-
Samotność — ukryte cierpieniePrzebudźcie się! — 1994 | 8 marca
-
-
Samotność — ukryte cierpienie
CZY potrafiłbyś rozpoznać ich w tłumie? Czy widać to na ich twarzach? A może witając się z tobą, maskują wszystko uśmiechem? Czy odgadłbyś coś po ich pozie lub sposobie chodzenia? Popatrz na tego starszego pana, siedzącego w pojedynkę na ławce w parku, albo na tę młodą kobietę, która sama zwiedza muzeum sztuki — czy przypadkiem nie dręczy ich samotność? Przyjrzyj się matce z córką i wnuczką, oglądającym wystawy sklepowe: wydają się zadowolone, ale czy tak jest na pewno? Pomyśl o swych współpracownikach. Sprawiają wrażenie ludzi szczęśliwych, zaznających ciepła rodzinnego i prowadzących dostatnie życie. Czy przypadkiem któryś z nich nie mógłby szczerze o sobie powiedzieć: „Jestem samotny”? A jakie istnieje prawdopodobieństwo, że ten radosny, pełen życia nastolatek czuje się osamotniony? Odpowiedzi na te pytania mogą cię zaskoczyć.
„Samotny” to między innymi „osamotniony, opuszczony”, a z kolei synonimem przymiotnika „opuszczony” jest wyraz „opustoszały” lub „pusty” (Słownik języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego). Słowa te mogą sugerować, że osobie samotnej czegoś brak, że odczuwa pustkę, choć nie zawsze świadczy o tym jej powierzchowność. Pewna uczona zauważyła: „W naszym społeczeństwie samotność jest czymś, co utrzymujemy w tajemnicy, niekiedy nawet przed sobą. Jest jak wstydliwe piętno. Twierdzi się, że ludzie samotni są sami sobie winni. W przeciwnym razie z pewnością mieliby mnóstwo przyjaciół, nieprawdaż?” Czasem rzeczywiście może tak być, zwłaszcza gdy inni nie są w stanie spełnić naszych wygórowanych oczekiwań lub wymagań.
Samotne kobiety
Znawcy przedmiotu zdają się być zgodni co do tego, że kobiety w każdym wieku — szczególnie mężatki — oczekują od życia więcej niż mężczyźni. Jest rzeczą zrozumiałą, iż wdowy, rozwódki lub starsze niezamężne kobiety są czasem samotne. Ale co powiedzieć o na pozór szczęśliwych żonach i matkach? Zastanówmy się na przykład nad pełną goryczy wypowiedzią 40-letniej nauczycielki: „Nie mam czasu dla przyjaciół i ogromnie mi ich brak. Ale nawet mówić o tym nie jest łatwo. Jak tu się użalać na samotność (...)? Bądź co bądź mam wspaniałego męża, cudowne dzieci, piękny dom i pracę, którą kocham. Jestem dumna z tego, co osiągnęłam. Mimo to odczuwam pewien niedosyt”.
Nawet gdy żona szczerze kocha swego męża, jest mu oddana i cieszy się jego wzajemnością, miłość ta nie zawsze zaspokaja wszelkie jej potrzeby towarzyskie. Wspomniana już nauczycielka wyjaśniła: „Chociaż mąż jest moim najlepszym przyjacielem, nie zastąpi mi serdecznych przyjaciółek. Mężczyźni słuchają, natomiast kobiety się wsłuchują. Mąż nie stara się dowiedzieć, jak bardzo mi coś ciąży na sercu. Zaraz próbuje znaleźć jakieś rozwiązanie. Tymczasem przyjaciółki pozwolą mi wszystko opowiedzieć. A niekiedy po prostu odczuwam potrzebę mówienia”.
