BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy
BIBLIOTEKA INTERNETOWA
Strażnicy
polski
  • BIBLIA
  • PUBLIKACJE
  • ZEBRANIA
  • Spis treści
    Przebudźcie się! — 1991 | 8 grudnia
    • Spis treści

      8 grudnia 1991

      Rodziny — zacieśniajcie więź uczuciową, dopóki nie jest za późno

      Życie rodzinne zamiera i tracą na tym głównie dzieci. Jak można temu zapobiec, zanim będzie za późno? Rodziny z różnych części świata skutecznie sobie radzą z tym problemem.

      3 Rodziny — zacieśniajcie więź uczuciową, dopóki nie jest za późno

      5 Miłość od pierwszego wejrzenia — i już na zawsze!

      9 Jak wychowuje się dzieci w różnych krajach świata — miłość, karność, dobry przykład, wartości duchowe

      16 „Ja za niego patrzę, a on za mnie chodzi”

      17 Młodzi ludzie pytają:

      Czy kpiny mogą komuś zaszkodzić?

      23 Zdumiewająca wełna

      26 Raclette — z górskiej hali na stół

      28 Obserwujemy świat

      30 Skorowidz tematów omówionych w Przebudźcie się! w roku 1991

      31 Konstrukcja muszli

      Dlaczego chrześcijanie nie obchodzą Bożego Narodzenia 14

      Skąd pochodzi Boże Narodzenie? Dlaczego nie podoba się Jezusowi?

      „Nigdy nie mów nigdy!” 20

      Lekarze czasem utrzymują, że nie przeżyjesz, ale mogą się mylić. Właśnie tak było tym razem.

  • Rodziny — zacieśniajcie więź uczuciową, dopóki nie jest za późno
    Przebudźcie się! — 1991 | 8 grudnia
    • Rodziny — zacieśniajcie więź uczuciową, dopóki nie jest za późno

      „Rodzina to najstarsza i pod niejednym względem najważniejsza instytucja ludzka. Jest to podstawowa komórka społeczna. Całe cywilizacje ostawały się lub przemijały zależnie od siły czy słabości rodziny” (The World Book Encyclopedia, wydanie 1973).

      RODZINA stanowi dla dzieci coś w rodzaju parasola ochronnego. Tymczasem obecnie w wielu częściach świata parasol ten jest dziurawy, w innych — złożony i wciśnięty w kąt. Tradycyjny model rodziny częstokroć uważa się za staromodny. Ojcowie przedstawiani w komediach telewizyjnych są na ogół nieporadni, matki — nieco sprytniejsze, a najmądrzejsze są dzieci.

      Niewierność małżeńska stała się czymś nagminnym. W niektórych krajach uprzemysłowionych na dwa małżeństwa zawierane po raz pierwszy — jedno się rozchodzi. W miarę wzrostu wskaźnika rozwodów przybywa rodzin niepełnych. Coraz częściej dwoje ludzi żyje ze sobą bez ślubu. Homoseksualiści próbują nadać swym związkom czcigodny charakter, składając ślubowanie małżeńskie. W kinach i na wideokasetach króluje seks i zboczenia. W szkołach uznaje się czystość moralną za niepraktyczną, a dla zabezpieczenia przed skutkami niemoralności rozdaje się prezerwatywy, co i tak okazuje się zawodne. Gwałtownie szerzą się choroby przenoszone przez kontakty płciowe, równie szybko rośnie liczba nastolatek w ciąży. Najbardziej cierpią na tym dzieci — jeśli się im w ogóle pozwoli przyjść na świat. To one najwięcej tracą na rozpadzie tradycyjnej rodziny.

      Już przed laty Alexis Carrel, laureat nagrody Nobla, ostrzegał w książce Człowiek — istota nieznana: „Społeczeństwo współczesne popełniło poważny błąd, zastępując od najwcześniejszych lat wychowanie rodzinne szkołą. (...) [Kobiety pozostawiają] swe dzieci w ‚ogródkach dziecięcych’ [dzisiaj nawet w żłobku], aby zająć się swą karierą, ambicjami światowymi, przyjemnościami płciowymi, fantazjami literackimi lub artystycznymi, albo po prostu aby grać w brydża, chodzić do kina, tracić czas w pracowitym lenistwie. Doprowadziły tym do wygaśnięcia grupy rodzinnej, w której dziecko rosło w towarzystwie dorosłych, wiele się od nich ucząc. (...) Aby rozwijać się, jednostka potrzebuje względnej samotności i troskliwości małej grupy rodzinnej” (strona 228, tłum. R. Świętochowski).

      Jakiś czas temu aktor komediowy Steve Allen mówił o zamachu przeciwko rodzinie, którego dopuszcza się telewizja, eksponując nieprzyzwoitą mowę i niemoralność. Oświadczył: „Strumień ten spycha nas wszystkich wprost do rynsztoka. Już nie tylko niewybredna telewizja kablowa, ale także sieci telewizyjne dbające niegdyś o wysoki poziom propagują teraz język, jakiego rodzice zabraniają używać dzieciom. Programy, w których młodzi i starzy używają wulgarnych słów, jedynie potwierdzają upadek amerykańskiej rodziny”.

