„W grzybie atomowym”
Opowiada Świadek Jehowy z Japonii, który przeżył wybuch bomby atomowej
ŚWIADKOWIE Jehowy przechodzą wiele ciężkich prób ze względu na śmiałe opowiadanie się za prawdą Słowa Bożego. Apostoł Paweł, broniąc prawa do swej służby, napisał między innymi, że często bywał „w niebezpieczeństwach od własnego rodu, w niebezpieczeństwach od narodów, (...) o głodzie i pragnieniu, (...) w zimnie i nagości” (2 Kor. 11:26, 27). Nowożytnym Świadkom Jehowy również grożą niekiedy poważne niebezpieczeństwa. Interesujące są przeżycia pewnego japońskiego Świadka Jehowy, nad którym zawisły takie niebezpieczeństwa „czasu końca”, przeżył bowiem wybuch bomby atomowej i trzęsienie ziemi. Przed uwięzieniem go w roku 1938 był głosicielem pełnoczasowym (pionierem). Przez cały czas wojny dochował wierności, a w początkach lat sześćdziesiątych ponownie wstąpił razem z synem do służby pełnoczasowej w Sendai (Japonia). Oto jego opowiadanie.
Tuż przed drugą wojną światową, mniej więcej w czerwcu 1938 roku, policja japońska nagle aresztowała wszystkich Świadków Jehowy. Nastąpiło to jednocześnie na terytorium całego kraju. Mieszkałem wtedy wraz z dwoma innymi głosicielami w Hirosimie, a terenem mej działalności była dzielnica administracyjna Chugoku. Policja zabrała mnie na posterunek w Hirosimie, gdzie mnie więziono i przesłuchiwano ponad dwa lata.
Japonia była wtedy państwem totalitarnym, toteż ci, którzy zachowywali wierność wobec Jehowy, byli niemile widziani. Po trzech latach uznano mnie w końcu za winnego pogwałcenia ustawy o „Utrzymaniu Pokoju”, według nowego przepisu karnego, i skazano na pięć lat więzienia.
Zarówno mój pierwszy, jak i drugi proces odbył się przy drzwiach zamkniętych, a wniesione przeze mnie odwołanie do sądu wyższej instancji odrzucono. Ponieważ na sali rozpraw nadarzyła mi się doskonała sposobność do dania świadectwa o Królestwie Bożym, dokładałem wszelkich starań, by jej nie przepuścić. Przedstawicielom władzy to się nie podobało. Urzędnik prowadzący moją sprawę rozzłościł się na mnie, bo uznał, że nie jestem patriotą. Przez szereg miesięcy mnie prześladował: wyrywał mi włosy, odgrażał się i próbował doprowadzić mnie do obłędu.
W tym czasie żona z sześcioletnim dzieckiem przebywała w mej rodzinnej wiosce. Ponieważ policja przekonała się, że jakoś nie może mnie zmusić do odstąpienia od wiary, więc niekiedy posługiwała się nimi lub wykorzystywała jakąś inną ludzką słabość, abym uległ i wyparł się swoich przekonań. Poza wszelkimi innymi trudami więziennego życia musiałem znosić zimą dokuczliwy chłód a latem upał, i to w pojedynce. Liczne cierpienia, których doznał apostoł Paweł, były dla mnie dobrym przykładem. Z całą pewnością prześladowania nigdy nie zdołają nas pozbawić miłości Bożej! Sędzia powiedział mi, że jeśli nie wyrzeknę się wiary, nie wyjdę na wolność do końca życia, nawet po odbyciu kary pięciu lat więzienia. Byłem naprawdę wdzięczny Bogu i szczęśliwy, że w celi mogłem mieć Biblię, którą stale czytałem. Przez cały ten czas czerpałem z niej siły i pociechę.
BOMBA
Był ranek 6 sierpnia 1945 roku, siedem lat po moim aresztowaniu. Tego dnia wybuchła bomba atomowa, która w jednej chwili zamieniła Hirosimę w miasto śmierci i ruin.
Wstawał niezwykle piękny dzień. Wczesnym rankiem więzień z celi naprzeciw poprosił mnie, żebym wymienił z nim książki. Było to w więzieniu zabronione, to też bałem się przekroczyć ten zakaz. Ale ponieważ on już wrzucił książkę do mojej celi, dałem mu swoją, a następnie zacząłem pospiesznie jeść śniadanie. W czasie jedzenia zabrałem się do lektury, żeby szybko przeczytać książkę i mu ją oddać.
