BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • Dlaczego rośnie zainteresowanie spirytyzmem?
    Strażnica — 1988 | nr 2
    • Dlaczego rośnie zainteresowanie spirytyzmem?

      FRANS jest podporą miejscowej gminy protestanckiej. Gdy trzeba coś zrobić, pierwszy spieszy z pomocą. Wilhelmina również jest bogobojna. „Trzeba chodzić do kościoła”, mówi — i chodzi. Esther też regularnie uczęszcza do kościoła i w dodatku codziennie się modli. Ale całą trójkę łączy jeszcze jedno: wszyscy są mediami spirytystycznymi.

      Tych troje mieszkańców Surinamu nie należy do wyjątków.

  • Dlaczego rośnie zainteresowanie spirytyzmem?
    Strażnica — 1988 | nr 2
    • Na przykład Izaak Amelo, 70-letni kupiec z Surinamu, przez 7 lat był poważanym członkiem rady przykościelnej i zarazem znanym medium spirytystycznym. Oto, co opowiada: „W każdą sobotę rada zbierała się poza wioską, aby wywoływać duchy. Poświęcaliśmy na to całą noc. O świcie diakon sprawdzał, która godzina, i około piątej dawał znak, że czas kończyć. Braliśmy kąpiel, przebieraliśmy się i szliśmy do kościoła — w samą porę na poranne nabożeństwo niedzielne. Przez wszystkie te lata pastor nawet słowem nas nie zganił”.

      Profesor R. van Lier z Holandii, który badał powiązania kościołów w Surinamie ze spirytyzmem, potwierdza, że wielu mieszkańców owego kraju widzi w tych praktykach swą „drugą religię”. W pracy opublikowanej niedawno przez uniwersytet w Lejdzie zaznaczył on, że spirytyzm należy zaliczyć „do rozległej dziedziny religii, tak samo jak chrystianizm”.

      Może jednak zapytasz: Czy zaakceptowanie spirytyzmu przez kościoły chrześcijaństwa dowodzi, że uznaje go również Bóg? Czy można przybliżyć się do Boga przez nawiązywanie kontaktu z duchami? Co o spirytyzmie mówi Biblia?

      [Ilustracja na stronie 1]

      Izaak Amelo wspomina, jak cała rada przykościelna brała udział w seansach spirytystycznych

  • Jak Bóg zapatruje się na spirytyzm?
    Strażnica — 1988 | nr 2
    • Asamaja Amelia jest kobietą w średnim wieku i mieszka w Surinamie. Miała 17 lat, gdy zaczęła się zajmować wróżbiarstwem, jedną z form spirytyzmu. Ponieważ jej przepowiednie sprawdzały się z korzyścią dla klientów, cieszyła się wielkim poważaniem w swoim środowisku (por. Dzieje 16:16). Sama jednak miała niemałe kłopoty.

      „Duchy, które przeze mnie przemawiały”, opowiada, „były uprzejme dla tych, którzy szukali u nich pomocy, ale moje życie zamieniły w istną udrękę. Po każdym seansie czułam się jak pobita i ledwie się poruszałam. Miałam nadzieję, że chociaż nocą trochę odpocznę, ale duchy nie dawały mi spokoju. Wciąż mi przeszkadzały, odzywały się do mnie i nie pozwalały zasnąć. Czego one nie wygadywały!” Asamaja wzdycha, spuszcza wzrok i wzdryga się z obrzydzenia. „Stale mówiły o seksie i nalegały, żeby z nimi współżyć. Coś okropnego. Miałam męża i nie chciałam go zdradzić. Powiedziałam im to. Nie pomogło. Pewnego razu obezwładniła mnie jakaś niewidzialna siła, coś mnie objęło, przycisnęło, a nawet ugryzło. To było wstrętne”.

      „Duchy nakłaniają do niemoralności płciowej? To chyba przesada!”, zawołasz. Czy duchy mogą być aż tak zdeprawowane?

