Młodzi odznaczający się „mocą, która wszystko przewyższa”
JESTEŚ młody. Skończyłeś dopiero 12 lat. Masz rodzinę, którą kochasz, i sympatycznych kolegów szkolnych. Czasami jeździsz na wycieczki nad morze albo w góry. Widok nieba roziskrzonego gwiazdami napawa cię lękiem i podziwem. Przed tobą całe życie.
Nagle dowiedziałeś się, że masz raka. Taka nowina byłaby ciosem nawet dla sześćdziesięciolatka, a w wieku 12 lat wydaje się totalną klęską.
Lenae Martinez
Czegoś takiego doświadczyła 12-letnia Lenae Martinez. Spodziewała się żyć wiecznie na rajskiej ziemi. Nadzieję tę ugruntowała w sobie dzięki wiedzy biblijnej, którą przekazali jej rodzice, będący Świadkami Jehowy. Sama przecież czytała w Biblii, że ziemia ma istnieć na zawsze, że została stworzona jako wieczne mieszkanie dla ludzi i że cisi posiądą ją na wieki (Kaznodziei 1:4; Izajasza 45:18; Mateusza 5:5).
Teraz przebywała w kalifornijskim Szpitalu Dziecięcym Valley w mieście Fresno. Trafiła tam z podejrzeniem zapalenia nerki. Badania wykazały jednak, iż ma białaczkę. Lekarze uznali, że natychmiast trzeba jej przetoczyć masę czerwonokrwinkową i płytki krwi oraz rozpocząć chemioterapię.
Lenae oświadczyła, iż nie życzy sobie, aby jej podano krew lub składniki krwi, ponieważ zabronił tego Bóg, na przykład w Księdze 3 Mojżeszowej i w Dziejach Apostolskich. „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: Wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi, od tego, co zadławione, i od nierządu” (Dzieje 15:28, 29). Rodzice poparli jej stanowisko, ale Lenae mocno podkreślała, że decyzję tę powzięła samodzielnie i że sprawa ta ma dla niej ogromne znaczenie.
Lekarze wielokrotnie rozmawiali z Lenae i jej rodzicami. Zdarzyło się nawet, iż któregoś popołudnia przyszli drugi raz. Lenae tak opowiadała o tej wizycie: „Byłam wyczerpana z bólu i zwymiotowałam dużo krwi. Zadawali mi te same pytania, tylko w inny sposób. Po raz kolejny powiedziałam: ‚Nie życzę sobie żadnej krwi ani jej składników. Wolę umrzeć niż złamać przyrzeczenie spełniania woli Jehowy Boga’”.
Lenae dodała: „Rano przyszli znowu. Liczba płytek w krwi malała i ciągle miałam wysoką gorączkę. Tym razem lekarze słuchali mnie uważniej. Chociaż nie podobało im się moje stanowisko, uznali, że jestem bardzo dojrzałą dwunastolatką. Później zaszedł do mnie mój pediatra i powiedział, że przykro mu o tym mówić, ale mogą mi pomóc jedynie chemioterapia i transfuzje. Wspomniał, że zajrzy później, i wyszedł.
„Po jego wyjściu bardzo się rozpłakałam, bo przecież od urodzenia dbał o moje zdrowie, a teraz miałam wrażenie, że mnie zdradził. Kiedy później wrócił, powiedziałam, jak zabolały mnie jego słowa i że poczułam się, jakby przestał się mną interesować. Był tym zaskoczony i przeprosił mnie. Nie chciał mi sprawić przykrości. Popatrzył na mnie i powiedział: ‚Cóż Lenae, jeśli tak musi być, to zobaczymy się w niebie’. Zdjął okulary i z ogromnymi łzami w oczach powiedział, że mnie kocha, a potem mocno mnie uścisnął. Podziękowałam mu, mówiąc: ‚Dziękuję, ja też pana kocham, doktorze Gillespie, ale jeśli chodzi o mnie, to mam nadzieję zmartwychwstać do życia na rajskiej ziemi’”.