      Jaką spuściznę zostawia swym dzieciom obecne społeczeństwo? Poczytaj gazety, pooglądaj telewizję albo filmy wideo, posłuchaj wieczornych wiadomości radiowych lub muzyki rap, przypatrz się postępowaniu otaczających cię dorosłych. Dzieci są karmione bezwartościową papką, wyjaławiającą je pod względem duchowym i uczuciowym. Były angielski minister oświaty sir Keith Joseph powiedział: „Jeśli chce się zniszczyć państwo, trzeba pozbawić wartości jego walutę. Aby zniszczyć społeczeństwo, wystarczy pozbawić wartości moralnej jego dzieci”. Taka demoralizacja postępuje obecnie w zastraszającym tempie. Dużo się mówi o przestępczości wśród młodzieży, ale chyba więcej należałoby mówić o winie, jaką ponoszą za to dorośli.

      To się na nas zemści

      Na początku bieżącego roku Geneva B. Johnson, prezes i dyrektor naczelny amerykańskiej sieci poradni rodzinnych (Family Service America), oświadczyła w pewnej prelekcji: „Rodzina jest ciężko, może nawet śmiertelnie chora”. Wspomniała w związku z tym o „ponurych widokach na przyszłość dla naszych dzieci”, po czym ostrzegła: „Godzenie się na to, by tyle naszych dzieci miało marne warunki mieszkaniowe, marne jedzenie, marną opiekę lekarską i marne wykształcenie, a tym samym stawało się wyrzutkami bogatego społeczeństwa, z pewnością się na nas zemści”. Już tak się dzieje. Można się o tym dowiedzieć z prasy, radia lub telewizji. Oto kilka przykładów:

      Judonne wyciąga pistolet i trzykrotnie wypala w pierś Jermaine’a, zabijając go na miejscu. Jermaine miał 15 lat, Judonne — 14. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Pokłócili się o dziewczynę.

      Sto osób przybywa na pogrzeb 16-letniego Michaela Hilliarda. Strzelono mu w tył głowy, gdy odchodził po sprzeczce podczas meczu koszykówki.

      W nowojorskim Brooklynie trzech nastolatków próbowało podpalić bezdomne małżeństwo. Gdy nie poskutkował spirytus, użyli benzyny. Tym razem się powiodło.

      Na Florydzie pięciolatek uśmiercił raczkujące dziecko, zrzucając je z czwartego piętra na klatce schodowej.

      W Teksasie 10-letni chłopiec zabił z pistoletu kolegę, a jego ciało ukrył pod domem.

      W stanie Georgia 15-letni uczeń pchnął nożem dyrektora, który udzielał mu nagany.

      Członkowie nowojorskiego gangu, w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat, uzbrojeni w kije baseballowe, rury, siekiery, noże i topór rzeźniczy, poszli się „wyszaleć” pod obóz bezdomnych. Wielu zranili, a jednemu poderżnęli gardło. Dlaczego? Inspektor śledczy wyjaśnił: „Napadli na bezdomnych wyłącznie dla zabawy”.

      W Detroit 11- i 15-latek zgwałcili dwuletnią dziewczynkę. Swą ofiarę podobno porzucili na śmietnisku.

      W szkole podstawowej w Cleveland czterech chłopców w wieku od sześciu do dziewięciu lat zgwałciło 9-letnią uczennicę. Felietonista Brent Larkin tak skomentował ten wypadek w lokalnej gazecie The Plain Dealer: „Wymownie świadczy on o tym, co się dzieje w naszym kraju, o tym, że nasz system wartości zmierza wprost do rynsztoka”.

      Doktor Leslie Fisher, wykładowca psychologii na Uniwersytecie Stanowym w Cleveland, upatruje winowajcy w telewizji. Nazwał ją „wielką machiną od seksu” i dodał: „oglądają to 8- i 9-letnie dzieciaki”. Winą za rozkład amerykańskiej rodziny obarczył też rodziców: „Mamusia i tatuś są tak zajęci swymi sprawami, że nie mają czasu zadbać o własne dzieci”.

      Kto sieje wiatr...

      Do demoralizacji młodzieży i rozpadu rodziny mocno przyczyniają się środki masowego przekazu, przemysł rozrywkowy i wszyscy inni, którzy zarabiają na odwoływaniu się do najniższych instynktów, propagując seks, przemoc i zepsucie. Sprawdza się tu przysłowie: „Kto sieje wiatr, zbiera burzę” oraz „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz” — a będzie to sen koszmarny.