      „To jeszcze nic!”, mówi Izaak, wspomniany w poprzednim artykule. „Jednej nocy zawołano nas do chorej kobiety, nękanej przez ducha. Nasz naczelnik próbował ją uwolnić spod jego władzy, bo sam służył jako medium silniejszemu duchowi. Przez cały dzień wzywaliśmy jego ducha na pomoc. Tańczyliśmy i biliśmy w bębny, a kobieta stopniowo czuła się coraz lepiej. W końcu naczelnik rozkazał duchowi, żeby ją opuścił. I rzeczywiście tak się stało. ‛Zwyciężyliśmy’, zawołał rozpromieniony. Usiedliśmy, aby odetchnąć”.

      Izaak robi wymowną przerwę, a jego rozgestykulowane ręce zamierają w bezruchu. Po chwili ciągnie dalej: „Przez moment zdawało się, że wszystko jest dobrze, gdy nagle powietrze rozdarł przeraźliwy krzyk. Popędziliśmy do chaty, skąd nas dobiegł, i zobaczyliśmy żonę naczelnika. Płakała spazmatycznie. W domu leżała jej córeczka ze skręconą szyją. Jakaś siła złamała dziecku kark, zabijając je niczym kurczę. Nie ulegało wątpliwości, że była to zemsta wypędzonego ducha. Cóż za ohyda! Te duchy to sadystyczni mordercy”.

      SPIRYTYZM I „UCZYNKI CIAŁA”

      W przytoczonych tu relacjach spirytyzm łączy się z rozwiązłością, niemoralnością płciową i morderstwem — postępkami stanowiącymi skrajne przeciwieństwo cech osobowości Bożej. Nietrudno więc ustalić, kim w rzeczywistości są wspomniane duchy. Chociaż mogą udawać wysłanników Bożych, to niemoralność płciowa i mord demaskują ich jako naśladowców przeciwnika Bożego i pierwszego mordercy, Szatana Diabła (Jana 8:44). To on jest ich przywódcą. Są jego pomocnikami — znikczemniałymi aniołami, czyli demonami (Łuk. 11:15-20).

      Ktoś jednak zapyta: „A może spirytyzm tylko czasami przybiera znamię demonizmu? Czy nie można dzięki niemu nawiązać kontaktu z dobrymi duchami, które pomagają zbliżyć się do Boga?” Otóż nie. Biblia wymienia „uprawianie spirytyzmu” wśród „uczynków ciała”, pozostających w jaskrawej sprzeczności z zaletami chrześcijańskimi (Gal. 5:19-21).

      W Księdze Objawienia 21:8 „uprawiających spirytyzm” („rozmawiających z demonami”, The Living Bible) zaliczono do tej samej kategorii co „wyzutych z wiary, i obrzydliwych w swym plugastwie, i morderców, i rozpustników (...), i bałwochwalców oraz wszystkich kłamców”. A jak Jehowa zapatruje się na tych, którzy rozmyślnie kłamią, uprawiają rozpustę, mordują i praktykują spirytyzm? Nienawidzi ich postępków (Prz. 6:16-19).

      Interesowanie się spirytyzmem jest więc równoznaczne z miłowaniem tego, czego Jehowa Bóg nienawidzi. Stanowi jak gdyby porzucenie Jehowy i przejście do obozu Szatana, sprzymierzenie się z głównym przeciwnikiem Bożym i jego poplecznikami. Pomyśl: Czy przestawałbyś z kimś, kto się opowiada po stronie twoich wrogów? Na pewno nie. Trzymałbyś się od niego z dala. Jest więc oczywiste, że tak samo robi Jehowa Bóg. W Księdze Przysłów 15:29 czytamy: „Jehowa daleki jest od niegodziwców” (zob. też Ps. 5:5, Biblia warszawska).

      SPIRYTYZM PROWADZI DO ŚMIERCI

      Igranie ze spirytyzmem może kosztować życie. W starożytnym Izraelu, gdzie obowiązywało prawo Boże, praktyki te podlegały karze śmierci (Kapł. 20:27; Powt. Pr. 18:9-12). Nikogo więc nie powinno dziwić, że uprawiający spirytyzm „nie odziedziczą Królestwa Bożego” (Gal. 5:20, 21). Ich udziałem „będzie jezioro pałające ogniem i siarką”, oznaczające „drugą śmierć”, czyli wieczne unicestwienie (Obj. 21:8). Wprawdzie obecnie niektóre kościoły chrześcijaństwa tolerują paranie się spirytyzmem, ale pogląd biblijny w tej sprawie nic się nie zmienił.

