pozostawili pierwsze ślady ludzkich stóp na gruncie księżycowym. To wspaniałe osiągnięcie zostało drogo okupione. Dnia 27 stycznia 1967 roku, w trakcie testowania statku przed lotem, wybuchł pożar członu sterowniczego, pozbawiając życia trzech astronautów. Niecałe trzy miesiące później zginął kosmonauta rosyjski Władimir Komarow podczas próby lądowania po 18-krotnym okrążeniu Ziemi. Jest to cena, którą od stuleci często płacą kobiety i mężczyźni uczestniczący w wyprawach badawczych. Pogoń za wiedzą i sławą kosztuje ich życie.
A jakie jeszcze postępy — poza podróżą na Księżyc — poczyniono w podboju kosmosu?
Badania planet
NASA wysłała w przestrzeń kosmiczną mnóstwo satelitów, które hojnie odpłaciły się poszerzeniem wiedzy o wszechświecie. Jest to jedna z korzyści, na którą wskazują naukowcy, żeby usprawiedliwić ogromne koszty lotów załogowych oraz sond kosmicznych. W marcu 1992 roku minęła 20 rocznica jednego z największych osiągnięć w podboju kosmosu — chodzi o start pierwszego próbnika kosmicznego wysłanego poza Układ Słoneczny. Pioneer 10, wystrzelony w roku 1972, wynagrodził wcześniejszą serię niepowodzeń jego poprzedników, ciągnącą się wstecz aż do roku 1958. Spodziewano się, iż próbnik będzie działał przez jakieś trzy lata. Tymczasem dzięki własnemu źródłu energii jądrowej w dalszym ciągu przesyła informacje na Ziemię. A jak napisał Nicholas Booth na łamach czasopisma New Scientist, „urzędnicy z NASA sądzą, że będą mogli śledzić tę sondę do końca stulecia. Można to określić mianem najbardziej udanej misji międzyplanetarnej”. Dlaczego Pioneer 10 jest taki wyjątkowy?
Próbnik ten został tak zaprogramowany, żeby przed opuszczeniem Układu Słonecznego wziął kurs na największą sąsiadującą z nami planetę, na Jowisza. Miał więc przed sobą blisko dwuletnią podróż długości około 779 milionów kilometrów. W okolice Jowisza dotarł w grudniu 1973 roku. Po drodze minął Marsa i przeszedł przez pas asteroid za jego orbitą. Zarejestrował 55 zderzeń z cząstkami pyłu, ale nie został uszkodzony. Inne urządzenia zmierzyły promieniowanie i pole magnetyczne wokół Jowisza.
Następnie wystrzelono statek Pioneer 11, który przeleciał obok Jowisza i podążył w stronę Saturna. Biorąc za punkt wyjścia wyprawy tych próbników, NASA wysłała dwie kolejne sondy: Voyager 1 i Voyager 2. Ujmując rzecz słowami Nicholasa Bootha, przesłały one „tak wielki potok informacji o układzie Jowisza, iż przyćmiły wyniki misji statków Pioneer”. A jak te sondy przekazują informacje na Ziemię?
Umożliwia to tak zwana Sieć Głębokiego Kosmosu — system śledzenia obiektów kosmicznych, składający się z anten parabolicznych o średnicy 64 metrów, które w miarę obrotu Ziemi kolejno przejmują zadanie wyławiania sygnałów. Anteny te są zainstalowane na terenie Hiszpanii, Australii i USA. Właśnie one umożliwiają dobry odbiór sygnałów radiowych ze statków kosmicznych.
Czy istnieje życie na Marsie?
Siłą napędową podboju kosmosu najwyraźniej dalej będzie intrygujące pytanie, które już od stuleci podsyca ludzką ciekawość: Czy w bezmiernym wszechświecie żyją gdzieś jeszcze istoty rozumne? Przez długi czas astronomowie i pisarze snuli domysły, czy istnieje życie na Czerwonej Planecie, na Marsie. Czego dowiodły w tej sprawie niedawne loty kosmiczne?
Próbniki kosmiczne z serii Mariner, wysyłane w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, przekazały zdjęcia Marsa. Następnie w roku 1976 człony lądujące sond Viking 1 i Viking 2 osiadły na tej planecie oraz — rzecz wprost niewiarogodna — przesłały informacje o skałach i gruncie. Jak je uzyskano? Dzięki zautomatyzowanemu laboratorium chemicznemu i biologicznemu, znajdującemu się w lądowniku. Próbki gruntu zostały pobrane przez manipulator, przeniesione na sondę i zbadane przez automatyczne laboratorium. Czy znaleziono jakieś życie lub chociaż cień szansy na jego istnienie? Co ujawniły zdjęcia i badania?