      Czy społeczeństwo wychowuje pokolenie dzieci nie mających sumienia? Pytanie to postawiono po słynnym napadzie w nowojorskim Parku Centralnym, gdzie gang włóczących się nastolatków pobił i zgwałcił 28-letnią kobietę. Sprawcy sądzili, że umarła. Według policjantów byli „bezczelni i pozbawieni skrupułów”, a gdy ich aresztowano, „dowcipkowali, rozmawiali sobie i śpiewali”. Pytani o motywy, odpowiedzieli: „Chcieliśmy się zabawić”. „Nudziło się nam”. „Wreszcie coś się działo”. Tygodnik Time określił ich mianem „kalek psychicznych”, którzy „zatracili właściwość psychiczną zwaną sumieniem — a może nawet nigdy jej nie rozwinęli”.

      W magazynie U.S.News & World Report napisano: „Naród ten musi coś zrobić, żeby zapobiec pojawieniu się kolejnej generacji dzieci pozbawionych sumienia”. Na niebezpieczeństwo to zwraca uwagę znany psycholog dr Ken Magid wraz z Carole McKelvey w bulwersującej książce High Risk: Children Without a Conscience (Wielkie niebezpieczeństwo — dzieci bez sumienia). Przykłady poświadczone opiniami wielu psychologów i psychiatrów najzupełniej potwierdzają wniosek Magida, że przyczyna zła tkwi w braku silnej więzi między rodzicami a dzieckiem już w chwili narodzin, jak również w następnych latach, kształtujących jego osobowość.

      Właśnie w tym ważnym okresie — dopóki jeszcze nie jest za późno — rodziny muszą zacieśniać więź uczuciową.

  • Miłość od pierwszego wejrzenia — i już na zawsze!
    Przebudźcie się! — 1991 | 8 grudnia
    • Miłość od pierwszego wejrzenia — i już na zawsze!

      „GDY się przyjrzeć dziecku tuż po urodzeniu, widać, że jest nadzwyczaj czujne i dostrojone do otoczenia” — mówi dr Cecilia McCarton z Wydziału Medycyny College’u im. Alberta Einsteina w Nowym Jorku. „Reaguje na dźwięki, na obecność matki i wpatruje się w jej twarz”. Matka zaś utrzymuje ze swym maleństwem kontakt wzrokowy. Jest to miłość od pierwszego wejrzenia — dla obojga!

      Więź ta powstaje automatycznie, jeśli poród odbywa się w sposób naturalny, a więc bez środków znieczulających, które przytępiają zmysły matki i dziecka. Płacz noworodka pobudza jej organizm do wytwarzania pokarmu, a dotyk jego skóry uwalnia hormon zmniejszający krwawienie poporodowe. Dziecko ma zakodowane w mózgu zachowanie, które zjednuje mu sympatię drugich — płacze, ssie, gaworzy, śmieje się i radośnie fika, by zwrócić uwagę mamy. To głównie dzięki więzi z nią poznaje, czym jest miłość, troska i zaufanie. Wkrótce rośnie też znaczenie kontaktów z ojcem. Chociaż nie są one tak zażyłe jak stosunki z matką, to uzupełniają je o inne ważne elementy: poszturchiwanie, łaskotki i delikatne tarmoszenie, na które podniecony bobas reaguje śmiechem, wymachując rączkami i nóżkami.

      Doktor Richard Restak wyjaśnia, że noworodki trzeba brać na ręce i przytulać, bo stanowi to dla nich pewnego rodzaju odżywkę: „Dotyk jest równie konieczny dla normalnego rozwoju niemowlaka jak jedzenie i tlen. Kiedy matka bierze go w ramiona i przytula, następuje zharmonizowanie mnóstwa procesów psychobiologicznych”. Dzięki takiemu obchodzeniu się z dzieckiem w jego mózgu rozwija się wręcz „inny układ bruzd i zakrętów”.

      Nie dopuścić do zobojętnienia

      Niektórzy są zdania, że jeśli więź między matką a dzieckiem nie wytworzy się w chwili narodzin, grozi to tragedią. Bynajmniej. W następnych tygodniach troskliwa matka ma setki sposobności do wzmacniania tej więzi. Niemniej dłuższy brak takich czułych kontaktów może mieć fatalne konsekwencje. Doktor Restak zaznacza: „Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem przez całe życie, ale najbardziej w ciągu pierwszego roku po urodzeniu. Gdyby niemowlę pozbawić światła, możliwości spoglądania na ludzką twarz, radości, jaką mu daje podnoszenie, tulenie, mówienie do niego, pieszczenie i głaskanie, to nie wytrzymałoby tego”.