      A co zrobić, gdy już wszedłeś na tę krętą ścieżkę? Postąpisz mądrze, jeśli natychmiast się zatrzymasz i zawrócisz. Usłuchaj natchnionej rady, której Bóg udzielił za pośrednictwem proroka Izajasza starożytnym Izraelitom. Postępowali oni podobnie jak ludzie, którzy dziś wdają się w rzeczy nieczyste i myślą, że służą Bogu. Ich przeżycia mogą być dla nas cenną wskazówką.

      USŁUCHAJ PRZESTROGI IZAJASZA

      Z pierwszego rozdziału Księgi Izajasza wynika, że Izraelici „opuścili Jehowę” i „odwrócili się tyłem” (werset 4). Chociaż zeszli z prostej drogi, w dalszym ciągu składali Bogu ofiary, obchodzili uroczystości religijne i zanosili do Niego swe modły. Było to jednak daremne! Ponieważ w głębi serca nie pragnęli podobać się Stwórcy, Jehowa oświadczył: „Kryję przed wami oczy. Chociaż nawet wypowiadacie wiele modlitw, nie wysłuchuję”. Zbuntowali się przeciw Niemu brnąc w nieczyste praktyki, a nawet ‛napełnili swe ręce przelewem krwi’ (wersety 11 do 15).

      Pod jakim warunkiem mogli na nowo cieszyć się uznaniem Jehowy? Zwróć uwagę na wymaganie postawione w Księdze Izajasza 1:16: „Umyjcie się; oczyśćcie się”. Jeżeli i my traktujemy tę radę poważnie, to zerwiemy z wszelką nieczystością, łącznie ze spirytyzmem, który należy do „uczynków ciała”. Znienawidzimy go wiedząc, że służy nikczemnym zamysłom Szatana Diabła.

      Następnie powinniśmy się pozbyć wszelkich przedmiotów, które mają związek ze spirytyzmem. Tak właśnie zrobił Izaak. Opowiada: „Pewnego dnia zebrałem wszystko, czym się posługiwałem przy uprawianiu spirytyzmu, wyniosłem to przed dom, chwyciłem siekierę i porąbałem na kawałki. Sąsiadka krzyczała, że jeszcze tego pożałuję. Nie zwracając na nią uwagi, oblałem resztki benzyną i spaliłem do szczętu. Nic nie zostało”.

      Było to 28 lat temu. Czy Izaak żałuje dziś tego, co zrobił? Przeciwnie. Z radością służy Bogu, będąc chrześcijańskim kaznodzieją w jednym ze zborów Świadków Jehowy.

      W Księdze Izajasza 1:17 podano dalszą radę: „Nauczcie się czynić dobrze”. Wymaga to studiowania Słowa Jehowy, to znaczy Biblii, aby ustalić, „co jest dobrą i przyjemną, i doskonałą wolą Boga” (Rzym. 12:2). A zużytkowanie nabywanej w ten sposób wiedzy przynosi wspaniałe błogosławieństwa. Przekonała się o tym Asamaja.

      Pomimo zaciekłego sprzeciwu rodziny i sąsiadów odważnie studiowała Biblię ze Świadkami Jehowy i po niedługim czasie zerwała ze spirytyzmem. Następnie oddała swe życie Jehowie Bogu i na jednym ze zgromadzeń Jego ludu została ochrzczona. Teraz, 12 lat później, mówi przepełniona wdzięcznością: „Odkąd dałam się ochrzcić, duchy już mi nie dokuczają”. Uśmiecha się i wspomina: „W noc po chrzcie spałam tak zdrowo i głęboko, że nazajutrz spóźniłam się na sesję poranną”.