Później przyszło dwóch lekarzy i prawnik. Chcieli porozmawiać z Lenae na osobności, więc poprosili jej rodziców, by wyszli. W trakcie rozmowy lekarze byli bardzo wyrozumiali i życzliwi wobec Lenae, a jej przejrzyste wypowiedzi i głębokie przekonanie zrobiły na nich duże wrażenie.
Kiedy pozostali z nią sam na sam, oznajmili, że umiera na białaczkę, po czym dodali: „Ale dzięki transfuzjom mogłabyś jeszcze trochę pożyć. Jeżeli jednak nie przyjmiesz krwi, za parę dni umrzesz”.
„Gdybym dostała krew”, zapytała Lenae, „to jak długo mogłabym pożyć?”
„Trzy do sześciu miesięcy” — odrzekli.
„Co mogłabym zrobić przez te sześć miesięcy?” — spytała.
„Wzmocnisz się i będziesz mogła dużo zdziałać. Mogłabyś odwiedzić Disney World. Mogłabyś zwiedzić wiele innych miejsc”.
Lenae przez chwilę pomyślała, po czym wyjaśniła: „Służyłam Jehowie przez całe moje życie — 12 lat. Za posłuszeństwo obiecał mi wieczne życie w raju. Nie odwrócę się teraz od Niego, żeby pożyć sześć miesięcy. Pragnę pozostać wierna aż do śmierci. Będę mogła wówczas liczyć na to, iż w słusznym czasie mnie wskrzesi i obdarzy życiem bez końca. A wtedy będę miała mnóstwo czasu na wszystko, czym zechcę się zająć”.
Lekarze i prawnik byli najwyraźniej zdumieni. Pochwalili ją i odeszli, a rodzicom powiedzieli, że ich córka myśli i wypowiada się jak osoba dorosła i potrafi sama podejmować decyzje. Zalecili, by komitet etyki w Szpitalu Dziecięcym Valley uznał Lenae za dojrzałą nieletnią. Komitet ten, w którego skład wchodzili lekarze i inni pracownicy służby zdrowia oraz profesor etyki z Uniwersytetu Stanowego w Fresno, postanowił, że Lenae może samodzielnie decydować o swym leczeniu. Uznano Lenae za dojrzałą nieletnią. Nie zwrócono się do sądu o wydanie nakazu.
Dnia 22 września 1993 roku o godzinie 6.30 nad ranem, po długiej i ciężkiej nocy, Lenae zapadła w sen śmierci w ramionach swej matki. Dostojeństwo i spokój owej nocy wyryły trwały ślad w umysłach tych, którzy tam byli. Na pogrzeb przybyły 482 osoby, a wśród nich lekarze, pielęgniarki i nauczyciele, na których wiara i prawość Lenae wywarły głębokie wrażenie.
Rodzice i krewni Lenae byli ogromnie wdzięczni lekarzom, pielęgniarkom i kierownictwu Szpitala Dziecięcego Valley za to, że z taką wnikliwością ocenili dojrzałość tej młodej osoby i że decyzję tę powzięto bez udziału sądu.
Crystal Moore
Takiej wyrozumiałości nie okazano 17-letniej Crystal Moore, gdy znalazła się w klinice Columbia Presbyterian Medical Center w Nowym Jorku. Cierpiała na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Zaraz po przyjęciu do szpitala Crystal wraz z rodzicami wielokrotnie podkreślała, że nie życzy sobie krwi. Nie chciała umrzeć, pragnęła jedynie być leczona z uwzględnieniem biblijnego nakazu co do wstrzymywania się od krwi (Dzieje 15:28, 29).