Kiedy wskutek śmierci lub rozwodu kobieta straci kogoś ukochanego, może popaść w silny rozstrój emocjonalny. Ogarnia ją uczucie osamotnienia. Zrozpaczona wdowa lub rozwódka musi nie tylko prosić o pomoc rodzinę i przyjaciół, lecz także zebrać wszystkie siły, aby się dostosować do nowej rzeczywistości. Chociaż nie sposób zapomnieć o poniesionej stracie, nie można jednak pozwolić, by odbierała chęć do życia. Specjaliści stwierdzili, że ludzie o silnej osobowości na ogół szybciej przezwyciężają uczucie osamotnienia.
Kto doświadcza większego bólu: rozwiedzeni czy wdowcy? Zdania na ten temat są podzielone. W czasopiśmie 50 Plus napisano: „Zawsze gdy do naszych grup wzajemnej pomocy, utworzonych z ludzi owdowiałych, zapraszamy osoby rozwiedzione, wywiązuje się dyskusja, kto bardziej cierpi. Kiedy wdowiec lub wdowa twierdzi: ‚Ale przynajmniej twój partner żyje’, osoba rozwiedziona odpowiada: ‚Ale ciebie nie porzucono tak, jak mnie. Nie masz poczucia klęski’”.
Samotni mężczyźni
Mężczyźni nie mogą się poszczycić, że w zmaganiach z osamotnieniem są silniejsi od kobiet. „Mężczyźni próbują się uporać ze swym problemem raczej od strony fizycznej niż uczuciowej” — oświadczyła Anne Studner z Sekcji Osób Owdowiałych w Amerykańskim Stowarzyszeniu Emerytów i Rencistów. „Kobieta milion razy opowie swą historię, natomiast mężczyzna zamiast zrzucić z siebie smutek, spróbuje się raczej powtórnie ożenić”. Terapeuci muszą często poświęcić wdowcom sporo czasu, zanim ci zaczną pomału mówić o swych odczuciach.
Ponadto specjaliści ustalili, że mężczyźni — w przeciwieństwie do kobiet — na ogół szukają powierników wśród osób płci odmiennej. Doktor Ladd Wheeler z uniwersytetu w Rochester, zajmujący się problemem samotności, oświadczył, iż mężczyźni w kontaktach ze sobą nie są dostatecznie otwarci, by stworzyć silniejszą więź emocjonalną. „Fakt, że wdowcy i rozwodnicy zawierają małżeństwa zazwyczaj znacznie szybciej niż wdowy i rozwódki, można tłumaczyć między innymi chęcią ucieczki od przytłaczającego poczucia odosobnienia, wywołanego stratą żony, i wynikłym stąd dążeniem do zaprzyjaźnienia się z kobietą” (50 Plus).
Samotna młodzież
Dzieci i młodzież także ogarnia często uczucie samotności, niejednokrotnie z tych samych powodów, co ludzi dorosłych. Przyczyną może być rozstanie z przyjaciółmi wskutek przeprowadzki, poczucie braku akceptacji ze strony kolegów z nowej szkoły lub braku miłości rodzicielskiej, przynależność etniczna i wyznawana religia, rozwód rodziców, odrzucenie przez osoby płci przeciwnej — wszystkie te czynniki szczególnie wpływają na powstawanie uczucia osamotnienia.
Najmłodsi potrzebują towarzyszy zabaw. Niezbędne jest im wsparcie emocjonalne i zrozumienie, miłość i zapewnienia o ich własnej wartości. Muszą wiedzieć, że inni są lojalni i godni zaufania. Będąc kochani, czują się bezpieczni i sami uczą się okazywania miłości. Źródłem wsparcia bywa nie tylko rodzina czy rówieśnicy, ale nawet ulubione zwierzęta.
Jednakowo silne uczucie samotności może opanować każdego — zarówno chłopców, jak i dziewczęta, pierwszoklasistów ze szkół podstawowych na równi z młodzieżą szkół średnich; jego przyczyną często bywa poczucie braku akceptacji ze strony rówieśników. „Czuję się źle, ponieważ jestem sama i z nikim nie rozmawiam” — żali się uczennica szkoły średniej. „Słucham, co mówi nauczyciel, odrabiam lekcje, i to wszystko. Podczas przerw po prostu siedzę w klasie i rysuję lub robię cokolwiek. Wszyscy ze sobą rozmawiają, tylko do mnie nikt się nie odzywa. (...) Wiem, że nie mogę się izolować bez końca. Ale na razie jest tak, jak jest”.