      TRWAŁE DOBRODZIEJSTWA

      Zarówno Izaak, jak i Asamaja mogą dziś z całego serca powtórzyć za psalmistą Asafem: „Dobrze mi jest przybliżać się do Boga” (Ps. 73:28). Rzeczywiście, przybliżenie się do Jehowy wywarło dobroczynny wpływ na ich stan fizyczny i emocjonalny. Ale przede wszystkim zyskali spokój wewnętrzny oraz bliską więź z Jehową.

      Doznawanie takich błogosławieństw wynagradza z nawiązką trudy i cierpienia walki o zrzucenie z siebie jarzma spirytyzmu. Wyrwanie się z jego więzów może być jednak poważną próbą. Doświadczyła tego Lintina van Geenen, mieszkanka Surinamu, która po wieloletnich zmaganiach odniosła w końcu zwycięstwo. Opowiada o tym w następnym artykule.

      [Przypis]

      a Wersety biblijne, przy których nie podano nazwy ani symbolu przekładu, są tłumaczone z „New World Translation of the Holy Scriptures” (Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata), wydanie 1984 z przypisami.

      [Ilustracja na stronie 3]

      Asamaja Amelia opowiada: „Duchy (...) moje życie zamieniły w istną udrękę. (...) Czego one nie wygadywały!”

  • Zrzuciłam z siebie jarzmo spirytyzmu
    Strażnica — 1988 | nr 2
    • Zrzuciłam z siebie jarzmo spirytyzmu

      KIEDY miałam 14 lat, na naszą rodzinę spadło nieszczęście. Złośliwy morderca zaczął po kolei zabijać moich krewnych. Pierwszymi jego ofiarami stały się dzieci mojej siostry, a było ich dziewięcioro. Po nich poniósł śmierć jej mąż. Wkrótce potem również siostra zginęła tragicznie. Następnie przyszła kolej na czworo mojego rodzeństwa i w końcu zostałyśmy tylko obie z mamą. Byłam przerażona!

      Odtąd przez całe lata żyłam w ustawicznej trwodze. Towarzyszyła mi ona dzień po dniu — gdy jadłam, pracowałam, kładłam się do snu. Myślałam tylko o jednym: „Kiedy zaatakuje? I kogo — mamę czy mnie?”

      MOJA PRZESZŁOŚĆ

      Aby pomóc wam zrozumieć to, co potem się działo, muszę opowiedzieć o swojej przeszłości. Urodziłam się w roku 1917 w plemieniu „leśnych Murzynów” Paramakka, zamieszkującym jedną z wysp na rzece Maroni w Surinamie. Moimi przodkami byli den lowenengre, to znaczy zbiegli niewolnicy, którzy schronili się w dżungli. Musieli tam prowadzić twarde życie, ale przynajmniej byli wolni. Jednakże mimo iż wyłamali się spod jarzma niewoli ludzkiej, to pozostali pod władzą złych duchów.

      Życie w naszej wiosce toczyło się pod znakiem oddawania czci przodkom i demonom. Niektórzy, chcąc rzucić na drugich urok i przyprawić ich o chorobę lub śmierć, posługiwali się wisi (czarną magią) lub wzywali na pomoc koenoe (czytaj: kunu), złośliwego upiora. Wierzono, że takie upiory to duchy osób pokrzywdzonych za życia przez kogoś z rodziny. Po śmierci rzekomo wracają, aby się mścić. W gruncie rzeczy jednak są to zdeprawowane demony, które zmuszają ludzi, by oddawali im cześć.

      Ponieważ należałam do Braterskiej Społeczności Ewangelickiej, słyszałam coś niecoś o Bogu. Wprawdzie nie powiedziano mi, jak Go czcić, ale w lesie równikowym, bogatym w wilgoć, gdzie mieszkałam, było aż nadto dowodów, że On hojnie nas we wszystko zaopatruje. „Pragnę oddawać cześć dobremu Bogu, a nie złemu duchowi, który zadaje ludziom cierpienia”, myślałam. Wiedziałam, że upiory potrafią zadręczyć swe ofiary na śmierć, jeśli te im się nie podporządkują.

      Wyobraźcie sobie moje przerażenie, gdy sobie uświadomiłam, że wrogowie naszej rodziny nasłali na nas koenoe. Miałam 14 lat, gdy rozpoczął swe okrutne dzieło. W 26 lat później pozostałyśmy tylko obie z mamą.