      Dzieci płaczą z wielu powodów. Najczęściej chcą w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Gdy im się to nie udaje, po jakimś czasie przestają płakać. Czują, że ich opiekun nie reaguje. Potem znowu zaczynają. Jeżeli w dalszym ciągu nic nie skutkuje, tracą poczucie bezpieczeństwa. Próbują krzyczeć jeszcze głośniej. A jeśli przez dłuższy czas nikt się nimi nie interesuje i powtarza się to często, czują się porzucone. Najpierw się denerwują, a nawet złoszczą, ale w końcu rezygnują. Obojętnieją. Nie będąc kochane, nie uczą się kochać. Nie kształtują sumienia. Nie ufają nikomu i na nikim im nie zależy. Stwarzają później trudności wychowawcze, a w skrajnych wypadkach stają się psychopatami niezdolnymi do odczuwania skruchy za przestępstwa.

      Miłość od pierwszego wejrzenia to jeszcze nie wszystko. Musi być okazywana stale i przejawiać się nie tylko w słowach, ale i w czynach. „Nie miłujmy słowem ani językiem, lecz uczynkiem i prawdą” (1 Jana 3:18). Nie szczędź więc swym pociechom uścisków i całusów. Jak najwcześniej, dopóki nie jest za późno, zacznij w nie wszczepiać zasady ze Słowa Bożego, Biblii. Wtedy będzie można odnieść do nich słowa napisane do Tymoteusza: „Od niemowlęctwa znasz święte pisma, które potrafią udzielić ci mądrości” (2 Tymoteusza 3:15). Codziennie poświęcaj im czas — zarówno w dzieciństwie, jak i w okresie dorastania. „Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Powtórzonego Prawa 6:6, 7, BT).

      ‛Czasem płaczemy, ale to dla naszego dobra’

      Karcenie to dla niejednego drażliwy temat. Niemniej gdy jest właściwie udzielane, stanowi istotny wyraz miłości rodzicielskiej. Zrozumiała to pewna dziewczynka. Przygotowała laurkę „Dla ukochanej Mamuni”. Narysowała na niej kredkami złote słońce, ptaszki i czerwone kwiatuszki i napisała: „To dla Ciebie, bo wszyscy Cię kochamy. Tą laurką chcemy Ci podziękować. Kiedy dostajemy słabe stopnie, podpisujesz nam dzienniczek. Kiedy jesteśmy niegrzeczni, dajesz nam klapsa. Czasem płaczemy, ale wiemy, że to dla naszego dobra. (...) Chcę Ci powiedzieć, że Cię ogromnie kocham. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Mocno Cię całuję. Michele”.

      Michele zgadza się z wersetem z Księgi Przysłów 13:24: „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go — w porę go skarci” (BT). Rózga symbolizuje władzę rodzicielską, a użycie jej wcale nie musi oznaczać bicia. Kara może być różna, zależnie od dziecka i rodzaju wykroczenia. Czasem wystarczy życzliwe upomnienie, ale upór niekiedy wymaga bardziej stanowczych kroków: „Nagana głębiej działa na mądrego niżeli na głupiego sto batów” (Przysłów 17:10, BT). Przydatna jest też inna rada: „Samymi słowami sługi się nie poprawi, bo choć je rozumie, nie bierze ich pod uwagę” (Przypowieści [Przysłów] 29:19, Bw).

      W Biblii słowo „karcić” znaczy pouczać, szkolić, strofować — nawet sprawić lanie, jeśli miałoby to wpłynąć na poprawę zachowania. W Liście do Hebrajczyków 12:11 czytamy: „Co prawda żadne karcenie zrazu nie wydaje się radosne, lecz zasmuca; później jednak ci, którzy przez nie zostali wyćwiczeni, zbierają pokojowy owoc, mianowicie sprawiedliwość”. Rodzice nie powinni być przy tym nadmiernie surowi: „Ojcowie, nie rozgoryczajcie swych dzieci, żeby nie popadły w przygnębienie” (Kolosan 3:21). Nie mogą też być zbyt pobłażliwi: „Rózga i upomnienie, te dają mądrość; ale chłopiec puszczony luzem będzie matce przynosił wstyd” (Przysłów 29:15). Pobłażliwość niejako informuje dziecko: „Rób, co chcesz, tylko daj nam spokój”, natomiast karcenie mówi mu: „Postępuj właściwie, zależy nam na tobie”.

      W tygodniku U.S.News & World Report z 7 sierpnia 1989 roku słusznie powiedziano: „Jeżeli rodzice nie są przesadnie surowi, ale zakreślają wyraźne granice i są konsekwentni, jest znacznie bardziej prawdopodobne, że ich dzieci dużo osiągną i będą umiały współżyć z innymi”. Na koniec napisano: „Wśród wszystkich tych danych naukowych chyba najbardziej rzuca się w oczy wniosek, że tak naprawdę w każdej rodzinie liczy się miłość i zaufanie oraz ustalenie rozsądnych granic, a nie mnóstwo szczegółów technicznych. Rzeczywistym celem karcenia (...) nie jest samo karanie nieposłusznych dzieci, ale pouczanie, kierowanie i pomoc w kształtowaniu kręgosłupa moralnego”.