Nie zawsze jednak winę można przypisywać drugim, zarzucając im chłód i wyniosłość. Czasami ktoś nie potrafi się zachować w towarzystwie — na przykład jest bardzo nieśmiały, pobudliwy, wybuchowy bądź ma problemy w kontaktach z rówieśnikami. Samotność ogromnie dokucza też dzieciom niepełnosprawnym, bez względu na wiek, chyba że są z natury energiczne i towarzyskie.
Trzeba pomóc samemu sobie
Dolores Delcoma, zajmująca się oświatą zdrowotną na uniwersytecie w Fullerton w stanie Kalifornia, trafnie wypowiedziała się na temat czyichś prób przezwyciężenia uczucia samotności: „Musi się zdobyć na wysiłek i zrozumieć, że to problem osobisty, gdyż mimo szczerych wysiłków otoczenia i tak jedynym człowiekiem, który może mu pomóc wydobyć się ze skorupy, jest on sam”.
Zdaniem doktora Warrena Jonesa samotność częściej doskwiera osobom, które mają trudności z przystosowaniem: „Ludzie ci bezwiednie postępują w sposób uniemożliwiający zadzierzgnięcie z nimi bliskiej więzi. Niektórzy nie umieją słuchać i nikogo nie dopuszczają do głosu. Są zazwyczaj bardziej krytyczni względem siebie i otoczenia. Zadają mniej pytań i często niszczą przyjaźń przez mówienie rzeczy przykrych i odpychających”.
Oprócz tej grupy ludzi — mających na ogół zaniżone poczucie własnej wartości — są też i tacy, którym brak ogłady potrzebnej do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Terapeutka Evelyn Moschetta powiedziała o nich: „Samotni nie mają o sobie zbyt dobrego mniemania. Z góry zakładają, że zostaną odepchnięci, i nie próbują występować z inicjatywą”.
Jednakże wbrew utartym opiniom specjaliści stwierdzili, iż starszym osobom obojga płci samotność dokucza mniej niż młodszym. Nie wiadomo dokładnie, jakie są tego przyczyny. Ustalono również, że starzy czują się osamotnieni raczej wskutek braku przyjaciół niż krewnych. „Nie jest tak dlatego, iż więzy rodzinne są dla starszych ludzi nieważne. W razie potrzeby proszą krewnych o pomoc. Lecz choćby mieli liczną rodzinę udzielającą im wsparcia, będą się czuć ogromnie samotni, jeśli braknie im przyjaciół”.
Potrzebni są bliscy przyjaciele
Bez względu na wiek mamy niekiedy potrzeby, których nie potrafi zaspokoić bliższa ani dalsza rodzina, lecz tylko serdeczny przyjaciel — ktoś, komu można się zwierzyć i wyznać swe tajemnice bez obawy, że nas zrani. Gdy brakuje powiernika, uczucie samotności często się potęguje. Właśnie o takiej osobie pisarz amerykański Ralph Waldo Emerson napisał: „Przyjaciel to ktoś, przy kim mogę głośno myśleć”. Jest to człowiek, któremu możesz powiedzieć o sobie wszystko bez lęku, że ujawni twe zwierzenia lub je wykorzysta, by cię skompromitować bądź pośmiać się z innymi twoim kosztem. Czasami wierzymy w czyjąś lojalność, tymczasem on zawodzi nasze zaufanie, lecz niejeden „przyjaciel jest bardziej przywiązany niż brat”, a tacy ‛nie wydają cudzej tajemnicy’ (Przypowieści 18:24; 25:9).