      PIERWSZE SPOTKANIE

      Mama ciężko pracowała. Pewnego dnia, gdy szła na pole, coś powaliło ją na ziemię i nie mogła wstać. Koenoe zaatakował ją więc pierwszą. Zaniemogła i została dotknięta paraliżem. Potrzebowała pomocy — ode mnie. Kochałam ją, ale z drugiej strony bałam się demona, który nią owładnął. Kiedy koenoe dręczył biedną mamę, krzyczała z bólu. Cierpiała tak dotkliwie, że nie mogłam tego znieść i pewnego razu położyłam jej głowę na moim łonie, żeby sprawić jej ulgę. Uspokoiła się, ale wtedy poczułam, że ściskają mnie jakieś „ręce”.

      Chciałam uciec, ale ponieważ mama znowu zaczęła krzyczeć, zostałam przy niej i przetrzymałam pierwsze, koszmarne spotkanie z tym mordercą. Miałam wtedy 40 lat.

      CORAZ GWAŁTOWNIEJSZE ATAKI

      Mama umarła. W trzy dni później dobiegł mnie czyjś słodki głos: „Lintina, Lintina, słyszysz mnie? Wołam cię”. Był to początek udręki tak okropnej, że chwilami wolałam już umrzeć.

      Z początku demon dokuczał mi tylko wtedy, gdy kładłam się spać. Kiedy zasypiałam, budził mnie głos mówiący o grobach i śmierci. Brak snu bardzo mnie osłabił. Nie przestawałam jednak opiekować się moimi dziećmi.

      Potem ataki się wzmogły. Kilkakrotnie miałam uczucie, że ktoś chwyta mnie za gardło. Nie mogłam uciekać, bo przygniatał mnie jakiś ciężar. Chciałam krzyczeć, ale nie byłam w stanie dobyć głosu. Mimo to nie zgadzałam się na oddawanie czci mojemu dręczycielowi.

      Gdy po takiej napaści odzyskiwałam siły, wracałam do pracy w polu. Uprawiałam maniok i trzcinę cukrową i sprzedawałam produkty na targu w nadbrzeżnym miasteczku. Łatwiej teraz wiązałam koniec z końcem, ale najgorsze było jeszcze przede mną.

      W POSZUKIWANIU RATUNKU

      Pewnego dnia usłyszałam złowróżbny głos demona: „Sprawię, że brzuch nabrzmieje ci jak bania”. W jakiś czas później pojawił mi się w brzuchu twardy naciek, który tak urósł, że wyglądałam jak ciężarna. Przestraszona nie na żarty myślałam: „A może Bóg, Stwórca, pomoże mi się uwolnić od koenoe? Czy nie mógłby wysłać dobrego i silniejszego ducha, który by go odpędził?” Szukając odpowiedzi, poszłam do bonoemana, to znaczy do czarownika.

      Pierwszy dał mi tapoes (amulety), ale opuchlizna nie zeszła. Zdecydowana znaleźć na nią jakiś sposób, podróżowałam od jednego bonoemana do drugiego — wszystko na próżno. Między jedną wizytą a drugą uprawiałam pole, żeby zdobyć pieniądze, za które kupowałam piwo, wino, szampan i przepaski na biodra. Były to honoraria dla czarowników. Często radzili mi: „Uklęknij przed koenoe. Uznaj go za swego pana. Oddaj mu cześć, a zostawi cię w spokoju”. Ale jak mogłam uklęknąć przed duchem, który mnie dręczył i chciał zabić? Przenigdy!

      Wypełniałam jednak rozpaczliwie wszystkie polecenia czarowników. Jeden z nich zajmował się mną przez pięć miesięcy. Kąpał mnie w ziołach, a do oczu wcisnął mi sok z 11 różnych roślin. „Trzeba je oczyścić”, mówił, gdy krzyczałam z bólu. Po skończonej kuracji wróciłam do domu — bez grosza, wymęczona i jeszcze bardziej chora niż przedtem.