Członkowie zespołu leczącego Crystal byli przekonani, że jej stan wymaga transfuzji. Jeden z lekarzy oświadczył bez ogródek: „Jeżeli do czwartku 15 czerwca Crystal nie dostanie krwi, to w piątek 16 czerwca będzie już martwa!” Ale 16 czerwca Crystal dalej żyła, więc lekarze zwrócili się do Sądu Najwyższego Stanu Nowy Jork o upoważnienie ich do przetoczenia krwi bez jej zgody.
Podczas rozprawy, którą naprędce przeprowadzono tego ranka w szpitalu, jeden z lekarzy zeznał, że Crystal należy natychmiast przetoczyć dwie jednostki (litr) krwi i że może zajść potrzeba podania co najmniej dziesięciu jednostek. Poza tym oznajmił, iż jeśli Crystal będzie stawiać opór, to przywiąże jej ręce i nogi do łóżka, a krew i tak przetoczy. Crystal zakomunikowała lekarzom, że gdy będą usiłowali jej dać krew, zacznie „wrzeszczeć na całe gardło” i że jako Świadek Jehowy uważa wmuszanie krwi za równie odrażające jak gwałt.
Pomimo kilkakrotnych próśb jej adwokata sąd nie zgodził się, aby Crystal mogła zabrać głos i dowieść, że potrafi decydować o sobie. Chociaż jako uczennica szkoły średniej otrzymała niedawno nagrodę za celujące wyniki i przodownictwo w nauce, sędzia nie zezwoliła jej zeznawać do protokołu w sprawie odmowy przyjęcia krwi. Było to równoznaczne z zaprzeczeniem prawa Crystal do udziału w czynnościach procesowych, do decydowania o swoim ciele oraz do nienaruszalności życia osobistego i wolności wyznania.
Co prawda sędzia nie przystała na utrwalenie w protokole zeznań Crystal, niemniej udała się do jej pokoju i przez 20 minut rozmawiała z nią sam na sam. Po tej wizycie przyznała, iż pacjentka jest „bez wątpienia bardzo inteligentna” i „bardzo elokwentna”, a ponadto „bezsprzecznie odznacza się trzeźwością umysłu” i „potrafi rzeczowo się wypowiadać”. Mimo tych spostrzeżeń zdecydowanie odmówiła Crystal prawa do samodzielnego wyboru sposobu leczenia.
W niedzielę rano, 18 czerwca, Crystal wymagała natychmiastowej operacji. Wyraziła na nią zgodę, lecz wciąż nie zgadzała się na transfuzję. Podczas zabiegu utraciła niecałe 100 mililitrów krwi. Niemniej zdaniem lekarzy niezbędna mogła się okazać transfuzja pooperacyjna. Jednakże inny lekarz nie uważał tego za konieczne. Od 13 lat rutynowo leczył podobne przypadki bez krwi i nigdy nie zaszła potrzeba wykonania takiej transfuzji.
Dnia 22 czerwca 1989 roku sąd tymczasowo przekazał szpitalowi prawo do opieki nad Crystal w celu podania jej krwi w razie „konieczności ochrony i ratowania życia”. Uprawnienia te wygasły z chwilą wypisania Crystal ze szpitala. Transfuzja nie była jej wcale potrzebna, toteż ani razu nie dostała krwi. Jednakże sposób, w jaki sąd potraktował jej sprawę, niewątpliwie budzi oburzenie!
Po powrocie ze szpitala Crystal ukończyła szkołę średnią z wyróżnieniem. Niedługo potem rozpoczęła pełnoczasową służbę kaznodziejską jako Świadek Jehowy. Została przewodnikiem wycieczek w Sali Zgromadzeń Świadków Jehowy w Jersey City, a ponadto zgłosiła się na ochotnika do pracy w brygadzie budującej i remontującej Sale Królestwa.