Wiele ludzi chce uchodzić za „twardzieli”, którym nikogo nie potrzeba. Utrzymują, że są niezależni i samowystarczalni. Często jednak łączą się w grupy z ludźmi o podobnie silnych charakterach. Dzieci zapisują się do kółek zainteresowań, urządzają miejsca spotkań, tworzą „paczki”. Młodzież skupia się w gangach motocyklowych. Przestępcy trzymają się kompanów, którzy ich nie wydadzą. Osoby mające problemy z piciem przyłączają się do Anonimowych Alkoholików. Otyli zapisują się do klubów dla odchudzających się. Człowiek jest istotą społeczną: pragnie należeć do grupy, aby znaleźć w niej oparcie. A jeśli dręczą go jakieś kłopoty, garnie się do ludzi z podobnymi przeżyciami. Samotność jest znienawidzona przez wszystkich. Co więc począć, gdy się jest samotnym?
[Napis na stronie 21]
„Samotni nie mają o sobie zbyt dobrego mniemania”
-
-
Samotność — czy zdecydowałeś się z nią walczyć i zwyciężyć?Przebudźcie się! — 1994 | 8 marca
-
-
Samotność — czy zdecydowałeś się z nią walczyć i zwyciężyć?
CZY jesteś samotny? Są w życiu chwile, kiedy uczucie osamotnienia jest całkiem naturalne, bez względu na to, czy się żyje w stanie wolnym czy w związku małżeńskim, czy jest się kobietą, mężczyzną, starym czy młodym. Warto też sobie uświadomić, że gdy ktoś pozostaje sam, wcale nie musi być osamotniony. Uczucie to nie doskwiera ani naukowcowi pochłoniętemu dociekaniami, ani też artyście tworzącemu dzieło, choć obaj pracują w pojedynkę. Cenią sobie chwile samotności niczym towarzystwo najlepszego przyjaciela.
Przyczyna uczucia samotności tkwi nie tyle w naszym otoczeniu, ile w nas samych. Może być ono skutkiem przygnębiającego wydarzenia — śmierci, rozwodu, utraty pracy lub innego nieszczęścia. Jeżeli jednak pielęgnujemy pozytywny stosunek do życia, prawdopodobnie uczucie to zacznie stopniowo tracić na sile, aż w końcu może nawet zupełnie wygasnąć, co będzie oznaczać przystosowanie się i pogodzenie ze stratą.
Uczucia rodzą się pod wpływem rozmyślań. Kiedy minie pierwszy ból spowodowany stratą, gdy osłabną wywołane przez nią emocje, trzeba zająć umysł czymś, co pokrzepi oraz pozwoli odzyskać siły potrzebne do podążania naprzód.
Zbierz siły i zacznij działać. Możesz zrobić wiele dobrego. Interesuj się więc ludźmi. Zatelefonuj do kogoś. Napisz list. Przeczytaj książkę. Zaproś gości. Podyskutuj z kimś. Jeśli chcesz mieć przyjaciół, sam musisz być przyjacielem. Aby nawiązać kontakt z otoczeniem, trzeba sięgnąć do własnego wnętrza. Okazuj życzliwość w drobnych sprawach. Powiedz drugim coś pokrzepiającego. Przekonasz się wtedy o prawdziwości słów Jezusa: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Spełni się też na tobie przysłowie: „Kto innych pokrzepia, sam będzie pokrzepiony” (Dzieje 20:35, BT; Przypowieści 11:25).