      Słyszą słowa, naśladują czyny

      W czasopiśmie The Atlantic Monthly opublikowano artykuł o karceniu, rozpoczynający się stwierdzeniem: „Od dziecka można oczekiwać przykładnego zachowania tylko wtedy, gdy jego rodzice postępują według zasad, których go uczą”. Nieco dalej uwypuklono znaczenie posiadania kręgosłupa moralnego: „Nastolatki nie sprawiające kłopotów na ogół miały odpowiedzialnych, uczciwych, opanowanych rodziców, żyjących zgodnie z wyznawanymi przez siebie zasadami i zachęcających do tego dzieci. Kiedy w ramach badań młodzież ta została wystawiona na wpływ zbuntowanych rówieśników, jej zachowanie nie uległo trwałym zmianom. Zbyt mocno już przyswoiła sobie zasady rodziców”. Prawdziwe okazało się przysłowie: „Wdrażaj chłopca w prawidła jego drogi, nie zejdzie z niej i w starości” (Przysłów 22:6, BT).

      Rodzice, którzy sami nie przestrzegali sprawiedliwych mierników, nie zdołali też ich wszczepić dzieciom. „Nie były one w stanie przyswoić sobie tych zasad”. Badania wykazały, że „wszystko zależało od tego, jak ściśle rodzice trzymali się norm, które usiłowali przekazać dzieciom”.

      Pokrywa się to z wypowiedzią pisarza Jamesa Baldwina: „Dzieci nigdy nie lubiły słuchać starszych, ale zawsze świetnie ich naśladowały”. Jeżeli kochasz swe pociechy i chcesz im wpoić wartościowe zasady, stosuj najskuteczniejszą ze wszystkich metod: sam dawaj dobry przykład. Nie wzoruj się na uczonych w Piśmie i faryzeuszach, których Jezus potępił jako obłudników, mówiąc: „Dlatego wszystko, co wam powiadają, czyńcie i zachowujcie, ale nie postępujcie według ich uczynków, bo mówią, ale nie wykonują” (Mateusza 23:3). Nie bądź też jak ludzie, których apostoł Paweł oskarżył słowami: „Ty, który uczysz drugich, sam siebie nie uczysz. Głosisz, że nie wolno kraść, a kradniesz” (Rzymian 2:21, BT).

      Wielu uważa dziś Biblię za staromodną, a jej rady za niepraktyczne. Jezus kwestionuje taką postawę, oznajmiając: „Usprawiedliwiona została mądrość przez wszystkie dzieci swoje” (Łukasza 7:35, Bw). Poniższe relacje rodzin z wielu krajów potwierdzają prawdziwość jego słów.

      [Ilustracja na stronie 7]

      Ścisła więź z matką sprzyja emocjonalnemu rozwojowi dziecka

      [Ilustracja na stronie 8]

      Również chwile spędzone z ojcem mają dla dziecka ogromne znaczenie

  • Jak wychowuje się dzieci w różnych krajach świata — miłość, karność, dobry przykład, wartości duchowe
    Przebudźcie się! — 1991 | 8 grudnia
    • Jak wychowuje się dzieci w różnych krajach świata — miłość, karność, dobry przykład, wartości duchowe

      RODZICE z różnych krajów nadesłali nam swoje uwagi na temat tego, jak udało się im dobrze wychować dzieci. Wszyscy są Świadkami Jehowy, toteż w swych wypowiedziach podkreślają potrzebę uwzględniania czterech czynników wymienionych w tytule. Poniższe fragmenty ilustrują jedynie kilka aspektów ich metod wychowawczych.

      Hawaje

      „Biblia mówi, że miłość to ‚największy’ ze wszystkich przymiotów. Jej drogocenny blask powinien opromieniać dom i rodzinę. Oboje z Carol staramy się przejawiać ten Boski przymiot w naszym małżeństwie. Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Lubimy przebywać ze sobą. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że sukces w wychowywaniu dzieci w dużej mierze zależy od tego, czy rodzice są szczęśliwym małżeństwem.

      „Pamiętam do dziś przejmujące uczucia, które zawładnęły moim sercem po urodzeniu się naszego pierwszego dziecka. Przyjście na świat tej nowej istotki wprawiło nas w zachwyt i zdumienie. Widziałem, jak uszczęśliwiona była Carol, gdy karmiła Rachelkę. Ja też się cieszyłem, ale jednocześnie odczuwałem odrobinę niechęci i zazdrości. Między moją żoną i córką wytwarzała się więź, a co ze mną? Miałem wrażenie, że zostałem odepchnięty na margines naszej rodziny, wprawdzie delikatnie, ale przecież odepchnięty. Z pomocą Jehowy udało mi się szczerze porozmawiać o moich odczuciach i obawach z Carol, a ona okazała mi dużo zrozumienia.