Bruce Murray, autor książek o astronomii i kosmonautyce, wyjaśnia: „Jałowej pustki tego terenu, fascynującego pod względem geologicznym, nie łagodziły żadne krzewy, kępki trawy, odciski stóp ani jakiekolwiek inne ślady życia. (...) Pomimo najstaranniejszych badań próbek gruntu (...), nie wykryto nawet jednej jedynej cząsteczki organicznej (...) Grunt Marsa jest o wiele bardziej sterylny niż jakiekolwiek miejsce na Ziemi. (...) Co najmniej przez kilka ostatnich miliardów lat na Marsie najprawdopodobniej nie było życia”.
Wszelkie dowody, których dostarczyły badania planet, skłoniły Murraya do następującego wniosku: „W Układzie Słonecznym faktycznie jesteśmy sami. Ziemia, ze swą unikalną okrywą wodną, jest oazą życia. Ani na Marsie, ani zapewne nigdzie indziej w Układzie Słonecznym nie mamy dalekich kuzynów w postaci bakterii”.
Jak wygląda Wenus?
Wenus przypomina wielkością Ziemię, lecz mimo to jest planetą nieprzyjazną dla ludzi. Astronom Carl Sagan nazywa ją „na wskroś odpychającym miejscem”. Górne warstwy chmur zawierają kwas siarkowy, atmosfera zaś składa się głównie z dwutlenku węgla. Ciśnienie atmosferyczne na powierzchni planety jest 90 razy większe niż na Ziemi, co równa się naciskowi wywieranemu przez słup wody niemal kilometrowej wysokości.
Czym jeszcze Wenus różni się od Ziemi? Carl Sagan w książce Cosmos pisze, iż Wenus obraca się „do tyłu, w przeciwnym kierunku niż pozostałe planety wewnętrzne Układu Słonecznego. Wskutek tego Słońce wschodzi na zachodzie, zachodzi na wschodzie, a od jednego wschodu Słońca do drugiego mija 118 dni ziemskich”. Powierzchnia planety ma temperaturę około 480 stopni Celsjusza, czyli jak mówi Sagan, jest „gorętsza od najbardziej rozgrzanego pieca domowego”. Począwszy od roku 1962 badano Wenus za pomocą różnych próbników z serii Mariner i Pioneer-Venus oraz radzieckich sond z serii Wenera.
Jednakże przy sporządzaniu map najlepsze wyniki przynosi penetracja Wenus za pomocą radaru zainstalowanego na próbniku kosmicznym Magellan, nadzorowanym przez Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA. Został on wystrzelony z wahadłowca Atlantis 4 maja 1989 roku. Po upływie 15 miesięcy ta wyjątkowa sonda dotarła do Wenus, a teraz okrąża ją co 3 godziny i 15 minut, wykonując zdjęcia radarowe, które przesyła na Ziemię. Stuart J. Goldman tak się wypowiedział na łamach czasopisma Sky & Telescope: „Nazwanie efektów misji sondy Magellan fenomenalnymi to stanowczo za mało. (...) W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy orbitowania ten automatyczny geodeta sporządził mapę 84 procent całej planety, i to z taką zdolnością rozdzielczą, że można odróżnić obiekty wielkości stadionu piłkarskiego. (...) Magellan przekazał żądnym wiedzy naukowcom niesłychaną ilość danych. Do początku 1992 roku wysłał 2,8 biliona bitów informacji. Jest to trzy razy więcej danych w postaci obrazów niż uzyskano we wszystkich poprzednich wyprawach międzyplanetarnych razem wziętych”.
Tak więc wystrzelenie robota podczas wyprawy wahadłowca z załogą ludzką dało nieprawdopodobne rezultaty. Jakie przyniosło korzyści? Poszerzoną wiedzę o naszym Układzie Słonecznym. A wszystko to za stosunkowo niską cenę, gdyż Magellan był poniekąd zbudowany z części zapasowych, z licznych pozostałości po sondach Voyager, Galileo i Mariner.
