-
Klęski żywiołowe — znak czasu?Strażnica — 1993 | 1 grudnia
-
-
Klęski żywiołowe — znak czasu?
„POWSTANIE bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu, będą też braki żywności i trzęsienia ziemi w jednym miejscu po drugim. Wszystko to dopiero początek boleści”. Dziewiętnaście stuleci temu Jezus Chrystus wyjaśniał swym uczniom, iż nieszczęścia takie, w połączeniu ze wzrostem bezprawia oraz z ogólnoświatowym dziełem głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym, będą stanowić złożony znak „zakończenia systemu rzeczy” (Mateusza 24:3-14, NW).
W związku z tym warto zadać sobie pytania: Czy katastrofalne trzęsienia ziemi, powodzie, susze i głód nie występują obecnie z większym nasileniem niż za minionych pokoleń? Czy mimo rozwoju nauki i techniki liczba ofiar nie jest coraz większa?
Wiele osób odpowie twierdząco. W czasopiśmie New Scientist powiedziano na przykład, iż „w latach dziewięćdziesiątych można się spodziewać większej liczby katastrof niż w którejkolwiek poprzedniej dekadzie”. Podobnie wyraził się dyrektor Światowej Organizacji Meteorologicznej na łamach periodyku UN Chronicle z czerwca 1991 roku: „Dostrzegamy wyraźnie zarysowaną tendencję. W latach 1960-1980 (...) częstotliwość występowania klęsk żywiołowych wzrosła pięciokrotnie, a straty materialne zwiększyły się trzykrotnie”. Dalszych informacji dostarcza czasopismo World Health, wydawane przez Światową Organizację Zdrowia, działającą przy ONZ: „Patrząc wstecz, można się doszukać licznych przykładów klęsk żywiołowych i ich katastrofalnych następstw. Jednakże u progu XXI wieku mamy do czynienia z ciągłymi zmianami demograficznymi, ekologicznymi i technicznymi, toteż wiele ludzi znacznie dotkliwiej odczuwa skutki kataklizmów wywołanych przez przyrodę lub człowieka”.
Dla każdego, kto śledzi aktualne wydarzenia, opinie tego rodzaju nie są zaskoczeniem. Środki przekazu nie narzekają bowiem na brak sensacyjnych wiadomości, na przykład o wybuchu wulkanu na Filipinach, trzęsieniu ziemi w Kalifornii, powodzi w Bangladeszu, głodzie w Somalii, huraganie na Hawajach czy zalaniu wybrzeży Nikaragui. Nie ma miesiąca bez doniesień o jakiejś katastrofie w tym czy innym zakątku świata.
Niektórzy jednak nie przywiązują do tego wagi. Twierdzą, iż obecnie wyraźnie dostrzegamy wzrost liczby katastrof jedynie dzięki doskonalszym metodom przekazywania informacji oraz prowadzeniu dokładniejszych statystyk. Ich zdaniem także klęski żywiołowe pochłaniają coraz więcej ofiar po prostu dlatego, że liczba mieszkańców ziemi stale rośnie. Ale czy te wyjaśnienia wyczerpują zagadnienie?
Zwróćmy uwagę na wypowiedź z cytowanego już wcześniej artykułu zamieszczonego w New Scientist: „W latach sześćdziesiątych odnotowano 523 katastrofy, a w ciągu następnej dekady — 767. Na początku lat osiemdziesiątych było ich już 1387”. Wyjaśniono to następująco: „Ten wyraźny wzrost zauważalny w ostatnim dziesięcioleciu można wyjaśnić tym, że Chiny i Związek Radziecki bardziej rzetelnie informują o katastrofach”. Dalej czytamy: „Mimo to ich liczba stale się zwiększa”. Tego gwałtownego nasilenia się kataklizmów nie sposób wytłumaczyć wyłącznie lepszą sprawozdawczością i dokładniejszymi statystykami.
Poza tym w UN Chronicle z marca 1992 roku czytamy: „W ciągu ostatnich dwudziestu lat w wyniku klęsk żywiołowych poniosło śmierć jakieś 3 miliony osób, a następne 800 milionów dotknęły zniszczenia, niedostatek i cierpienia”. Oznacza to, że co siódmy mieszkaniec naszego globu odczuł skutki jakiejś katastrofy bądź tragedii. Informacje te są naprawdę szokujące i nie pozostawiają cienia wątpliwości co do tego, iż żyjemy w erze zamętu i niepokoju.