Sam musisz działać
Uważasz, że to trudne? Łatwiej powiedzieć niż zrobić? Ale przecież tak jest ze wszystkim, co rzeczywiście ma jakąś wartość. Właśnie dlatego czyniąc to, odczuwasz prawdziwą satysfakcję. Trzeba się zdobyć na specjalny wysiłek, dać cząstkę samego siebie, a to uszczęśliwia. Jeśli chcesz przezwyciężyć ogarniające cię uczucie samotności, sam musisz działać w tym kierunku. W czasopiśmie Modern Maturity napisano: „Nikt inny nie jest odpowiedzialny za twą samotność; jedynie ty możesz się jej przeciwstawić. Wzbogać swe życie o jedną przyjaźń. Wybacz komuś, kto twoim zdaniem cię skrzywdził, napisz list lub zatelefonuj. Tylko ty sam potrafisz odmienić swój los. Nikt inny nie zdoła tego za ciebie zrobić”. Autor cytuje dalej fragment nadesłanego listu, który jego zdaniem „trafia w sedno sprawy: ‚Mówię ludziom, że to właśnie od nich zależy, by ich życia nie przytłaczało poczucie osamotnienia i straconych szans. Trzeba działać’”.
Przyjaciół, którzy mogą ci pomóc, znajdziesz nie tylko wśród ludzi. Pewien lekarz weterynarii oświadczył: „Największym problemem starszej generacji nie są dolegliwości fizyczne, lecz poczucie osamotnienia i odtrącenia. Dzięki (...) towarzystwu ulubionych zwierząt (na przykład psów) ludzie ci mogą prowadzić bardziej celowe i sensowne życie w okresie, kiedy nierzadko zostają odsunięci od społeczeństwa”. W czasopiśmie Better Homes and Gardens powiedziano: „Zwierzęta okazują się przydatne w leczeniu osób z zachwianą równowagą emocjonalną; ich obecność skłania chorych fizycznie, niepełnosprawnych, ułomnych, a także samotnych i starszych do prowadzenia aktywniejszego życia”. W innym periodyku napisano o ludziach, którzy od niedawna opiekują się zwierzętami: „Pacjentom mniej dokuczały lęki; swym ulubieńcom mogli okazywać miłość bez obawy, że zostaną odtrąceni. Później zaczęli nawiązywać kontakty z innymi ludźmi, rozmawiając początkowo o pielęgnacji zwierząt. Zrodziło się u nich poczucie odpowiedzialności. Uświadomili sobie, że są potrzebni, ponieważ coś od nich zależy”.
Osoby, którym dokucza samotność, aż nazbyt często nie zdobywają się na dostateczny wysiłek, by pomóc samym sobie i otrząsnąć się z rozpaczy. Są bierne i przejawiają niechęć do wytężonej pracy nad sobą, jeśli jednak chciałyby zrozumieć rzeczywiste przyczyny swego stanu, jest ona wręcz niezbędna. Doktor James Lynch pisze o odrzucaniu rad, rzekomo trudnych do wprowadzenia w czyn: „Z natury na ogół nie jesteśmy skłonni słuchać wskazówek, które nam nie odpowiadają, a w każdym razie nie lubimy się do nich stosować”. Ktoś być może pragnie się uwolnić od uczucia samotności, zarazem jednak nie chce się zmobilizować, by je przezwyciężyć.
Zachowuj się tak, jak chcesz się czuć
Pokonywanie silnego przygnębienia wymaga ciągłego zabiegania o pogodę ducha i życzliwe usposobienie (porównaj Dzieje 20:35). W tym celu trzeba się ocknąć z letargu spowodowanego uczuciem osamotnienia i na przekór dotychczasowym skłonnościom zacząć działać. Spróbuj się wprawić w dobry nastrój, zatańcz albo zaśpiewaj wesołą piosenkę. Zajmij się czymś, co ci sprawia radość. Rób to jak najczęściej, nie ograniczaj się w tym względzie, niech ponure myśli ustąpią pod naporem wesołych. A o czym rozmyślać, by dodać sobie otuchy?
Na przykład o tym, co napisano w Liście do Filipian 4:8: „W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym — to miejcie na myśli” (BT).