NASA a satelity szpiegowskie
Zdobywanie wiedzy naukowej to nie jedyny powód badania kosmosu. Inną siłą napędową jest chęć osiągnięcia przewagi militarnej nad potencjalnym wrogiem. Przez całe lata zarówno dawny ZSRR, jak i USA wykorzystywały programy kosmiczne do poszerzenia potencjału szpiegowskiego. W książce Journey Into Space (Podróż w przestrzeń kosmiczną) Bruce Murray mówi: „Orbita wokółziemska od początku była areną, na której przeprowadzano rozpoznanie i inne działania wojskowe i na której rozgrywało się nader poważne, strategiczne współzawodnictwo między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim”.
W książce Prescription for Disaster (Przepis na katastrofę) Joseph J. Trento donosi, iż „w roku 1971 CIA i lotnictwo wojskowe [USA] zaczęły projektować serię satelitów szpiegowskich nazywanych Keyhole [„dziurka od klucza”] lub KH. Pierwszy Keyhole został wystrzelony 19 grudnia 1976 roku”. Te satelity wykonujące zdjęcia fotograficzne mogły przebywać na orbicie przez dwa lata i przesyłać na Ziemię informacje w postaci cyfrowej. Jaka była ich skuteczność? Trento pisze dalej: „Miały tak dużą zdolność rozdzielczą, iż umożliwiały wyraźne odczytanie numerów na tablicach rejestracyjnych zaparkowanych samochodów. Ponadto satelitów tych używano do fotografowania radzieckich statków kosmicznych na orbicie oraz bombowców strategicznych podczas lotu”.
Skomplikowane wahadłowce
W ostatnich latach świat z zachwytem śledzi każdy start w przestrzeń kosmiczną wahadłowca z załogą. Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak niezwykle skomplikowana jest cała ta operacja? Ile rzeczy mogłoby zawieść, doprowadzając do katastrofy? Inżynierowie borykają się z najrozmaitszymi problemami, na przykład: w jaki sposób utrzymać podczas startu dostatecznie niską temperaturę silników, by nie stopiły się od własnego ciepła. „Przez kilka pierwszych lat prowadzenia prób jeden silnik po drugim topił się i eksplodował” — pisze Trento. Ponadto zapłon paliwa stałego w obu rakietach nośnych musi nastąpić dokładnie w tym samym momencie, gdyż w przeciwnym wypadku cały wahadłowiec zacząłby koziołkować i uległby zniszczeniu. Wymagania te z pewnością przyczyniły się do podniesienia kosztów całego przedsięwzięcia.
Pierwszy udany start nastąpił 12 kwietnia 1981 roku. Kiedy obaj członkowie załogi, John Young i Robert Crippen zajęli swe miejsca i zapięli pasy, każdy z trzech silników wahadłowca wytwarzał siłę ciągu 170 tysięcy kilogramów. Jak podaje Trento, niektórzy naukowcy myśleli wtedy: „Czy odniesiemy zwycięstwo, czy też nasze marzenia po kilku koziołkach wylądują w moczarach Florydy? Gdyby paliwo we wszystkich silnikach nie zapaliło się w ciągu sekundy, na płycie 39A wybuchłaby pożoga. (...) W chwili zero nastąpił zapłon paliwa. Biała para wodna przesłoniła widnokrąg i puściły blokady. Członkowie załogi usłyszeli ryk. Poczuli kołysanie pojazdu i uderzenie energii”. Udało się! „Po raz pierwszy w historii USA Amerykanie polecieli na pokładzie nie wypróbowanego zestawu rakiet. (...) Najbardziej skomplikowany pojazd, jaki kiedykolwiek skonstruowano, działał”. Narodziło się nowe pokolenie Kolumbów. Ale nie obyło się bez niebezpieczeństw — i bez zapłacenia wysokiej ceny. Poświadcza to katastrofa Challengera w roku 1986, w której zginęło siedmiu astronautów.
Podczas tamtego pierwszego lotu kolorowe zdjęcia wykazały, że w dolnej części statku orbitalnego poodpadały płytki osłony termicznej, które mają żywotne znaczenie, gdy przy ponownym wejściu w atmosferę jego powierzchnia rozgrzewa się do temperatury 1100 stopni Celsjusza. Chcąc ocenić wielkość uszkodzeń, naukowcy musieli się im dokładnie przyjrzeć. Ale za pomocą żadnej z kamer umieszczonych na Ziemi nie można było uzyskać wyraźnego obrazu uszkodzeń spodu Columbii. Jakie znaleziono rozwiązanie? Ponad wahadłowcem znajdował się na orbicie satelita szpiegowski KH-11. Postanowiono obrócić statek grzbietem do Ziemi, a spodem w stronę tego satelity. Wyniki przesłane na Ziemię upewniły pracowników NASA, że ubytki w poszyciu nie są zbyt duże. Misji nie groziło niebezpieczeństwo.