A przecież lekarze w Columbia Presbyterian Medical Center twierdzili, że jeśli do 15 czerwca nie dostanie krwi, to 16 czerwca będzie martwa, i że gdyby się sprzeciwiała transfuzji, zostanie za ręce i nogi przywiązana do łóżka. Kiedy lekarze zwracający się do sądu o natychmiastowe zezwolenie na podanie krwi uparcie utrzymują, iż bez niej pacjentowi grozi śmierć, warto im przypomnieć przypadek Crystal Moore.
Lisa Kosack
Pierwsza noc w Szpitalu Chorób Dziecięcych w Toronto była dla Lisy gorsza niż koszmar. Przyjęto ją o czwartej po południu i niezwłocznie poddano serii badań. Do sali na oddział trafiła dopiero wieczorem, piętnaście po jedenastej. A o północy... Ale może pozwólmy, żeby Lisa sama zrelacjonowała, co zaszło. „O północy weszła pielęgniarka i powiedziała: ‚Muszę ci dać trochę krwi’. Zawołałam: ‚Nie mogę przyjąć krwi, bo jestem Świadkiem Jehowy! Chyba pani o tym wie! Chyba pani o tym wie!’ ‚Wiem, wiem’, odpowiedziała, ale zaraz raptownie odłączyła kroplówkę i jak gdyby nigdy nic podłączyła mi krew. Zaczęłam krzyczeć i strasznie płakać”.
Cóż to za bezduszna i okrutna terapia narzucona w środku nocy chorej i przerażonej 12-letniej dziewczynce znajdującej się w obcym miejscu! Rodzice pozostawili Lisę w owym szpitalu dziecięcym w Toronto, spodziewając się znaleźć przychylnych i chętnych do współpracy lekarzy. Tymczasem ich córkę udręczono w nocy transfuzją, choć zarówno Lisa, jak i jej rodzice uważali, że przyjęcie krwi lub jej składników stanowi niedopuszczalne pogwałcenie prawa Bożego (Dzieje 15:28, 29).
Nazajutrz rano szpital wystąpił do sądu o upoważnienie do przeprowadzenia transfuzji. Pięciodniowej rozprawie przewodniczył sędzia David R. Main. Odbywała się w sali szpitalnej i Lisa była na niej przez cały czas obecna. Dziewczynka zachorowała na ostrą białaczkę szpikową — chorobę w większości przypadków śmiertelną, niemniej zdaniem tamtejszych lekarzy szanse wyleczenia wynosiły 30 procent. Zalecali wielokrotne przetaczanie krwi oraz intensywną chemioterapię — leczenie związane z ogromnym bólem i wyczerpującymi skutkami ubocznymi.
Czwartego dnia rozprawy zeznawała Lisa. Zapytano ją między innymi, co przeżywała, gdy o północy dano jej przemocą transfuzję krwi. Wyjaśniła, że czuła się jak gdyby była psem, na którym się robi doświadczenia, i jakby ją gwałcono, i że niektórzy ludzie uważają, iż skoro jest niepełnoletnia, to mogą z nią robić, co im się żywnie podoba. Z odrazą patrzyła na przetaczaną jej cudzą krew i martwiła się, czy nie nabawi się AIDS, zapalenia wątroby albo innej choroby zakaźnej. Najbardziej jednak była przejęta tym, co sobie pomyśli Jehowa, skoro złamała Jego prawo zabraniające przyjmowania do organizmu cudzej krwi. Oświadczyła, że gdyby coś takiego się powtórzyło, to „bym się szarpała, kopnęłabym stojak z pojemnikiem na krew i wyrwałabym z żyły igłę, choćby to miało boleć, a potem podziurawiłabym pojemnik z krwią”.
Jej obrońca zapytał: „Co sądzisz o tym, żeby Towarzystwo Pomocy Dzieciom starało się o przejęcie od twoich rodziców prawa do opieki nad tobą?”