Skoro Biblia przepowiada czasy takiej ogromnej udręki, czy to ma znaczyć, iż odpowiedzialność za katastrofy i spowodowane nimi cierpienia ponosi Bóg? Wiele osób tak właśnie myśli. Ale co mówią fakty? A przede wszystkim — na co wskazuje Biblia?
[Prawa własności do ilustracji, strona 2]
Zdjęcie na stronie tytułowej: W. Faidley/Weatherstock
[Prawa własności do ilustracji, strona 3]
Zdjęcie środkowe: Mark Peters/Sipa Press
WHO/League of Red Cross
-
-
Klęski żywiołowe — czy Bóg jest odpowiedzialny?Strażnica — 1993 | 1 grudnia
-
-
Klęski żywiołowe — czy Bóg jest odpowiedzialny?
„BOŻE, cóżeś nam uczynił?”
Tak podobno zareagował mężczyzna, który ocalał z zagłady spowodowanej 13 listopada 1985 roku wybuchem ośnieżonego wulkanu Nevado del Ruiz w Kolumbii, kiedy to lawina błotna pokryła całe miasto Armero i jednej nocy pochłonęła ponad 20 000 istnień ludzkich.
Reakcja owego człowieka jest zupełnie zrozumiała. Stykając się z budzącymi grozę siłami przyrody, bezradni ludzie od najdawniejszych czasów przypisują takie katastrofalne wydarzenia Bogu. Prymitywne plemiona składały nawet ofiary z ludzi, by przejednać swe bóstwa władające morzem, niebem, ziemią, górami, wulkanami i innymi groźnymi siłami. Również dzisiaj niektórzy uznają tragiczne w skutkach zjawiska natury za przeznaczenie lub dopust Boży.
Czy jednak Bóg rzeczywiście jest odpowiedzialny za kataklizmy, które na całym świecie przynoszą ludziom tyle cierpień i strat? Czy to On ponosi winę? Aby znaleźć odpowiedź, musimy się bliżej przyjrzeć temu, z czym wiążą się takie nieszczęścia. Najlepiej będzie, jeśli przeanalizujemy pewne znane fakty.
Czym jest klęska żywiołowa?
Kiedy miasto Tangszan w Chinach nawiedziło trzęsienie ziemi, które według oficjalnych doniesień pochłonęło 242 000 ofiar, oraz gdy południową część Florydy i Luizjanę w USA spustoszył huragan Andrew, powodując straty rzędu miliardów dolarów, wiadomości o tych katastrofach trafiły na pierwsze strony gazet. A co by było, gdyby to trzęsienie ziemi nawiedziło nie zamieszkaną pustynię Gobi, leżącą 1100 kilometrów na północny zachód od Tangszanu, albo gdyby huragan Andrew skierował się w inną stronę i ucichł na morzu, zupełnie oszczędziwszy ląd? Mało kto by teraz o nich pamiętał.
Jeżeli więc mówimy o klęskach żywiołowych, najwyraźniej nie mamy na myśli tylko szalejących sił przyrody. Każdego roku zdarzają się tysiące małych i wielkich trzęsień ziemi oraz dziesiątki sztormów, cyklonów, huraganów, tajfunów, erupcji wulkanów i innych potężnych zjawisk, które są odnotowywane tylko w statystykach. Kiedy jednak pochłaniają ogromną liczbę ofiar, doprowadzają do olbrzymich strat materialnych i zakłócają normalny bieg życia — stają się kataklizmami.
Warto zauważyć, że szkody i wynikłe straty nie zawsze są proporcjonalne do potęgi sił przyrody. Nawet najbardziej rozszalałe żywioły niekoniecznie muszą spowodować straszną katastrofę. Na przykład w 1971 roku trzęsienie ziemi o sile 6,6 stopnia w skali Richtera nawiedziło San Fernando w Kalifornii i pociągnęło za sobą śmierć 65 osób. Rok później w Managui (Nikaragua) wstrząs o sile 6,2 stopnia pozbawił życia 5000 ludzi!
Ponieważ jednak klęski żywiołowe doprowadzają do coraz większych zniszczeń, zadajmy pytania: Czy to siły natury stały się groźniejsze? A może winę ponosi również człowiek?