Wyprawy wahadłowców — w służbie pokoju czy wojny?
W całych dziejach NASA nie ustawały zmagania między tymi, którzy uważali ten urząd za środek pokojowego podboju kosmosu, a tymi, którzy upatrywali w nim głównie narzędzia umożliwiającego uzyskanie przewagi nad Rosjanami podczas zimnej wojny. Tę sprzeczność interesów streścił w roku 1982 Harold C. Hollenbeck, członek Izby Reprezentantów, który na posiedzeniu parlamentarnej Komisji do Spraw Nauki i Techniki powiedział: „Tragedia polega na tym, że Amerykanie nie zdają sobie sprawy, jak upolityczniony i zmilitaryzowany jest ten cywilny urząd do spraw astronautyki. (...) A przecież to dzięki cywilnemu zespołowi dotarliśmy na Księżyc (...) Jeśli chodzi o mnie, nie życzę sobie, aby program kosmiczny, pochłaniający góry złota, był częścią jakichś wojen gwiezdnych Pentagonu. (...) Mam tylko nadzieję, że następne pokolenie Amerykanów nie będzie wspominało nas, obecnych tutaj, jako przywódców, którzy siedzieli z założonymi rękami, gdy Ameryka zamieniała szczytne dążenia w międzygwiezdną machinę wojenną”.
Hollenbeck tak podsumował tarapaty, w jakie brnie człowiek: „Wyruszając w kosmos, wkroczyliśmy na dziewiczy teren, a teraz ciągniemy ku niebu ziemską nienawiść i urazy, jak gdyby człowiek miał prawo w każdym miejscu rozniecać wojnę”. Wielki biznes oraz koła polityczne i wojskowe starały się przejąć NASA. Z jej przyszłością związane są miliardy dolarów oraz tysiące miejsc pracy (i głosów w wyborach).
Nasuwa się teraz logiczne pytanie: Jakie korzyści daje ludzkości podbój kosmosu i co przyniesie przyszłość?
[Przypis]
a Nieudana inwazja na Kubę 17 kwietnia 1961 roku.
[Ilustracje na stronach 8, 9]
1) Pojazd księżycowy ze statku Apollo
2) Astronauta Edwin E. Aldrin jun. na pokładzie lądownika księżycowego (20 lipca 1969)
3) Hala Montażu Pojazdów, prawdopodobnie największa pojedyncza budowla na świecie
4) Wahadłowiec na gąsienicowym pojeździe transportowym w drodze na stanowisko startowe
5) Satelita tuż przed startem
6) Wahadłowiec „Challenger” z widocznym manipulatorem
7) Walentina Tierieszkowa, pierwsza kobieta w kosmosie
8) Jurij A. Gagarin, pierwszy człowiek w kosmosie
9) Manipulator pobiera próbki gruntu na Marsie
[Prawa własności]
Zdjęcia: 1-6 NASA; 7, 8 Tass/Sovfoto; 9 NASA/JPL
-
-
Podbój kosmosu — co przyniesie przyszłość?Przebudźcie się! — 1992 | 8 września
-
-
Podbój kosmosu — co przyniesie przyszłość?
PO UPADKU komunistycznego mocarstwa radzieckiego współzawodnictwo w podboju kosmosu niemal ustało. Niektórym naukowcom brakuje teraz pierwotnej motywacji — nie ma kogoś, kogo trzeba pokonać. Rosyjscy i amerykańscy specjaliści od kosmonautyki nie mówią już o rywalizacji, lecz o współpracy, o zsumowaniu wiedzy i umiejętności. Jednakże w dalszym ciągu istnieją cele, które warto osiągnąć, i pytania, które wymagają odpowiedzi. Wiele osób zastanawia się, jaki pożytek przynoszą ludzkości te ogromne sumy i wysiłki wkładane w badanie przestrzeni kosmicznej.