      „Odtąd i ja coraz bardziej przywiązywałem się do naszego dziecka, pomagając w wykonywaniu nawet najmniej przyjemnych obowiązków, że wymienię choćby pranie brudnych pieluch, które jest niezapomnianym doświadczeniem. Po Racheli mieliśmy jeszcze pięcioro dzieci. Ostatnim jest ośmioletnia Rebeka. Z każdym prowadziliśmy osobne studium Biblii.

      „Jeszcze coś o wychowywaniu małych dzieci. Oboje lubiliśmy rozmawiać z naszymi pociechami od chwili ich narodzin. Poruszaliśmy mnóstwo tematów. Czasem mówiliśmy o Jehowie i Jego przepięknych, zadziwiających dziełach, a kiedy indziej o różnych wesołych głupstewkach. Oczywiście staraliśmy się je czegoś nauczyć, ale przede wszystkim był to po prostu miły wypoczynek w gronie rodzinnym. Myślę, że te pogawędki bardzo umocniły naszą więź z dziećmi. Niewątpliwie przyczyniły się też do stworzenia w naszym domu atmosfery zrozumienia.

      „Jehowa nauczył nas, jak cenne są sprawy duchowe i jak wiele znaczy dawanie siebie. Nigdy nie opływaliśmy w dostatki, ale tak naprawdę nigdy o to nie zabiegaliśmy ani do tego nie tęskniliśmy. Gdybyśmy więcej czasu poświęcali na gonitwę za pieniędzmi, nie wystarczyłoby go dla Jehowy i naszych dzieci. Dokonaliśmy właściwego wyboru”. (Dalsze spostrzeżenia pochodzą od Carol).

      „Sądzę, że karmienie dziecka piersią niezwykle przybliża je do matki. Tyle czasu przytulasz je i nosisz, że siłą rzeczy wytwarza się między wami więź. Matka nie może odchodzić od swego maleństwa na dłużej niż 2 do 4 godzin. Oboje byliśmy zgodni co do tego, że nigdy nie będziemy pozostawiać naszych dzieci z opiekunką. Zawsze sama chciałam je uczyć i obserwować, jak rosną. Toteż gdy były małe, nie pracowałam zawodowo. Myślę, że pomogło im to pojąć, jak bardzo są dla nas ważne. Najlepszym sposobem zacieśniania więzi z dziećmi jest spędzanie z nimi czasu. Nic nie zastąpi twej obecności w domu, żadne dobra materialne nie zastąpią ciebie.

      „Okres dorastania dzieci okazał się niełatwy tylko z jednego powodu — musiałam się pogodzić z tym, że one dorośleją. Niezmiernie trudno mi było przyjąć do wiadomości, że już mnie tak bardzo nie potrzebują i stają się samodzielne. Przeżywa się wtedy trochę niepokoju, bo jest to sprawdzian pracy, którą się włożyło w uczenie, karcenie i kształtowanie charakteru. Gdy dzieci mają już kilkanaście lat, wtedy jest na to zdecydowanie za późno — za późno, żeby próbować w nie wpajać zasady moralne, miłość do ludzi, a zwłaszcza miłość do Jehowy. Trzeba im to wszczepiać od dzieciństwa.

      „Masz 12 lat na to, by zrobić swoje, zanim zacznie się ten przełomowy okres wchodzenia w dorosłe życie. Ale jeśli starasz się usilnie stosować do zasad biblijnych, będziesz zbierać plon radości i pokoju, gdy twoje dzieci ze szczerego serca zdecydują się służyć Jehowie” (Carol i Edward Owens).

      Zimbabwe

      „‛Dzieci są dziedzictwem od Jehowy’. Tak mówi Biblia w Psalmie 127:3. Pamiętanie o tym pomogło nam jako rodzicom troszczyć się o to dziedzictwo w miarę naszych najlepszych możliwości. Bardzo nam zależało, żeby robić różne rzeczy całą rodziną — razem się modliliśmy, studiowaliśmy Biblię, wielbiliśmy Boga, razem pracowaliśmy, razem odwiedzaliśmy przyjaciół, razem się bawiliśmy.

      „Czasem dzieci trzeba było skarcić. Pewnego razu kilkunastoletni syn wrócił późno do domu. Niepokoiliśmy się o niego, tymczasem on tłumaczył się dość niejasno. Wyczuliśmy, że coś jest nie w porządku, ale postanowiliśmy odłożyć sprawę do rana. Około północy usłyszeliśmy pukanie do drzwi sypialni. Był to nasz syn; miał łzy w oczach.

      „‚Tato, mamo, nie mogłem spać przez ostatnie cztery godziny, a wszystko dlatego, że nie posłuchałem, czego uczyliście mnie z Biblii o złym towarzystwie. Dzisiaj po lekcjach koledzy namówili mnie, żebym poszedł z nimi popływać, i jeden chłopak wepchnął mnie pod wodę. Gdyby inny mi nie pomógł, to bym się utopił. Wszyscy się ze mnie śmiali i nazwali mnie tchórzem. Poszedłem prosto do domu, ale zostałem na dworze, bo czułem się winny. Przepraszam, że nie usłuchałem was, gdy na podstawie Biblii ostrzegaliście mnie przed złym towarzystwem’ (1 Koryntian 15:33).