„Jestem tym ogromnie wzburzona. Myślę, że to okrutne, bo moi rodzice nigdy mnie nie bili, bardzo mnie kochają i ja ich kocham, a kiedy miałam zapalenie gardła albo gdy byłam przeziębiona, zawsze się o mnie troszczyli. Byłam ich oczkiem w głowie, a teraz pojawia się ktoś, kto ma coś przeciw, i po prostu chce mnie im odebrać. Uważam, że to wstrętne i bardzo się tym przejmuję”.
„Czy chcesz umrzeć?”
„Ależ skąd, chyba nikt tego nie chce. Ale jeśli rzeczywiście umrę, nie boję się tego, bo spodziewam się żyć wiecznie na rajskiej ziemi”.
Większość obecnych miała w oczach łzy, gdy Lisa odważnie mówiła o nieuchronnej śmierci, o swej wierze w Jehowę i o niezłomnym postanowieniu przestrzegania Jego prawa co do świętości krwi.
„Liso, czy zmieniłoby się twoje nastawienie, gdybyś się dowiedziała, że sąd nakazał ci przyjmować transfuzje?” — brzmiało kolejne pytanie obrońcy.
„Nie, ponieważ pragnę pozostać wierna memu Bogu i przestrzegać Jego przykazań; przecież Bóg znacznie przewyższa każdy sąd i każdego człowieka”.
„Liso, jakie orzeczenie chciałabyś usłyszeć od pana sędziego w tej sprawie?”
„Chciałabym, żeby pan sędzia oddał mnie rodzicom i żeby przywrócono im prawo do opieki nade mną. Wtedy będę szczęśliwa i wrócę do domu, w którym się dobrze czuję”.
Właśnie tak postąpił sędzia Main. Oto fragmenty jego orzeczenia:
„L. zapowiedziała jasno i bez ogródek, że w razie próby podania krwi będzie ze wszystkich sił stawiać opór. Oświadczyła — a wierzę, że dotrzymałaby słowa — iż będzie się szarpać i krzyczeć, wyrwie sobie z żyły igłę i postara się zniszczyć pojemnik z krwią zawieszony nad jej łóżkiem. Odmawiam wydania wyroku, który by skazywał to dziecko na takie cierpienia”.
W sprawie wmuszenia Lisie transfuzji krwi, dokonanej w środku nocy, sędzia oznajmił:
„Stwierdzam, że w myśl artykułu 15. punktu 1. zastosowano wobec niej dyskryminację ze względu na religię i wiek. Zgodnie z artykułem 7. przetoczenie krwi w zaistniałych okolicznościach było naruszeniem jej nietykalności osobistej”.
Ciekawe spostrzeżenie poczynił sędzia o samej Lisie:
„L. jest uroczą, niezwykle inteligentną, elokwentną, grzeczną, wrażliwą, a przede wszystkim bardzo dzielną dziewczynką. Jest ponad wiek mądra i dojrzała. Mogę śmiało powiedzieć, że odznacza się wszystkimi zaletami, które każde z rodziców chciałoby widzieć w swoim dziecku. Jej poglądy religijne są dobrze przemyślane, ustalone i skrystalizowane. Moim zdaniem niczyje rady ani nacisk, czy to ze strony rodziców, kogokolwiek innego, czy nawet sądu, nie zachwieją jej przekonaniami religijnymi ani ich nie zmienią. Uważam, że L. K. trzeba dać szansę zwalczania tej choroby z godnością i ze spokojem ducha”.
„Wniosek zostaje oddalony”.
Lisa wraz z rodzicami opuściła szpital jeszcze tego samego dnia. Rzeczywiście zmagała się z chorobą, zachowując godność i spokój ducha. Umarła spokojnie w domu, w objęciach kochających rodziców. Tym samym stanęła w jednym szeregu z wieloma innymi młodymi Świadkami Jehowy, którzy dają pierwszeństwo Bogu. Dzięki temu będzie mogła razem z nimi doświadczyć spełnienia obietnicy Jezusa: „Kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je” (Mateusza 10:39).