W pewnej publikacji wydanej przez NASA powiedziano, że w okresie ostatnich trzech dziesięcioleci „wystrzelono ponad 300 [bezzałogowych statków kosmicznych] w ramach programów obejmujących zarówno penetrację Układu Słonecznego, jak i udoskonalenie prognoz pogody, łączności ogólnoświatowej oraz badań bogactw naturalnych Ziemi”. Czy efekty uzasadniają przeznaczanie na te programy zawrotnych sum? NASA zapewnia, że przedsięwzięcia te „z nawiązką zwróciły poniesione nakłady czasu, pieniędzy i talentów technicznych”. Ponadto usprawiedliwia koszty słowami: „Około 130 000 Amerykanów znalazło zatrudnienie dzięki temu, że w związku z programami kosmicznymi prowadzone są badania nad ulepszeniem materiałów i farb ognioodpornych, nad zmniejszeniem odbiorników radiowych i telewizyjnych oraz przedłużeniem ich trwałości, nad wytrzymalszymi tworzywami sztucznymi, mocniejszymi klejami, nad elektronicznymi urządzeniami kontrolnymi dla pacjentów szpitali, nad udoskonaleniem techniki komputerowej, jak również w innych dziedzinach”.
Inną uboczną korzyścią z programów kosmicznych są bardziej szczegółowe mapy ukazujące powierzchnię Ziemi, a nawet to, co się znajduje pod jej powierzchnią. W czasie drugiego lotu wahadłowca przeprowadzono eksperyment „z zastosowaniem stosunkowo prostego urządzenia do zapisu optycznego”. „Miały to być nieskomplikowane badania geologiczne przy użyciu radaru odwzorowującego rzeźbę terenu” (J. J. Trento, Prescription for Disaster). Przyniosły one jednak pewną niespodziankę: „Kiedy po powrocie statku obrazy (...) zostały przetworzone, spostrzeżono drogi i ulice starożytnego miasta pogrzebanego pod piaskami Sahary. Odkryto zaginioną cywilizację”. Ale wszyscy odnosimy jeszcze inny pożytek z lotów kosmicznych.
Jaka będzie pogoda?
Codzienna prognoza pogody przy użyciu map i pomocy wizualnych jest dla większości telewidzów czymś zupełnie naturalnym. Jakże jednak zwiększa możliwość zaplanowania sobie każdego dnia! Kiedy zbliża się sztorm lub ma padać deszcz czy śnieg, zazwyczaj wiadomo o tym kilka godzin wcześniej — a to dzięki satelitom meteorologicznym umieszczonym na orbicie okołoziemskiej.
Satelity meteorologiczne przekazują informacje o pogodzie na Ziemi już od 30 lat. W pewnym wydawnictwie NASA powiedziano: „Satelity te nie tylko pozwalają lepiej zrozumieć nasze środowisko, lecz także pomagają chronić nas przed zagrożeniem z jego strony”. Dalej przypomniano, iż w roku 1969 Nizinę Zatokową w stanie Missisipi nawiedził huragan, powodując straty materialne w wysokości 1,4 miliarda dolarów. „Jednakże dzięki satelitarnym prognozom pogody straciło życie tylko 256 osób, przy czym większość z nich mogłaby się uratować, gdyby usłuchała wcześniejszych ostrzeżeń i opuściła tamten teren”. Z dobrodziejstw tych niewątpliwie mogłyby korzystać także inne rejony Ziemi, systematycznie nawiedzane przez śmiercionośne monsuny i sztormy.
Specjaliści od kosmonautyki nie interesują się jedynie takimi ubocznymi korzyściami dla mieszkańców Ziemi. Ich zamysły sięgają daleko wyżej. Co więc przyniesie przyszłość w dziedzinie podboju kosmosu?
Stacja kosmiczna — prawdziwe wyzwanie
Wielu naukowców zajmujących się kosmonautyką uważa, iż szczególnie potrzebna jest stacja kosmiczna z prawdziwego zdarzenia. NASA szacuje, że budowana obecnie stacja Freedom będzie do roku 2000 wymagać nakładów w wysokości 30 miliardów dolarów. A ponieważ prace trwają już od kilku lat, wydano na nią do tej pory — według NASA — 9 miliardów dolarów. Ale w jaki sposób konstruktorzy umieszczą ją na orbicie? Ocenia się, że wahadłowce amerykańskie musiałyby wykonać co najmniej 17 lotów załogowych, aby wynieść w kosmos kolejne segmenty stacji Freedom. Byłoby to bardzo kosztowne i długotrwałe przedsięwzięcie. Czy istnieje jakieś inne rozwiązanie?