Chodzi o to, żeby nadać swemu życiu sens. Gdy będą ci przyświecać jakieś cele, pobudzi cię to do działania, zechcesz je bowiem zrealizować. Najprawdopodobniej nie ogarnie cię wówczas przygnębiające uczucie pustki. Interesująco przedstawił to zagadnienie Viktor Frankl w książce Man’s Search for Meaning (Człowiek poszukuje celu). Omówił je na przykładzie więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Ci, którzy nie umieli określić sensu swego istnienia, czuli się samotni i tracili chęć do życia. Niemniej „pobyt w obozie nie zdoła podkopać poczucia własnej wartości, którego źródłem są rzeczy wznioślejsze, głównie natury duchowej”. Dalej autor napisał: „Gdy cierpienie nabiera znaczenia, na przykład znaczenia ofiary, w pewnej mierze przestaje być cierpieniem (...) Człowiekowi najbardziej zależy nie na tym, by doznawać przyjemności lub unikać bólu, lecz by widzieć celowość własnego istnienia. Toteż gotów jest nawet cierpieć, ale tylko wtedy, gdy widzi, że to na pewno ma sens”.
Najpotrzebniejsza więź
Aby wyrobić sobie prawdziwie duchowe spojrzenie na rzeczywistość, konieczne jest nabranie całkowitego zaufania do Boga i Jego Słowa, Biblii. Wiara w Boga i szczere modlitwy do Niego mogą nadać naszemu życiu głębsze znaczenie. Gdyby nawet zawiodły więzi międzyludzkie, nie jesteśmy wówczas opuszczeni i skazani na samotność. Jak zauważył Viktor Frankl, jeśli cierpienie ma sens, można je nie tylko znieść, lecz nawet czerpać z niego radość. Pewien znawca natury ludzkiej oświadczył: „Niejednemu męczennikowi na stosie mógłby pozazdrościć szczęścia król zasiadający na tronie”.
Kiedy apostołowie Chrystusa byli prześladowani, odczuwali radość pochodzącą od Jehowy. Cierpienia te miały dla nich ogromną wartość. „Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Szczęśliwi jesteście, jeśli z mojego powodu lżą was i prześladują, i kłamliwie przypisują wam wszelkie zło. Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita zapłata w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy żyli przed wami” (Mateusza 5:10-12, Biblia poznańska). Reakcję zgodną z tymi słowami opisano w Dziejach Apostolskich 5:40, 41: „Przywoławszy apostołów, kazali ich wychłostać, zabronili im mówić w imieniu Jezusa i zwolnili ich. A oni odchodzili sprzed oblicza Rady Najwyższej, radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego”.
‛Tam, gdzie hodujesz róże, oset wyróść nie może’
Wsiej do gleby swego umysłu nasiona tego, co szlachetne i co sprawia, że życiu przyświecają szczytne cele; nie zostawiaj miejsca nasionom negatywnych myśli i ponurego uczucia samotności (porównaj Kolosan 3:2; 4:2). Czy to trudne? W pewnych okolicznościach wydaje się wręcz nierealne. Ale poetka napisała: „Tam, gdzie hodujesz róże, (...) oset wyróść nie może”. Wynika stąd, że konieczny jest wysiłek i nieugięta wola. Niemniej można to osiągnąć i wielu się to udaje.
Zastanówmy się nad przykładem Laurel Nisbet. Zapadła na chorobę Heinego i Medina i w 36 roku życia umieszczono ją w mechanicznych płucach, w których spędziła 37 lat, leżąc na plecach. Mogła ruszać jedynie głową, ponieważ od szyi w dół była całkowicie sparaliżowana. W pierwszej chwili popadła w bezgraniczną rozpacz. Ale rozczulała się nad sobą tylko jeden dzień, po czym zadecydowała: „Dość narzekania!” Zdawała sobie sprawę z obowiązków wobec męża i dwójki dzieci, które trzeba było wychować. Zaczęła budować swe życie od nowa. Nauczyła się prowadzić dom, leżąc w żelaznych płucach.