Ernestine Gregory
Ernestine liczyła sobie 17 lat, gdy rozpoznano u niej białaczkę. Kiedy trafiła do szpitala, odmówiła przyjęcia składników krwi, które lekarze zamierzali jej podać, aby wspomóc zaplanowaną chemioterapię. Poprosiła o leczenie bez krwi, a matka poparła jej decyzję. Szpital zgłosił to wówczas do instytucji zajmującej się w Chicago opieką społeczną, a ta z kolei wystąpiła do sądu o zezwolenie na podanie krwi. W trakcie rozprawy sąd wysłuchał zeznań złożonych przez Ernestine, lekarza medycyny, psychiatrę, obrońcę, jak również inne osoby związane ze sprawą.
Dziewczyna oświadczyła swemu lekarzowi, że nie życzy sobie krwi, że jest to jej osobista decyzja, którą powzięła na podstawie lektury Pisma Świętego, że transfuzja wmuszona jej w wyniku nakazu sądu niezmiennie oznaczałaby pogwałcenie prawa Bożego i bez względu na uprawnienia sądu jest dla niej nie do przyjęcia, że nie sprzeciwia się leczeniu ani nie chce umierać i że jej decyzja nie wyraża pragnienia śmierci ani samobójstwa, choć nie boi się umrzeć.
Lekarz medycyny, Stanley Yachnin, zeznał, iż jest „pod wrażeniem dojrzałości Ernestine, jej poczucia własnego ja” oraz głębokich przekonań religijnych. Dodał, że Ernestine jest świadoma charakteru i następstw swej choroby. W związku z tym dr Yachnin nie uważał za konieczne zwrócenia się do psychiatry albo psychologa.
Mimo to wezwano psychiatrę. Doktor Ner Littner po rozmowie z Ernestine wyraził pogląd, iż odznacza się ona dojrzałością osoby w wieku 18—21 lat. Jego zdaniem dziewczyna rozumie konsekwencje wynikające z zaakceptowania lub odrzucenia transfuzji krwi. Nie dokonała wyboru pod niczyim naciskiem, lecz zgodnie z osobistym przekonaniem. Doktor Littner uznał, że należy zezwolić Ernestine powziąć w tej sprawie samodzielną decyzję.
Pani Jane McAtee, prawnik reprezentujący szpital, zeznała, iż po rozmowie z Ernestine doszła do wniosku, że rozumie ona specyfikę swej choroby i „wydaje się być w pełni zdolna do powzięcia własnej decyzji i pogodzenia się z jej następstwami”.
Sąd również był pod wrażeniem zeznań Ernestine. Orzekł, że jest dojrzałą siedemnastolatką, która powzięła samodzielną decyzję i zdaje sobie sprawę ze swego trudnego położenia. Chociaż wykazała, iż jako dojrzała młoda kobieta potrafi w sprawie swego leczenia podjąć przemyślaną, trafną decyzję, pozostającą w zgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami i przekonaniami, to jednak sąd wydał zdumiewające postanowienie zezwalające lekarzom przetoczyć jej krew.
Odwołanie od tego wyroku wniesiono najpierw do Sądu Apelacyjnego Stanu Illinois. Dwoma głosami przeciw jednemu Sąd Apelacyjny orzekł, że Ernestine nie może być zmuszana wbrew swojej woli do przyjęcia transfuzji. Uznano, iż prawo do wolności wyznania, wyrażone w Pierwszej Poprawce do Konstytucji USA, oraz konstytucyjne prawa do nienaruszalności życia osobistego gwarantują Ernestine, jako dojrzałej nieletniej, możliwość niewyrażenia zgody na transfuzję krwi z przyczyn religijnych.