Kto jest odpowiedzialny?
Biblia przedstawia Jehowę Boga jako Wielkiego Stwórcę wszechrzeczy, w tym oczywiście ziemskich sił przyrody (1 Mojżeszowa 1:1; Nehemiasza 9:6; Hebrajczyków 3:4; Objawienie 4:11). Nie znaczy to, że wywołuje On każdy podmuch wiatru lub każdy deszcz. Ustanowił raczej pewne prawa, które rządzą ziemią i wszystkim, co się na niej znajduje. Na przykład w Księdze Kaznodziei 1:5-7 czytamy o trzech podstawowych procesach umożliwiających życie na naszej planecie: o codziennym wschodzie i zachodzie słońca, niezmiennych prądach powietrza oraz obiegu wody. Te i podobne naturalne mechanizmy, związane z klimatem, geologią i ekologią, funkcjonują na ziemi od tysięcy lat bez względu na to, czy ludzkość zdaje sobie z tego sprawę. W gruncie rzeczy pisarz tej księgi zwracał uwagę na jaskrawy kontrast między stałą i nieskończoną różnorodnością dzieła stwórczego a przemijającym i krótkotrwałym życiem człowieka.
Jehowa nie tylko jest Stwórcą sił przyrody, ale potrafi je też kontrolować. Biblia wielokrotnie opisuje, jak Jehowa kierował tymi siłami, aby spełnić swe zamierzenie. Na przykład za dni Mojżesza rozdzielił Morze Czerwone, a w czasach Jozuego wstrzymał wędrujące po niebie słońce i księżyc (2 Mojżeszowa 14:21-28; Jozuego 10:12, 13). Jezus Chrystus, Syn Boży i obiecany Mesjasz, także zademonstrował swą władzę nad żywiołami, między innymi uciszając burzę na Jeziorze Galilejskim (Marka 4:37-39). Takie sprawozdania nie pozostawiają cienia wątpliwości, że Jehowa Bóg i Jego Syn, Jezus Chrystus, mogą całkowicie kierować wszystkim, co ma wpływ na życie na ziemi (2 Kronik 20:6; Jeremiasza 32:17; Mateusza 19:26).
Skoro tak się rzeczy mają, czy możemy obarczać Boga odpowiedzialnością za coraz większe spustoszenia i zniszczenia, wywołane w naszych czasach przez klęski żywiołowe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw rozważyć, czy są dowody na to, że siły przyrody stały się ostatnio o wiele bardziej gwałtowne lub może wręcz nieokiełznane.
Zauważmy, co w tej sprawie mają do powiedzenia autorzy książki Natural Disasters—Acts of God or Acts of Man? (Klęski żywiołowe — dopust Boży czy dzieło człowieka?): „Nie ma żadnych dowodów na to, że zmieniły się rządzące klimatem mechanizmy, których skutkiem są susze, powodzie czy cyklony. Żaden geolog nie utrzymuje też, iż towarzyszące ruchom skorupy ziemskiej wstrząsy, wybuchy wulkanów i tsunami (fale wywołane trzęsieniem ziemi) są coraz silniejsze”. Podobne spostrzeżenie znalazło się w książce Earthshock (Wstrząs skorupy ziemskiej): „Skały wszystkich kontynentów zawierają zapis niezliczonego mnóstwa mniej lub bardziej ważnych zjawisk geologicznych, z których każde przybrałoby rozmiary straszliwej klęski, gdyby wystąpiło dzisiaj, a według naukowców takie zjawiska na pewno będą się stale powtarzać w przyszłości”. Innymi słowy, na ziemi od wieków działają właściwie te same dynamiczne siły. Niezależnie więc od tego, czy niektóre dane statystyczne faktycznie wskazują na potęgowanie się pewnych zjawisk geologicznych lub innych, sama ziemia nie stała się w ostatnich czasach groźniejsza.