      „NADSZEDŁ TWÓJ KRES”

      Syn, który mieszka w Holandii, przysłał mi pieniądze, żebym mogła dalej szukać pomocy. Wybrałam się do stolicy do lekarza. Zbadał mnie i orzekł: „Nic tu nie poradzę. Proszę iść do bonoemana”. Spróbowałam więc szczęścia u medium spirytystycznego z Indii, ale znowu na próżno. Postanowiłam wrócić do swej wioski, lecz zdołałam dotrzeć zaledwie do stolicy, do domu jednej z córek. Załamałam się tam — wyczerpałam wszystkie swoje siły i fundusze. Straciłam 17 lat i 15 tysięcy guldenów (8300 dolarów), bezskutecznie szukając ratunku. Miałam lat 57.

      Wtedy demon powiedział: „Nadszedł twój kres. Skończę z tobą”.

      „Ale ty nie jesteś Bogiem”, wołałam, „nie jesteś Jezusem”.

      „Nawet Bóg mnie nie powstrzyma”, odparł. „Twoje dni są policzone”.

      OSTATECZNA WALKA

      Minęło kilka tygodni. Sąsiadka córki, Meena, która była pełnoczasową głosicielką wyznania Świadków Jehowy, zapytała ją, jak się czuję, i oświadczyła: „Tylko Biblia może pomóc twojej mamie”. Usłyszałam tę rozmowę i chciałam do nich podejść, ale po drodze coś mnie powaliło na ziemię. Meena podbiegła i powiedziała: „Ten demon nie da pani spokoju. Nikt poza Jehową pani nie pomoże”. Pomodliła się ze mną do Jehowy i zaczęła mnie odwiedzać. Im częściej jednak przychodziła, tym gwałtowniejsze były ataki demona. Nocą trzęsłam się tak silnie, że nikt w domu nie mógł spać. Przestałam jeść i chwilami zupełnie traciłam świadomość.

      Stan mój pogorszył się do tego stopnia, że z głębi kraju przyjechali synowie i chcieli mnie zabrać, żebym mogła umrzeć w swojej wiosce. Nie zgodziłam się, bo byłam za słaba, by wyruszyć w taką podróż. Ponieważ czułam, że zbliża się śmierć, wezwałam znajomą głosicielkę, chcąc się z nią pożegnać. Meena wyjaśniła na podstawie Biblii, że choćbym nawet umarła, mogę mieć nadzieję na zmartwychwstanie.

      „Zmartwychwstanie? Jak to rozumieć?”

      „Bóg może panią wskrzesić do życia w raju”, odparła. Zabłysnął mi promyk nadziei!

      Jednakże tej nocy demon znowu mną owładnął. Wpadłam w trans i wydawało mi się, że widzę koeneo a za nim tłumy ludzi. Szydził: „Ona myśli, że zmartwychwstanie”. A ludzie zanosili się od śmiechu. Ale wtedy pierwszy raz w życiu zawołałam: „Jehowo! Jehowo!” Nie umiałam powiedzieć nic więcej. I demon mnie opuścił!

      Synowie zjawili się ponownie i błagali: „Mamo, nie umieraj w mieście. Pozwól, że odwieziemy cię do twojej wioski”. Odmówiłam, bo chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o Jehowie. „Dobrze”, odpowiedziałam, „może i umrę, ale przynajmniej będę służyła Stwórcy”.

      MOCNA WIEŻA

      Meena i inni Świadkowie w dalszym ciągu mnie odwiedzali. Nauczyli mnie modlić się do Jehowy. Opowiedzieli mi o kwestii spornej między Jehową a Szatanem oraz o tym, jak Szatan sprowadził cierpienia na Hioba, aby go zmusić do sprzeniewierzenia się Bogu. Umocniło mnie to w postanowieniu, żeby za nic w świecie nie oddawać czci demonom. Świadkowie przeczytali mi werset, który szczególnie wzięłam sobie do serca: „Imię Jehowy jest mocną wieżą. Tam wbiega sprawiedliwy i znajduje ochronę” (Prz. 18:10).