Pracownicy opieki społecznej zaskarżyli ów werdykt Sądu Apelacyjnego w Sądzie Najwyższym Stanu Illinois, który jednak utrzymał wyrok w mocy, orzekając, iż Ernestine — chociaż małoletnia — ma prawo nie zgodzić się na leczenie, przeciw któremu ma zastrzeżenia. Sąd oparł swoje rozstrzygnięcia na prawie zwyczajowym co do samodzielnego decydowania o swoim ciele oraz na przepisach mówiących o sposobie traktowania „dojrzałych nieletnich”. Oto wyrażone przy tej okazji stanowisko Sądu Najwyższego Stanu Illinois, wiążące przy rozpatrywaniu spraw dojrzałych nieletnich na terenie tego stanu:
„Jeżeli dowody jasno i przekonywająco poświadczają, że nieletni jest na tyle dojrzały, by rozumieć następstwa swego postępowania, na tyle dojrzały, iż przejawia zdolność rozeznania właściwą osobie dorosłej, to jako dojrzały nieletni może skorzystać z prawa zwyczajowego i wyrazić zgodę na leczenie albo jej nie wyrazić”.
Ernestine nie poddano chemioterapii i nie przetoczono jej krwi, a mimo to nie zmarła na białaczkę — choć lekarze chcieli przekonać sąd, że tak się niechybnie stanie. Ernestine zajęła zdecydowane stanowisko i dała pierwszeństwo Bogu, podobnie jak inni wspomniani wcześniej młodzi ludzie. Każdy z nich otrzymał „moc, która wszystko przewyższa” (2 Koryntian 4:7).
[Ramka na stronie 13]
Zagrożenia wynikające z transfuzji krwi
Jak donosi czasopismo The New England Journal of Medicine z 14 grudnia 1989 roku, jedna dawka krwi może zawierać wystarczająco dużo wirusów AIDS, by spowodować 1 750 000 infekcji!
Kiedy wyszło na jaw, że AIDS przenosi się między innymi przez krew honorowych dawców, w książce Autologous and Directed Blood Programs, wydanej w 1987 roku, przyznano z ubolewaniem: „Jest to najbardziej gorzka ironia losu w dziejach medycyny: oto krew — ów drogocenny dar życia — może się okazać narzędziem śmierci”.
Doktor Charles Huggins, kierujący służbą krwiodawstwa w jednym ze szpitali w stanie Massachusetts, nadmienił: „Jest to najgroźniejsza z substancji stosowanych w medycynie”.
W periodyku Surgery Annual wysnuto wniosek: „Najbezpieczniejsza transfuzja to bez wątpienia ta, której nie dokonano”.
Ponieważ w wypadku chirurgicznego leczenia raka współczynnik nawrotów jest znacznie wyższy po zastosowaniu transfuzji, więc na łamach czasopisma The American Journal of Surgery z września 1986 roku dr John S. Spratt oświadczył: „Niewykluczone, że specjalista w zakresie chirurgii nowotworów będzie się musiał wyspecjalizować w operowaniu bez krwi”.
W periodyku Emergency Medicine napisano: „Doświadczenia związane z leczeniem Świadków Jehowy mogą oznaczać, iż wcale nie trzeba tak bardzo polegać na transfuzji — uwzględniając wszystkie jej ewentualne powikłania — jak do tej pory sądzono”.
Z kolei w czasopiśmie Pathologist nadmieniono, że Świadkowie Jehowy odmawiają przyjęcia krwi, po czym dodano: „Wiele przemawia za tym, by poprzeć ich stanowisko, i to wbrew protestom banków krwi”.
Doktor Charles H. Baron z wydziału prawa jednego z uniwersytetów w Bostonie tak się wypowiedział na temat nieprzyjmowania krwi przez Świadków Jehowy: „Skorzystało z tego całe społeczeństwo amerykańskie. Dzięki pracy Komitetów Łączności ze Szpitalami, powołanych przez Świadków Jehowy, nie tylko ich współwyznawcy, lecz również wszyscy inni pacjenci są dzisiaj mniej narażeni na zbędne przetaczanie krwi”.