      „Płakał, a my razem z nim. Byliśmy zadowoleni, że czegoś się nauczył, ale też skarciliśmy go, by ta lekcja dobrze zapadła mu w pamięć. Księga Wyjścia 34:6, 7 wskazuje, że Jehowa jest miłosierny i przebacza błędy, ‛lecz bynajmniej nie zapewnia bezkarności’” (Betty i David Mupfururirwa).

      Brazylia

      „Jestem wdową i sama muszę wychowywać syna. Poza tym pracuję jako nauczycielka. Niełatwo jest szkolić i karcić dzieci. Potrzeba jasnego i zrozumiałego pouczania, zrównoważonego karcenia oraz dawania dobrego przykładu. Trudno mi było jednocześnie okazywać stanowczość i wyrozumiałość. Musiałam posiąść sztukę słuchania, a zwłaszcza słuchania sercem. Ogromnie ważne jest, żeby nie tylko mówić do dziecka, ale wciągać je do rozmowy, prowadzić wymianę myśli, skłonić je do wyrażania swych uczuć. Starałam się, by syn czuł się pełnowartościowym członkiem rodziny, więc wdrażałam go w sprawy budżetu domowego. Kiedy przychodził rachunek za światło albo wodę bądź gdy podrożały ubrania czy buty, wspólnie to omawialiśmy.

      „Jeśli dziecko coś dobrze zrobiło, trzeba je szczerze pochwalić. Przy każdej nadarzającej się okazji ukazywałam mu wartość słuchania zasad i praw Bożych. Pewnego razu po kilku upomnieniach musiałam użyć literalnej rózgi. Było to dla mnie niezwykle trudne, ale przyniosło błogosławione rezultaty. Obecnie, gdy syn wchodzi w okres dojrzewania, przeżywamy różne wzloty i upadki, ale potrafimy docenić rolę pouczania i karcenia. Opowiada mi o swych problemach i otwarcie mówi o swoich odczuciach.

      „Muszę dbać o stałe utrzymywanie z nim bliskiego kontaktu. Staram się więc nie angażować zbytnio w pracę świecką, by zawsze mieć czas dla syna. Gdy pojawiają się problemy, wysłuchuję go bardzo uważnie i z pomocą Jehowy je pokonujemy. Pomogłam mu zrozumieć, że ja też popełniam błędy. Kiedyś byłam rozgniewana i kazałam mu ‚się zamknąć’. Odparł, że powiedzenie komuś ‚zamknij się’ świadczy o braku miłości. Miał rację. Tego wieczora bardzo długo ze sobą rozmawialiśmy” (Yolanda Moraes).

      Korea

      „Sumiennie stosowałem zasady biblijne w życiu rodzinnym. Szczególnie głęboko zapadła mi w serce rada z Księgi Powtórzonego Prawa 6:6-9. Starałem się więc możliwie jak najwięcej przebywać z dziećmi, zacieśniać z nimi więź, wpajać prawo Boże w ich umysły i serca. Prócz tego zapraszałem do nas misjonarzy i członków rodziny Betel, żeby dać synom wyobrażenie, czym jest służba pełnoczasowa.

      „Kiedy dzieci stwarzają kłopoty, rodzice przede wszystkim powinni przejawiać owoce ducha. Nietrudno rozgniewać się i stracić panowanie nad sobą. Jednakże my, rodzice, musimy być cierpliwi i świecić przykładem. Trzeba też szanować dzieci i dawać im możliwość wyjaśnienia sytuacji. Jeśli nie ma wyraźnych dowodów winy, zaufaj im i podnieś je na duchu. Gdy musisz skarcić dziecko, najpierw z nim porozmawiaj: wyjaśnij, co zrobiło źle i jaką przykrość sprawiło Jehowie i rodzicom. Dopiero wtedy je ukarz. Moi synowie często mówili później: ‚Tato, nie mam pojęcia, dlaczego byłem niegrzeczny. Głupio się zachowałem’. Dzieci cenią sobie rodziców, którzy troszczą się o nie na tyle, żeby je przywołać do porządku.

      „Rodzice muszą czuwać, by w porę spostrzec złe zachowanie. Kiedy mój starszy syn chodził do dziewiątej klasy, usłyszałem w jego pokoju głośną muzykę rockową. Odkryłem, że zapisał się do kółka samopomocy uczniowskiej i w ten sposób został wystawiony na wpływy świata. Dowiedziałem się, że pod presją kolegów oraz przez ciekawość skosztował papierosów. Porozmawialiśmy o szkodliwości palenia i syn sam doszedł do wniosku, że powinien wystąpić z kółka, co też uczynił. Zyskany w ten sposób wolny czas postanowiliśmy przeznaczyć na zdrowy odpoczynek w gronie rodziny i członków zboru.