Czym więc wytłumaczyć fakt, że klęski żywiołowe, o których czytamy, występują coraz częściej i powodują coraz więcej zniszczeń? Skoro nie można tego przypisać siłom przyrody, wygląda na to, że wina leży po stronie ludzi. I rzeczywiście — znawcy tematu przyznają, iż wskutek działalności człowieka nasze środowisko naturalne stało się bardziej podatne na kataklizmy, a ich skutki są coraz dotkliwsze. W krajach rozwijających się rośnie zapotrzebowanie na żywność, co zmusza rolników do zbyt intensywnej uprawy ziemi albo do pozyskiwania gruntów rolnych przez karczowanie życiodajnych lasów. Prowadzi to do groźnej erozji gleby. Przyrost ludności przyśpiesza powstawanie slumsów i dzielnic nędzy, nierozważnie budowanych na niebezpiecznych terenach. Nawet w krajach bardziej rozwiniętych ludzie pomimo wyraźnych ostrzeżeń narażają się na ryzyko — jak to było z milionami osób mieszkających wzdłuż uskoku San Andreas w Kalifornii. Kiedy więc dochodzi do jakiegoś niezwykłego wydarzenia — burzy, powodzi albo trzęsienia ziemi — czy wynikłe nieszczęścia można rzeczywiście przypisać żywiołowi?
Typowym przykładem jest susza w Afryce na obszarze Sahelu. Zazwyczaj susza kojarzy się nam z niedostateczną ilością deszczu lub wody, co prowadzi do niedoborów żywności, głodu i śmierci. Ale czy kolosalny głód panujący w tym rejonie jest wywołany zwykłym deficytem wody? W książce Nature on the Rampage (Szalejąca przyroda) czytamy: „Dowody zgromadzone przez naukowców i organizacje niosące pomoc wskazują, że obecny niedostatek żywności utrzymuje się nie tyle z powodu przewlekłej suszy, ile z powodu długotrwałego złego gospodarowania ziemią i zapasami wody. (...) Bezustanny proces pustynnienia Sahelu jest spowodowany głównie przez człowieka”. Wydawana w RPA gazeta The Natal Witness donosi: „Głód nie jest związany z brakiem żywności, ale z brakiem dostępu do niej. Inaczej mówiąc, wynika z ubóstwa”.
To samo można powiedzieć o wielu zniszczeniach spowodowanych innymi katastrofami. Badania wykazały, że przeciętna liczba zgonów wywołanych klęskami żywiołowymi jest nieproporcjonalnie wyższa w krajach uboższych niż w zamożniejszych państwach świata. Na przykład według pewnej analizy w latach 1960-1981 nawiedziły Japonię 43 trzęsienia ziemi i inne klęski, pochłaniając 2700 ofiar, co znaczy, że jedna katastrofa uśmierciła średnio 63 osoby. W tym samym okresie 31 kataklizmów w Peru pozbawiło życia 91 000 ludzi, czyli w każdym z nich zginęło przeciętnie jakieś 2900 osób. Skąd taka różnica? Chociaż może to być wynik działania sił przyrody, to tak wielką dysproporcję w liczbie ofiar oraz w poniesionych stratach należy przypisać uwarunkowaniom społecznym, ekonomicznym i politycznym, wynikającym z działalności człowieka.
Jakie istnieją rozwiązania?
Od wielu lat naukowcy i specjaliści szukają możliwości uporania się z klęskami żywiołowymi. Za pomocą sond wnikają w głąb naszej planety, żeby zrozumieć, jak powstają trzęsienia ziemi oraz wybuchy wulkanów. Dzięki satelitom obserwują z przestrzeni kosmicznej warunki pogodowe, by móc ustalić kierunki cyklonów i huraganów albo przewidzieć powodzie lub susze. Wszystkie te prace badawcze dostarczają informacji, które mają pomóc zmniejszyć skutki działania żywiołów.
Czy te wysiłki się opłacają? Przedstawiciele organizacji zajmującej się ochroną środowiska naturalnego tak się wypowiedzieli o drogich, nowoczesnych metodach pomiarowych: „Mają one dość istotne znaczenie. Ale jeśli kosztują nieproporcjonalnie dużo pieniędzy i wysiłku i jeśli usprawiedliwia się nimi lekceważenie niebezpieczeństw zagrażających określonym społecznościom, przez co powiększa się rozmiary katastrof, to mogą bardziej zaszkodzić, niż pomóc”. Na przykład choć dobrze wiadomo, iż nad wybrzeżami Bangladeszu wisi nieustająca groźba powodzi i fal pływowych, nie zmienia to faktu, że miliony ludzi musi tam mieszkać. Wskutek tego każda kolejna katastrofa pochłania setki tysięcy ofiar.