Niektórzy sugerują, żeby Rosjanie i Amerykanie zjednoczyli siły i przetransportowali stację Freedom na potężnych rosyjskich rakietach Energia. Te „20-piętrowe latające drapacze chmur”, jak je nazwał dziennikarz gazety The New York Times Serge Schmemann, mogłyby przyśpieszyć realizację programu budowy amerykańskiej stacji kosmicznej. Rosjanie potrzebują amerykańskich dolarów, a tutaj mieliby szansę zrobienia dobrego interesu. Czasopismo U.S.News & World Report podaje: “Sześć bezzałogowych Energii mogłoby tanio i bez narażania życia ludzkiego wynieść w kosmos całą stację”.
USA i Federacja Rosyjska nie są rzecz jasna jedynymi państwami uczestniczącymi w podboju kosmosu. Wymieńmy choćby Europejską Agencję Kosmiczną, która za pośrednictwem francuskiego stowarzyszenia Arianespace patronuje budowie rakiet jednokrotnego użytku, służących do wystrzeliwania satelitów w celach komercyjnych. Również Japonia sięga ku gwiazdom, a zgodnie z informacjami opublikowanymi niedawno w tygodniku Asiaweek „do końca bieżącego stulecia zamierza stać się pierwszym państwem azjatyckim, które umożliwi stałe przebywanie człowieka w kosmosie”. Pierwszy oficjalny astronauta japoński, Mamoru Mohri, ma się udać w siedmiodniową podróż kosmiczną z przylądka Canaveral na Florydzie jeszcze w roku 1992. To samo doniesienie mówi, iż „misja ta stanowi ważny etap wstępny przed planowanym przez Japonię wsparciem budowy [amerykańskiej] stacji kosmicznej Freedom”. Przy tym przedsięwzięciu będą też współpracować naukowcy europejscy i kanadyjscy.
Zaludnianie planet
Kolejnym ambitnym projektem, który rozpala wyobraźnię wielu osób, jest zaludnianie i eksploatacja innych planet. George Henry Elias, autor książki Breakout Into Space—Mission for a Generation (Ekspansja w kosmos — misja dla pokolenia), pisze: „Dla przetrwania naszego gatunku konieczne jest stworzenie cywilizacji międzyplanetarnej. (...) My, ludzie, zajmujemy obecnie całą planetę, czas więc przenieść się do większego domu. Czeka na nas pusty Układ Słoneczny”. Na początek Elias spogląda w stronę Marsa.
Do osób absolutnie przekonanych, że człowiek powinien udać się na Marsa, należy były astronauta Michael Collins; w roku 1966 był on pilotem Gemini 10, a potem statku macierzystego Apollo 11, którym ludzie polecieli na Księżyc. W swej książce Mission to Mars (Wyprawa na Marsa) Collins oświadczył: „Wydaje się, iż Mars jest przyjazny, przystępny, a nawet nadaje się do zamieszkania”.
Bruce Murray, wieloletni dyrektor Laboratorium Napędu Odrzutowego w Pasadenie, gorąco opowiada się za wspólną, amerykańsko-rosyjską wyprawą na Marsa. Jako współzałożyciel Stowarzyszenia Planetarnego, poparł niedawno akcję pod nazwą „Razem na Marsa”. Powiedział: „Mars to planeta przyszłości. Otworzy pole do działania następnym pokoleniom łowców przygód”.
Marshall Brement, były ambasador USA w Islandii, pisze: „W tej dziedzinie [badań kosmosu] oba kraje mogą się od siebie wiele nauczyć. Radziecki program lotów załogowych nie ma sobie równych; do radzieckich kosmonautów należą wszystkie rekordy długości przebywania na orbicie. (...) Zaangażowanie się obu państw we wspólną budowę stacji księżycowej, w lot wokół Wenus i lądowanie na Marsie mogłoby mieć ogromną wartość dla nauki”.
Stowarzyszenie Planetarne, którego współzałożycielem jest Carl Sagan, astronom z Uniwersytetu Cornella, opublikowało „Deklarację marsjańską”, zawierającą słowa: „Mars to sąsiedni świat, najbliższa planeta, na której człowieczy odkrywcy mogliby bezpiecznie wylądować. (...) Mars to skarbnica informacji naukowych — mających wielkie znaczenie same w sobie, lecz także z powodu światła, które mogą rzucić na pochodzenie życia i na ochronę środowiska ziemskiego”. Naukowców intryguje tajemnica pochodzenia życia. Nie zadowala ich prosta odpowiedź biblijna: „Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, przyjąć chwałę i cześć, i moc, ponieważ Ty stworzyłeś wszystko, i z woli twojej zostało stworzone, i zaistniało” (Objawienie 4:11; Rzymian 3:3, 4).