Laurel sypiała niewiele. Czym wypełniała długie nocne godziny? Czy pozwalała, by ogarniało ją uczucie osamotnienia? Nie. Rozmawiała ze swym niebiańskim Ojcem, Jehową. Błagała go o siły i sposobności do świadczenia innym o Królestwie Bożym, modliła się za swych chrześcijańskich braci i siostry. Obmyślała też metody przedstawiania drugim dobrej nowiny. Kiedy głosiła o imieniu Jehowy, na niejednej osobie wywierało to duże wrażenie. Laurel nie pozwalała wyrastać ostom samotności: była zbyt zajęta uprawianiem róż.
Podobnie rzecz się miała z Haroldem Kingiem, misjonarzem Towarzystwa Strażnica. Kiedy został zamknięty na pięć lat w jednoosobowej celi chińskiego więzienia, pojawiło się realne niebezpieczeństwo, że na długi czas zawładnie nim uczucie osamotnienia. Świadomym wysiłkiem woli kierował swe myśli w inną stronę, dzięki czemu nie dopuścił, by rozwinął się w nim negatywny stosunek do życia. Później tak to opisał:
„Ułożyłem sobie plan ‚głoszenia’. Ale komu głosić w izolatce? Zdecydowałem, że na podstawie tego, co pamiętam, opracuję kilka stosownych kazań biblijnych i będę je przedstawiał zmyślonym osobom. Następnie zacząłem wyruszać do służby kaznodziejskiej. Pukałem do nie istniejących drzwi i dawałem świadectwo domownikom żyjącym tylko w mojej wyobraźni, składając po kilka wizyt każdego przedpołudnia. Po jakimś czasie spotkałem wyimaginowaną panią Carter, która okazała nieco zainteresowania. Odwiedziłem ją parę razy i w rezultacie zapoczątkowałem regularne studium Biblii. W ramach owego studium omówiłem z nią podstawowe tematy z książki ‚Niech Bóg będzie prawdziwy’, korzystając przy tym z zapamiętanych wiadomości. Robiłem to wszystko na głos, by dźwięk słów pomagał mi jeszcze lepiej utrwalić te treści w moim umyśle”.
Tysiące Świadków Jehowy więzionych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych mogło odzyskać wolność, gdyby tylko wyparło się wiary. Jedynie garstka tak uczyniła. Tysiące dochowało prawości aż do śmierci — zostali straceni lub zmarli wskutek chorób bądź niedożywienia. Pewien Świadek imieniem Josef miał dwóch braci, którzy również przebywali w obozach. Jednego z nich ścięto. W czasie egzekucji musiał leżeć twarzą ku górze, by widzieć spadający nóż gilotyny. Josef wspomina: „Kiedy inni Świadkowie [w obozie] dowiedzieli się o tym wszystkim, przychodzili złożyć mi gratulacje. Ich pozytywna reakcja wzruszyła mnie do głębi. Dochowanie wierności znaczyło dla nas więcej niż życie”.
Drugi brat Josefa stanął przed plutonem egzekucyjnym. Gdy go zapytano, czy chciałby coś powiedzieć, poprosił, żeby mu pozwolono się pomodlić. Otrzymał zgodę. Modlitwa była tak wzruszająca, pełna radości płynącej z głębi serca, że kiedy rozległ się rozkaz strzelania, nikt go nie wykonał. Komendę powtórzono, po czym padł jeden strzał, który ranił skazanego. Rozwścieczony dowódca wyciągnął pistolet i dokończył egzekucji.
Co nadaje życiu prawdziwy sens
Każda ze wspomnianych osób miała silną wiarę w Boga. Kiedy po wypróbowaniu najróżniejszych metod okazuje się, że wszystkie zawodzą, ciągle pozostaje wiara. Właśnie ona pozwala przezwyciężyć uczucie samotności i nadaje sens ludzkiemu istnieniu. Chociaż ze świeckiego punktu widzenia niejeden człowiek prowadzi wartościowe życie, w gruncie rzeczy jest to jałowa egzystencja. Dlaczego można tak powiedzieć? Ponieważ z chwilą śmierci wraca do prochu i odchodzi w niepamięć. Niknie w morzu ludzkości i nie pozostawia po sobie trwałego śladu. Spotyka go to, o czym mówi Księga Kaznodziei 9:5: „Wiedzą bowiem żywi, że muszą umrzeć, lecz umarli nic nie wiedzą i już nie ma dla nich żadnej zapłaty, gdyż ich imię idzie w zapomnienie”. Jeśli czyjeś dążenia nie są zharmonizowane z zamierzeniami Jehowy, życie takiego człowieka jest puste i daremne.