      „Na koniec chciałbym powiedzieć, że najważniejszy jest dobry przykład rodziców. Zawsze powtarzałem obu moim chłopcom, iż chciałbym służyć Bogu jako pełnoczasowy głosiciel dobrej nowiny. Pracowałem w fabryce jedwabiu, a gdy mój młodszy syn skończył szkołę, przeszedłem na emeryturę i zrealizowałem swe pragnienie. Ta zdecydowana postawa zachęciła synów do pójścia w moje ślady. Po odbyciu kary więzienia za neutralność obaj podjęli służbę pełnoczasową, w której trwają do dzisiaj” (Shim Yoo Ki).

      Szwecja

      „Wychowaliśmy siedmioro dzieci, dwie dziewczynki i pięciu chłopców. Dzisiaj wszystkie są już dorosłe i bardzo aktywnie głoszą dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Od wczesnego dzieciństwa zabieraliśmy je na zebrania zborowe i do służby polowej. Krok po kroku uczyły się głosić — dzwonić do drzwi, witać się i przedstawiać oraz proponować do przeczytania ulotkę, traktat czy czasopismo. Już od maleńkości wygłaszały przemówienia w teokratycznej szkole służby kaznodziejskiej.

      „Czasem wyłaniały się poważne problemy, wymagające szczególnej uwagi. W takich sytuacjach istotne jest okazywanie miłości i cierpliwości — bez krzyku i kłótni. Trudności rozwiązywaliśmy przez wspólne rozmowy i uwypuklanie punktu widzenia Jehowy. Uczyliśmy dzieci gospodarowania pieniędzmi. Gdy były starsze, roznosiły gazety, zbierały torf, pracowały w ogrodnictwie i tak dalej. Odwiedzając mieszkających daleko dziadków, uświadomiły sobie, jakie kłopoty mają starsi ludzie, i nauczyły się rozumieć ich potrzeby.

      „Z okazji trzydziestej rocznicy ślubu otrzymaliśmy następujący list:

      „‚Kochani Rodzice!

      „‚DZIĘKUJEMY WAM ZA WSZYSTKO! Obdarzyliście nas gorącą miłością, wszczepiliście w nas szczerą wiarę, daliście nam cudowną nadzieję — naszej wdzięczności nie da się wyrazić słowami ani przeliczyć na pieniądze. Wierzymy jednak, że dzięki temu małemu upominkowi zrozumiecie, co do Was, kochani Rodzice, czujemy. Wasze dzieci’.

      „Myśląc o minionych latach poświęconych wychowywaniu dzieci, żywimy głęboką wdzięczność dla Jehowy, naszego niebiańskiego Ojca, który jest dla nas tak miłosierny” (Britta i Bertil Östberg).

      Spostrzeżenia różnych rodziców

      „Jehowa tak to urządził, że karmienie piersią zapewnia dziecku bliski kontakt z matką. Ojciec natomiast może na przykład posiedzieć z nim w fotelu bujanym. Z ogromną przyjemnością niemal co wieczór brałem swe pociechy w ramiona i kołysałem je do snu”.

      „Tylko matki mają przywilej karmienia piersią, ale jako ojciec utrzymywałem z naszymi dziećmi bliski kontakt fizyczny podczas wieczornej kąpieli. Zarówno dla mnie, jak i dla nich była to wspaniała zabawa!”

      „Od czasu do czasu zabieram któreś z dzieci i idziemy coś zjeść tylko we dwoje. Uwielbiają te chwile spędzone sam na sam z tatusiem”.

      „W miarę upływu lat dawaliśmy im więcej swobody i powierzaliśmy więcej obowiązków. Ściśnięta w dłoni sprężyna musi być uwalniana powoli, by nie wyskoczyła w nieprzewidzianym kierunku”.

      „Okazuj mnóstwo serdeczności. Żadne dziecko jeszcze nie umarło od przytulania i pocałunków — ale bez tego mogą umrzeć jego uczucia”.

      „Bądź cierpliwy, nie zniechęcaj ich. Nie praw w kółko morałów. Pozwól im rozwinąć poczucie własnej wartości. Raz skrytykujesz, cztery razy pochwal!”

      „Dawaj im z siebie to, co najlepsze, by stały się jak najlepsze”.

      [Ilustracja na stronie 9]

      Małe dzieci, takie jak Rebeka, potrzebują szczerego uczucia

      [Ilustracja na stronie 10]

      Wspólnie spędzony czas wzmacnia więź uczuciową zespalającą rodzinę

Publikacje w języku polskim (1960-2026)
Wyloguj
Zaloguj
  • polski
  • Udostępnij
  • Ustawienia
  • Copyright © 2025 Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania
  • Warunki użytkowania
  • Polityka prywatności
  • Ustawienia prywatności
  • JW.ORG
  • Zaloguj
Udostępnij