Wyłaniające się trudności
Jednakże zarówno Murray, jak i inni uczeni zdają sobie sprawę z różnych trudności, które wyłoniłyby się przy tak długich lotach międzyplanetarnych. Na przykład żeby dotrzeć na Marsa, astro- i kosmonauci potrzebowaliby około roku. Wobec tego podróż w obie strony zajęłaby co najmniej dwa lata, pomijając czas spędzony na Marsie. Skutki nieważkości nie są jeszcze w pełni poznane. Jak podaje pewna publikacja NASA, „należą do nich: ubytek określonych substancji mineralnych w kościach, zanik mięśni następujący przy braku ćwiczeń fizycznych oraz zespół przystosowania do warunków kosmicznych, będący formą choroby lokomocyjnej, występującą jedynie podczas lotów w kosmos”.
Jak dotąd żaden człowiek nie znajdował się tak długo w stanie nieważkości. Jednakże kosmonauci rosyjscy prowadzą eksperymenty w tej dziedzinie. W dniu 25 marca 1992 roku powrócił na Ziemię 33-letni Siergiej Krikaliew, który przez dziesięć miesięcy przebywał w rosyjskiej stacji kosmicznej Mir. Po opuszczeniu kabiny-lądownika nieco się chwiał na nogach, niemniej udowodnił, że człowiek może przeżyć długi okres nieważkości. Ale Rosjanie odkryli, iż nieważkość nie jest jedyną trudnością, której muszą stawić czoło astro- i kosmonauci.
Kiedy grupa osób przebywa jakiś czas w ciasnym pomieszczeniu, wcześniej czy później występują nieporozumienia z powodu różnic osobowości oraz trudności natury psychologicznej. Książka Outbound (W przestworza), opublikowana w serii Voyage Through the Universe (Podróże po wszechświecie) przez wydawnictwo Time-Life, oznajmia: „Z każdym tygodniem wyprawy wzrasta drażliwość. W trakcie misji [radzieckiej] stacji Salut kontrolerzy naziemni spostrzegli, że kosmonautów coraz bardziej drażniły głupie ich zdaniem pytania. (...) Podczas długiej wyprawy Greczki i Romanienki, rozpoczętej w roku 1977, w ośrodku naziemnym utworzono ‚grupę pomocy psychologicznej’, nadzorującą zdrowie psychiczne kosmonautów”. Greczko powiedział: „Do rzeczy najszkodliwszych należy współzawodnictwo w gronie załogi, zwłaszcza gdy każdy stara się wykazywać, że jest najlepszy”. Następnie dodał, iż w przestrzeni kosmicznej „nie ma żadnej możliwości odreagowania. Tam jest to o wiele bardziej niebezpieczne”.
Tak więc każda długotrwała podróż międzyplanetarna będzie wymagała opanowania delikatnej sztuki pogodzenia ze sobą wszystkich wchodzących w grę czynników naukowych, technicznych i psychologicznych. Ludziom nie jest łatwo znosić siebie nawzajem tu na Ziemi — o ileż trudniejsze by to było w ciasnym statku kosmicznym (porównaj Kolosan 3:12-14).
Czy człowiek dotrze kiedyś do planet?
Słynny serial amerykański Star Trek (Gwiezdna wędrówka) wzbudził u milionów osób tęsknotę za podróżami kosmicznymi. Jakie są widoki na to, że człowiek podbije kiedyś inne planety? Trzeba wziąć pod uwagę dwa punkty widzenia — ludzki i Boży. Biblia mówi przecież, iż to Jehowa „uczynił niebo i ziemię! Niebiosa są niebiosami Pana, ale ziemię dał synom ludzkim” (Psalm 115:15, 16; 1 Mojżeszowa 1:1).
Przekonaliśmy się już, że sporo naukowców optymistycznie zapatruje się na możliwość dotarcia na Marsa i założenia tam kolonii. Ludzka ciekawość i żądza wiedzy bez wątpienia nadal będą pobudzały mężczyzn i kobiety do tego, by rozszerzać granice poznania. Według danych opublikowanych przez NASA jednym z zadań kosmicznego teleskopu Hubble’a jest „szukanie innych światów, innych galaktyk i początków samego wszechświata”. NASA podaje też: „Perspektywy działalności w kosmosie w XXI wieku są fascynujące i stanowią wyzwanie. Możemy sobie wyobrazić takie ważne dokonania, jak fabryki na orbicie, bazy księżycowe i wyprawy załogowe na Marsa. Obecnie, gdy granice przestworzy zostały przekroczone, nie ma już powrotu”.