Wydarzyło się to, jak sądzę, około dziewiątej. Naraz rozbłysła niesamowita jasność, która oświetliła sufit mojej celi niczym światło błyskawicy lub płonącego magnezu. Zaraz potem usłyszałem tak potworny huk, jakby w jednej chwili zapadły się wszystkie góry. Natychmiast w celi zapanowały nieprzeniknione ciemności. Aby nie wdychać — jak mi się wydawało — ciemnego gazu, wcisnąłem głowę pod materac. Po siedmiu czy ośmiu minutach wysunąłem ją stamtąd i stwierdziłem, że „gaz” zniknął z celi. Znowu było jasno. Z półki pospadały różne przedmioty, a ponadto wszędzie osiadło dużo pyłu, tak iż cela była bardzo brudna.
Następnie wyjrzałem przez tylne okno. Stanąłem jak rażony piorunem! Warsztaty więzienne i budynki drewniane zostały zrównane z ziemią. Z kolei popatrzyłem przez małe okno frontowe. Wszystkie cele w przeciwległym budynku po prostu się rozpadły; pozostała z nich tylko sterta budulca. Wielu więźniów, zarówno tych, którzy znajdowali się na zewnątrz, ponieważ ich cele były rozbite, jak i przebywających wewnątrz, wzywało pomocy. Wszystkich ogarnęła panika. Był to widok okropnego chaosu i przerażenia.
Ponieważ wiedziałem, że się stąd nie wydostanę, posprzątałem celę i usiadłem, aby dalej czytać książkę. Później zajrzałem do mojej małej umywalni i poczułem jak przechodzą mnie ciarki. Leżał tam zwał cegieł ze zburzonego muru. Dzięki temu, że zabrałem się do czytania książki, nie wszedłem do umywalni o zwykłej porze, co przypuszczalnie uratowało mi życie.
Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że legło wtedy w gruzach całe miasto i zginęło lub odniosło obrażenia mnóstwo ludzi. Ponieważ więzienie było okolone wysokim murem, ogień nie przedostał się z zewnątrz. Okazało się jednak, że i tu były liczne ofiary. Byłem na obszarze, nad którym wytworzył się grzyb atomowy. Ponieważ jednak szybko wsunąłem głowę pod materac, jedyną niedogodnością były przez krótki czas trudności w oddychaniu. Nie odczułem nawet gorąca podmuchu. Więźniowie mówili, że była to jakaś bomba elektryczna, gdyż nadpaliły się nieco przewody elektryczne.
Rankiem trzeciego dnia po eksplozji powiązano nas, 45 więźniów, sznurami i poprowadzono w naszych więziennych strojach ponad trzy kilometry do stacji kolejowej, żeby nas przewieźć do innego miasta. Wtedy zobaczyłem, w jak rozpaczliwym położeniu jest tutejsza ludność. Całe miasto, jak okiem sięgnąć, było po prostu rumowiskiem. Tu i ówdzie wznosiły się żałosne szczątki budynków. Wiele zwłok wyławiano z rzek i wynoszono ze zburzonych domów, nawet tych zbudowanych z kamieni. Wojsko dowoziło żywność samochodami ciężarowymi. Ludzie, których spotykaliśmy po drodze, byli śmiertelnie bladzi. Wyglądali nawet na bardziej przygnębionych niż my, więźniowie. Widziałem dużo osób ze straszliwie poparzonymi twarzami i plecami. Niektórzy ludzie wieźli na wózkach ciężko rannych członków rodzin. Na każdej twarzy malowało się przygnębienie i beznadziejność.
Dwa miesiące po zrzuceniu bomby atomowej zwolniono mnie z więzienia.
Wybuch bomby atomowej w Hirosimie był drugim kataklizmem w moim życiu. Pierwszym było Kanto daijishin (wielkie trzęsienie ziemi w Tokio), które przeżyłem w 1923 roku. Ponieważ jednak bombę atomową wytworzyli ludzie i to oni jej użyli, czuję wstręt do takiego bestialstwa i uważam je za coś przerażającego. Ale szczerze mówiąc, klęska trzęsienia ziemi była dla mnie okropniejsza, bo nie znałem wtedy Jehowy Boga — nie miałem więc siły wypływającej z wiary.
Wojny światowe, trzęsienia ziemi, braki żywności, straszne zjawiska, jak na przykład wywołane wybuchem bomb atomowych, prześladowania chrześcijan — wszystko to jest częścią składową przepowiedzianego przez Jezusa „znaku” charakteryzującego koniec obecnego, szatańskiego systemu rzeczy. Do ludzi, którzy okazywali wiarę, Jezus powiedział: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu, i będą wielkie trzęsienia ziemi, i w jednym miejscu po drugim zarazy i niedobory żywności, i będą straszne widoki (...) położą na was ręce i będą was prześladować, wydając was do synagog i więzień (...) Tak też ujrzawszy, że się to dzieje, wiedzcie, iż bliskie jest królestwo Boże”.
A jak Jezus zakończył swą wypowiedź? „Wciąż więc czuwajcie, cały czas zanosząc błagania, abyście zdołali ocaleć od tego wszystkiego, co się ma wydarzyć, i ostać się przed Synem człowieczym” (Łuk. 21:10-12, 31, 36).