Wystarczy spojrzeć w niebo usiane gwiazdami i pomyśleć o bezmiernym wszechświecie, by sobie uzmysłowić, jak niewiele znaczymy. Zgadzamy się wtedy z psalmistą Dawidem, który napisał: „Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym — syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” Syn Dawida Salomon uznał daremność ludzkich zabiegów i oświadczył: „Wszystko jest marnością”. W końcu doszedł do następującego wniosku: „Istotą wszystkiego, czegoś wysłuchał, jest, byś Boga się bał i przykazań Jego przestrzegał. To jest obowiązek każdego człowieka” (Psalm 8:4, 5, BT; Koheleta (Kaznodziei) 12:8, 13, Bp).
Rozważania te nasuwają pytanie, które dotyczy nie tylko samotnych: jak nadać sens swemu istnieniu? Odpowiedź brzmi: żyjąc w bojaźni przed Bogiem i przestrzegając Jego przykazań. Jest to jedyny sposób, żeby się dostosować do zamierzeń Stwórcy bezkresnego wszechświata i dzięki temu skorzystać z Jego postanowień, zapewniających wiecznotrwałe błogosławieństwa.
Nigdy nie jesteś samotny, jeżeli jest z tobą Bóg
Afrykanka, która jako wierny Świadek Jehowy doznała okrutnych prześladowań i została opuszczona przez drugich, powiedziała, że nawet gdy zawodzili ludzie, wcale nie była sama. Przytoczyła słowa z Psalmu 27:10: „Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie”. Podobnie myślał Jezus: „Oto nadchodzi godzina, owszem już nadeszła, że się rozproszycie, każdy do swoich, i mnie samego zostawicie; lecz nie jestem sam, bo Ojciec jest ze mną” (Jana 16:32).
Jezus nie obawiał się być sam. Często przecież szukał odosobnienia. I nie czuł się wówczas samotny. Pozwalał oddziaływać duchowi Bożemu na swe serce i umysł, a w otoczeniu dzieł Bożych miał świadomość bliskości Stwórcy. Czasem stronił od ludzi, by przebywać z Nim sam na sam. ‛Zbliżył się do Boga, a Ten zbliżył się do niego’ (Jakuba 4:8). Z całą pewnością był najbliższym przyjacielem Boga.
Przyjaciel opisany w Piśmie Świętym to prawdziwy skarb (Przypowieści 17:17; 18:24). Z uwagi na zupełną wiarę w Jehowę i bezwzględne posłuszeństwo wobec Niego, Abraham „nazwany został przyjacielem Boga” (Jakuba 2:23). Jezus powiedział swym naśladowcom: „Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego; lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, co słyszałem od Ojca mojego, oznajmiłem wam” (Jana 15: 14, 15).
Czyż mając u boku takich przyjaciół, jak Jehowa Bóg i Chrystus Jezus, ludzie wierzący mogliby przegrać walkę z samotnością?
[Ilustracje na stronach 24, 25]
Modlitwa i aktywny tryb życia pomagają wyzbyć się uczucia samotności
[Ilustracje na stronie 26]
Przeżycia Harolda Kinga i tysięcy Świadków Jehowy więzionych w obozach koncentracyjnych ukazują, że dzięki wierze w Boga nawet w najtrudniejszych okolicznościach można nie ulec uczuciu samotności
[Prawa własności]
Zdjęcie: U.S. National Archives
-