A co można powiedzieć o tej sprawie z biblijnego punktu widzenia? Człowiek otrzymał od Boga polecenie, by ‛się rozmnażał i napełniał ziemię’ (1 Mojżeszowa 1:28). Jednocześnie obdarzony został inteligencją i nienasyconym pragnieniem dowiedzenia się czegoś więcej o swoim otoczeniu, a więc między innymi o biosferze, stratosferze i jeszcze odleglejszych obszarach. Otoczenie to obejmuje nasz niewielki Układ Słoneczny i położone dalej gwiazdy. Około trzech tysięcy lat temu król Dawid napisał pod wpływem natchnienia: „Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym — syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” (Psalm 8:4, 5, BT).
Niedawno teleskop Hubble’a przekazał obraz gigantycznej galaktyki M87. Opisano ją jako plamkę światła złożoną z dwóch bilionów gwiazd! Czy potrafisz sobie uzmysłowić tę liczbę? A jak daleko jest do M87? Pięćdziesiąt dwa miliony lat świetlnych od Ziemi — „stosunkowo blisko, biorąc pod uwagę międzygalaktyczną miarę odległości!” Spójrzmy prawdzie w oczy: Człowiek i Ziemia są nieskończenie mali w porównaniu z niewyobrażalnym bezmiarem wszechświata! To, co Jehowa czyni i jeszcze uczyni w całych tych bezkresnych przestworzach, przekracza naszą obecną zdolność pojmowania. Wprawdzie człowiek ma ambicje podbić kosmos, ale najpierw musi być rozwiązana w wyniku interwencji Bożej pewna kwestia sporna, która została podniesiona na naszej planecie (Objawienie 16:14-16).
Kwestia sporna wymagająca rozwiązania
W kwestii tej chodzi o dokonanie wyboru między panowaniem Boga a panowaniem Szatana. Właśnie dlatego Świadkowie Jehowy obwieszczają po całym świecie, że Bóg wkrótce musi podjąć działania i oczyścić Ziemię z niegodziwości, zepsucia, morderstw, przemocy i wojen (Marka 13:10; 2 Koryntian 4:4).
Astronauci, którzy oglądali naszą Ziemię z kosmosu, z odległości setek kilometrów, podziwiali urok tego klejnotu wśród planet. Z tamtej wysokości nie widać na Ziemi żadnych granic politycznych, dzielących ludzi. Jest ona jednym, pięknym ogólnoświatowym domem rodziny człowieczej. Tymczasem istnieje na niej świat pełen chciwości, zawiści, kłamstwa, wyzysku, niesprawiedliwości, terroru, strachu, przestępstw i gwałtu. Czego potrzeba, by ludzkość odzyskała rozum?
Z Biblii wynika, że Jehowa Bóg, Twórca i Właściciel Ziemi, wkrótce podejmie działania przeciwko buntowniczym i nieposłusznym dzierżawcom tej planety. Jedynie osoby naprawdę pokorne ocaleją i odziedziczą Ziemię. Dopiero wtedy będziemy mogli się przekonać, jakie jeszcze zamierzenia ma Bóg wobec posłusznej rodziny ludzkiej (Psalm 37:11, 29; Objawienie 11:18; 16:14-16).
[Ramka na stronie 14]
Na ratunek satelicie
W MAJU tego roku NASA osiągnęła spory sukces, gdy trzej astronauci z wahadłowca Endeavor wyszli w przestrzeń kosmiczną i schwytali 4-tonowego satelitę telekomunikacyjnego, nad którym wcześniej utracono kontrolę. Przetransportowali go do ładowni, gdzie został wyposażony w nowy silnik rakietowy. Następnie satelitę wystrzelono na wyższą orbitę, po czym sprowadzono niżej na właściwą pozycję, znajdującą się na wysokości 35 900 kilometrów nad Ziemią.
[Ilustracje na stronie 15]
1) Artystyczna wizja stacji kosmicznej „Freedom”.
2) Międzyplanetarni podróżnicy będą musieli sobie radzić z nieważkością.
3) Ziemia widziana z Księżyca.
4) Wenus.
5) Mars
[Prawa własności]
Zdjęcia: 1-4 NASA; 5 NASA/JPL
-