Informacje techniczne najwyraźniej mogą przynosić tylko ograniczony pożytek. Potrzebna jest jeszcze umiejętność osłabiania wpływu różnych czynników, zmuszających ludzi do życia na terenach szczególnie narażonych na niebezpieczeństwa lub do dewastowania środowiska. Innymi słowy, chcąc zmniejszyć szkody wyrządzone przez żywioły, trzeba by całkowicie zmienić obecny ustrój społeczny, gospodarczy i polityczny. Kto podoła takiemu zadaniu? Jedynie Ten, który potrafi kierować nawet siłami wywołującymi katastrofy naturalne.
Czeka nas ingerencja ze strony Boga
Jehowa Bóg nie będzie się zajmował jedynie skutkami katastrof, ale sięgnie do korzeni ludzkiej niedoli. Położy kres chciwym i ciemięskim systemom politycznym, handlowym i religijnym, które ‛panują nad człowiekiem ku jego szkodzie’ (Kaznodziei 8:10). Każda osoba znająca Biblię na pewno dostrzeże na jej stronach wiele proroctw wskazujących na czas, kiedy Bóg podejmie działania w celu uwolnienia naszej planety od niegodziwości i cierpień oraz przywrócenia ziemskiego raju, w którym zapanuje pokój i sprawiedliwość (Psalm 37:9-11, 29; Izajasza 13:9; 65:17, 20-25; Jeremiasza 25:31-33; 2 Piotra 3:7; Objawienie 11:18).
Właśnie o to kazał się modlić swym naśladowcom Jezus Chrystus, mówiąc: „Przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi” (Mateusza 6:10). Mesjańskie Królestwo usunie wszystkie niedoskonałe rządy ludzkie i zajmie ich miejsce, jak to zapowiedział prorok Daniel: „Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki” (Daniela 2:44).
Czego dokona Królestwo Boże, choć nie potrafią tego osiągnąć dzisiejsze narody? Biblia zawiera fascynujące informacje na temat przyszłości. Zniknie głód, ubóstwo oraz inne okropności przedstawione na tych stronach, natomiast „będzie nadmiar zboża w kraju, aż po szczyty gór”, a ponadto „drzewa leśne wydadzą swój owoc, a ziemia wyda swoje plony; będą bezpiecznie mieszkać na swojej ziemi” (Psalm 72:16; Ezechiela 34:27). Z kolei na temat środowiska naturalnego czytamy w Biblii: „Pustynia i okolica bezwodna doznają radosnego uniesienia, a jałowa równina uraduje się i zakwitnie jak szafran. (...) Bo wybiją wody na pustyni i potoki na jałowej równinie. I stanie się grunt spieczony od upału jak staw porośnięty trzciną, a grunt spragniony jak źródła wód” (Izajasza 35:1, 6, 7, NW). Poza tym nie będzie już więcej wojen (Psalm 46:10).
Biblia nie mówi, w jaki sposób Jehowa Bóg tego wszystkiego dokona ani jak ujarzmi siły przyrody, by już nigdy nie wyrządzały szkód. Pewne jest jednak, że wszyscy żyjący pod panowaniem tego sprawiedliwego rządu „nie będą się trudzić na próżno ani płodzić dzieci na zgubę, bo plemieniem błogosławionych przez Jahwe są oni sami i potomkowie ich wraz z nimi” (Izajasza 65:23, BT).
Na łamach tego czasopisma, a także innych publikacji Towarzystwa Strażnica, Świadkowie Jehowy nieraz już wykazywali, że Królestwo Boże zostało ustanowione w niebie w roku 1914. Pod kierownictwem tegoż Królestwa od prawie 80 lat prowadzone jest na całym świecie dzieło świadczenia, a obecnie znajdujemy się u progu obiecanych „nowych niebios i nowej ziemi”. Ludzkość będzie uwolniona nie tylko od zniszczeń spowodowanych klęskami żywiołowymi, ale także od bólu i cierpień, trapiących ją przez minione 6000 lat. Wówczas rzeczywiście będzie można oznajmić: „Pierwsze rzeczy przeminęły” (2 Piotra 3:13; Objawienie 21:4).
A co powiedzieć o chwili obecnej? Czy Bóg pomaga tym, którzy wskutek warunków naturalnych lub innych okoliczności znaleźli się w rozpaczliwym położeniu? Z całą pewnością, choć niekoniecznie w taki sposób, jakiego by oczekiwała większość ludzi.