      Powoli odzyskałam siły. Kiedy odwiedził mnie jeden z synów, kazałam mu poczekać przed domem. Ubrałam się i wpuściłam bluzkę w spódnicę, żeby zobaczył, iż opuchlizna prawie znikła. Potem wyszłam na zewnątrz.

      „Czy to mama Lintina?”, zapytał z niedowierzaniem.

      „Tak, to ja — dzięki Jehowie, mojemu Bogu!”

      ZAJMUJĘ STANOWISKO

      Kiedy mogłam już trochę chodzić, udałam się do Sali Królestwa Świadków Jehowy. Bracia udzielili mi tam tylu zachęt, że odtąd zaczęłam regularnie uczęszczać na zebrania. Kilka miesięcy później wyruszyłam ze Świadkami do publicznej służby kaznodziejskiej. Niedługo potem zgłosiłam się do chrztu i zostałam służebnicą Jehowy, mojego ukochanego Wybawcy. Miałam wtedy 58 lat.

      Ale musiałam jeszcze coś zrobić. Przed laty, gdy mieszkałam w wiosce, zbudowałam w swojej chacie ołtarz, na którym składałam ofiary przodkom. Ponieważ chciałam być czysta pod względem duchowym, musiałam go teraz zniszczyć. Mogło to wywołać wrzawę, poprosiłam więc Jehowę o pomoc. Kiedy podeszłam do chaty i otwierałam drzwi, ktoś krzyknął: „Pingos!” (Dzikie świnie!) Stado akurat przemierzało wyspę i kierowało się ku rzece, aby przepłynąć na drugi brzeg. Nasza osada w mgnieniu oka opustoszała, bo zarówno młodzi, jak i starzy rzucili się na tę łatwą zdobycz. Wzruszona uklękłam i podziękowałam Jehowie. Potem szybko wywlokłam ołtarz na dwór, oblałam go naftą i podpaliłam. Zanim ludzie przyszli z powrotem, spłonął. Oczywiście zorientowali się, co zrobiłam, ale było już za późno. Mogłam spokojna wrócić do stolicy.

      SZCZĘŚCIE W MIEJSCE UDRĘKI

      Potem nastąpiły dalsze błogosławieństwa. Syn z Holandii nie uwierzył, gdy mu opowiedziano, co się ze mną dzieje. Wsiadł w samolot i przyleciał do Surinamu, żeby sprawdzić to osobiście. Był tak uszczęśliwiony widząc, iż wyzdrowiałam, że kupił mi w stolicy wygodny dom, w którym obecnie mieszkam. Jakże wielka zmiana dokonała się w moim życiu! Z wynędzniałej niewolnicy demonów stałam się służebnicą Jehowy, doznającą Jego troskliwej opieki.

      Dziś, 11 lat po moim chrzcie, mam jeszcze więcej powodów do wdzięczności. Liczne błogosławieństwa, których zaznałam, skłoniły troje mych dzieci i jednego z zięciów do zainteresowania się prawdą. Po pewnym czasie oni również oddali się Jehowie Bogu. Prócz tego wielokrotnie opowiadałam swe przeżycia osobom, z którymi inni głosiciele studiowali Biblię i którym brakowało odwagi, by się wyrwać spod władzy demonów. Tak więc nawet tamte koszmarne lata przyczyniają się obecnie do obwieszczania Królestwa.

      Trudno mi wyrazić słowami, jak wdzięczna jestem Jehowie, mojemu Bogu, który wyciągnął do mnie swą pomocną dłoń. Jehowa naprawdę był dla mnie dobry (por. Ps. 18:18-20, Biblia warszawska).

      [Ilustracja na stronie 5]

      Lintina van Geehen wyzwoliła się z więzów spirytyzmu i przekonała, że „imię Jehowy jest mocną wieżą”

      [Ilustracja na stronie 7]

      W głębi Surinamu jeszcze wiele ludzi tkwi w niewoli spirytyzmu

Publikacje w języku polskim (1960-2026)
Wyloguj
Zaloguj
  • polski
  • Udostępnij
  • Ustawienia
  • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
  • Warunki użytkowania
  • Polityka prywatności
  • Ustawienia prywatności
  • JW.ORG
  • Zaloguj
Udostępnij