Odpowiedź na wezwanie
1 Gdzie jest powszechnie dostępny Rocznik świadków Jehowy, tam bracia z niecierpliwością wyczekują każdego nowego wydania. Rocznik na rok 1972 różni się od wszystkich poprzednich. Zawiera zachwycającą historię rozwoju dzieła Jehowy w siedmiu krajach świata. Czyta się ją z zapartym tchem. Zdumiewające i nie do pomyślenia przy udziale tylko ludzkich sił wydarzenia zaznaczyły początki dzieła w tych krajach. Jakże wzmacniające wiarę i pobudzające do czynu są sprawozdania o cudownym wsparciu, jakiego Jehowa udzielał w czasach nowożytnych oddanym Mu bez reszty mężczyznom i kobietom! Śledząc bieg życia tych wiernych sług Jehowy od tamtych czasów aż do chwili obecnej, dochodzimy do wniosku, że nasi bracia borykali się z takimi samymi trudnościami, jak my obecnie. Wytrwali w sile, której im udzielał Jehowa. Ta świadomość dodaje nam bodźca do niezłomnego trwania na jedynej słusznej drodze. — 1 Kor. 10:13.
2 Uderzającą cechą nowożytnej historii ludu Jehowy jest fakt, że na początku dzieła w każdym z tych krajów Jehowa powoływał ludzi, którzy gotowi byli pracować dla Niego z całym zapamiętaniem i samozaparciem. Czy potrafisz sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto po raz pierwszy zetknął się z prawdą, po kilku dniach studium biblijnego zaczął głosić, a po kilku tygodniach wstąpił do służby pionierskiej i trwał w niej do końca życia? Jednym z takich był w Argentynie w latach trzydziestych naszego stulecia brat greckiego pochodzenia, Nicolas Argyros. W styczniu 1930 roku trafiły do jego rąk trzy broszury z wykładami biblijnymi brata Rutherforda. Po przeczytaniu ich natychmiast zamówił listownie dalsze publikacje. W tym samym czasie zauważył w greckiej gazecie ogłoszenie o wykładzie biblijnym, który miał się odbyć w dalekim Buenos Aires. Pojechał tam natychmiast. Na miejsce wykładu przyszedł kilka godzin wcześniej. Gdy niektórzy zaczęli wchodzić na salę, wszedł razem z nimi i pozdrowił wszystkich po grecku. Nikt mu nie odpowiedział, bo wszyscy z mówcą włącznie byli Argentyńczykami mówiącymi po hiszpańsku. Prawie nic nie zrozumiał z wykładu. Tymczasem sąsiad siedzący obok okazał się jedynym na sali człowiekiem, który znał język grecki. Począwszy od tego dnia przez trzy kolejne wieczory wyjaśnił mu wszystko. Na pytanie brata Argyrosa, co trzeba robić, żeby się podobać Jehowie, powiedział: iść i głosić innym to, czego się dowiedziałeś. Brat Argyros zaczął więc głosić już w najbliższą niedzielę i od tej pory spędził w służbie pełnoczasowej całe życie. Gdy się czyta o jego pełnym poświęceń i wyrzeczeń życiu, o jego licznych i niebezpiecznych podróżach, przychodzi na myśl apostoł Paweł.
3 Inny nasz brat, Salwador Rodrigues opowiada, jak prawda zawitała do jego rodziny: „Mój ojciec już 10 lat czytał Biblię, ale jej nie rozumiał. Od razu i z wielką radością przyjął dobrą nowinę o Królestwie. Gdy brat Jose Cercos /czyt. cerkos/ w pierwszej rozmowie powiedział mojemu ojcu, że chcąc być świadkiem Jehowy, trzeba przestać palić i pozbyć się tych „śmiesznych lalek” — tak nazywał obrazy i figurki mojej matki — ojciec w tej chwili wyjął z ust papierosa i razem z resztą papierosów, które miał jeszcze w kieszeni, porwał je i wyrzucił. W najbliższą niedzielę poszedł z gromadką dzieci na zebranie zborowe, a po powrocie pozbierał wszystkie obrazy i ułożył je w stosik na podwórku i podpalił, nie zważając na krzyki matki, że Bóg go za to skarze.” Na drugą niedzielę wyruszył do pracy od drzwi do drzwi z dwoma najstarszymi synami. Już od drugich drzwi bracia polecili im samodzielnie proponować i rozpowszechniać literaturę. Później zainteresowała się matka. W ciągu niespełna dwóch miesięcy w tej rodzinie było już czynnych siedmiu głosicieli.
4 Inny gorliwy kaznodzieja z tamtego okresu, brat Francisko Callejo /czyt. kallejo/ po przeczytaniu traktatu i kilku broszur wydanych przez Towarzystwo był przekonany, że znalazł prawdę. Czytając publikacje, odczuwał przemożne pragnienie dzielenia się tymi wiadomościami z innymi, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać. Napisał do biura Towarzystwa. W odpowiedzi otrzymał zapewnienie, że wkrótce odwiedzą go dwaj podróżujący misjonarze. Brat pisze: „Tęskniłem do tej wizyty i wyglądałem jej, a oni nie przyjeżdżali. W końcu napisałem, że wycofuję się z mojej decyzji głoszenia. Przyszła odpowiedź, że bracia ci są już w prowincji Rio Negro i że wkrótce powinni przybyć. Codziennie chodziłem do domu Pedlo Teisara /Polaka z pochodzenia/, który prenumerował Strażnicę, bo spodziewałem się, że tam najpierw przyjdą. Gdy wciąż nie przychodzili, poczułem się przygnębiony i oszukany; ta zwłoka była zbyt długa. Aż pewnego ranka przyszedłem, a oni już byli. Niewypowiedziana była moja radość, że wreszcie mogłem być razem z nimi! Zaraz zabrałem ich do siebie. Ich pobyt był krótki. Zaopatrzyli mnie w literaturę i powiedzieli, jak rozmawiać z ludźmi i jak im wręczać literaturę.”
5 To krótkie „szkolenie” wystarczyło. W najbliższą niedzielę brat Callejo zaczął głosić, nie zrażając się wielką wrogością ludzi do prawdy. Mimo pracy zarobkowej opracował obszar długości około 400 km.
6 To są tylko małe wycinki z przebiegu dzieła żniwnego na świecie w latach trzydziestych XX wieku. Obecnie żyjemy już w ostatnich latach doczesnego systemu rzeczy. Jest jeszcze dużo do zrobienia! Czy nie mógłbyś pójść za przykładem tych braci i tak ułożyć swoje sprawy, żeby w jeszcze większej mierze pomagać drugim?