[Ilustracje na stronach 8, 9]
Wskutek poczynań człowieka nasze środowisko jest bardziej podatne na klęski żywiołowe
[Prawa własności]
Laif/Sipa Press
Chamussy/Sipa Press
Wesley Bocxe/Sipa Press
Jose Nicolas/Sipa Press
-
-
Zbawcze czyny Jehowy w dobie obecnejStrażnica — 1993 | 1 grudnia
-
-
Zbawcze czyny Jehowy w dobie obecnej
BIBLIA mówi nam o Jehowie: „Wiele nieszczęść spotyka sprawiedliwego, ale Pan wyzwala go ze wszystkich” oraz: „Wie Pan, jak pobożnych wyrwać z doświadczenia” (Psalm 34:20; 2 Piotra 2:9, BT).
W jaki sposób Jehowa przychodzi z pomocą członkom swego ludu znajdującym się w nieszczęściu? Chociaż zdaniem niektórych powinien odwrócić skutki działania sił natury albo dokonać jakichś nadprzyrodzonych czynów, On posługuje się inną potęgą, której wiele ludzi nie potrafi w pełni pojąć — miłością. Jehowa rzeczywiście miłuje swój lud, toteż pobudza jego członków do okazywania tak silnej miłości wzajemnej, że w rezultacie dokonuje dla nich niemal cudów (1 Jana 4:10-12, 21).
Niektórzy mogą uważać, że w krytycznej sytuacji potrzeba nie tyle miłości, ile pożywienia, lekarstw czy innych niezbędnych artykułów. Oczywiście wszystkie te rzeczy są bardzo ważne. Jednakże apostoł Paweł rozumował też: „Choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże” (1 Koryntian 13:2, 3).
Dość często można przeczytać o tym, że zalegające w magazynach portowych artykuły przeznaczone na pomoc materialną gniją bądź są niszczone przez gryzonie, a ludzie umierają z powodu chorób i głodu. Co gorsza, takie produkty mogą się dostać w ręce chciwych i pozbawionych skrupułów osób, które czerpią z nich zyski. A zatem samo dysponowanie odpowiednimi środkami nie oznacza jeszcze, że ludzie dotknięci nieszczęściem odniosą z nich pożytek. Zasadniczą rolę odgrywa tu szczera miłość i troska.
Miłość wyrażona czynem
We wrześniu 1992 roku huragan Iniki nawiedził wyspę Kauai w archipelagu Hawajów, zamieszkaną przez 55 000 ludzi. Wichura pędziła z prędkością 210, a w porywach 260 kilometrów na godzinę, wskutek czego zginęły 2 osoby, 98 zostało rannych, a zniszczeniu uległo 75 procent zabudowań, co dla 8000 ludzi oznaczało utratę dachu nad głową; szkody oszacowano na miliard dolarów. Na tej małej wyspie mieszkało około 800 Świadków Jehowy, należących do sześciu zborów. Jak przeżyli ów kataklizm?
Zanim Iniki rozszalał się na dobre, starsi zborów, idąc za wskazówkami nadzorcy podróżującego, skontaktowali się ze wszystkimi współwyznawcami, by się upewnić, czy są bezpieczni i odpowiednio przygotowani na atak żywiołu. Taka życzliwa troska pomogła ustrzec Świadków przed groźnymi obrażeniami czy nawet śmiercią (porównaj Izajasza 32:1, 2).
Mimo poważnych zakłóceń w komunikacji i transporcie trzech przedstawicieli Biura Oddziału Towarzystwa Strażnica w Honolulu uzyskało specjalne zezwolenie funkcjonariuszy obrony cywilnej i poleciało na Kauai. Należeli do pierwszych osób postronnych, które pojawiły się na miejscu katastrofy. Skontaktowali się natychmiast z miejscowymi Świadkami i następnego ranka zorganizowali spotkanie, by opracować plan niesienia pomocy. Utworzono komitet, który miał się zorientować w potrzebach i za pośrednictwem Biura Oddziału w Honolulu sprowadzić niezbędne materiały. Bracia pracowali bez przerwy, sprawując nadzór nad przekazywaniem poszkodowanym artykułów pierwszej potrzeby oraz nad naprawianiem zniszczonych domów i porządkowaniem terenu.
