‛Poruszyć nieruchome wody’
We włoskim czasopiśmie medycznym Tempo Medico z grudnia 1980 roku podjęto „kwestię, czy naprawdę transfuzja krwi jest zawsze konieczna” w praktyce lekarskiej. Biorąc pod uwagę różne spostrzeżenia, napisano w tym czasopiśmie: „Trzeba jednoznacznie powiedzieć, że z każdym dniem jest coraz mniej takich sytuacji, w których dokonanie transfuzji byłoby aż tak potrzebne, że odstąpienie od niej zagrażałoby życiu”.
Tempo Medico sugeruje dalej, iż ze względu na istotne ryzyko związane ze stosowaniem transfuzji „nasuwa się uzasadnione pytanie, czy nie warto — jeśli chodzi o ogólnie stosowane zabiegi, niezależnie od życzeń Świadków Jehowy — ponownie przemyśleć sposoby leczenia, które mogłyby się upowszechnić i ograniczyć dokonywanie transfuzji”. W artykule czytamy dalej:
„Właśnie z uwagi na to, a nie tylko dlatego, żeby uszanować życzenia Świadków Jehowy, doktor Denton Cooley [z Houston w stanie Teksas] już od ponad 7 lat dokonuje operacji na otwartym sercu, unikając w miarę możliwości przetoczenia krwi przez stosowanie hemodilucji, rozcieńcza bowiem krew pacjenta roztworem glukozy i heparyny. Skoro ta metoda już od tak długiego czasu daje doskonałe rezultaty (...) należałoby się zastanowić, dlaczego nie znajduje zastosowania w dzisiejszej chirurgii.
„Chirurg dr Casare Buresta pracujący w szpitalu rejonowym w Ripatransone (prowincja Ascoli Piceno) stosuje tę metodę od roku 1974, gdy operuje Świadków Jehowy, spełniając w ten sposób ich życzenia. (...) Zdaniem dra Buresty uzyskane wyniki dowodzą, że przynajmniej w większości wypadków możliwe jest dokonywanie zabiegów chirurgicznych z pominięciem transfuzji krwi bez narażania pacjentów na ryzyko większe od normalnego. Oczywiście trzeba przy tym wykorzystać wszystkie możliwości techniki chirurgicznej, żeby ograniczyć utratę krwi do minimum. Jest więc rzeczą zrozumiałą, że przy stosowaniu takich metod operacje chirurgiczne stają się delikatniejsze i bardziej skomplikowane. Innymi słowy, za możliwość rezygnowania z transfuzji — co wydaje się obecnie realne — płaci się mozolną pracą, lepszym przygotowaniem i sprzętem”.
„Niemniej jednak”, czytamy w zakończeniu artykułu, „medycyna musi uczciwie zająć się kwestią, czy nie warto dołożyć starań, żeby zwiększyć liczbę odpowiednich oddziałów szpitalnych, jak również zespołów chirurgicznych, które mogłyby stosować takie metody. To nie znaczy, że chodziłoby jedynie o zaspokajanie życzeń Świadków Jehowy, ale warto się zastanowić, czy uwzględnienie ich postulatów nie wyszłoby na dobre ogółowi albo czy nie stałoby się przynajmniej podnietą do nowych odkryć. Stanowisko Świadków stanowi bowiem bodziec do poruszenia wciąż jeszcze trochę nieruchomych wód konserwatywnej terapii”.