Współwyznawcy z innych wysp szybko podjęli działania na rzecz swych poszkodowanych braci. Kiedy tylko otworzono port lotniczy w Kauai, do pomocy stawiło się 70 Świadków. Przysłano dary wartości 100 000 dolarów, między innymi aparaty prądotwórcze, kuchenki turystyczne, lampy oraz żywność. W jednej z miejscowych Sal Królestwa urządzono magazyn, ale obawiano się złodziei. Wówczas nieoczekiwanie na parkingu przy Sali zatrzymało się kilka wojskowych ciężarówek, a kierowcy spytali, czy mogą zostawić tam swe pojazdy. Ponieważ do ich pilnowania wyznaczono żołnierzy, zgromadzone zapasy były już bezpieczne.
Aby umożliwić korzystanie z zamrażarek, bracia nosili od domu do domu aparaty prądotwórcze, uruchamiając je na dwie lub trzy godziny. Do różnych domów kierowano grupy braci, żeby uporządkowali teren i naprawili szkody. Kiedy pracowali przy domu jednej z sióstr, jej mąż, kiedyś zagorzały przeciwnik, był tak wzruszony, że tylko przyglądał się i płakał. Pewien człowiek przybyły z kontynentu obserwował inną grupę pracujących Świadków, a ich zachowanie i organizacja zrobiły na nim duże wrażenie, toteż podszedł i spytał, dlaczego są tacy inni. Kiedy brat odpowiedział, że zawdzięczają to miłości do Boga i współchrześcijan, mężczyzna ten odparł: „Jak ja mogę poznać Boga?” (Mateusza 22:37-40). Następnie dodał: „Jesteście tak zorganizowani, że kiedy wrócę na Florydę, na pewno ktoś od was będzie już na mnie czekał!”
Świadkowie Jehowy pomagali przy porządkowaniu i reperowaniu 295 domostw na Kauai. Co prawda 207 budynków wymagało niewielkich napraw, ale 54 domy były poważnie uszkodzone, a 19 zostało całkowicie zniszczonych. Poza tym Świadkowie odwiedzili wszystkich znanych współbraci, by się upewnić, czy pomoc dotarła do każdego. Kiedy dostarczyli żywność pewnej siostrze, jej sąsiad będący buddystą stwierdził, że od swych współwyznawców nie dostał nawet torebki herbaty. Inna kobieta, której Świadkowie doprowadzili do porządku dom, powiedziała: „Od dłuższego czasu przychodziliście do moich drzwi i uważałam was za dobrych sąsiadów, jednak dowody miłości bliźniego pokazują mi, jaka naprawdę jest wasza organizacja. Dziękuję za waszą ciężką pracę”.
Bracia odpowiedzialni za niesienie pomocy troszczyli się zarówno o potrzeby materialne, jak i o pomyślność duchową wszystkich współchrześcijan. Już w niecałe dwa dni po huraganie w kilku zborach odbyły się zebrania. Szybko też ponownie uruchomiono niewielkie grupy studium książki. Dziesięciu starszych z innych wysp przybyło na Kauai, by pomóc miejscowym nadzorcom w złożeniu wizyty pasterskiej każdemu Świadkowi na wyspie. W następną niedzielę wszystkie sześć zborów wzięło udział w studium Strażnicy, wysłuchało 30-minutowego przemówienia członka komitetu pomocy na temat sposobów jej udzielania oraz 30-minutowego wykładu przedstawionego przez członka Komitetu Oddziału, przybyłego specjalnie w tym celu z Honolulu. Jeden z uczestników spotkania donosi: „Wspaniałe kierownictwo dodawało braciom otuchy, dzięki czemu nabrali sił duchowych, potrzebnych do uporania się z pozostałymi problemami. Kiedy program dobiegł końca, rozległy się spontaniczne oklaski, a większość obecnych miała łzy w oczach”.
Międzynarodowa społeczność braterska
Taka miłość i troska jest na całym świecie znakiem rozpoznawczym ludu Jehowy. Mniej więcej rok wcześniej cyklon Val nawiedził Samoa Zachodnie, powodując znaczne straty, ale Świadkowie Jehowy z innych części świata szybko pośpieszyli swym braciom z pomocą. Kiedy później Świadkowie Jehowy — podobnie jak inne wyznania — otrzymali od rządu fundusze na naprawy obiektów będących ich własnością, zwrócili pieniądze i dołączyli list, w którym poinformowali, że wszystkie uszkodzenia już usunięto i że wyasygnowaną kwotę można przeznaczyć na remont niektórych budynków rządowych. O fakcie tym napisano w lokalnej gazecie. Po przeczytaniu tej informacji pewien urzędnik państwowy powiedział Świadkowi Jehowy, że wstydzi się za swój kościół, który przyjął pieniądze rządowe, choć wszystkie jego budynki zniszczone przez cyklon były ubezpieczone.
Równie szybko Świadkowie zareagowali, gdy we wrześniu 1992 roku w południowo-wschodniej Francji wylała rzeka Ouvèze i zniszczyła miasto Vaison-la-Romaine oraz 15 pobliskich osad. W ciągu nocy powódź pochłonęła 40 ofiar, zrujnowała 400 domów i uszkodziła setki innych, a tysiące rodzin pozbawiła wody i elektryczności. Nazajutrz wczesnym rankiem Świadkowie z miejscowych zborów jako pierwsi pośpieszyli na pomoc powodzianom. Osoby potrzebujące schronienia zostały życzliwie przyjęte przez okoliczne rodziny Świadków Jehowy. Setki współwyznawców z różnych stron stawiło się do dyspozycji. W sąsiednim mieście Orange powołano komitet pomocy, żeby pokierował wytężoną pracą czterech grup ochotników, którzy usuwali błoto, porządkowali domy, prali stosy zabłoconej odzieży oraz przygotowywali żywność i wodę pitną i dostarczali ją na tereny objęte katastrofą. Chętnie też przystąpiono do oczyszczenia tamtejszej szkoły i kilku budynków podlegających urzędowi miasta. Te niestrudzone wysiłki spotkały się z uznaniem zarówno współwyznawców, jak i miejscowej ludności.
Świadkowie Jehowy, podobnie jak inni ludzie, częstokroć padają ofiarą różnych kataklizmów: powodzi, burz lub trzęsień ziemi. Rozumieją, że są one skutkiem nieprzewidzianych bądź nieuniknionych okoliczności, i dlatego nie winią za te nieszczęścia ani Boga, ani też nikogo innego (Kaznodziei 9:11). Są raczej przekonani, że gotowi do poświęceń i pełni miłości współwyznawcy pośpieszą im z pomocą w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Takie życzliwe działanie jest wynikiem wyznawania tej samej wiary. Uczeń Jakub wyjaśnił: „Jeśli brat albo siostra nie mają się w co przyodziać i brakuje im powszedniego chleba, a ktoś z was powiedziałby im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i nasyćcie, a nie dalibyście im tego, czego ciało potrzebuje, coż to pomoże? Tak i wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie” (Jakuba 2:15-17).
Źródło prawdziwej ochrony
Zamiast oczekiwać cudów w postaci Boskiej ingerencji, Świadkowie Jehowy zdają sobie sprawę, jaką ochronę stanowi dla nich międzynarodowa chrześcijańska społeczność braterska. W gruncie rzeczy to, czego potrafią dokonać w trudnych chwilach jej członkowie, graniczy z cudem. Pamiętają o słowach Jezusa zanotowanych w Ewangelii według Mateusza 17:20: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie”. Kiedy prawdziwa chrześcijańska wiara idąca w parze z miłością jest poparta czynami, potrafi usunąć przeszkody wielkie niczym góry.
W tych niepewnych i niebezpiecznych czasach słudzy Jehowy na całym świecie odczuwają, że ich Bóg zapewnia im ochronę. Są gotowi powtórzyć za psalmistą: „Spokojnie się ułożę i zasnę, bo Ty sam, Panie [Jehowo, NW], sprawiasz, że bezpiecznie mieszkam” (Psalm 4:9). Pełni ufności skupiają swą uwagę na zleconym im zadaniu: „Będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec” (Mateusza 24:14). Z absolutną pewnością wyczekują spełnienia się obietnicy Bożej co do pokojowego, sprawiedliwego nowego świata, w którym nie spotka ich już żadna katastrofa — ani spowodowana przez człowieka, ani przez siły przyrody (Micheasza 4:4).
[Ilustracje na stronie 12]
Świadkowie przybyli z różnych stron, by pomóc ofiarom powodzi
-